JustPaste.it

Nasza bajka

wiosenny sen.

wiosenny sen.

 

09a09933a61d2e323111c196b40e3e87.jpgTrawa. Wysoka. Po kostki, po kolana. Łaskocze łydki, kołysze się na świeżym wietrze. Jest soczysta, zielona, nietknięta ludzką ręką. Biegniemy po niej boso, rosa osiada nam na stopach, smaga delikatnie skórę.

Słońce jeszcze nie wzeszło, jest szaro, głucho. Przez drzewa przedziera się tylko smuga odbitego od jeziora światła. Tworzy nieziemski widok. Wydaje się nam, że jesteśmy gdzieś daleko, dalej niż są w stanie wybiec nasze myśli. Swoista gra światłocieni sprawia, iż stajemy się niewidzialni, zupełnie przejrzyści. Wtapiamy się w zielenie i szarości krzewów. Jesteśmy bezimienni, niematerialni, nie istniejemy. Jesteśmy bytem zawieszonym w przestrzeni.

Słońce wschodzi na nieboskłon, jest jeszcze bladoróżowe, niewyraźne. Nieśmiało wyłania się zza krańca lasu. Pierwsze promienie okalają moją postać. Stoję w białej, krótkiej, przewiewnej sukience. Jest czysta, cienka, koronkowa. Wpatrujesz się we mnie, jakbym była elementem porannej gry kolorów. Masz rozpiętą koszulę, moja ulubioną, odruchowo ściągasz rękawy, aż za przeguby. Twoje stare, wytarte dżinsy mają odcień lekko zielonkawy. To świeża wiosenna roślinność zostawiła na nich swój ślad. Wiatr bije Cię w nagą pierś, Twoja skóra jest usłana gęsią skórką.

Biegnę do Ciebie. Bosa, wolna, prawie nieokryta. Sukienka podwija się, aż pod łono, jakby chciała się zerwać i pofrunąć, gdzieś w głąb ziemi. Wpadam w Twoje ramiona, ocieram się o Twoje ciepło i pieszczę włosy. Rozczesuję każde pasmo. Ściskasz mnie tak mocno, że czuję, jak rozlewa się we mnie rozkosz. Delikatnie opiewasz mnie słowami, muskasz koniuszkami palców po plecach, bawisz się kantem sukienki. Twoje usta zbłądziły na mojej gładkiej szyi. Całujesz moje nadgarstki, obojczyki, ramiona.

Cisza. Tylko cisza i Twój szept, który dźwięczy w uszach. Serce drga, skóra pulsuje, wrze. Leżymy nadzy w trawie, pachnie wschodzącym dniem. Złośliwie łaskocze nasze pośladki, przeciska się przez szczeliny ciała. W naszych tęczówkach zamknięty został blask, odbija się teraz od nieskończonej pustki źrenic. Przymrużasz powieki, ocierasz je, by móc się we mnie wpatrywać na nowo. Włosy falują nawet z lekkim podmuchem wiatru, wplątują się w nie zagubione liście. Zgrabnie wygrzebujesz je z pomiędzy pasm i zdmuchujesz. Napawasz się ich zapachem, zasysasz miętową esencję do płuc. Całujesz każdy fragment mego ciała.

Leżymy chowając się w cieniu ogromnych drzew, okrywają nas przed intensywnymi promieniami lejącymi się z nieba. Obserwujemy tylko płynące obłoki na nieboskłonie, podziwiamy zniewalające kolory pulsujące na horyzoncie. Opowiadamy historie o miejscach, które kiedyś odwiedzimy, o przyszłości, nadziei. Krążą nam po głowach plany, rozbudzają radości, wywołują niepohamowany uśmiech.

Jesteśmy, bytujemy, egzystujemy. Istniejemy gdzieś w zawieszonej czasoprzestrzeni, nie dotykając ziemi. Rodzą się w nas emocje niespotkane. Będziemy trwać w tym stanie niebytu już do końca. Nie myśląc, nie wiedząc, nie widząc – tylko czując, oddychając sobą nawzajem.