JustPaste.it

Druty, pętelki, szaliki i cała reszta cd.

Czyli swego rodzaju errata do poprzedniego kursu podstaw robienia na drutach dla opornych.

Czyli swego rodzaju errata do poprzedniego kursu podstaw robienia na drutach dla opornych.

 

Od zamieszczenia poprzedniego artykułu na rzeczony temat minęło już niemalże równe pięć miesięcy i nie da się ukryć, że od tamtego czasu sporo się zmieniło. Przede wszystkim w moim mieszkaniu zagościł kolorowy przeszło dwumetrowy szalik:

2bf3f47b0ba551ce609e7ef75f8f6405.jpg

...robiony opisywanym ostatnio stylem ściągaczowym, oraz spory już kawałek kolejnego w podobnych kolorach i (docelowo) długości, ale robiony stylem pończoszniczym. Nie obeszło się oczywiście bez motywów mniej lub bardziej utrudniających proces robienia na drutach i z ich perspektywy widzę, że moje instrukcje generalnie cechowały się zmienną trafnością, tu wymagając dopowiedzenia, tu lekko się myląc. Zdecydowałam więc, że coś jeszcze do poprzedniego artykułu dopisać należy.

Awangarda, czyli bez zawijania
Pamiętacie, jak opisałam styl dżersejowy/pończoszniczy jako robienie lewych oczek zawsze z jednej strony i prawych zawsze z drugiej podsumowując, że te trzy punkty wystarczą, żeby umieć dziergać oczka i zrobić pięć metrów (i więcej) każdego szalika? Otóż jest to rzecz, która wymaga najpilniejszego wyjaśnienia - nie jestem pewna, gdzie dokładnie zawodzi moja wiedza (czy w definicji tego splotu czy w jego wykorzystaniu, nie mniej coś pokręciłam napewno), w każdym razie jeśli ktoś będzie próbował to robić dokładnie tak, jak wtedy mówiłam, to materiał... poprostu mu się zwinie, tak w rulonik, a przynajmniej będzie cały czas do tego dążył :(

Przyczyną jest to, że oczka lewe nie mogą znajdować się zbyt gęsto po tej samej stronie materiału, o czym przekonałam się dopiero na żywo. Sposobem jest więc robienie nie cały czas lewych oczek z jednej ze stron i prawych z drugiej, ale układanie ich tak, wychodziły w jakiś sposób na przemian. Idąc najprostszą drogą: możemy układać oczka prawe i lewe w pionowe słupki albo w poziome rządki.

Na początku mama poradziła mi tę pierwszą opcję, która zwana jest powszechnie stylem ściągaczowym, czyli: robimy oczko prawe, lewe, prawe, lewe, itd., a jak już nam się skończy rządek, to obracamy i robimy to samo patrząc przy tym, żeby nam czasem powierzchnia nie wyszła w kratkę, tj. lewy robimy "na" lewym i prawy "na" prawym:

a8e4a37a3750e1afb1c55b667fbb3068.png

Drugą opcją jest przemienianie typów oczek poziomo, czyli lekka przeróbka stylu pończoszniczego zwana tutaj karbowany-francuski, choć z doświadczenia wiem, że pończoszniczym też się go nazywa, najwyraźniej według wyglądu jednego rządka. Polega to na tym, że przez cały proces robótkowania posługujemy się zwyczajnie tylko jednym stylem - albo lewym albo prawym:

b4888103228037c89e3adb79817ea698.png

Przypominam, że kiedy robimy przykładowo oczkiem prawym, wtedy po drugiej stronie wychodzi nam lewe, tak więc na koniec automatycznie otrzymamy paski. Będziemy więc cały czas robić "niezgodnie" z typem oczka, czyli: będziemy zawsze robić lewe/prawe, kiedy pasowałoby nam zrobić to drugie, tak więc nitka będzie się skręcała, ale zapewniam, że na dłuższym dystansie będzie to ładnie wyglądało. Co ciekawe - w zależności czy wybierzemy lewe czy prawe oczko, ścieg będzie wyglądał nieco inaczej, co mnie na przykład bardzo zdziwiło. Tu prezentuję oba - metoda prawych oczek po lewej i odwrotnie (tak mi się jakoś zdjęcie machnęło):

