JustPaste.it

Feminizm a natura ludzka

Skrępuj mi ręce, a ja napiszę to ustami. Napiszę to, bo wiem że muszę i że to, co tutaj zamierzam powiedzieć jest bardzo istotne i niekoniecznie pouczy, bo nie zamierzam tutaj mówić niczego, o czym nie wiedziałby przeciętny zjadacz chleba, ale chociaż zwróci uwagę na pewien problem. Lub chociaż istnienie tego problemu zasugeruje.

Feminizm, każdy mniej więcej wie o co w tym chodzi. Dziś postulaty feministek to przede wszystkim (w sumie – z definicji) równouprawnienie kobiet oraz prawo do decydowania o własnym ciele czyli legalizacja aborcji. Nie jestem przeciwny tym pomysłom, wręcz odwrotnie, jestem jak najbardziej za. Problem jednak pojawia się, gdy zaczniesz z rzekomymi przedstawicielkami ruchu rozmawiać o różnicach między kobietami i mężczyznami i ich podłożu. Z pewnością znajdzie się wśród nich i takie, które w ogóle odrzucają twierdzenia, że płci czymkolwiek się różnią (no chyba oprócz oczywistych szczegółów poniżej pasa), ale na ogół powiedzą, że różnice między płciami są spowodowane wychowaniem. Dziewczynki są wychowywane na grzeczne, uprzejme i dobre gospodynie domowe, chłopcy na odważnych, silnych zdobywców.

I teraz muszę powiedzieć chwila moment! Czy z chłopca można zrobić dziewczynkę samym wychowaniem? Oczywiście nie (podobnie w odwrotnej sytuacji). Zdaje się, że dla feministki twierdzenie, że różnice między płciami są wrodzone jest nie do przyjęcia. Dlaczego? Może zanim zastanowimy się dlaczego, powiem jak bardzo nie jest to twierdzenie do przyjęcia.

Otóż możesz usłyszeć, że jesteś „męskim szowinistą”, „seksistą”, „ultraprawicowcem”, itp. Ogólnie rzecz biorąc jesteś zacofany, konserwatysta, jaskiniowiec niemalże. Ale czy ktokolwiek rozsądny mógłby twierdzić, że różnice między płciami nie są naturalne? Oczywiście jako ludzie dzielimy z każdym innym człowiekiem 99,9% genów, tyle, że mężczyzna ma chromosomy X i Y, a kobieta X X. W efekcie powstaje chłopiec lub dziewczynka. Już od najwcześniejszych lat widać u maluchów przeciwnych płci nieco odmienne preferencje, chłopcy chętniej chwytają się przedmiotów, zabawek typu samochód czy pistolet, dziewczynki wolą lalki. Nie decyduje tutaj przymus.

Co z rzeczami o których wszyscy wiemy, oprócz feministek oczywiście? Cóż mężczyźni są silniejszej budowy ciała, są wzrokowcami, lepiej niż kobiety czytają mapy (umiejętność obracania przedmiotów w wyobraźni), w wyborze partnerki bardziej kierują się jej wyglądem zewnętrznym niż pozycją społeczną (to nie tylko potoczna opinia, tak rzeczywiście odpowiadali badani w ankietach). Mężczyźni są bardziej niż kobiety skłonni do przygodnych stosunków seksualnych. Są też niestety bardziej skłonni do przemocy i walki. Kobiety są lepszymi psychologami i lepiej odczytują myśli innych ludzi, są lepsze od mężczyzn w odnajdywaniu szczegółów w najbliższym otoczeniu. Kobiety są zwykle niezadowolone ze swojego wyglądu, a w wyborze partnera kierują się najbardziej (powiedzmy to otwarcie) jego statusem, pozycją społeczną, pieniędzmi, niż wyglądem zewnętrznym. Nie zapominajmy o tym, że kobieta zwykle częściej się uśmiecha niż mężczyzna i mówi więcej. I trudniej ją, niż mężczyznę namówić do przygodnego seksu. Mężczyzna rzadziej lęka się pająków niż kobieta i zwykle prędzej to on zabije muchę gołą ręką. Każdy kto miał bliższy kontakt z osobą płci przeciwnej wie, że umysły kobiet i mężczyzn nie są identyczne.

