JustPaste.it

Ty buraku:-)

Kochani! Nie chorujcie na grypę, nie przeziębiajcie się! Ba! Bądźcie figlarni jesienią i zimą. I niech w waszych alkowach wiosna trwa wiecznie!
Nadchodzi jesień. Przed nami październik a później, dla mnie, najgorszy miesiąc w roku, przechlapany listopad.

Firmy farmaceutyczne już liczą kasiorkę. Im więcej gryp i przeziębień, tym lepiej. Może nawet WHO jakąś nową pandemię ogłosi. No, byłoby cymes...

A ja straszliwy burak jestem i od ponad trzydziestu lat nigdy nie byłem przeziębiony! Przemarznięty, przemoczony jak najbardziej, ale przeziębiony, nigdy! A odpowiedzialny za to jest burak. Normalny, polski, czerwony burak, od niedawna Hoffmanem zwany...
8ba1968ca26ae45eaee574f0e095f81e.jpg

Kochani! Nie chorujcie na grypę, nie przeziębiajcie się! Ba! Bądźcie figlarni jesienią i zimą. I niech w waszych alkowach wiosna trwa wiecznie!

Bo za sprawą buraka panowie nie potrzebują  żadnych “listerynów” i innego chłamu. A panie zawsze będą chciały nas kusić...

Mało kto wie ( poza Januszem, rzecz jasna), że zwykły burak prócz witamin, makro i mikro elementów zawiera niezwykle rzadkie a dla zdrowia konieczne metale: rubid i cez! Jest też genialnym przeciwutleniaczem.

A jak wydobyć z Hoffmana to, co w nim najlepsze? Ano trzeba go ukisić i pić codziennie dwie szklaneczki soku z kiszonych Hoffmanów! Schłodzony jest przepyszny! I działa jak dopalacz. A ja jestem żywym dowodem jego skuteczności!

Istnieją różne wariacje sposobu kiszenia buraków. Podam Wam moją. Prostą jak świński ogonek...

Najlepsze są te podłużne, nie wiem jaką noszą nazwę, ale łatwo je odróżnić: średniej wielkości i koniecznie podłużne!

Buraki, rzecz jasna, myjemy ale nie obieramy ze skórki, przenigdy!

Umyte, ścieramy (ze skórką!) na grubej tarce i do glinianego gara.

Dodajemy dużo kopru, dużo czosnku i koniecznie seler, kilka plastrów i kilka liści laurowych. Można wrzucić kilk kulek "ziela angielskiego". Wszystko odrobinę solimy. ODROBINĘ!

Zalewamy letnią, przegotowaną wodą tak, by wszystko było w niej zanurzone i wody powinno być, mniej więcej, tyle by jej lustro było powyżej “wkładu” o ¼ jego wysokości.

By kiszenie poszło w “dobrą stronę” możemy położyć na wodzie kromkę RAZOWEGO chleba. Albo ( mój patent:-) ) wlewamy ćwierć szklanki wody z kiszonych (w domu) ogórków.

Wszystko przykrywamy i odstawiamy w ciepłe miejsce.

Na drugi, napóźniej trzeci dzień, kiedy “sok” się spieni, wyjmujemy chleb i próbujemy. Wówczas ( ALE NIE WCZESNIEJ!) możemy go dosolić, dosłodzić i dopieprzyć. Ale, na Boga, troszeczkę. I przenosimy gar do miejsca chłodnego.

Czwartego lub piątego dnia tzn. wówczas gdy sok jest już wyraźnie kwaśny i niewyraźnie cierpki, przecedzamy zawartość, najlepiej przez lnianą ściereczkę, wlewamy do szklanych butelek lub słoików i szczelnie zakręcamy. Pozostawiamy wszystko w chłodnym miejscu.

Przed spożyciem wkładamy słoik/butelkę do lodówki powiedzmy na godzinkę.

Szklaneczka rano i druga wieczorem czyni cuda!

A wieczorem, gdy mamy nieco więcej czasu do szklaneczki dodajemy łyżeczkę miodu i mieszamy sobie tak długo, aż miód się rozpuści. No przepychota! Fakt, trzeba się namieszać, ale warto:-)

 

I teraz już możemy kłaść się spać...

Na zdrowie:-)