JustPaste.it

Po co komu portal o śmierci?

Rozmowa z Maciejem Szymańskim, twórcą nowego portalu internetowego „Każdy z nas”

Rozmowa z Maciejem Szymańskim, twórcą nowego portalu internetowego „Każdy z nas”

 

60b8030a681529e7699b262f3b79d44d.jpgO życiu, śmierci i pomaganiu.

Rozmowa z Maciejem Szymańskim, twórcą nowego portalu internetowego „Każdy z nas” (www.każdyznas.pl)

 Czyżby kolejny portal społecznościowy?

Właściwie sam nie wiem, jak zdefiniować ten pomysł. Ale na pewno chciałbym, żeby wokół tego portalu gromadziła się jak największa liczba ludzi. Rzecz jest o tyle trudna, że z jednej strony sprawy, które tam poruszam, dotyczą każdego człowieka, ale z drugiej chyba mało kto chce sobie zaprzątać nimi głowę. Najbardziej jaskrawym przykładem jest śmierć i to, co jej dotyczy.

Rzeczywiście, po co komu portal o śmierci?

To zależy od tego kto jest tym kimś. Przeciętny człowiek, cieszący się dobrym zdrowiem, w pełni sił, nie ma powodu myśleć o śmierci. Inaczej jest z tymi, którzy nie mają wyboru, bo sprawy związane ze śmiercią, można powiedzieć, bez pytania o zgodę, stają się dla nimi sprawami numer jeden.

Co to znaczy: „sprawy związane ze śmiercią”?

Podzieliłem ten temat na dwa obszary: jeden, który dotyczy wszystkich ludzi, drugi, adresowany do osób w żałobie, który nazwałem „Dla osieroconych”. To jest bardzo umowny podział, bo ci „wszyscy” to z jednej strony mogą być ludzie w pełni sił, którzy po prostu znajdą czas i ochotę na refleksję o tym, co wynika z faktu, że każdy z nas umrze; z drugiej strony ludzie „osieroceni” niekoniecznie muszą być w żałobie z powodu śmierci kogoś bliskiego. Jak usłyszałem od kogoś, kto bardzo dużo wie na ten temat, żałoba nie zawsze musi być związana ze śmiercią, ten stan może nas ogarnąć po innej bardzo ważnej stracie, np. pracy, rodziny, domu.

A skąd zdobyłeś taką wiedzę?

Zaczęło się, jak to często bywa, przez przypadek, kiedy napotkałem osobę, która walczy ze śmiercią jako lekarz onkolog, i ona opowiedziała mi, czym najczęściej jest umieranie dla chorego i jego bliskich. Ta lekarka miała wielką potrzebę zrobienia dla tych ludzi czegoś, co wykraczało poza jej zawodowe kompetencje i możliwości, a co nazywa się pomocą duchową. Zastanawiała się nad jakimś czasopismem, ale na hasło „śmierć” wszyscy, do których się z tym zwracała, dość szybko się odwracali. Mnie ten temat zafascynował, zacząłem się coraz bardziej nim interesować, przeczytałem trochę książek, ale przede wszystkim rozmawiałem z ludźmi: pracownikami hospicjów, szpitalnych oddziałów opieki paliatywnej, psychologami, duchownymi.

 Dużo było tych rozmów?

Nie chodzi o ilość, a o jakość. Miałem szczęście trafić na kilka osób, które otworzyły mi oczy na wiele spraw.

Na przykład?

Zrozumiałem, jakie jest rzeczywiste przesłanie hasła „Hospicjum to też życie”. Ano takie, że człowiek żyje tak długo, aż umrze. Niby banał, ale jakże istotny z punktu widzenia tego, którego medycyna, a za nią dalsi krewni, znajomi, sąsiedzi, koledzy z pracy, uznali za „skazanego na śmierć”, a więc naznaczonego, od kogo bezpieczniej jest trzymać się z daleka, praktycznie rzecz biorąc już martwego. Tymczasem, mimo owego nieszczęsnego „wyroku”, człowiek wcale nie przestaje żyć. Przeciwnie, często w tym momencie zaczyna doceniać życie i bardziej niż do tej pory chce się nim cieszyć i z niego korzystać. Niedawno można było zobaczyć w telewizji świetny film „Choć goni nas czas”. Jack Nicholson i Morgan Freeman zagrali w nim ludzi, którzy poznali się w pokoju szpitalnego oddziału onkologicznego, a potem wspólnie realizowali to, o czym marzyli przez całe życie. Śpieszyli się, bo nie mieli na to wiele czasu. Na ten aspekt śmierci chciałbym zwrócić uwagę w części „Dla wszystkich”. Najogólniej chodzi o to, żeby realizacji swoich marzeń nie odkładać do momentu, kiedy „goni nas czas”, bo możemy nie zdążyć. A jeszcze gorzej bywa, gdy śmierć przychodzi znienacka. Wtedy nie mamy szansy zrobienia żadnej z rzeczy, o których marzyliśmy, podczas, gdy życie upłynęło nam na czymś zupełnie innym.