Można by wymieniać te różnice dalej, ale chyba nie trzeba. Dość, jeśli powiemy że feministka będzie te różnice bagatelizować, zrzuci je na „naszą kulturę”. Ale co właściwie oznacza nasza kultura? Bo jeśli antropolodzy w dużej mierze doszukują się różnic pomiędzy poszczególnymi kulturami, to na pewno nie widzą zbytniej odmienności między mężczyznami i kobietami które w tych najróżniejszych kulturach się wychowały. Istnieje wspólny rdzeń, który ciężko przypisywać wpływom kultur, które są różne.

Typowy dla naszego gatunku jest podział ról, który obserwuje się u żyjących jeszcze na świecie plemion preferujących model łowiecko-zbieracki. Mężczyźni idą na polowanie, kobiety zbierać owoce, korzenie itd. Mężczyźni prócz tego zajmują się pilnowaniem i obroną swojego kucharza – kobiety. Tutaj już podniesie się krzyk i sprzeciw, ale tak właśnie jest. Jak ten podział nastąpił, cóż pewnie stopniowo. Mężczyźni raczej nie zdominowali kobiet, po prostu kobiety były mniej predestynowane do polowania. Wystarczy wyobrazić sobie dwie społeczności, wśród nich w jednej polują kobiety, mężczyźni zaś zajmują się zbieractwem, a w drugiej odwrotnie. Który model będzie bardziej optymalny?

Przyczyn naszych współczesnych cech możemy się doszukiwać w tym jak żyli przodkowie i co zapewniało im lepsze przetrwanie i przekazanie genów. Nie będzie szaloną spekulacją jeśli powiemy że kobiety dzięki tej ewolucyjnej przeszłości zrobią lepiej zakupy (bo to one w naszej historii naturalnej zastanawiały się które owoce wybrać, a których lepiej nie) niż mężczyzna i wiedzą lepiej co gdzie się znajduje w domu, a mężczyźni są skłonni do rywalizacji między sobą i przemocy. Richard Wrangham w swojej świetnej książce „Walka o ogień. Jak gotowanie stworzyło człowieka” pisze, że gotowanie „uwolniło mężczyzn” w niektórych rejonach świata do tego stopnia, że nie mają nic do roboty. Są to rejony, gdzie nie ma za bardzo na co polować, a więc kobiety zbierają i pichcą, a panowie cóż – politykują. Swoją drogą skłonności mężczyzn ku polityce – bo wcale tak nie jest, że kobiety tam nie są dopuszczane – mają pewne oczywiste przyczyny – w końcu im więcej władzy miał mężczyzna, tym większe miał szanse u kobiet (w pewnym okresie historii – po prostu miał więcej kobiet). Kobiety takich mężczyzn wybierały, a same z kolei niezbyt się polityką interesowały, może na skutek tego, że mężczyzn zwykle status kobiety nie przyciągał, a jeśli już przyciągał, to i tak niewiele to dawało. Zamożna kobieta wybierze sobie jeszcze bogatszego od siebie męża bez większych problemów.

Feministki będą skandować tutaj androfobiczne hasła, nazwą prymitywem czy kimś myślącym stereotypowo. Ma tutaj miejsce nieporozumienie. Trzeba powiedzieć to, na co wpadł filozof David Hume – jest nie implikuje powinno być; to, że coś gdzieś wyewoluowało wcale nie oznacza, że to jest dobre i powinniśmy się tego trzymać(!). (Samce lwów, po zdobyciu panowania nad stadem zabijają młode będące potomstwem ich poprzedników i płodzą własne dzieci. To nie jest jakaś aberracja, to zwyczaj, a dokładniej ewolucyjna strategia pomagająca rozprzestrzenić geny dzieciobójcy. Chyba każdy z nas gdyby mógł, zabroniłby tego lwom, nawet kosztem nastania gorszych czasów dla całego gatunku). To, że jakiś stan rzeczy wyewoluował w odpowiedzi na wymagania otoczenia i rywalizację między płciami wcale nie oznacza, że porządek: mężczyźni polować, walczyć i dyskutować, kobiety zbierać owoce, gotować i plotkować, jest czymś słusznym. Przede wszystkim, dzisiejsza gospodarka nawet wymaga żeby kobiety pracowały poza domem i każdy ekonomista, który powie, że praca kobiet nie jest korzystna dla gospodarki jako całości myli się lub kłamie.

