JustPaste.it

Mił - ość. Czyli ość, co się zowie Mił.

Nie przemawiają do mnie argumenty, że dwoje nawet mocno kochających się ludzi, nie ma prawa się sobą w przyszłości znudzić. Jak najbardziej, często tak się właśnie dzieje.

Nie przemawiają do mnie argumenty, że dwoje nawet mocno kochających się ludzi, nie ma prawa się sobą w przyszłości znudzić. Jak najbardziej, często tak się właśnie dzieje.

 

Ten artykuł to druga część http://www.eioba.pl/a/3btw/przemysl-to - tego tekstu.  

Jak również, że mogą nie dostrzegać idiotyzmów swojej drugiej połówki, z jednego, banalnie prostego powodu...

Po prostu zaślepia ich mił-ość. Dopiero kiedy uczucie przygasa i zmienia się w odpowiedzialność, i przyzwyczajenie, a nawet całkowicie gaśnie, człowiek otwiera oczy. Przecież na początku związku nikt się nie kłóci, nie bez powodu. Bo jest tak fajnie, motylki fruwają, we wszystkim można się dogadać. Przecież związek to niby sztuka kompromisów, czy coś. Kompromisów, które odkładają się jak toksyczne składniki.

Niektórzy nie zdają sobie sprawy, że można się zwyczajnie w świecie odkochać, dlatego trwają w swoich bezsensownych związkach. Pół biedy związek, ale sprawa spotu dotyczyła małżeństwa. W dodatku takiego, które już zdążyło założyć rodzinę.

Chyba wszyscy wierzą w piękną miłość... bez goryczy, nie? Nawet taki ja! Pomimo, że moi rodzice się nie rozwiedli, też mam ograniczone zaufanie do drugiej osoby. Bo niby dlaczego miałbym nie mieć? To są cechy nabyte, głównie przez własne doświadczenie. Nikt mi nie wmówi, że moje zachowanie wynikałoby przez jakiś tam rozwód (nawet moich rodziców), czy defekt z przeszłości, jakim jest dajmy na to... śmierć mojego chomika :)

Dobry przykład stanowi tu pewna młoda użytkowniczka, zasypująca postownie swoimi uczuciami. Możecie z góry założyć, że nie mam racji, ale coś jest na rzeczy.

Mówią, że prawdziwa miłość wszystko wybaczy, prawda? I powiem wam, że to jedna z tych banalnych teorii, z którymi się zgadzam. Może również ktoś z was pojmie teraz mój tok rozumowania, kiedy wspomnę tu o zdradzie. Takiej zwykłej, fizycznej.

Dlaczego wizja seksu z innym mężczyzną lub kobietą ma większe znaczenie niż realne zaniedbywanie rodziny? Pomimo, że często właśnie zdrada jest wynikiem zaniedbywania swojego partnera, nie oznacza to wcale, że nie sprostuje on cechom współmałżonka i rodzica.

Wiecie, że w większości spraw rozwodowych zdrada stanowi kluczowy element w sądzie? Obok tego klasyfikują się inne, jak nadużywanie alkoholu, bicie, straszenie, a nawet pracoholizm! Ale wszystko to można władować do jednego worka, i podpisać go: "Zaniedbywanie rodziny".

Samą jednak zdradę niekoniecznie tam wrzucimy. Jeśli ktoś zdradził raz, a tego żałuje i się do tego przyznaje (oczywiście z egoizmu i głupoty), to szczęśliwa rodzinka nagle zostaje zdmuchnięta jak domek z kart. Dlaczego? Dlaczego człowiek znosi tyle rozmaitych upodleń, a jeden maleńki, kurde... nawet dwa, trzy, a i dziesięć puknięć na boku, rozbija rodzinę?

I wiecie jaki argument zdradzonych mnie rozśmiesza? Nie ten, dotyczący kłamstwa i spisku, a ten, w którym zdradzony uznaje, że od tej chwili brzydzi się swojego partnera, bo był z kimś innym. Tak jakby przed ich związkiem nie mieli nikogo innego...

To tak, jakbym teraz puknął moją sąsiadkę, a potem spotkał miłość mojego życia.

- Ej, nie wiedziałem, że się w tobie zakocham. Musisz coś wiedzieć, wczoraj ja i moja sąsiadka...

- Nie interesuje mnie to, ważne jest to co tu i teraz. Od dzisiaj tworzymy związek, nie mogłeś tego przewidzieć.

Spotykamy się dwa dni później:

- Ej, bo wczoraj znów ja i moja sąsiadka...

- Ty gnoju! Jak mogłeś mi to zrobić!? Czuję do ciebie wstręt, czuję, jak pachniesz inną kobietą...

Coś w ten deseń. Dlatego jeśli wydaje ci się, że twoja rodzina jest idealna, a to tylko twoja kobieta nie potrafi się ruchać, to nie przyznawaj się do zdrady. No dobra, jeśli twój facet ma małego, a ty chcesz czegoś... ten...

Zobacz, co możesz stracić! :)