JustPaste.it

032 - Folk Rockowa kapela ze Śląska

http://www.festiwalbergera.pl/poll głosować na 032!!

http://www.festiwalbergera.pl/poll głosować na 032!!

 

Jak podają nam bojki i legendy ludu śląskiego w Księstwie Pszczyńskim, zespół 032 (proponowana wymowa: zerotrzydzieścidwa, ale inne wersje również są dopuszczalne) swoje najdalsze czy może raczej -- najgłębsze korzenie lokalizuje gdzieś w najbliższych okolicach legendarnego piotrowickiego Blusa. A więc w przestrzeni pomiędzy dwiema dzielnicami Piotrowic znanymi jako Kympa i Gać, obecnie na terenie miasta Katowice, leżącego w krainie Górny Śląsk, na zachodnich lub północnych rubieżach Śródziemia. Tam to właśnie dawno dawno temu miały miejsce pierwsze przypadkowe bądź nieprzypadkowe spotkania ekipy obecnie tworzącej 032, gdy jeszcze część z niej była bardziej lub mniej bajtlami (a część już nie). Księżyc kilka razy okrążył Ziemię, Ziemia -- Słońce, śnieg spadł, potem stopniał, drzewa zazieleniły się na nowo i tak spotkali się znowu, dzięki współpracy w ramach [grupy Sami i] kilku innych muzycznych i blisko z muzyką związanych projektów. Potwierdzanym przez wszystkie źródła historyczne właściwym momentem powstania zespołu 032 i rozpoczęcia tej drogi, z której nie można już zawrócić, jest burza, jaka rozpętała się nad południowymi dzielnicami Katowic w pewien wieczór czerwcowy (niewykluczone, że był to czwartek) A.D. 2008. Kości zostają rzucone i Trzech, a więc: Bartosz Bialik, Michał Laksa oraz Kurkin (też zresztą Michał, z tym że Kurowski), po wcześniejszym długim snuciu planów dotyczących całkiem nowej muzyki, zasiada z instrumentami i zakłada zespół 032 na ochojeckim poddaszu domu rodziny Laksów. I gdy tamtego odległego czerwcowego wieczora za oknami trwała letnia ulewa i burza, to muzyka, mimo, że początkowo kameralna i akustyczna (taka jaką gra się na drewnianych poddaszach i w laubach, ze śpiewaniem na głosy), i tak w jakiś sposób głośniejsza była od burzy. I tak to właśnie od początku istnienia, nam, zespołowi 032 bardziej przyświeca idea burzy niż ciszy (choć wszyscy na pewno zgodzą się, że rola ciszy w muzyce jest nie do przecenienia). A wracając do historii -- już na pierwszej próbie do wspólnego grania z nami za bębnami zasiadł Fux (czyli -- Adrian Fuchs). I było to tak naturalne, jak to, że rano wstaje słońce, naturalne, bo to było miejsce właśnie dla niego i od razu było wiadomo, że to jest to. Z tym uformowanym już, najbardziej pierwotnym kwartetem współpracować zaczął mistrz Łukasz Antes, zza Wielkiego Lasu, wprost spod pałacu Księcia Pszczyńskiego. Wreszcie w samym środku zimy, kiedy był taki mróz że próby grało się w czapkach i rękawiczkach, a zaczynały się one od rąbania drewna i rozpalania kominka, dołączył do nas Marek Sajnóg, przynosząc pamiętne wkupne do kapeli. I jego pojawienie się wśród zimowej nocy i zamieci miało też tajemniczy związek z chmurami burzowymi. I gdy zagrał -- to też było to. A gdy znowu zaczęło się lato i na próby znów jeździło się na rowerze, z daleka przybył do nas czarodziej Ludwik Konopko. Pojawił się i zaczarował i tak zebrali się i jest Siedmiu. I tak jest dobrze. Choć gdyby tak pojawił się akordeonista można by rozegrać wewnątrzkapelniany mecz na hali. A co było potem? Potem jest -- teraz. Teraz, kiedy czytasz te słowa.