JustPaste.it

Pielgrzymka, dzień II

Kolejna część mojej opowieści z trasy...

Kolejna część mojej opowieści z trasy...

 

Dzień II:

Budzę się około 4.00… Tak naprawdę budzi mnie mózg. Szybko zrozumiałem, że chodzi o silną potrzebę pójścia do przybytku zwanego „WC”. Zakładam buty. Pojawia się problem. Jak przejść przez czterech chłopaków (leżą na drodze do schodów) nie budząc ich? Idę po omacku, jedyne co spowodowałem, to chrapanie Kamila. Ten dźwięk przypomina nieco Formułę 1… Załatwiam co trzeba i wracam, ale już nie mogę zasnąć. Siostry z dołu (te starsze) uznały, że mogą spokojnie hałasować, mimo tego, że niektórzy chcą się wyspać (pobudka miała być o 5.00). Do tego dochodzą niezbyt przyjemne głosy z toalety. Więc jedynie leżę myśląc o życiu. Robi się jasno… Wreszcie słyszę budzik. Tylko ja reaguję, więc budzę chłopaków zapaleniem światła i okrzykiem „Wstawać! Już 5.00”. Ogarnianie rzeczy, jedzenie, toaleta i oddaję bagaż. Mam grać rano, więc zabieram z paki gitarę ze sobą. Nadal jest pochmurno. Idziemy na Mszę Świętą. Siadam elegancko na ławce obok kościoła. Obok znajduję się siostra Magda z mamą. Widzę znajome twarze, niektóre się do mnie uśmiechają. Msza się rozpoczyna. Podczas Eucharystii zaczyna się nieco rozpogadzać. Błogosławieństwo na koniec dało mi trochę do myślenia. Nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiałem. Moc Boga uświęca mnie tu i teraz. Błogosławieństwo to życzenie komuś czegoś dobrego. Odwrotność przekleństwa. Warto się nad tym zastanowić…

Wychodzimy. Gram pierwsze piosenki… „Każdy wschód słońca Ciebie zapowiada!”. Może po 15 minutach rozpadał się deszcz. Nie mamy pokrowca (został u brata łącznika), więc okrywam gitarę swoim płaszczem. Sam moknę. Nie jest to miłe, ale na własnej skórze czuję odpowiedzialność za instrument. Śpiewamy godzinki. Znowu nieco odpłynąłem. Kończymy etap, w którym zagrałem może 3 piosenki. Postój w Augustówce. Przestaje padać, wychodzi Słońce. Robi się nawet gorąco. Nareszcie ładna pogoda J Siedzę z muzycznymi. Kolejny etap gra Niewiar.

Idziemy dalej. Mają miejsce rozmyślania. Po nich śpiewamy dalej. Zapoznałem się z braćmi Michałem i Mateuszem. Nie rozróżniam ich. Są tacy sami… Szybko dochodzimy do kolejnego postoju. Machamy do mieszkańców Szóstki. Widzę przed nami komitet powitalny. Ksiądz proboszcz miejscowej parafii, a wokół niego ministranci. Powitali nas, pokropili wodą święconą. Zatrzymujemy się. Siadam z chłopakami. Wszędzie pełno jedzenia. Gdy już się najadłem poczułem chęć pójścia w krzaki. Jak ostatni głupek wszedłem w największe pokrzywy. Trzeba myśleć zanim się coś zrobi. Ja gram na kolejnym etapie. Wziąłem gitarę i przygrywam sobie z chłopakami. Brat Piotrek chce uczyć się grać J Może coś z tego będzie.

Na kolejnym etapie jest modlitwa Anioł Pański. Podobno była też na tym etapie konferencja. Nie jestem pewny. Znowu mi jakoś to umknęło. Wydaje mi się, że nie było żadnego księdza, który wygłosiłby do nas słowo tego dnia. Gram cały etap, zaczynają mnie nieco boleć palce (stopy ani trochę). Ludzie przy drodze okazują nam wiele serdeczności. To miłe kiedy idąc w skwarze ktoś podaje ci kubek wody. Bóg im zapłać za wszystko. Zauważyłem pewną rzecz. Każda osoba, która macha do mnie, obdarza mnie swoim uśmiechem, daje mi coś do jedzenia czy picia przekazuje mi jakiś swój ciężar. Myślę, że idąc zabieramy intencje tych ludzi. Często nieświadomie. Ale zawsze modlimy się za nich. Oni sami iść nie mogą…

