JustPaste.it

Upadłość elit

W bratobójczych zmaganiach ścierają się "prawdziwi Polacy z "bezbożnymi liberałami".

W bratobójczych zmaganiach ścierają się "prawdziwi Polacy z "bezbożnymi liberałami".

 

 

 

 

Tuż przed ogłoszeniem stanu wojennego Lech Wałęsa odrzucając na posiedzeniu Komisji Krajowej Związku Solidarność niesatysfakcjonujące go ustępstwa komunistycznego rządu, zapowiedział butnie targanie się po szczękach z politycznym przeciwnikiem. Stan wojenny przytłumił na jakiś czas polityczne namiętności.

 Musi jednak nad związkiem wisieć jakieś fatum skoro zaraz po wielkim triumfie doszło w obozie zwycięzców do ostrej wewnętrznej rywalizacji o podział przejętej masy upadłościowej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.

 Na nic się zdały nauczki w postaci porażek wyborczych, utraty większości parlamentarnej i prezydentury. Rozpad formacji postsolidarnościowej okazał się nie tylko całkowity i ostateczny, ale doszło na jego gruzach do powstania wrogich sobie i zwalczających się wzajemnie obozów.

 Jest w tym pewna historyczna prawidłowość. Nie bez racji Józef Wisarionowicz głosił tezę o nasilaniu się walki politycznej w miarę postępu w budowie najlepszego z ustrojów. Zaognienie od początku istniejących sprzeczności w wyrosłej na posiadającym lewicową genezę robotniczym proteście, prawicowej formacji politycznej nastąpiło po ostatecznym odsunięciu od władzy sił politycznych wywodzących się z poprzedniego systemu społecznego.

 Nie sposób było bez końca gonić komuchów, czerwonych pająków i ich epigonów, szukając społecznego poparcia we wrogości do czegoś, co istniało jeszcze tylko w głowach zakompleksionych, fanatycznych autsajderów. Trzeba było niestety znaleźć sobie nowego wroga.

 Pod ręka byli liberałowie, dawni koledzy, którzy pierwsi opanowali struktury państwa, ku niezadowolenia potężnego Kościoła, przeciwnego panoszącemu się pod ich rządami w Polsce rozpasanemu konsumpcjonizmowi, nihilizmowi i relatywizmowi moralnemu.

Dlatego właśnie hierarchia całą siłą poparła braci Kaczyńskich z ich chorą ideą IV Rzeczpospolitej. Ta zbudowana z prawicowych fanatyków partia przeniosła wypróbowane na postkomunistach metody agresji opartej na insynuacjach, półprawdach, kłamstwach i pogardzie dla politycznego przeciwnika, przy pomocy skrajnie tendencyjnych dziennikarzy posługujących się brutalnym językiem, na nowy front walki wewnątrz solidarnościowej.

 

 Ścierają się, więc w bratobójczych zmaganiach „prawdziwi Polacy z „bezbożnymi” liberałami Nie trzeba chyba przypominać jak bardzo ta wojenka szkodzi Polsce. Niestety, ale właśnie tej szarpaninie na szczytach władzy „zawdzięczamy” katastrofę smoleńską i wzrost konfrontacyjnych nastrojów w społeczeństwie, z początkiem wysypu niespełna rozumu mścicieli, gotowych targnąć się na życie ludzkie, w imię jakiejś wydumanej obrony zafałszowanych ideałów.

 Lider tego agresywnego ugrupowania w swojej niesłychanej, bo aż operetkowej bezczelności obarcza własnymi winami adwersarzy, okładając ich, czym tylko można, nie wyłączając krzyża. Hucpa, jakiej nie było od czasów generalissimusa. Bezwzględny arogant z miną obrażonej, nabarmuszonej primadonny skarży się na rzekome krzywdy zadane formacji „ prawdziwych Polaków”, przez aktualnie trzymających władzę dawnych kolegów i rzekomo wspierające ich komercyjne media.

Ubolewa nad niedocenianiem rzekomych zasług tragicznie zmarłego brata i na odmowę przekształcenia w jego pomnik Pałacu Prezydenckiego wraz z przyległościami. Panoszy się prezes w mediach i na sejmowych pokojach, nietykalny niczym święta krowa, omijany przez bezlitośnie atakowanych politycznych rywali jak nieświeże jajeczko, ze strachu przed przypadkową perforacją.

 To przedstawienie na szczytach władzy mogłoby być nawet zabawne dla ludu gdyby nie obywało się kosztem jego aspiracji do bardziej godnego życia. Nie zanosi się póki, co na zakończenie tej ponurej, żenującej i szkodliwej rywalizacji chyba, że dojdzie do jakiegoś kompromisu prawdziwych, działających za kulisami antagonistów, czyli aspirującego do rządu dusz Kościoła z bezideową, chciwą finansjerą.

 Dziś u zwartych w klinczu, szalejących w mediach politykierów na próżno by szukać autentycznej troski o publiczny interes wynikającej ze szlachetnej idei działania pro publico bono.