JustPaste.it

Pokolenie Harry Pottera urządziło sobie Halloween

z okazji śmierci tradycyjnej purytańskiej moralności w centrum Londynu z darmowymi zakupami

z okazji śmierci tradycyjnej purytańskiej moralności w centrum Londynu z darmowymi zakupami

 

Polityczny  euro daltonizm

Londyn płonie a polit-poprawna międzynarodówka rządząca Europą nadal patrzy i nic nie widzi. Albo widzi ale za nic nie przyzna się do tego co widzi. Bo inni mogliby też przejrzeć i zobaczyć w końcu że połowa rabusiów plądrujących i podpalających sklepy w Londynie jest kolorowa.

Nie chodzi o ferowanie wyroków czy to akurat źle czy dobrze. Nie chodzi o wartościowanie czy rabuś białoskóry jest lepszy czy gorszy od rabusia czarnoskórego. Jest to kwestia konstatacji oczywistego faktu bez którego przyznania czarno na białym żadna sensowna diagnoza tego co się dzieje, i co z tym zrobić, możliwa nie będzie. Czegoś takiego jednak trudno jest oczekiwać po rządzącej głównie w Europie socjalistycznej międzynarodówce. Premier Norwegii Stoltenberg na przykład upamiętniający niedawno w parlamencie ofiary masakry przez szaleńca jest w pełni wiarygodny. Ale ten sam Stoltenberg robiący to samo w meczecie Jamaat w Oslo, z expose z arabskimi wstawkami, udowadnia że jednak wiele nie rozumie. Nie wydaje się przecież aby obóz na wyspie Utoya, którą atak szaleńca przypadkowo wydobył na świat, był aż tak różny od obozu młodych janczarów za Wielkiego Wezyra czy też, z nieco innym podtekstem, od obozu harcerzy z Hitlerjugend.

Zamieszki w Londynie są kolejnym przejawem choroby trawiącej Europę. Rządzony przez socjalistyczne elity kontynent nie ma odwagi przyznać że dekady bezmyślnego, masowego importu całych grup etnicznych z Afryki i Azji pod byle pretekstem zakończyły się zupełnym fiaskiem. Że niszczy to dziedzictwo kulturowe Europy, że eroduje tkankę miejscowych społeczeństw których zasoby tolerancji wystawione są na ciężką próbę. Unikane jest pytanie podstawowe – jaki procent allochtonów w społeczeństwie jest wystarczający? Czy limitem jest 12%, jak w Norwegii? czy może więcej? A może nie ma żadnego limitu i każdy chętny powinien być mile widziany?

Wbrew powtarzanej do znudzenia w Europie tezie o integracji niewielka tylko część odmiennych religijnie, kulturowo i zwyczajowo egzotycznych przybyszy zdolna jest lub zainteresowana w asymilacji z autochtonami. Dużo częściej formują oni etniczne getta i podkreślają swoją odrębność. Wspólnego z Europą mają jedynie tyle co dokument tożsamości oraz poprawiającą się w drugim pokoleniu znajomość języka. O integracji dalej mowy nie ma bo nie ma ku temu chęci ani konieczności. Poprzez zachodni, a obcy w swoich krajach pochodzenia wynalazek demokracji, rosnącą liczbą wymuszają jednak specjalne traktowanie i nowe przywileje dla swoich etnicznych enklaw, dla swojego sposobu bycia, dla swoich zwyczajów. Krok po kroku miejscowemu społeczeństwu odbierana jest tego tożsamość, jego substancja rozcieńczana jest obcym żywiołem.

źródło: Reuters

Od lat socjaliści przekonują że nie ma nic złego w tym że w imię różnorodności „multi-kulti” dzieci w szkole niemieckiej używają między sobą arabskiego. Że rodzice muszą być rasistami skoro nie chcą posyłać dziecka do szkoły w Rotterdamie w której połowę stanowią kolorowi. Że sympatyczne pani Arabki w tradycyjnych chadorach w kasie supermarketu pod Brukselą nie są niczym niestosownym. Że zawodzenia muezzina z minaretu w zupełnie nowym, finansowanym przez Arabię Saudyjską meczecie w środku starej Europy są ok.   Naszym zdaniem nie są i być nie powinny.