Postój jest w lesie przed Turowem. Siedzę z siostrami z mojej grupy. Oczywiście po pielgrzymkowemu. To znaczy tyłem do siebie, opieramy się plecami. Wygodnie jest wszystkim, elegancko i w ogóle super :) Wyciągam resztę jedzenia, które zabrałem z domu. Wszystko już się skończyło. Trzeba zacząć robić zapasy. Porządek i przemarsz krzyczy, aby nie siadać na asfalcie. Jest on na tyle gorący, że nawet jakby ktoś chciał to i tak nie usiądzie. Ludzie narzekają na upał, a ja wole takie słońce od deszczu. Kolejny etap również gram ja.

Rozpoczynamy modlitwę różańcową. Część bolesna. Nie śpiewamy. „Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie”. Jezus uczy nas pokory. Pokora to umiejętność stawania w prawdzie. Prawdą jest, że Bóg wie najlepiej i najdokładniej co dla nas najlepsze. Musimy to przyjąć. To dlatego wiele modlitw nie zostaje wysłuchanych… mądrość różańca jest wspaniała J Wspaniały obraz, nasze trzy grupy (10a, 10b i 11) wchodzą na trasę do Radzynia. W oddali po prawej widać maszerującą z Międzyrzeca grupę dwunastą, a także z Łosic grupę trzynastą. Nie wiem czemu, ale to mnie zachwyca. Te powolne łączenie kolumny w całość J

Nie kończymy różańca, gdyż schodzimy na godzinny, obiadowy postój w Turowie. Machamy do mieszkańców. Te uśmiechy, brawa powodują, że czuję się jak ktoś ważny… Siadam z porządkowymi, brat Jacek i brat Daniel (rodzeństwo). Jemy, rozmawiamy sobie. Ułożyłem się pod drzewem. Nawet nieco przysypiam…

„Zwróćmy ku Panu spojrzenia, rozpromienione miłością…”

Budzi mnie siostra fotel cykająca wszystkim dookoła zdjęcia. Wstajemy. Czas ruszać. Gra brat Niewiar. Kończymy modlitwę różańcową i rozpoczynamy koronkę do Bożego miłosierdzia. Niewiar nie umie grać. Więc jeszcze na 10 minut łapie gitarę. „Dla jego bolesnej męki, miej miłosierdzie dla nas i świata całego”

Idziemy ruchliwą trasą, dochodzimy do kolejnego postoju. PKS przed Radzyniem. Obok stoi fotoradar. Ks. Wiesio mówi, żebyśmy trochę zwolnili, bo jeszcze będzie trzeba mandat zapłacić. No cóż, ma rację. Idziemy dość szybko.

Pielgrzymkowa bajka o liściu: „Trza liźć” i koniec bajki J

Idzie z nami ks. Daniel, zwany tez „kotozercą”. Jego ksywka ma ciekawą historię. Otóż dwa lata temu na noclegu w Jeziorzanach pewna dziewczynka czepiła się ks. Daniela (ubranego po cywilnemu) „czy może nie chciałby pan kotka?”. Ks. Odpowiedział „dziewczynko, kotki to ja zjadam”. Nieco przerażona odeszła od tego miejsca. Później dorośli nieco ją zganili. „To nie jest pan tylko ksiądz”. Dziewczynka zapłakana: „Ksiądz?! To nie ksiądz to kotozerca!!” I tak już zostało.

