JustPaste.it

Skretynienie totalne

Głupiec zniszczy się sam. Unicestwi w radosnym i bezmyślnym przekonaniu, że oto kroczy w awangardzie ludzkości ku mniej lub bardziej świetlanej przyszłości.

Głupiec zniszczy się sam. Unicestwi w radosnym i bezmyślnym przekonaniu, że oto kroczy w awangardzie ludzkości ku mniej lub bardziej świetlanej przyszłości.

 

Dzisiejszy świat, nasza europejska z proweniencji cywilizacja przypomina zidiociałego samobójcę, który stojąc na chwiejącym się stołku i strojąc błazeńskie miny, próbuje sobie założyć na szyję pętlę, póki co, nieco ciasnawą. Ale tylko patrzeć, a mu się to uda. Dowody tego kompletnego zidiocenia są widoczne jak na dłoni i tylko jedno pytanie nasuwałoby się przerażonemu potencjalnemu obserwatorowi:

- Czy to charakterystyczne tylko dla naszej ponowoczesności, czy raczej jest to ciągłe powtarzający się cykl starzenia się cywilizacji, idiocenia i w efekcie tego ich samozniszczenia. Na tę druga możliwość wskazywałyby dzieje tego świata. Kolejne cywilizacje implodują, dławią się swoją głupotą, by potem hordy, kolejnych barbarzyńców dobijały resztki ginącej kultury, na jej gruzach budując nową, swoją, zupełnie inną. Jeżeli tak – to obserwujemy właśnie początek końca cywilizacji europejskiej w dotychczasowym kształcie.

Jeżeli jednak to tylko symptom naszych czasów – to może uda się jeszcze coś można zmienić. Zatrzymać ten postępujący proces totalnego kretynienia całych społeczeństw.Mówi się, że kiedy Bóg chce kogoś ukarać – zabiera mu rozum. Wtedy już nie trzeba nic więcej. Głupiec zniszczy się sam. Unicestwi w radosnym i bezmyślnym przekonaniu, że oto kroczy w awangardzie ludzkości ku mniej lub bardziej świetlanej przyszłości. Z historii wiemy, że całe legiony głupców uczestnicząc w takim obłąkańczych marszach ginęły, jak owe owce skaczące z urwisk bezmyślnie podążając za szalonymi przywódcami. Jakież to zatem symptomy tego  fin de siècle cywilizacyjnego możemy zaobserwować.

Co tak przede wszystkim, przeraża i zastanawia nielicznych, mających świadomość tego, co się dzieje.

Po kolei zatem! Przyjrzyjmy sie najbardziej spektakularnym nonsensom, absurdom:

Rodzina.

Podstawa społeczeństwa od kilku tysięcy lat. Jej zniszczenie zaowocuje unicestwieniem podstawowych struktur społeczeństwa. Nie mamy innych wzorów funkcjonowania tu na Ziemi oprócz tych, wykształconych przez naszą cywilizację, przez kultury, których jesteśmy spadkobiercami. Taki model rodziny trwał w niezmienionym kształcie od czasów Adama I Ewy. Nie kwestionowano ( aż do dziś) ani jej roli, ani struktury. Nie próbowano zmieniać jej definicji. Rodzina, plamię, ojczyzna.

Dzisiaj te pojęcia są kwestionowane, obśmiewane, niszczone. Niszcząc je- niszczymy całą cywilizację. Promowanie kultury gejowskiej, zawłaszczanie pojęciem rodziny przez związki jednopłciowe, niszczenie delikatnych więzi w obrębie rodziny, kwestionowanie nie tyle nawet już jej świętości (uświęcenia przez judo – chrześcijaństwo i tradycję europejską), co w ogóle odmawiania jej prawa bytu w tradycyjnej formie (coraz liczniejsze wypowiedzi o destruktywnej roli rodziny, nachalna propaganda podkreślająca patologie rodzinne, wyolbrzymianie i nagłośnianie wypadków dysfunkcyjności w jej obrębie etc) – rychło zaowocuje tym, że rodzina zacznie tracić swoją funkcję wychowywania nowych pokoleń. To one bowiem przenoszą, odtwarzają, powielają jej struktury, przenoszą je w przyszłość. Już dzisiaj w niektórych społeczeństwach zaczynają przeważać modele rodziny z jednym rodzicem (najczęściej matką). Deprecjonowana jest, pomijana wręcz rola ojca, sprowadzonego często do roli dawcy nasienia. Zatrważające staje się także to, że takie właśnie wzory są promowane, usprawiedliwiane, nierzadko nawet przeciwstawiane tradycyjnemu modelowi rodziny. Prezentowane jako te "lepsze". Wciska się ludziom kłamliwe tezy, jakoby wychowanie dzieci w rodzinach niepełnych, czy jednopłciowych było równie wartościowe, równie sprzyjające wszechstronnemu rozwojowi człowieka. Ta totalna bzdura przenika do naszej świadomości, także dzięki mediom, w których bardzo nachalnie i konsekwentnie promuje się "alternatywne wzory" rodziny.

