JustPaste.it

Relacja z wycieczki do Parku Krugera w RPA

Nasza wycieczka do RPA nie były by udana bez wizyty w renomowanym Parku Narodowym Krugera. Bez wątpienia, była to największa atrakcja naszego pobytu w Republice Południowej Afryki.

Nasza wycieczka do RPA nie były by udana bez wizyty w renomowanym Parku Narodowym Krugera. Bez wątpienia, była to największa atrakcja naszego pobytu w Republice Południowej Afryki.

 

Nasza wycieczka do RPA nie miała by sensu bez odwiedzenia Parku Narodowego Krugera. Dlatego na drugi dzień po przyjeździe do Johannesburga zaplanowaliśmy wyjazd na safari w renomowanym Krugerze. Z Johannesburga wyjechaliśmy około godziny 9.00, jechaliśmy dobrze utrzymaną drogą. Po drodze minęliśmy kilka wiosek murzyńskich, nie kojarzących się jednak z naszymi oczekiwaniami. Były to walące się chaty z ocynkowanej blachy. Po pięciu godzinach jazdy wjechaliśmy do Parku Krugera bramą o nawie Numbi Gate w południowo zachodniej części rezerwatu. Gepard widziany w Parku Krugera
Zaraz po minięciu bramy spotkaliśmy samotnego słonia, żerującego na pożółkłych krzewach. Pierwszy dzień w parku był dla nas pełen niespodzianek. Zachwyceni byliśmy całym otoczeniem.  Na widok zwierząt krzyczeliśmy i cieszyliśmy się jak dzieci. Udało nam się nawet podjechać do lwów jedzących bawoła.  Typowy scenariusz jaki znamy z filmów przyrodniczych o Afryce. Nieodłącznymi towarzyszami tej uczty były hieny i sępy.
Na noc zatrzymaliśmy się na kempingu Skukuza – uważanym za główną bazę noclegową w Krugerze. Wyobrażałem sobie że będzie to miejsce pełne namiotów, jak to wskazuje nazwa, okazało się że jest tutaj bank, poczta, ekskluzywne sklepy, kafejka internetowa, restauracje, sala konferencyjna, biblioteka i osada gdzie mieszkają pracownicy. Zatrzymaliśmy się w bungalowach ze wspaniałym widokiem na rzekę Sabie. Odwiedziliśmy pobliską kryjówkę zwaną Lake Panic Hide, gdzie spędziliśmy kilka godzin na obserwacji podchodzących do wodopoju zwierząt.
Następnego dnia wstaliśmy o godzinie 5.45. Słońce dopiero zaczynało wschodzić. O tej porze zwierzęta są najbardziej aktywne przy wodopojach, później chowają się przed upałem. Zresztą od godziny 12 najlepiej jest odpoczywać przy basenie i siedzieć tam aż do popołudnia. Wtedy można jechać na kolejne safari. Brama wjazdowa na kemping zamykana jest o godzinie18.00, spóźnialscy płacą wysokie grzywny. Tego dnia wyruszyliśmy trasą podaną nam przez turystów z Anglii spotkanych przy piwie. Wyjechaliśmy asfaltową szosą H4-1 biegnącą wzdłuż rzeki Sabie. Po przejechaniu około 15 km skręciliśmy w lewo w drogę H12, przekroczyliśmy rzekę i jechaliśmy do skrzyżowania. Tam skręciliśmy w prawo w asfaltową drogę H1-2.  Po minięciu Elephant Waterhole, skręciliśmy ponownie w lewo w drogę S36 zwaną Nhlanguleni Road, bardzo spokojną, mało uczęszczaną drogę szutrową wiodącą nas do terenów mniej odwiedzanych przez turystów. Po paru kilometrach natknęliśmy się na parę lwów. Przechodziły przez drogę, co oczywiście dało okazję do zrobienia wspaniałych zdjęć. Mogliśmy przyglądać się tym bestiom z odległości jednego metra. Lwy ignorowały nas, jednak doznałem dziwnego uczucia, że to właśnie mnie ogląda lew, a nie ja lwa. Na jego powolne spojrzenie – zamknąłem natychmiast okno, w jednej sekundzie pocąc się ze strachu.  Słyszałem o wypadku kiedy właściciel parku lwów w Antylopa impala na safari w KrugerzeJohannesburgu dostał od córki na urodziny aparat fotograficzny i postanowił go wypróbować. Pojechał więc w pobliże swoich lwów i otworzył drzwi żeby mieć lepsze ujęcie. Lwy okazały się szybsze niż zamknięcie drzwi i w rezultacie właściciel został pożarty.
Następną atrakcją było stado słoni, które przekraczało naszą drogę. Nasz kierowca zatrzymał się, nie gasił silnika i czekał kiedy słonie zbliżą się do samochodu. Przypomniało mi wtedy  ostrzeżenie, by zachować ostrożność podczas safari. Widziałem kiedyś zdjęcia wywróconych przez słonie samochodów. Nasz opanowany kierowca zrobił kilka zdjęć i w momencie gdy zwierzęta wchodziły na drogę odjechał kawałek, zawrócił i znów pstryknął kilka ujęć. Niestety moje nerwy zawiodły i choć miałem aparat w pogotowiu, byłem w każdej chwili gotowy wyskoczyć z samochodu. Kilka kilometrów dalej dojechaliśmy do zapory Jones Dam i do oczka wodnego Manzimhlope.
Zobaczyliśmy tam wiele impali, słonie, pawiany, zebry i nawet trudną do zobaczenia antylopę szablastą. Oczywiście na wodzie było dużo ptactwa, z których główną rolę odgrywały marabuty, przechadzając się jak sędziwi starcy z rękami złożonymi do tyłu.
Przed południem wróciliśmy na kemping i na czekające w barze chłodne piwo Castle Lager. Przed nami było jeszcze popołudniowe safari po Parku Krugera, następnego dnia zaplanowaliśmy wyjazd do Królestwa Suazi. Ale o tym napiszę innym razem.

Słoń w Parku Krugera RPA