Siadam nieco już zmęczony na postoju. Dołącza się kolejna grupa. 15b z Komarówki Podlaskiej. Nie mam postoju. Lecę z gitarą do Oli i Izy. Ustalamy piosenki na wejście do Radzynia. Szybko to zrobiliśmy na szczęście, ale co z tego? Postój się już skończył. „Trza liźć” dalej. Po drodze widzimy studentów z transparentem „przyjmę na noc ładne pątniczki”. Wywował on w grupie dużo uśmiechów. Mijamy tabliczkę oznajmującą, że wchodzimy na teren miasta „Radzyń Podlaski”. Ludzie machają do nas, my im odmachujemy. Jest to pierwszy moment z całej pielgrzymki, na którym czuje się ten wspaniały klimat. Bardzo ciężko go opisać. Wszyscy tańczą, śpiewają, pozdrawiają mieszkańców. Idziemy coraz bliżej centrum. Coraz więcej ludzi stoi przy drodze. Ja pięknie gram wszystkie piosenki. Nawet coś głośno śpiewam. Ludzie biją nam brawo, przybijają piątki, uśmiechają się. Znów czuję się jak ktoś ważny. Dochodzimy do kościoła, przy którym stoi nasz samochód bagażowy. Zwijamy nagłośnienie. Oddaje gitarę i kabel do łącznika.

W kościele trwa akurat Msza Święta, więc nie wchodzimy. Idziemy z chłopakami szukać noclegu. Najpierw poszliśmy do tego samego pana, u którego byliśmy rok temu. Oznajmij, że w tym roku nie ma u niego możliwości spania, gdyż zaraz wyjeżdża na kilka dni (czy jakoś tak). Ale mówił abyśmy poszli do bloku obok, do mieszkania tego i tego. „Baba ma księdza w rodzinie i ona pielgrzymów nie weźmie?!”. Cóż.. dość prosty pan, ale całkiem miły J Niestety, w podanym mieszkaniu nikt nam nie otwiera. Szukamy dalej, albo nikt nie otwiera, albo ktoś otwiera ale „yyy aaaa uuu mnie remont”. Jeden pan stwierdził, że „go nie ma w domu”. Wreszcie po 20 minutach otwiera nam młode małżeństwo. Zapraszają nas. Jestem tylko ja z Michałem R. (rozdzieliliśmy się). Państwo proponują nam wygodne łóżko. Są bardzo gościnni. Szykują nam nawet jedzenie. Po chwili przychodzi do nas także inny brat. Z naszej grupy. Nie znam go, jakiś starszy. Państwo mają dwóch synków. Są bardzo mili. Jem może 15 kanapek, piję napoje. Niczego nam nie brakuje. Zaserwowali na nawet mały obiad. Myjemy się. Pachnący i eleganccy rozmawiamy z nimi na różnorodne tematy. Jesteśmy zaproszeni za rok J tym razem państwo się doskonale przygotują. Idę z Michałem do sklepu. Po drodze bierzemy siostrę Natalkę i siostrę Dorotę. Jest dość śmiesznie, gdyż one ledwo co idą…

Wracamy na naszą kwaterkę. Nadal są wciskane we mnie całe sterty kanapek. A co mi tam? Jak dają to bierz J Zbliża się 20.15, a więc czas na próbę muzycznych. Jest tam już kilka dziewczyn. Łapię gitarę (bez kabla) i szybko ustalamy co i jak. Apel ma być transmitowany przez Katolickie Radio Podlasie. Mam małego stresa, ale jakoś to będzie.

Jest 21.00, rozpoczynamy apel w pięknym kościele. Jestem gitarzystą. Graliśmy między innymi „Pokorna służebnico Pana”, „Pomódl się Miriam”, „Bądź pozdrowiona”. Apel młodzieżowy. „Maryjo, jestem przy Tobie, pamiętam o Tobie i czuwam na każdy czas!” Na muminki śpiewamy „Na dobranoc Panie Mój”. Można się naprawdę wzruszyć.

Jest już po apelu, oddaję gitarę na pakę. Aniołki, kilka znajomych twarzy. Np. brat Patryk, zeszłoroczny gitarzysta. Ale idzie niestety tylko na kolejne dwa dni.

Odprowadzamy dziewczyny i lecimy na kwaterkę. Pięknie pościelone łóżka. Czuję się jak król w zamku… idę jeszcze do kuchni na herbatę. Miła rozmowa. Zaraz potem ogarnianie i do łóżka.

Bogu niech będą dzięki za kolejny dzień pielgrzymowania.
„Nie warto na drogę tę, sandałów i płaszcza zabierać…” coś w tym jest, Bóg o wszystko się zatroszczy. Zasypiam… Deo gratias!