JustPaste.it

Zdrada.

Pamiętacie… kiedy byliśmy dziećmi, czuliśmy niepohamowaną potrzebę bycia uczciwym wobec rodziców. Przyznawaliśmy się do różnych rzeczy, ponieważ ich żałowaliśmy.

Pamiętacie… kiedy byliśmy dziećmi, czuliśmy niepohamowaną potrzebę bycia uczciwym wobec rodziców. Przyznawaliśmy się do różnych rzeczy, ponieważ ich żałowaliśmy.

 

Po prostu kiedy coś przeskrobaliśmy, chcieliśmy szybko oczyścić swoje sumienie. Dziecko przeżywa silne emocje, zgodzą się z tym chyba wszyscy. Początkowo dusi w sobie kłamstwo, robi to ze strachu przed otrzymaniem kary.

Jednak z czasem zaczyna łapać, że właściwie jest wstanie podjąć się konsekwencji za swoje czyny, byleby już tylko dłużej nie kłamać. Jest wstanie pokazać rodzicom, że żałuje. I okazuje się, że rodzic wcale nie jest zły, że dziecko zgubiło te 3 złote, które miało wpłacić na „klasowe”, ale wręcz cieszy się, że postanowiło ono się przyznać i tłumaczy, że w życiu trzeba być uczciwym…

Jednak dziecka nie można porównywać do odpowiedzialnego, dorosłego człowieka. Ba! Świadomego swoich czynów! Tylko, wiecie… to jest idealny moment, by pokazać wam, dlaczego w ogóle się… przyznajemy. Chyba już to czujecie, prawda? I zastanawia mnie, dlaczego dzieci określa się naiwnymi, a niektórych dorosłych „uczciwymi”? Bo potrafił się przyznać… bohater! 

Żeby było łatwiej czytać, co bym nie musiał pisać w równoważnikach i innych takich, których zresztą nie potrafię zastosować w tekście, wyobraźmy sobię sytuację, że to facet zdradza kobietę. Łatwe, nie? Zastosuję to w późniejszych zdaniach, póki co może uda mi się pisać tak ogólnie. Może wyjdzie!

No, ale najpierw skłamał. Tylko co to za uczciwość jest, przyznawanie się do zdrady? Przed kim taki człowiek chce być uczciwym? Przed partnerem, czy przed samym sobą? Partnerowi nie jest potrzebna wiedza o tym, że ich zdradziliście. Partnerowi nie jest w żaden sposób potrzebna informacja o waszym skoku w bok. Zdradziliście ich tylko dlatego, że nie potrafiliście być uczciwymi i gwarantuję wam, że uczciwości się już nie nauczycie!

A! Jest takie tłumaczenie… bo teraz niby będziecie żyć w kłamstwie, codziennie patrząc na swojego partnera i ukrywając przed nim prawdę? Nikt nie musi tego robić. Jeśli naprawdę żałujesz swojego czynu, zawsze możesz od niego odejść, wymyślając 100 różnych powodów, ale nigdy nie przyznawaj się do zdrady! Ta wiedza nie jest partnerowi do niczego potrzebna. Jest zbędna! Pozwól mu odejść, ułożyć sobie życie obok kogoś lepszego od ciebie. A jeśli ktoś z was kiedyś przyznał się do zdrady, musi wiedzieć, że:

  • Możecie… być jeszcze szczęśliwi!

Tak, są ludzie, którzy wybaczają zdradę. Pamiętajcie tylko, że osoba zdradzona już zawsze będzie oglądać się za siebie. Bo skoro zrobiliście to raz, możecie to powtórzyć. Będzie was obserwować, sprawdzać maile i smsy, a ich szczęście zależeć będzie od obsesyjnego szukania dowodów waszej nieuczciwości.

  • Możecie… iść do diabła!

