JustPaste.it

Pielgrzymka, dzień VII

Wielgie - Małyszyn. Naprawdę ciężki dzień.

Wielgie - Małyszyn. Naprawdę ciężki dzień.

 

Dzień VII:

Budzi mnie jakiś dziwny dźwięk. To brat Kamil, chrapie swoją formułką… Patrzę przez okno. Nadal chmury na całym niebie. Pora wstawać. Budzę chłopaków. Na śniadanie jem przepyszne kanapki z pasztetem podlaskim. Chleb nieco twardy, ale co tam… Pakujemy się, mam sporo miejsca w torbie. Nadal jestem zły z powodu zaginięcia moich dwóch bluz i spodni. Nie wydaje mi się, żeby ktoś mi to ukradł. Albo zostawiłem je w Łagowie, albo ktoś z pielgrzymki się po prostu pomylił.

Zdajemy bagaże, pomagam siostrom. Niektóre z nich spakowały się jak na dwu-miesięczną wyprawę. Niewiar bierze gitarę. Nie grał dwa dni, więc teraz musi się odwdzięczyć. Idziemy w stronę kościoła we Wielgiem. Słońce powolutku przedziera się pomiędzy chmurami. Msza nie jest w samym kościele, tylko przed kościołem. Dzisiaj jest Niedziela, Dzień Pański. Dwa czytania, gloria, credo. Lubię tą liturgię. Jako, że jest niedziela, jest również zbierana taca. Nie mam zbyt wielu funduszy, ale jakieś dwie złotówki znajduję.

Po Mszy Świętej jemy z moją ekipą jakieś bułki, które otrzymaliśmy od miejscowych. Mimo, że jesteśmy za Wisłą, ludzie nadal są bardzo gościnni. To miłe. Czas ruszać w dalszą wędrówkę. Oczywiście ja odpoczywam. Gra Niewiar. Na pierwszym etapie są jak zwykle godzinki. Śpiewam idąc obok Kamili. Zostaję uroczyście poinformowany, że „ładnie śpiewam” i, że jutro śpiewam razem z nią godzinki do mikrofonu. Skoro chcą to zaśpiewam, może nikt nie umrze jak to usłyszy. „Przybądź nam miłościwa Pani ku pomocy, a wyrwij nas z potężnych nieprzyjaciół mocy…”

Pierwszy postój. Bąkowa. Siedzimy przy jakiejś szkole. Dopiero zauważam jak duża jest nasza kolumna. Siedzę obok brata Miśka (techniczny) i jego tub. Wymieniam jakieś struny. Jem bułki. Postój jak postój.

Gra nadal Niewiar. Mają miejsce rozmyślania o dzisiejszej Ewangelii. Zaczyna wychodzić Słońce, chmur już mało. Czyli później będzie upał nie do zniesienia. Coraz częściej odwiedzam zaopatrzenie. Przy drodze już z rzadka pojawiają się jakieś kanapki czy chociaż woda. To normalne. Jesteśmy już w innej diecezji. Weszliśmy wczoraj do diecezji Radomskiej, gdzie biskupem ordynariuszem jest ks. bp Henryk Tomasik. Był on kiedyś u nas biskupem pomocniczym. Postój w lesie za Antoniowem.

Modlitwa Anioł Pański. Gdyby nie było zwiastowania, nie byłoby też narodzenia, a następnie zbawienia. Więc zwiastowanie NMP było bardzo ważnym wydarzeniem, o którym nie wolno nam zapomnieć.

Na ten etap wreszcie to JA dorywam się do gitary. Ze swoim słowem przyszli do nas bracia pijarzy. Idę obok nich z gitarą. Ich zakon jest mi dość bliski, więc jak mogę chwalę się wiedzą. Na przykład, skąd się wzięła nazwa pijarzy? Od łacińskiego słowa „piarum” (chyba tak się pisze) który znaczy „pobożny”. Jest to zakon Szkół Pobożnych. Czym się zajmuje zakon: nauczaniem i wychowywanie dzieci i młodzieży. Brat Radek SP daje mi 200pkt, mówi, że jeszcze drugie 200 i mam miejsce w zakonie. Śpiewamy razem z nimi piosenki. Jest naprawdę radośnie. Pijarzy są wspaniałymi ludźmi. Kolejny postój jest w Małomierzycach. Braciszek Radzio bierze ode mnie nawet numer i daje mi swój. No to jestem z siebie dumny, w końcu nie każdy ma numer do brata zakonnego.

Siedzę ze siostrą Angeliką z 10b. Taka znajoma z zeszłego roku, blondynka. Fajnie się z nią rozmawia. Na kolejnym gra brat Niewiar. Idziemy przez jakieś las. Wszędzie pełno komarów. Jakieś siostry zakonne dają o sobie świadectwo. Jest mowa o jakichś modlitwach do Anioła Stróża. Kim jest taki Anioł Stróż? Zastanawiam się nieco nad tym. Ktoś, kto mnie pilnuje, pomaga mi czy jak? Muszę coś o tym poczytać…

Postój w Białce. Jest ekstremalnie gorąco. Leżę z dziewczynami z mojej grupy. Niestety na słoneczku. Jestem cały mokry, zły i w ogóle nie mam już ochoty na nic. Niewiar zadeklarował, że będzie grał do końca dnia, musi mi się przecież jakoś odwdzięczyć. Czasami coś także Mateusz pogra sobie. Siada obok nas brat Radek SP. Ten etap będzie szedł z nami. Chce ze mną porozmawiać.