prawe-lewemale.jpg

Tak więc różnica między tymi dwiema metodami na ominięcie nieprzyjemniej kwestii zawijania się materiału jest oczywista - jego wygląd będzie inny. Jednak jest jeszcze jedna różnica, która mnie bardzo zaskoczyła, a która bardzo tłumaczy nazwę stylu ściągaczowego:

5f8e3468624bf55eb90ac2854cbfee63.jpg

Niczym jak w tych sztuczkach optycznych - tak, oba te szaliki mają tyle samo oczek w rządku (konkretnie 66), tyle że ten po lewej niemiłosiernie się... ściąga. Radzę się dobrze zastanowić, który wzorek bardziej nam się podoba.

Początek wyszedł nie tak :/ Gdybyśmy chcieli go radykalnie poprawić...
Cóż, nie wiem, jak to u innych początkujących, jednak ja mimo wszystko robiłam dużo byków z kolejnością oczek - jak mówiłam, najpierw zabrałam się za styl ściągaczowy, niestety często wychodziło mi przez pomyłkę lewo, prawo, prawo, lewo itp. Korzystając z własnej metody rozpruwałam jedną kolumnę oczek i poprawiałam, jednak po tak przeprowadzonej poprawce oczko nieuchronnie robiło się większe niż powinno i wyglądało koszmarnie.

Do tego często wychodziło mi tak, że na początku szalik wychodził mi o kilka irytująco zauważalnych centymetrów za wąski, co ujawnia się zwłaszcza w przypadku ściegu pończoszniczego. Dopiero później poszerzał się w miarę robienia niezależnie od mojej woli. Próbowałam najpierw "rozpędzać się" robiąc zamiast obowiązkowej długości w danym kolorze, długość kilka razy większą w celu późniejszego jej wyprucia - nic z tego! Wychodzi na to, że jeśli chodzi o niektóre szczegóły, trzeba mieć naprawdę niezłą wprawę.

Żadna z tych rzeczy nie wyglądała zachęcająco i jedynym rozwiązaniem, które przychodziło mi do głowy było rozprucie tego i zrobienie jeszcze raz. Ponieważ miałam już wtedy chyba ze dwa metry, rozważałam tylko rozprucie od początku aż do miejsca, które uznam za sensowne, nie całości. Później doczepiłabym się tam igłami i zrobiła wszystko tak samo jeszcze raz, tyle że szłabym w przeciwną stronę. Albo zrobienie w normalnym kierunku i doczepienie tego tak, jakby wyglądało po normalnej manipulacji igłami. Wydaje się proste...

Najbardziej się zdziwiłam, kiedy zrozumiałam, że taką rzecz pruć da się tylko z jednej strony, czyli z tej, gdzie aktualnie urzędują druty. Jeśli będziemy rozplątywać początek, to ten numer z pociągnięciem nitki i rozprostowaniem się wszystkiego, poprostu się nie uda.

W takim razie - jedynie oddzieliłam dwie części wyjmując nitkę z miejsca, na którym niedawno zamierzałam skończyć prucie. Co teraz robić? Popatrzyłam chwilę na ten skomplikowany układ nici, który musiałabym powtórzyć, jeśli bym miała robić brakującą część szalika normalnie od dołu do góry i skapitulowałam decydując się podejść do tego od drugiej strony (dosłownie i w przenośni). Czyli złapać igłami wszystkie luźne teraz oczka i robić w drugą stronę. Hmm...

