JustPaste.it

Próba ostrzeżenia

Odpowiednio przybrana pozycja ciała czyni cuda z przepływem energii. Relaksuje, uzdrawia, odmładza... Czasem przydaje też niespodziewanej zdolności zmysłowej...

Odpowiednio przybrana pozycja ciała czyni cuda z przepływem energii. Relaksuje, uzdrawia, odmładza... Czasem przydaje też niespodziewanej zdolności zmysłowej...

 

Trapiony wyrzutami sumienia za zmarnowane litry (!) kawy tureckiey y saraceńskiey, zamieszczam ratunkowo opowiadanie, które Przyjaciele z Eioby zdołają przeczytać między dwoma-trzema łykami kawy. I proszę zaprawdę z powagą to przeczytać. Bo to nic śmiesznego nie jest!
No.
Z dedykacją poranną dla Roberta Molnara, (na miły dzień jesienny. :)) - jest bowiem ten człowiek nie tylko inteligentny i charakterny, ale - co istotne - dał się poznać jako ujmujący adorator kobiet i prawdziwy przyjaciel zwierząt. A przy tym wszystkim wspaniały kompan w dowcipie i towarzysz tawernowy!

 

056510f58a52c60e2d917cf30c5feb5a.jpg

 

Próba ostrzeżenia

 

Mariusz odkrył to przypadkiem. Ot, machinalnie zastosował układ ciała.
Są różne układy ciała. Na przykład znana z jogi pozycja Adho Mukha Svanasana odświeża umysł, dotlenia mózg, uspokaja serce i rozciąga mięśnie kończyn i pleców. Pozycja Śpiącego Żółwia z Tai-Chi rozciąga i odpręża odcinek lędźwiowy kręgosłupa kobietom w zaawansowanej ciąży. Z kolei znana w gimnastyce runicznej pozycja gebo ułatwia zjednoczenie z energią kosmosu i wprowadza równowagę między żeńską i męską energią.
Tak, wiele jest układów ciała, znanych z dobroczynnego działania.
Tymczasem Mariusz – zupełnie przypadkowo i bezwiednie - zastosował inny, całkowicie nieznany układ. Otóż palec serdeczny lewej dłoni ugiął pod kątem 45 stopni, palcem wskazującym wymierzył w Syriusz, a kciukiem prawej dłoni pokazywał północny zachód – przy czym lewa ręka wzniesiona była sztywno w bok jak u stracha na wróble, a druga ugięta i wsparta łokciem na karku. Mariusz siedział przy tym na niewidzialnym krześle, ugiąwszy lewą nogę w kolanie, podczas gdy prawą trzymał sztywno wyrzuconą w przód. Palce prawej, obnażonej stopy, musiały być silnie rozcapierzone, natomiast lewa stopa wymagała ukrycia - co Mariusz uczynił za pomocą kawałków rozkruszonej płyty chodnikowej. Uszy musiały być napięte, wzniesione w górę jak u szpica, nos zadarty do bólu i rozwarty, broda zmarszczona, lewy policzek wypchany świstaczo, a prawy fanatycznie wessany; lewe oko zmrużone, zaś prawe wybałuszone jak piłka wduszona w oczodół. Do tego wszystkiego trzeba było wydawać z siebie ciche „Eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee...” – naśladujące ni to skrzypienie, ni to chrobot rozsuwanego sarkofagu.
Wtedy właśnie widziało się Marsjan na ulicach.
Mariusz zobaczył ich tysiące. Lawirowali między nieświadomymi zagrożenia ludźmi pewni swej przewagi, a ich upiorne, wrogie twarze zapowiadały wyroki eksterminacji i zniewolenia.
- Ludzie! – rozkrzyczał się wstrząśnięty Mariusz. – Do broni! Marsjanie tu są!!
Znajdował się w sercu Zabrza; niestety, nikt mu nie uwierzył, wezwano tylko ambulans i na wszelki wypadek oddalono się od Mariusza na bezpieczny dystans.
I tylko Marsjanie demonicznie śmiali mu się w twarz.
Może ludzie nie uwierzyli mu, bo nie byli jeszcze gotowi na taką prawdę.
A może Mariusz powinien był zmienić tę idiotyczną pozycję, nim wszczął alarm.