 O co chodzi w części „Dla osieroconych”?

Tu przyszły mi do głowy pomysły, które mają pomagać ludziom cierpiącym z powodu straty kogoś bliskiego. Nie jestem pewien, czy jako pierwszy na świecie, ale niewątpliwie jako pierwszy w Polsce wymyśliłem „Meil w zaświaty”. Zainspirowała mnie opowieść jednej z „Wdów smoleńskich”, która w wywiadzie telewizyjnym mówiła o codziennym pisaniu listów do swojego zmarłego męża. Pomyślałem sobie wtedy, że dziś raczej rzadko pisuje się normalne listy, częściej meile, a do tego meilem można w załączniku wysłać zdjęcie. I tak każdy, kto uzna, że w zaświatach można odbierać meile, może na Portalu utworzyć konto pocztowe osoby zmarłej i wysyłać do niej wiadomości, zdjęcia, linki – cokolwiek zechce. Moim zdaniem jest to znakomite wykorzystanie internetu, umożliwienie komunikowania się z kimś, kto odszedł, w inny sposób niż odwiedzanie jego grobu. Teraz będzie można wysłać meil do tego kogoś z każdego komputera na świecie, jeśli tylko jest podłączony do internetu. Nawet z telefonu komórkowego.

 Co jeszcze można znaleźć na tym portalu?

Duży dział „O życiu”. A w nim „Blaski” i „Cienie”. Będzie można tam dzielić się różnymi doświadczeniami, i treściami, które wypełniają nam życie. Jest muzyka, poezja, macierzyństwo i ojcostwo – oczywiście po stronie blasków. Jest cierpienie, choroba, porzucenie – przykładowe cienie. Przykładowe, bo na samym początku dajemy tylko pierwsze propozycje, a potem liczę na to, że użytkownicy będą proponować nowe wątki.

 Tak jak w forach internetowych?

Podobnie, choć u nas wygląda to nieco inaczej. Zapraszam na portal.

 W jakim sensie może to być portal społecznościowy?

To jest kolejna nowość, której do tej pory nie ma w internecie: nasz dział „O pomaganiu”. Coraz częściej słyszy się, że przybywa ludzi, którzy chcą pomagać innym. O tym, że nie brakuje potrzebujących pomocy, nikogo nie trzeba przekonywać. I teraz chodzi o to, żeby jedni i drudzy mogli się odnaleźć, spotkać. To właśnie umożliwia portal „Każdy z nas”. Przy tworzeniu swojej portalowej wizytówki można zaznaczyć opcje: „Oczekuję pomocy” i „Chcę pomagać”. W ten sposób, przy użyciu wyszukiwarki, która uwzględnia jeszcze takie kryteria jak wiek, płeć, miejsce zamieszkania, mogą znaleźć się osoby mogące nieść sobie pomoc. Ale bardzo ważne jest to, że w te opcje o pomaganiu można zaznaczyć obie jednocześnie, to znaczy zasygnalizować, że zarówno liczy się na czyjąś pomoc, jak samemu jest się chętnym do pomocy.

 Dlaczego to jest takie ważne?

 Bo według mnie nie ma podziału na tych, którzy potrzebują pomocy i na tych, którzy mogą pomagać. A już z całą pewnością sprawy te nie wykluczają się wzajemnie. Nie można założyć, że osoba np. chora i samotna w swojej chorobie, potrzebująca kontaktu z drugim człowiekiem, nie może dać czegoś w zamian. Najprostszym przykładem jest to, że ktoś taki może spotkać na portalu osobę w podobnej sytuacji i nawzajem mogą sobie pomóc.

 Ale jak?

Właśnie tylko i aż przez nawiązanie kontaktu i to, co dla nich jest najważniejsze, czyli bycie ze sobą.

 A jeśli mieszkają daleko od siebie, albo są przykute do łóżka?

No właśnie. Na tym polega mój pomysł, żeby wykorzystać internet do bycia ze sobą. Można do siebie wysyłać meile, rozmawiać przez Skypa, można po prostu się komunikować. Nazwałem to „wymianą dobra on-line” i jestem przekonany, że jest to nowa wartość w internecie, która z czasem stanie się bardzo ważnym jego elementem.