JustPaste.it

Wojaczek, Świetlicki, Podsiadło

czyli wielka trójca współczesnej poezji, o której nie wszyscy (jeszcze) słyszeli.

czyli wielka trójca współczesnej poezji, o której nie wszyscy (jeszcze) słyszeli.

 

Rafał Wojaczek, Marcin Świetlicki, Jacek Podsiadło, napisali setki utworów, krótkich i dłuższych, zrozumiałych dla przeciętnego czytelnika i mniej zrozumiałych, przejmujących i obrzydzających, zabawnych i tragicznych, symbolicznych ale i tak prostych, że aż dają do myślenia. O czym pisali/piszą? O mało skomplikowanych zdarzeniach, sytuacjach, stanach emocjonalnych, zmaganiach z codziennością. Sprytnie operuja grą językową, stosują zaskakujące połączenia wyrazowe, nadają istotne role symbolom. Przekształcają, modyfikują, ale NIE upiekszają. Wyrażają bunt, niezgodę, upór. Świadomość rzeczywistości przerasta ich możliwości, nie ma dla nich barier, tajemnic, jak mało kto widzą co ich otacza, ta świadomość niszczy, przygniata, doprowadza do łez, traumy, depresji przelanej na papier. Ciąży nad nimi świadomość misji, mają do przekazania światu prawdę, którą tak naprawdę malo kto dostrzega. Przeżywają kryzys tozsamości. Poeci przeklęci. Nie wszyscy wyrzymują to napięcie. Topią myśli w alkoholu, w litrach wódki, sięgają po środki, które choć na chwilę stłumią głosy i świadomość istnienia, zabijają się. Wojaczek, przez niektórych uznany za skończonego alkoholika, pozera i skandaliste, przez innych za buntownika i poete skłóconego ze światem i samym sobą, nie wytrzymał. Natłoku myśli, przebiegu zdarzeń, szarości, świadomości życia, bycia, trwania. Fenomen tych "trzech" to moim zdaniem oryginalny pomysł. Ukazanie prostych czynności, zachowań, zdarzeń, rzeczy które każdy z nas przezył. Po przeczytaniu wiersza, każdy milknie na chwilę w zadumie myśląc "wiem co miał na myśli..."

 

Poniżej przytaczam kilka wybranych utworów tych trzech poetów, zachęcam do przeczytania.

 

Wojaczek Rafałe41c02d416063e42acc9c685150a759b.jpg

Urodził się 6 grudnia 1945 roku w Mikołowie. W mieście, w którym się urodził ukończył szkołę podstawową, tam też  pragnął zapewne skończyć szkołę średnią, jednakże kłopoty jakie sprawiał swoim nauczycielom i wychowawcom sprawiły, że naukę  kontynuował  w Katowicach, a maturę zdawał w Kędzierzynie. W 1963 roku rozpoczął studia polonistyczne w Krakowie, na  Uniwersytecie Jagiellońskim,  jednak przerwał je, nie ukończywszy nawet pierwszego roku i przeniósł się do Wrocławia. Tutaj mieszkał do końca życia, nie pracując i utrzymując się dzięki rodzicom oraz zapomogom, stypendiom i tantiemom literackim. Kilkakrotnie podejmuje próby odebrania sobie życia. Jedna z takich prób udaje się w nocy z 11 na 12 maja 1971, a Wojaczek umiera zażywszy wcześniej środki nasenne.

 

Prośba

Zrób coś, abym rozebrać się mogła jeszcze bardziej
Ostatni listek wstydu już dawno odrzuciłam
I najcieńsze wspomnienie sukienki także zmyłam
I choć kogoś nagiego bardziej ode mnie nagiej
Na pewno nie mieć mogłeś, zrób coś, bym uwierzyła

Zrób coś, abym otworzyć się mogła jeszcze bardziej
Już w ostatni por skóry tak dawno mi wniknąłeś
Że nie wierzę, iż kiedyś jeszcze nie być tam mogłeś
I choć nie wierzę by mógł być ktoś bardziej otwarty
Dla ciebie niż ja jestem, zrób coś, otwórz mnie, rozbierz.

 

Prośba (Dać mi miotłę, bym..)

Dać mi miotłę bym zamiótł publiczny plac
Albo kobietę bym ją kochał i zapładniał
Dać mi ojczyznę abym opiewał
Pejzaż lub ustrój lżył czy chwalił rząd
Przedstawić mi człowieka bym ujrzał jego wielkość
Czy nędzę i opisał w ciekawych słowach
Wskazać mi zakochanych bym się wzruszył
Posłać mnie do szpitala Na komunalny cmentarz
Urządzić mi teatr igrzyska sportowe
Wojnę żniwa na wsi festyn w mieście
Albo nauczyć mnie prowadzić samochód pisać na maszynie
Zmusić do nauki języków czytania gazet
A ostatecznie dać mi choć wódki żebym pił
I potem rzygał bo poetów należy usuwać.