Europejska idea społeczeństwa multikulturowego, owa „multi-kulti”, okazała się kompletną, totalną klęską. Przyznała to nawet niedawno kanclerz Niemiec, pani Merkel. Nie istnieje i nie będzie istniał żaden europejski odpowiednik amerykańskiego melting pot. Nie ma po temu w Europie ani odpowiednich warunków, ani tradycji historycznej, ani etyki ani w końcu potrzeby. Autochtoni formują tu bardziej hermetyczne, bardziej zamknięte społeczności lokalne niż bardziej homogeniczna masa byłych emigrantów w Ameryce. Ale w końcu takie jest ich prawo. Autochtonów w Ameryce najpierw wyrżnięto robiąc miejsce dla przybyszy. Nie jest to chyba przykład dla Europy.

Socjaliści w Europie nie mieli też nigdy ani rozumu ani ikry by wymagać od przybyszy asymilacji. Wymagać aby swoje narodowe fobie wraz z chadorem powiesili na haku w szatni przed wejściem. Aby cenzusem przyzwolenia na emigrację była praca i zdolność do samodzielnego troszczenia się o siebie a nie rozdawany szczodrze socjał. Nie wpadli nigdy na pomysł zimnych, narodowych quotas w stylu amerykańskim: tylu z Botswany na rok, tylu z Górnej Wolty, i ani jednego więcej, sorry. Nie ma europejskiej loteriigreencards o stałej liczbie zezwoleń. Loterią europejską jest dowolna liczba zezwoleń, byle by tylko przedostać się przez zieloną granicę, choćby szalupą do Włoch. Potem jest już z górki, żyć na socjalu i nie umierać. Najlepszym przykładem jest ostatnie tsunami Libijczyków i Tunezyjczyków sięgających po swoją szansę które nawet socjalistów przestraszyło tak że w panice zawiesili układ z Schengen.

Do Europy i do Ameryki kieruje się z grubsza po połowie wszystkich emigrantów na świecie. Efektem samobójczej polityki europejskich elit jest jednak to że znaczna większość tych którzy coś umieją, chcą coś osiągnąć i mają odpowiednie wykształcenie trafia do Ameryki. To inne z europejskich tabu z którym lepiej nie wychodzić w towarzystwie. W Europie raz wpuszczeni imigranci wiszą więc na socjalu i wisieć na nim będą tak długo jak długo wytrwa. W końcu lepsze to niż coś robić, nie mówiąc już o powrocie do własnej ojczyzny.

Zwłaszcza że można się od czasu do czasu także przednio zabawić, jak ostatnio w Londynie. Część z tego dzięki innemu socjalistycznemu tabu – awersji do broni palnej w rękach obywateli. Nie grozi tutaj rozwydrzonym wyrostkom to że zdesperowany właściciel sklepu w obronie swojej własności odstrzeli im tylną część ciała. Byłoby to odstrzelenie na tle rasowym, a więc przestępstwo poważniejsze niż odstrzelenie zwykłe, z 10 latami udowadniania czy obrona była rzeczywiście konieczna. Jeszcze jeden plus dla Ameryki.

Mógłby ktoś wyjść z konstatacją że burdy wyrostków murzyńskich w Londynie, jak i podobne burdy wyrostków arabskich we Francji wcześniej, to nie emigranci świeżej daty. Że to druga generacja, urodzona już w swoich enklawach na zachodzie i buntująca się właśnie przeciwko. Być może, ale co z tego? Czy mamy uwierzyć socjalistom że burdy są wynikiem ucisku klasowego spauperyzowanego  proletariatu i zalać wszystko nowym potokiem pieniędzy socjału? Resocjalizacji, głaskania po głowie biednych ofiar losu?

Problemem nie jest imigracja. Problemem w Europie nie jest też ksenofobia, dyskryminacja czy rasizm społeczeństw, na co często się wskazuje. Problemem w Europie jest socjalizm. To nie kwitnąca gospodarka i jobs w Europie zachęca i przyciąga imigrację. Przyciąga ją socjał, czekające na przybyszy coś za nic. Bez socjału przybywałby tylko ten kto ma pracę. Problemu by nie było. Ten kto ma pracę nie ma czasu urządzać burd na ulicach i palić sklepów. Jeśli by spalił zostałby deportowany do domu tego samego dnia. Gastarbeiter byłby znowu gościem, i byłby nim tak długo jak chce i tak długo jak ma pracę. Ale potem do domu.

To że premier Cameron przymyka socjał jest krokiem w dobrym kierunku. Burdy są tylko sygnałem jak bardzo jest to potrzebne i że nie ma czegoś takiego jak zbyt szybkie przymykanie socjału. Łatwych rozwiązań nie ma. Ale lepsze to niż gdy będzie za późno bo wtedy nie będzie żadnych. Problemu na szczęście nie spowodowaliśmy  i nie nam podpowiadać teraz w szczegółach co robić.

Przestrzegamy jedynie przez daltonizmem.

 

Źródło: cynik9