Podsumuję to tak - nie polecam żadnego z tych sposobów. Nieszczęśliwie robiłam je dla obu szalików (dla pończoszniczego nawet oba) i mogę powiedzieć, że uważam taki rodzaj poprawek za przedsięwzięcie ostateczne tylko dla wielbicieli mocnych wrażeń. Kiedy próbujemy robić na drutach w drugą stronę, to okropnie ciężko jest zacząć, żeby nam któreś oczko nie uciekło i żeby przy okazji jakoś to połączenie wyglądało. Jeśli próbowalibyśmy przyczepić nowy lepszy fragment, to staje przed nami konieczność odtworzenia tego, co na co dzień w naturalny sposób otrzymujemy za pomocą igieł. Jednak... pierwszy sposób zaskakująco dobrze zadziałał dla stylu ściągaczowego, naprawdę nie widać różnicy. Gorzej z bardziej wymagającym i mniej giętkim stylem pończoszniczym, dla którego lepszy okazał się sposób z doczepianiem "już po". Jednak tylko dla tego, że nie wywaliłam poprzedniego nieudanego fragmentu i mogłam dokładnie i bez stresu odtworzyć ułożenie nici. Uff...

Ale generalnie - nie polecam.

Zmiana koloru
Kiedy sprawy pilne i dręczące mam już za sobą, przejdę do opisywania czegoś przyjemniejszego. Wystarczy spojrzeć na obrazek z poprzedniego artykułu z panem na zdjęciu, żeby dojść do wniosku, że szalik o jednolitym kolorze nie jest tym, co mnie satysfakcjonuje. Poprzednio problem oczywiście też istniał, ale nie uważałam go za zbyt pilny czy trudny. Jak się okazało - mylnie, bo w internecie ciężko jest znaleźć podpowiedzi co do tego, jak wprowadzić inną wełenkę, przynajmniej jeśli chodzi o język polski. Najwyżej jak ozdobić bluzę czy czapkę wprowadzając po niepotrzebnej stronie materiału krajobraz po bitwie.

Kiedy robiłam pierwszy szalik (styl ściągaczowy) jeszcze nie wiedziałam, jak to robić, więc kończyłam i zaczynałam, jak to mówią, na czuja, czyli robiłam tyle, ile miało być, bez żadnego marginesu i od razu zawiązywałam supełek. Wyszło to nawet nieźle, jak widać na załączonym obrazku, zwłaszcza że szalik zdążył już trochę przeżyć przez te kilka miesięcy i supełki się wręcz pozacierały:

supelki-pionmale.jpg

Przy drugim szaliku znalazłam już pewną zdecydowaną instrukcję, która głosiła, aby po każdej wyznaczonej ilości rządków winno się zrobić jeszcze kilka oczek. Dalej - nie zawiązuje się supełka od razu, a jedynie obcina włóczkę i dokłada kolejną obok niej. Supełek zawiązuje się natomiast, kiedy już dojdzie nieco materiału i będzie jasne jak ciasno mamy owy supełek zawiązać. Tutaj mam jeszcze wersję bez supełków, ale co i jak należy zrobić dalej, można się już domyślić:

supelki-poziommale.jpg

I na zakończenie... jak zrobić zakończenie
Mówiłam Wam, że jeśli postaramy się z tym zawijaniem pętelek na samym początku, to będziemy mieć ładny brzeg i wszystko pójdzie nam łatwiej. No cóż, jak widać dwa punkty wyżej, pierwsza linia (nawet wiele pierwszych linii) nie ma znaczenia. Może wręcz właśnie wskazane jest zrobić ją szeroko i byle jak, żeby zrobić spokojnie kilka rządków nadmiarowych, żeby złapać stałą szerokość, a które później będzie można spokojnie rozpruć?

Polecam też taki sposób - zrobić jakoś tam pierwszy wstępny rządek, a kiedy już wszystko będzie gotowe... rozpruć go bezpardonowo i zrobić zakończenie takie jak na końcu :) Jest dużo ładniejsze, a do tego stosunkowo łatwo się je robi. Powodzenia ;)