JustPaste.it

O samobójcach, dwa filmy.

Czemu popełniamy samobójstwa? Bo zmusiło nas do tego społeczeństwo? Rodzice?

Czemu popełniamy samobójstwa? Bo zmusiło nas do tego społeczeństwo? Rodzice?

 

Dziwnie się dzisiaj dla mnie dzień ułożył. Rano obejrzałem „salę samobójców”, wieczorem „stowarzyszenie umarłych poetów”. Na pierwszy rzut oka, co te film łączy? Oprócz dramatycznych zakończeń i śmierci obu głównych bohaterów pozornie nic. Oboje popełnili samobójstwo, co już jest jakimś odniesieniem. A ich ofiara, próba ucieczki, czy nonkonformizm, może posłużyć jako przyczynek do ciekawej dyskusji. Po pierwsze „Poeci” powstał w roku 89, ale opisywał przeszłość, i mówił z grubsza o złym ojcu – próbie wychowania syna w konserwatywnym „sposób”. Nakręcony przez nauczyciela literatury do spełniania swoich marzeń, bohater przez apodyktycznego ojca popełnia … no wiadomo. „Sala” (2011) pozornie mówi o dniu „dzisiejszym”, ale chyba jednak normalnie rzadko spotykamy się z dzieciakiem, w dzisiejszej Polsce, ufarbowanym na czarno i ma wszystko czego zabraknie. Wystarczy tylko dodać, że jego ojciec był ministrem, by stwierdzić, że taki „chłopak” będzie udziałem polskiego społeczeństwa dopiero w przyszłości . I nie chodzi mi o to, że wszystkie dzieci będą dziećmi ministrów, ale o pewien lifestyle.


Pobawmy się w małą grę intelektualną. I wymieszajmy troszeczkę bohaterów filmu. I, nie, nie chodzi o zamianę głównych bohaterów z liliowego fana aktorstwa o wrażliwej duszy na liliowego fana, nie wiadomo czego, o wrażliwej duszy. Chodzi o rodziców, co było największym dramatem tych filmów? No chyba nie dwaj chłopcy, im już nie pomożemy, ale właśnie rodzice, ci prawie niewidoczni suflerzy, którzy mają podpowiadać dzieciom na życiowej scenie jeśli ich pociechy zapomną tekstu.
No to zamieniamy, rodziców cioty z „Sali” i konserwatywnych bydlaków z „poetów”, miejscami. I czy mnie się tylko wydaje, że w takim zestawieniu oboje dzieciaczków nie popełniłoby samobójstwa? Rodzice z Sali przez cały film rozmawiali ze swoim synem i pytali się chłopaka „co mamy zrobić?” żeby ci dogodzić syneczku. Ojciec z „poetów” powtarzał wręcz odwrotnie „co Ty masz robić?” żeby Tobie było dobrze.


1 Scenka ojciec ciota wchodzi do akademika i dowiaduje się, że jego syn będzie grał w sztyce. – Świetnie syneczku - na pewno dasz radę - mamusia i tatuś przyjdzie cię pooglądać w teatrze.


2 Scenka ojciec bydlak dowiaduje się, że jego pociecha od 10 dni nie wychodzi z pokoju. Drzwi wyważa z buta, daje synowi ze dwa plaskacze, liliowy syneczek przerażony, od razu zostaje ustawiony do pionu. Ojciec wysyła go do elitarnej szkoły, na błagania syna o tabletki posyła po lekarza, który wypisuje recepty, dziewczyna popełnia samobójstwo, a nasz Emo bohater stwierdza, że i tak była dziwna bo nosiła przeźroczysty plastik na twarzy.


Jaki z tego wniosek? Jeśli jesteśmy dziećmi naszych czasów módlmy się o rodziców z czasów „niedzisiejszych”.


Osobiście, przywracając filmom postaci z ich czasów wolałbym rodziców z „Poetów”. Facet był w oczywisty sposób zdemonizowany, sam aktor, dobrany celowo za „twarz”, który już na początku filmu sugeruje, że nie krytykuje się ojca w obecności kolegów. Nasuwa mi to skojarzenie wojskowe. Kto w armii odważy się sprzeciwić dowódcy? No, chyba że jest się gotowym na miliard pompek i 80 godzinną musztrę z plecakiem pełnym piasku.


Natomiast rodzice cioty z „Sali”. No proszę wszystkich, przecież dzieciak był normalny. A jakaś cizia, co się naczytała Bukowskiego, od trzech lat siedząca w pokoju mąci takiemu chłopaczkowie w głowie. Zresztą ciekawie jest to, że na początku sugeruje się homoseksualizm głównego bohatera, by po tym, z miejsca, zrobić z niego 100% samca, który zrobiłby wszystko dla swojej wybranki. No, w każdym razie, ciotrodzice na dobrą radę lekarzy reagują w sposób alergiczny. Każda rozmowę ze specjalistą kończąc tak polskim, a wydawałby się, że nieobecnym u elit narodu, „wypierdalaj”.


I tak dochodzimy do wniosku, że jednak reakcja jest lepsza od bierności. Już słyszę niezadowolenie, oj oj, przecież ten skurwiel prawie sam włożył synowi pistolet w ręce. Ha! Odpowiem, a kto kazał zdobyć tabletki chłopakowi? Jego ojciec, czy „przyjaciółka”? Prawda, że "przyjaciółka", ale czy konserwatywny rodzic wiedząc o samobójczej próbie dałby swojemu dziecku dwie tubki leków. O ile w ogóle by o nie poprosił lekarza wcześniej nie rozmawiając s synem? Zresztą tutaj dla mnie tkwi sedno w dodatnim aspekcie konserwatywnego wychowania. Przyjaciele liliowego aktora szczerze przeżywają śmierć bohatera i widać, że w imię zmarłego bohatera będą „dopisywać swoje wersy”. A „przyjaciele” czarnogrzywkowego? Spierdolili w tym samym momencie, kiedy dowiedzieli się o śmierci kompana. Jedyną reakcją „przyjaciółki” było wyjście z „wieży” i darcie mordy na osiedlu.


Bo jedna przyjaźni rodzi się w momentach kryzysu, a nasza - współczesna - kończy , kiedy się on zaczyna.