Idziemy więc dalej. Ja, br. Radek, Mateusz i Żuczek na koniec grupy. I rozmawiamy o wszystkim. O zakonie, o nawróceniu, o rodzinie, o modlitwie. W tym czasie ma miejsce różaniec. Radzio karze nam go później odmówić we własnym zakresie J. Pierwszy raz w czasie pielgrzymki mija nas karetka na sygnale. Wygląda to tak, że cała grupa schodzi maksymalnie z drogi. Czasami ktoś się pomodli. Między innymi my tam na tyle.

Wchodzimy do Iłży. Zawsze to tutaj był postój, ale w tym roku jest tu jakiś odpust. Wszędzie pełno straganów, kupa ludzi. Jest duszno i gorąco, boję się, że może być później burza. Idę obok brata Radka i śpiewamy głośno religijne piosenki J

Za Iłżą wreszcie stajemy. Jesteśmy przy takim kąpielisku. Każdy szuka choć trochę cienia. Jest to postój obiadowy, godzinny. Siostrzyczka Ania użycza mi swoich nóg jako poduszki. Miło z jej strony.

Niewiar jednak nie wytrzymuje i oddaje mi gitarę. Gram może jakieś pół etapu po czym jednak dorywa się do niej Mateusz. Ostatni etap. Gorąco. Koronka do miłosierdzia Bożego. Przechodzimy przez Jasieniec Iłżecki. Ciągnie się i ciągnie…

Radio bambino i takie tam różne rzeczy na zakończenie trasy. Wchodzimy do Małyszyna. Ja z Żuczkiem siadamy na każdej ławce po drodze, po czym gonimy grupę. Chociaż na chwilę usiąść… Tańczymy bangę. Razem ze mną skacze tylko kilka osób, reszta już wysiada.

Nareszcie nocleg. Jesteśmy w Małyszynie. Rozkładam z chłopakami namiot, po czym idziemy szukać mycia. Na horyzoncie bardzo ciemne chmury. Będzie lać, i to mocno…

Myjemy się z kilkoma osobami u takiej pani. Niezbyt miła, bo w ogóle się nami nie interesuje. Pierwsze oczywiście wchodzą dziewczyny, ja jestem gdzieś przy końcu. Odmówiłem ten różaniec, co mi go brat Radek za pokutę dał. Wychodzimy wreszcie. Na niebie ciemno i wcale nie dlatego, że nagle nadeszła noc (jest może 19.00) tylko zalegają burzowe chmury. Idziemy więc dość żwawo na pole namiotowe. Iza częstuje mnie pysznym kotletem, przyjechali do niej rodzice. Miły gest.

Lecę do pobliskiej stodoły zobaczyć, czy jest jeszcze jakieś miejsce. Nieco tu tłoczno, ale chłopaki krzyczą, żebyśmy spali w garażu. Jest niedaleko. W środku jest trochę gratów i już ułożonych może czterech braci. Biegniemy po bagaże. Zanosimy je do tego garażu i lecę złożyć namiot. Po drodze spotykam Izę, prosi mnie o pomoc z zaniesieniem jej torby. Oczywiście pomagam. Po czym biegnę na pole składać namiot.

Zaglądam do środka. OK, jest pusty. I nagle zerwał się wielki wiatr i zaczął lać ogromny deszcz. Zamknąłem tylko namiot i pobiegłem do garażu. Po drodze potknąłem się o krawężnik. Jęcząc z bólu wbiegam do naszej „kwatery”. Śpimy tutaj w siedmiu: Ja, Paweł, Kamil, Mateusz, Niewiar, Michał i jakiś starszy brat z naszej grupy. Jako, że dach jest zbudowany z blachy, mamy zapewnioną całonocną, deszczowo-blachową orkiestrę.

Zamykamy się, zapalamy latarki i rozpoczynamy kolację. Niewiar na samym środku wywalił paprykarza. Omijamy to coś dużym łukiem. Ułożyłem się dokładnie pod jakimiś starymi gratami. Mam nadzieję, że nic się na mnie nie zawali.

O 21.00 idziemy do stodoły na „apel we własnym zakresie”. Odśpiewujemy go pięknie. Szybkie aniołki i spać. Jestem bardzo zmęczony.

Układamy się, zamykam oczy i dopiero teraz stwierdzam, że te graty ekstremalnie mocno śmierdzą. Cóż, jakoś noc trzeba wytrzymać.

Kamil coś do mnie mówi. Z początku nawet słucham, ale szybko odpływam. Podobno on skończył mówić i coś się mnie zapytał. Odpowiedziało mu już tylko ciche chrapanie.

Ciężki dzień dobiegł końca, nie dość, że w trasie było gorąco, to jeszcze leje jak z cebra i śpię w jakimś totalnym syfie. Oto jest pielgrzymka i jej trudy, które wcale nie muszą być bąblami na stopach.

Ale mimo wszystko Bogu niech będą dzięki.