Odciśniecie ślad w psychice partnera. Początkowo osoba zdradzona będzie obwiniać o to tylko swojego byłego parntera, przecież musiał być chujem! Ale wreszcie dojdzie do wniosku, że może to coś z nią jest nie tak. Bo dlaczego tak się stało? Dlaczego on mnie zdradził? I wy myślicie, że zdradzona kobieta tak łatwo zaufa innemu mężczyźnie? Wszystko dzięki wam… i waszej uczciwości. 

Niewiedza… to chyba naprawdę jest błogosławieństwo. Dlatego śmieję się z ludzi, którzy tak bardzo lubią wiedzieć. To wręcz samobiczowanie. Bo my, ludzie, to chyba naprawdę lubimy cierpieć. Oczywiście są sprawy, których nie wolno przemilczeć, jak wiedza o śmiertelnej chorobie, chociaż egoistycznie powiem, że wolałbym, by było to dla mnie zaskoczenie. Oczywiście na tyle sensowne, by nie kierować w tym czasie autobusem pełnym dzieci. Ale nie chciałbym wiedzieć, bo też po co? Dobra, zakończmy ten cyrk z osobami zdradzonymi, przywołajmy tych, zdradzających. To zdecydowanie lepszy kawałek! Wgryzę się w to jak w schabowego.

I tak jak te dwie wypunktowane sytuacje powyżej wyglądają od strony osoby zdradzonej, tak trzeba teraz powiązać je z zachowaniem tych zdradzających. Bo jeśli jesteś egoistą, zostaniesz przy partnerze i się nie przyznasz! Jedyne co możesz zrobić, to zmienić swoje zachowanie i zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Nie zdradzaj więcej, nie krzywdź w ten sposób siebie i partnera. Jeśli naprawdę kochasz, a wiem, że tak też być może, potraktujesz to jako chwilę słabości i nigdy więcej tego nie zrobisz. Byłeś egoistą, myślałeś o sobie i zdradziłeś? Teraz się z tym kurwa męcz! I nie ma, że się przyznajesz… po prostu nie ma!

I nie ma, że osoba, która zdradziła tak naprawdę nie kocha i nie wie co to miłość. Co wy możecie wiedzieć o miłości innych? Tak to zazwyczaj jest, że najczęściej krzywdzimy osoby, które kochamy. I wreszcie zbliżyliśmy się do mojego ulubione fragmentu. Jakim trzeba być chujem do potęgi, by się przyznać do zdrady? Nie potrafiliście być uczciwymi, ale przyznanie się do zdrady nie zrobi z was świętych! Przyznając się, nie robicie tego z powodu wyjawienia partnerowi prawdy, by dostać naszywkę „uczciwy”. Bardzo dobrze przecież wiecie, co się stanie. Partner nie wstanie i nie zacznie klaskać, nie powie: „Brawo! Dobrze, że się przyznałeś, kurwa… wybaczam ci! Będziemy szczęśliwi i od teraz będziemy pierdolić się jak dzikie zające”.

No, a może powie? :)

Przyznaliście się do zdrady, ponieważ jak te dziecko dusiliście w sobie emocje. Dla was nie liczy się dobro partnera, tylko wasze. Wasza własna dupa! Przyznając się do zdrady tak naprawdę wisi wam już, czy ten związek przetrwa, czy nie. Oczywiście będziecie walczyć o swojego partnera, tylko pamiętajcie… jakim kosztem. Wróćcie do tych dwóch punktów, jeśli czujecie taką potrzebę. Niech wam to rozjaśni sytuację. A jeśli partner od was odejdzie, będzieci mieli poczucie spełnienia obowiązku, bo przecież tak bardzo chcieliście być takimi, jakimi was wychowano! Uczciwymi…

Może i ja jestem egoistą. Może jestem chujem, skończonym draniem. Ale odpowiedzcie sobie na pytanie, jakmi zimnymi skurwielami są osoby, które przyznają się do zdrady. No… to teraz popatrzcie sobie na wyniki ankiety, którą kiedyś robiłem na portalu dla studentów.