Szkoła, wychowanie

Likwidując jakiekolwiek próby dyscyplinowania dzieci w szkole – doprowadza się do tego, że (paradoksalnie) szkoła miast być miejscem bardziej przyjaznym, lepszym, mniej stresującym – staje się znienawidzonym miejscem kaźni nieprzystosowanych społecznie młodych ludzi, których lada dyskomfort, lada trudność zdolne są powalić, zniszczyć psychicznie. Młodzi ludzie pozbawieni wyraźnego przekazu moralnego, niedostrzegający wyraźnie zarysowanych ram, w obrębie których się mogą poruszać – tracą orientację. Zaczynają naśladować swoich medialnych idoli. W swej naiwności myśląc, że ci przekazują im sensowne wzory, sposoby na życie. W efekcie gubią się, są nieszczęśliwi. Dając przyzwolenie na to, by nasze dzieci wpychano w szambo lejące się z mediów jak: pornografia, cyniczna manipulacja ich bezbronną świadomością, godząc się na to, by podsuwano im pod nos konsumpcyjne wzory i uczono koniunkturalizmu, cwaniactwa (poprzez gloryfikowanie takich właśnie postaw i zachowań) – niszczymy ich psychikę, pewność siebie. Zabijamy w nich duszę.

Zidiociali, zaczadzeni medialną propagandą, pozwalamy, by wzorowały się na takich autorytetach jak dyżurne medialne błazny, cyniczni manipulatorzy. Każemy im wierzyć, że czarne jest białe i odwrotnie. Niszczymy ich psychikę, zabijamy wrażliwość. I potem dziwimy się, że z młodzieżą jest coraz gorzej, a przecież miało być lepiej!!

Nauka:

Eugenikę traktujemy, jako przyczynek do zachwytu nad zdobyczami nauki, eksperymenty genetyczne… Jesteśmy uczniami czarnoksiężnika, tym głupszymi im bardziej nam się wydaje, że jesteśmy już najmądrzejsi. Mądrzejsi od Boga samego.Oddzieliliśmy etykę od nauki. Pozbawiliśmy ja odniesień do naszej złożonej człowieczej natury i spokojnie pozwalamy, by nas unicestwiły jej zdobycze: transgeniczność, genetyczne eksperymenty, babranie się w ludzkiej psychice etc.Powtarzamy jak mantrę marksistowskie z gruntu (i dawno skompromitowane tezy) jakoby nauka była poza wszelka aksjologią. Niszczymy siebie, pozwalając nauce na radosną "twórczość", nie widzimy, że przyświecająca kiedyś nauce idea pro publico bono, stała się dawno anachronizmem. Bezpośrednim tego efektem jest nasze przyzwolenie na wszelkiego rodzaju anomalie, byleby tylko występowały pod hasłem "postępu czy zdobyczy nauki".

Przyroda.

Niszczymy ją konsekwentnie. Często im głośniej wrzeszczymy o potrzebie jej ochrony, tym bardziej przyzwalamy na idiotyzmy, które doprowadzają do jej niszczenia. Protestujemy przeciwko produkcji odzieży i galanterii skórzanej – i udajemy, że nie widzimy, jakie spustoszenia czyni produkcja sztucznych futer, sztucznych tworzyw, jak kosztowna i nieskuteczna jest ich niwelacja. Fabryki sztucznych włókien, skóry, futer niszczą nam środowiska w sposób nieporównywalny do innych produkcji. Wraz z nim zginą te wszystkie zwierzęta, których dobrem zasłaniają się ekoterroryści nierzadko finansowani przez koncerny produkujące sztuczne substancje. Niekonsekwencja i krótkowzroczność.

Religia:

Niszczymy jedyną instytucję zdolna powstrzymać w Europie islamizację i sekularyzację.I o ile postępująca islamizacja po prostu (i bardzo szybko) zmieni oblicze naszej kultury, o tyle sekularyzacja (sama w sobie nie aż tak destruktywna) po prostu zrobi miejsce na przyjście nowych ideologii czy religii, u podłoża których na pewno nie będzie leżało przykazanie o potrzebie miłości bliźniego. Najpewniej będzie tak, jak przewidywał Dostojewski "Skoro Boga nie ma – wszystko wolno". A kiedy wolno wszystko – to bardzo szybko następuje koniec każdej struktury w obrębie to przyzwolenie jest udzielane.Jakby tego jeszcze było nam mało, udajemy ze zabijanie, niszczenie gatunku ludzkiego (aborcja, eutanazja) to znamiona postępu.

Sztuka.

