JustPaste.it

Oświaty kaganek

Polska dźwigając się z ruin po II wojnie światowej przeprowadziła rewolucję oświatową na niespotykaną dotąd skalę.

Polska dźwigając się z ruin po II wojnie światowej przeprowadziła rewolucję oświatową na niespotykaną dotąd skalę.

 

 

Wyśmiewana dziś i pogardzana władza ludowa nie tylko głosiła upowszechnienie oświaty, ale też od swego zarania zmobilizowała wszystkie siły do likwidacji otrzymanego w spadku po przedwojennej Najjaśniejszej II Rzeczypospolitej, panoszącego się w mieście i na wsi.analfabetyzmu, ciemnoty i zacofania.                                                                                                 

 

               Od powszechnego nauczania czytania, pisania i rachowania dorosłych, na specjalnych kursach, prowadzonych entuzjastycznie przez misyjnie nastawionych nauczycieli, rozpoczęła się rewolucja oświatowa, która objęła swoim zasięgiem wszystkich obywateli dając im równe szanse do zdobycia wykształcenia w stopniu zgodnym z ich zdolnościami i predyspozycjami.   -                

              Ta nieznana dotąd w tej skali akcja oświatowa zaowocowała bezprzykładnym w dziejach awansem społecznym młodzieży ze szerokich środowisk wywodzących się z dołów społecznych, dla których przekroczenie bariery dzielącej ją od lepszego świata było dotąd nieosiągalne.                                                                                                                                                                            

            Wiatr historii przewietrzył skostniałe struktury społeczne, poluzował drzwi do szczelnie dotąd zamkniętych korporacji, zapewnił dopływ świeżej krwi do nadbudowy państwa. Tysiąc szkół na Tysiąclecie oraz Polska krajem ludzi kształcących się, to nie były puste hasła, jak te głoszone przez jedną z frakcji postsolidarnościowych o wybudowaniu trzech milionów mieszkań.

               Na te zastępy solidnie wykształconych młodych ludzi CZEKAŁA PRACA, głownie w dynamicznie rozwijającym się przemyśle. Absolwenci szkół zawodowych, liceów i techników nie mówiąc już o inżynierach i magistrach mogli czuć się dowartościowani, bo wszędzie byli przyjmowani z otwartymi ramionami.                                                                                                                   

        

            Idealnie jednak nie było, bo wynagrodzenia pracowników były zbyt niskie, żeby mogły zapewnić ludziom godziwe życie. Inwestycje miały bezwzględne pierwszeństwo przez konsumpcją, bo był to czas odbudowy i tworzenia majątku narodowego.                                                                                                                                   

 

             To otwarcie, na żyjące dotąd w pogardzie i ucisku doły społeczne, nie tylko wzbogaciło gospodarkę narodową o doskonale przygotowaną kadrę inżynieryjno- techniczną, ale otworzyło drogę zdolnej młodzieży do sukcesów na niwie kultury, bardzo często na skalę międzynarodową. Reasumując: niezależnie od patologii totalitaryzmu wyciskającej także niechlubne ślady na kondycji oświaty i kultury, polska młodzież osiągnęła wysoki poziom wykształcenia i umiejętności.

          

                  Kolejną rewolucję oświatową zainicjował swymi reformami rząd Jerzego Buzka. Z Zachodu powiało już wcześniej wolnością jak okazało się później, nadmierną. Zmian na fali likwidacji pozostałości po komunie dokonali reformatorzy pod kierownictwem ministra Handke, rektora Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie i tamtejszego, aktywnego działacza Solidarności.

 

                     Kierowany przez niego zespół zaprojektował i wdrożył reformę systemu oświaty w Polsce usiłując osadzić w reanimowanych, przedwojennych, zupełnie dziś nieprzydatnych strukturach organizacyjnych przybyłego z Zachodu ducha liberalizmu dodając mu jakby dla kontroli nauczanie religii na wszystkich szczeblach szkolnej nauki. Dziś połowa wszystkich uczniów kończy wyższe uczelnie.                                                                                                                     

 

                   Jeśli taki był zasadniczy cel reform to został osiągnięty z zadziwiającą skutecznością. Tyle tylko, że oznaczało to zrujnowanie dotychczasowego, świetnie funkcjonującego systemu szkolnego i niesamowite wprost obniżenie poziomu nauczania, a co za tym idzie do znacznego zmniejszenia wiedzy absolwentów w porównaniu do pokolenia ich rodziców.

                  Stało się tak głównie, dlatego, o czym nawet małe dziecko wie, że możliwość przyswojenia sobie wiedzy na średnim poziomie posiada zaledwie 30 % absolwentów szkół podstawowym a tylko połowa z nich ma predyspozycje do zdobycia wiedzy na poziomie magisterskim.                                                                                                                                  Masowy wysyp płatnych szkół wyższych, często tylko z nazwy rozpoczął natychmiast seryjną produkcję magistrów. a właściwie jak to nie bez racji niektórzy mówią dyplomów magisterskich. Dziś taki dyplom może mieć każdy, kto zechce, jeśli ma pieniądze na czesne. Dotyczy to również maturzystów z bożej łaski neutralnych wobec matematyki, tej królowej wszystkich nauk, absolwentów płatnych kursów niedzielnych niepotrafiących napisać nawet prostego podania.

                 

                    Rosnąca jak na drożdżach substancja oświatowa wyprodukowała całe zastępy niedouczonych absolwentów, którzy z dyplomami w rękach rozglądają się bezradnie po świecie, gdzie nikt na nich nie czeka, bo ich po prostu nie potrzebuje. Co gorsze dotyczy to także magistrów z prawdziwego zdarzenia, którzy nadaremnie chwalą się przed ewentualnymi pracodawcami swoimi dyplomami i tytułami, bowiem atrakcyjne miejsca pracy są gremialnie rezerwowane dla ludzi z układu.

           

                     Prędzej wielbłąd przeciśnie się przez ucho igielne niż obcy dostanie atrakcyjną, dobrze płatną pracę Prawdziwymi potworkami zrodzonymi przez oświatowych reformatorów są zupełnie zbędne, nikomu niepotrzebne gimnazja, będące przechowalnią dorastających panienek tracących czas na marzenia o karierach aktorek, piosenkarek a przynajmniej modelek, którymi nigdy nie zostaną i chłopaków próbujących z braku lepszego zajęcia radości życia zaklętej w zakazanym alkoholu i narkotykach.

 

                    Przy okazji tych nieprzemyślanych zmian zniszczono doszczętnie szkolnictwo zawodowe. Mamy, więc dziś w kraju więcej magistrów niż ślusarzy, tokarzy, hydraulików i innych niezbędnych fachowców razem wziętych. Est modus in rebus.