 

Próba nowego świata

Księżyc nie jest księżycem, co onegdaj
Leżącego na śmietniku źle oświetlał
Mojego trupa

Śmietnik także nie jest miejscem, gdzie się szerzył
Odór ścierwa, ród robaczy tysiącgębny
Objadał trupa

Włażąc w uszy, usta i do nosa;
Miejsce nie jest miejscem kiedyś zwanym Polska
Trup nie jest trupem

Lecz szkieletem który świeci schludną kością;
Mózg, co z czaszki wyparował, jest mądrością
Której posłuszne

Jest stawanie się nowego świata; Stwórcą
Jest ów robak mieszkający w środku mózgu
Który mnie obcym

Czynił nawet w więzieniu czy w mdłym szpitalu;
Szkielet też nie jest szkieletem tylko kartą
Dawnej choroby

Na człowieka, z zaznaczonym dawkowaniem
Odpowiednich aplikacji nudną pałką;
Robaki są

Aniołami zaś butelka nie dopita
Fiolką, w której homunculus jeden pływa
To znaczy On

Przechowany na użytek dydaktyczny
Czyli dobrze kiedyś znany mi skurwysyn
Rafał Wojaczek

Co z radością odpowiednią pewnie stwierdzą
Kiedy księżyc wreszcie zejdzie i nareszcie
Ja słońcem wstanę.

 

Świetlicki Marcin

Urodzony 24 grudnia 1961 w Piaskach k. Lublina, polski poeta, dziennikarz, członek alternatywnej formacji Świetliki.
Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Służba wojskowa w latach 1984-1986. Mieszka i tworzy w Krakowie.

3677ddf004d1e1844f5777a0ad18434c.jpg

 

***(cały pokój...)

Cały pokój jest obwieszony Marcinami.
Przynajmniej raz w tygodniu wieszam jednego Marcina.
Mgła wisielcowa jest prawie tak gęsta,
jak chmura papierosowego dymu.

Ten- bo nie chciał. Tamten- bo nie umiał.
Tamten- bo go zmęczyło. Tamten- bo nie wierzył.
Obracają się w rytmie kłótni za ścianami
i nic nie znaczą. Najważniejszy- nowy

Marcin wisi pod lampą, wciąż podnoszę głowę
i robię straszne miny w jego stronę, wierząc,
że skoro drży- to wstyd mu tego, że tak
czeka i że nie umie czekać, że czeka jak dziecko

na Gwiazdkę, czeka na kobietę,
która przyjdzie, na pewno przyjdzie, wszystko się odbędzie
tak jak zawsze, jak zawsze, z jakimiś małymi
niespodziankami, te się również zawsze

zdarzają. Wisi Marcin, drży, obraca się.
Wieczór. Gwałtownie wschodzi żarówkowe słońce.
Żyję dłużej niż wszyscy młodo zmarli poeci.
Żyję dłużej niż wszyscy młodo zmarli poeci.

 

Opluty

Któregoś dnia to miasto będzie należeć do mnie.
Na razie chodzę, na razie patrzę, na razie swój nóż ostrzę,
wkładam, zdejmuję kastet.
Opluty.
Opluty.
Napluli mi na plecy.
Nic o tym nie wiem.
Chodzę po mieście. Chodzę po mieście.
PLANTY SZEWSKA RYNEK.
Chodzę po mieście.
RYNEKSZEWSKAPLANTY.
Opluty.
Oplutyoplutyoplutyopluty.
Puuu.
Któregoś dnia to miasto będzie należeć do mnie.
Na razie chodzę, patrzę. Na razie nic.
Któregoś dnia rzeką Wisłą przypłynie statek piratów.
O pięciu masztach. Dwudziestu armatach.
I zapytają: - Który to Świetlicki?
A ja wtedy stanę na samym środku rynku - i będę wskazywać:
TEGO, TEGO, TAMTĄ, TEGO, TEGO,
WSZYSTKICH!!!!
Opluty. Opluty.
Ooooopluty.
Kraków i Nowa Huta - Sodoma z Gomorą -
z Sodomy do Gomory jedzie się tramwajem.
Chodzę po mieście.
Chodzę po mieście.
Opluty.

 

Nieprzysiadalność

no, proszę sobie wyobrazić...
marzec albo kwiecień...
hm... raczej marzec.
wieczór...

spotykam j.p.
jest pijany jak świnia
a ja jestem trzeźwy
jak świnia

idziemy na kawę
on - między morzem wódki, a powrotem do domu
ja - pomiędzy kłótnią z jedną kobietą,
a rozmową z drugą, która być może także się przerodzi w kłótnię
siedzimy więc w knajpie
choćbym się nawet bardzo skupił
nie pamiętam w jakiej

on między wódką a powrotem do domu,
ja pomiędzy kłótnią...