Konsekwentnie degradujemy to pojęcie podnosząc do rangi sztuki każdy chłam, każdy (byleby odpowiednio obrazoburczy) eksperyment, prowokację, każdy idiotyczny performance, pokaz. Ogłupiali ludzie kiwają się nierozumnie przed "dziełami sztuki" w postaci dwóch cegieł umieszczonych jadana na drugiej, "fascynują się" publicznym obieraniem kartofli w renomowanej galerii czy kupują zapakowane ekskrementy "artysty". Zapominamy o czytaniu, bo z literatury wyziera pustka, nic nie przekazuje, nic nie pokazuje. Zachwyca się sama sobą. Gubi w formalnych eksperymentach. Umiera. Bohaterowie utworów wchodzą ze sobą w relacje pozbawione jakiejkolwiek pozytywnych emocji (jakichkolwiek w zasadzie). Jest to nie tyle dialog, co zestawienie monologów dwóch, nienawiązujących ze sobą relacji istnień. Odzwierciedla to pustkę duchową, samotność, nieumiejętność dotarcia do drugiego człowieka. Taka narracja (i podobny sposób konstruowania dialogów) to obraz wyrugowania ducha (sacrum, Sanctum, i wszystkiego, co one niosą ze sobą) i z życia i z literatury. Sztuka i literatura zabrnęły w ślepa uliczkę, bo w swojej ucieczce od mimesis, od opisu rzeczywistości, weszły w eksperymentowanie z formą. Kiedyś jej podstawową funkcją było zachwycać, uczyć, poprzez ukazywanie dramatów, tragedii ludzkich, okropności nawet, wywoływać katharsis, czyli oczyszczać, sztuka miała dodawać skrzydeł, pobudzać do czynów, budzić refleksje, ukazywać skondensowany świat emocji przeżyć.: powalać nagłym wdarciem się esencjonalnej wizji świata w rozrzedzoną miałką rzeczywistość Niegdyś: Co dzisiaj?Eksperymenty formalne, groteskowy, prześmiewczy obraz świata, prowokacja, tematyka skatologiczna (genitalno – wydalnicza), prowokacja, profanacja i przekaz: Wszystko jest niczym, mdłości, niemyte dusze, wrzaski niemocy, ucieczka przed kiczem prowadząca wprost… w jego komnaty, pretensjonalność.

Artysta nie wie nic o świecie, nie ogląda go, w zachwycie w dziękczynieniu, patrzy nań przez pryzmat swojej duszy, nie umie go "opisać, przeżyć", nie przekazuje więc o nim żadnej prawdy. Przekazuje jedynie prawdę o sobie, o marnej kondycji swego ego. Takie "skowyty małej duszyczki".Tłum snobów klaszcze. Istnieje takie pojęcie literatury trującej, sztuki gaszącej ducha. Historia pokazuje, ze wznosimy się na wyżyny artyzmu, tworzymy najpiękniejsze dzieła, kiedy czynimy to ku chwale Bogu, bogów. Nie trzeba tu chyba wyliczeń, to oczywiste. Kiedy ustawiamy w centrum sztukę jest jeszcze nieźle, choć szaleństwo z takiej sztuki mocno wyziera, ale kiedy w centrum człowiek stawia siebie… jest koszmarnie. Artystyczna wrażliwość nie pozwala mu wtedy uciec od strasznej prawdy o swojej marności, iluzoryczności swoich wyobrażeń, od prawdy, która poraża.

Bohaterowie takiej literatury (i ich twórcy) czasem zagubionych sensów, zbawienia szukają w miłości, groteskowej wynaturzonej jak Sara Kane w "Oczyszczonych", czasem widząc całą beznadziejność i pustkę swojego życia, i swojego pokolenia, jedyne doznania czerpiącego z mechanicznego odczłowieczonego seksu i konsumpcji jak choćby bohaterowie sztuki Ravenhilla "Shopping and Fucking" epatują obsceną i okrucieństwem, by swoje przerażenie ukazać innym, by ich porazić, zarazić. Czasem tacy twórcy zabijają się, zatruci, być może miazmatami swojej własnej sztuki.

Życie:

Walczymy o wielce ryzykowne (o nieprzewidywalnych jeszcze skutkach) prawo do in vitro- i jednocześnie o niczym nieograniczone prawo do aborcji. Czy tylko ja dostrzegam tu antynomię i nonsens???

Sprowadzamy człowieka do funkcji przedmiotu a jednocześnie w imię szacunku dla inności pojęcie tolerancji zrównaliśmy z pojęciem akceptacji.

Głosząc prawo do wolności sądów i swobodę ich wyrażania – zamykamy usta tym, którzy głoszą INNE poglądy niż te zastrzeżone poprawnością polityczną.

Paradoksy, głupota, nonsensy, absurdalny świat.

Jeszcze trochę a uda się nam założyć tę przyciasną pętlę na głowę. Zanim zawiśniemy – jeszcze pewnie zdołamy wyrazić dumę z tego, że jesteśmy (byliśmy) tak nowoczesnym i postępowym społeczeństwem. A potem przyjdą barbarzyńcy i… zaorają po nas ziemię.

Elfi

 

Źródło: elf