..Trudno kochać,a jeszcze trudniej w przykazani żyć,gdy serca stygną,a żalu więcej niż rozumu w głowie..
Czas szybko mknie, dzieci wyfrunęły z domowych pieleszy , a śmierć za oknem się czai, tylko na ścianie Matka Boska ta sama i od krzyku ich głuchnie, bełkoczą głośniej, bo słuch przytępiał , szczęki obwisły i wzrok posiwiał, ale złość kipi jak smoła w kotle diabelskim. A miało się miłować do grobowej deski, bo sakrament małżeński i huczne wesele w remizie strażackiej było...
Mama śpiewała o innej miłości niż ta, a żurawie płynęły wtedy po niebie. Leciałem wyobraźnią z nimi, zamieniałem się w anioła.
Miłość nie spadnie z nieba, jak manna na biblijnej pustyni, tam tylko księżyc świeci i nie grzeje, a słońce razi oczy. Szczęścia szukaj w sobie synku radziła,ale te słowa były dla mnie wtedy grochem o ścianę . Dopiero teraz tę prawdę zrozumiałem i mniej cierpię wiem, że nic dwa razy się nie zdarza, a najważniejsze to spokój ducha
Goryczy więcej niż gwiazd na niebie, bo ludzie złością znęcają się nad własnym zdrowiem przez głupotę innych, lepiej założyć ogród i rybki w oczku mieć. Zmienią nastrój ,
W ogrodzie czuję się cząsteczką kosmosu .... Księżyc z maciejką romansują, a pies do nóg przytulony spoziera w niebo. Słyszę jakoby słowa matki o wielkich ogniach co rozpalają się od wiatru i małych co od niego gasną.Biegnę za tymi słowami choć wichry łamią drzewa bo ognisko jej miłości płonie w ogródku moich marzeń, kwitnie niezapominajką jak wtedy gdy stałem obok niej a żurawie leciały do ciepłych krajów.
Trzeba miłować a nie złościć się, czas ucieka jak zając spod miedzy. Ale są tacy co złoszczą się za nim ich skrzywdzą, a bełkoczą o miłości bliźniego na klęczkach. Tuliła do piersi pod miedzą, a nasz dom płonął i pociski rozrywały się nad rzeką. I ta miłości nie zgasła w moim sercu. Wichry łamią drzewa, a nasze ognisko, gdzie leciały żurawie z krzykiem trwożnym wciąż płonie. Zemsta to wąż dusiciel, pełza i wokół krzyży katyńskich się owija, niby ten co Ewę uwiódł, na potępienie skazał, ale ja miłością żyję twoją Mamo!
Miłość matczyna wiecznie trwa, w grobie nie rdzewieje..kiedy całowałaś dłoń dziedzica, trzymałem się twojej spódnicy, bosy stałem w błocie jesiennym a wiatr dmuchał w oczy. Prosiłaś o ziarnka na chleb i płakałaś, bo ojciec w Łotwie zarobkował i to była wielka miłość twoja.
A dziewczęce miłosci popękały jak kolorowe baloniki. Została miłość psia i do samego siebie, ale mało kto wie jak bardzo ciężko siebie kochać.