i nagle on, wskazując mi jakieś dwie
siedzące przy sąsiednim stoliku
proponuje byśmy się do tych dwóch przysiedli

a ja mówię
daj mi spokój
ja nie mam ochoty
ja to pierdolę
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
pomiędzy kłótnią z jedną kobietą,
a rozmową z drugą, która być może także się przerodzi w kłótnię
ja nie mam ochoty
ja to pierdolę
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym

więc rezygnuje
siedzimy w tej knajpie
i rozmawiamy o czymś
o literaturze
być może nawet o kobietach

on się trzyma nieźle,
chociaż jest pijany jak świnia
ja się nieźle trzymam,
chociaż jak świnia trzeźwy jestem

deszcz zaczyna padać
i nagle on, wskazując znowu te dwie
mówi
zobacz, to się nieźle składa
ich dwie, i nas dwóch
dosiądźmy się do nich
a ja mówię
daj mi spokój
nie mam ochoty
jestem dziś w nastroju
nieprzysiadalnym
ja to pierdolę
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
pomiędzy kłótnią z jedną kobietą
a rozmową z drugą
ja nie mam ochoty
ja to pierdolę
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym

tak się czasami zdarza
że jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
tak się zdarza zazwyczaj
że jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
siedzę sam przy stoliku
i nie mam ochoty
dosiąść się do was
choć na mnie kiwacie
ja to pierdolę
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
ja proszę pana to pierdolę
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
spierdalaj gnoju!
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym.

 

Tak powiedział alkohol

Nocą rozszedlem sie we wszystkie strony,
Aby się zbudzić w wielu różnych łóżkach,
by nie pamiętać, że umarłem. Noszę
przy sobie od niedawna zapasową parę
skarpetek i koszulkę na zmianę, szczoteczkę
do zębów, wszystko po to, żeby nie pamiętać,
że umarłem, a także by mieć dom gdziekolwiek.

Ona z nienacka objęła mnie przez sen,
dwukrotnie wymówiła obce imię,
tak czule, że nieomal się zdecydowałem
przyjąć to imię, wziąć sobie tę czułość.
Ale umarłem i wyszedłem stamtąd,
i nadal idę poprzez wietrzną próżnię.
Ale umarłem - i jeśli znajduję

miejsce na sen - to mocno przytulam poduszkę,
krzyczę w poduszkę swoje imię martwe,
krzyczę w poduszkę swoje imię martwe.

 

Podsiadło Jacek

Urodzony w 1964 roku w Szewnie k. Ostrowca Świętokrzyskiego, polski poeta, prozaik, tłumacz, dziennikarz, felietonista.67a3bfcc3c401756a0332228dabfc592.jpg

***

Ostatecznie
udało się nam udowodnić sobie,
że nie jesteśmy stworzeni do życia,
lecz w życiu
zakopani.
Jak dzieci
długo szukajace ukrytego Przyjaciela
i wołające z rezygnacją : wychodź, wychodź!
spostrzegliśmy poniewczasie, że żaden Bóg
nie bawi się z nami
w chowanego.
Ale my
możemy się nadal bawić
odnajdując siebie.
Dziewczynki, które urodzą nasze żony,
na pewno będą domagać się
zabawy.

 

 

Wszystko jest iluzją, każdy jest iluzjonistą.

Na początku był ateizm.
Potem Atman, Allah, Bóg, Brahman, Budda
i tak dalej, aż zabrakło alfabetu.
Nie ma prawdy, sensu, poznania, nie ma rzeczywistości, nie ma sztuki,
sa tylko przewrotne sztuczki
i słowa, słowa, słowa.
I znów trzeba zacząć od początku,
przewartościować alfabet i ogłosić:
Aerobic jest jedyną drogą zbawienia.

 

 

PLE PLE PLE PLE ( Mirkowi Drabczykowi)


jestem inteligentny
jestem elokwentny
na wszystkie pytania
mam gotową odpowiedź
:

nie wiem

 

Miłość po wódce

Rano będziemy rozglądać się za słoikiem po ogórkach żeby wodą z octem
zabić kaca będziemy milczeć by oszczędzić siebie będziemy gorączkowo myć zęby
i długo stać przed lustrem z pianą na ustach będziemy delektować się wstydem
rano spytasz tylko czy nie wiem gdzie położyłaś zegarek a ja poproszę
byś włączyła radio spiker poinformuje w porannych wiadomościach o tysiącach studentów
którzy pojechali do domów na ferie świąteczne i przemilczy naszą ostatnią noc w akademiku
rano poczujemy się  tacy samotni i wyjdziemy w hałaśliwe ulice
przetrząsając kieszenie w poszukiwaniu straconego czasu i ważnego biletu
wiatr przybiegnie z pustymi rękami jak bezrobotny listonosz i radośnie zabierze
zmięty karteluszek z zapisanym pośpiesznie niepotrzebnym adresem
i tak dobrze będzie pożegnać się przytulić się do zminej szyby autobusu i milczeć
ale teraz mówimy dużo kolejne wyznania przechodzą nam przez gardło
równie łatwo jak kolejne kieliszki i tak wspaniale kręci nam się w słowach
i odlatujemy gdzieś w górę nie wiedząc nawet że może robimy właśnie nowego
człowieka

 

6aa8a64da46fc0eb8a153cb6f1dbd425.jpg