Obrończynie (przynajmniej niektóre) swej własnej płci zakrzykną, że to co mówi ewolucjonizm, a zwłaszcza psychologia ewolucyjna i antropologia to pseudonaukowe bzdury (lub kłamstwa) mające na celu dyskryminację kobiet i uzasadnienie dla seksistowskich poglądów. Ale tak wcale nie jest – różnice między płciami i podział ról były w dużej mierze czymś naturalnym, a nie wynikiem jakiegoś ogólnoświatowego spisku samców z gatunku Homo sapiens. Twierdzę ponadto, że antropolodzy nie kłamią ani nie uzasadniają męskiego szowinizmu, raczej dążą do tego, do czego ze swej natury każdy człowiek dążyć powinien – do poznania natury ludzkiej. Jak pisał Alexander Pope w Wierszu o człowieku:

 

Niech myśl o Bogu nie spędza ci snu z powiek,

tematem myśli ludzkiej powinien być człowiek.

  

A to co na pewno wiemy o nas samych, to to, że nie rodzimy się czystymi tablicami – istnieje natura ludzka. Kobiety i mężczyźni są równi – ale nie identyczni.

Feminizm niewątpliwie, przynajmniej dla mnie, ma słuszne postulaty. Kobiety są lepsze w wielu rzeczach od mężczyzn i w wielu zawodach lepiej się sprawdzają. I NIE WOLNO blokować nikomu drogi do realizacji swoich talentów. Wiele feministek chce aby dokładniej w każdej z profesji wyrównać stosunek płci 1:1. Pytanie tylko czy taki stan rzeczy jest osiągalny i sensowny? Czy naprawdę chcą one posyłać kobiety na wojnę tak samo jak mężczyzn, do pracy na platformach wiertniczych czy w kopalniach choćby? Jeśli kobieta tego chce, nie możemy jej zabraniać. Ale niektóre przedstawicielki feminizmu sprowadzają sprawę do absurdu, chcą utopii – idealnych proporcji płci w każdym zawodzie. Kobiety naprawdę mniej rwą się do polityki i na kierunki studiów typowo techniczne, przynajmniej ich liczba jest tam mniejsza niż mężczyzn, ale nie dlatego, że się im utrudnia zadanie, a dlatego że… wielu pań to w ogóle nie interesuje. W szeregach ruchu feministycznego znajdują się jednak rozsądne osoby, jak choćby Pani, której nazwiska nie pamiętam, a która powiedziała, że „postulat wyrównywania liczby mężczyzn i kobiet na kierunkach technicznych nie sprawi, że zacznę się interesować tym, jak działa lodówka”. Chyba najbardziej zagorzały feminista przyzna, że kobiety nie rwą się wcale do pracy w zakładach mechanicznych nie dlatego, że boją się dyskryminacji, a dlatego, że wielu kobiet te sprawy nie interesują.

W moim przekonaniu idee feminizmu są słuszne, ale wiele przedstawicielek tego ruchu naprawdę nie ma pojęcia co znaczy dobry interes kobiet, zmierzać raczej chce do utopii. A wszystko wypływa z błędnych przesłanek, ponieważ kobiety i mężczyźni z natury różnią się od siebie i całe szczęście, bo gdyby byli identyczni, to… nie byłoby kobiet i mężczyzn, a jedna płeć.