JustPaste.it

Gdzie ten głód?

Maż mój jest wielkim optymistą. Mówi ostatnio do mnie, czy miałabym coś naprzeciwko, gdybyśmy sprzedali nasze zadłużone trzydziestoletnim kredytem mieszkanie i uciekli za granicę z tą kasą, do kraju, w którym za te pieniądze moglibyśmy żyć całe życie, na przykład Etiopii, Taiti. W jego wizji nasze dzieci chodziłyby do szkoły z autochtonami i robiły za krezusów, a byśmy z tych kradzionych pieniędzy, żyli jak królowie i fiskus by nas na tych antypodach nie znalazł. Marzenia…

 

Moja reakcja na jego projekt była prosta. Gdyby Ci mężu mój do domu dzieci przyprowadziły stado biednych, głodnych kolegów i koleżanek ze szkoły, podwórka to rozdałbyś swoje kradzione pieniądze w kilka dni i z podkulonym ogonem albo żył byś równie biednie jak oni, albo wrócił byś do Polski, na poniewierkę skarbową. Głód tam taki, że przez gardło by Ci nie przeszło to Twoje krezusa jedzenie, bez podzielenia się. Na rozmowie poprzestaliśmy, ale zaczęłam się zastanawiać, niejako przy okazji nad tematem ubóstwa. Nie wiem, jak czytelnicy, ale ja mieszkam w średnio dużym mieście. Widzę od czasu do czasu osoby bezdomne, pijane lub nie, zaniedbane, zawszawione, brudne, cuchnące. Rzut beretem od mojego bloku jest bowiem schronisko dla bezdomnych. Widzę ich… a to są ciągle te same osoby, które już wielu numerów próbowało, by albo wyjść z ubóstwa, lub by się za wszelką cenę w nim się utrzymać mimo intensywnych działań opieki społecznej w celu ich „naprawienia”. Nie widziałam nigdy, na „żywo” głodu wyniszczającego człowieka do szkieletu, nie widziałam płaczących z głodu dzieci, nie widziałam, by żebrzący w moim mieście składali się ze skór i kości, wyglądali na całkiem zadbanych. Czy w Polsce istnieje więc ubóstwo? Czy biadolenie internautów, że wysyłamy pomoc do Sudanu, a sami mamy tylu potrzebujących jest słuszne? Szczerze powiem, że temat wydał mi się interesujący. Podaję za „Gazetą Wyborczą: „Bieda to nie tylko bezrobocie, alkoholizm czy wyuczona bezradność. Ubóstwo coraz częściej dotyka osób wykształconych, a nawet pracujących na pełen etat - wynika z raportu "Ubóstwo i wykluczenie społeczne w Polsce", który przytacza gazeta. Problem ubóstwa może dotyczyć nawet 13 mln Polaków. Statystyczny Polak żyjący w biedzie, to nastolatek żyjący na wsi razem z rodzicami i przynajmniej trójką rodzeństwa. Ale to tylko statystyka. Problem ubóstwa coraz częściej dotyka także samotne matki z niepełnosprawnym dzieckiem, kobiet z minimalnymi pensjami, mieszkańców miejskich enklaw biedy, rodzin wielodzietnych czy absolwentów wyższych uczelni.” Czy można jednak rozpatrywać ubóstwo polskie w tych samych kategoriach co ubóstwo w Etiopii, czy Sudanie? Czy istnieje życie na granicy śmierci głodowej w Polsce? Czy jako naród potrafimy się zajmować ubogimi i głodnymi?

W moim mieście istnieje bardzo rozbudowany system pomocy społecznej, jednak stałą opieką i stałymi beneficjentami tejże opieki jest około 100 rodzin. Jak już wspominałam wyżej są to ciągle te same osoby. Ciekawy jest na przykład program dotyczący ochrony osób zagrożonych eksmisją, wchodzą one w kontrakt społeczny i udzielana jest im wszelka pomoc by wyjść z kłopotliwej dla nich sytuacji życiowej. Program ten powoduje również to, że nie powstają w moim mieście slamsy. Mamy dom dla rodzin objętych przemocą domową, osoby, które po dwóch latach wdrażania do społeczności stają na wysokości zadania dostają nawet mieszkania komunalne, pomoc jest wszechstronna i pełna. Jadłodajnia wydaje posiłki dla mieszkańców tych domów wsparcia oraz dla ludzi z miasta, którzy mają kartkę z pomocy społecznej, że potrzebują posiłku.

Gdzie jest więc ta bieda? Gdzie głód? Gdzie ubóstwo? Może jednak wyślijmy butelkę wody do Sudany, Rwandy, czy Etiopii?