Tak się składa, że przez wierzchołek Śnieżki przebiega granica państwa, a nasi sąsiedzi Czesi zbudowali po swojej stronie góry wyciąg krzesełkowy. Zjazd kosztuje 150 koron, wjazd 180. Przy dolnym stanowisku nie ma żadnych szczególnych atrakcji, jest tam po prostu szosa i przystanek autobusowy.
Mimo to jednak warto zjechać tym wyciągiem, bo widoki podczas zjazdu są bezcenne.
Byłem na Śnieżce pierwszy raz więc długo się nie zastanawiałem.
Po zejściu ze Śnieżki i ominięciu schroniska Dom Śląski ruszyliśmy dość płaskim szlakiem w kierunku – tak nam się przynajmniej zdawało – schroniska Akademicka Strzecha, w którym mieliśmy zamówiony nocleg. Nasz szlak oddalał się stopniowo od brukowanej drogi do Karpacza i gwar ciągnących nią tłumów cichł w oddali. Za plecami widzieliśmy Śnieżkę,
która co jakiś czas wyłaniała się zza chmur.
Całkiem przypadkiem doszliśmy w ten sposób do malowniczych łąk i torfowisk
oraz do czeskiego schroniska Luční bouda, Które naszym celem wcale nie było.
Po krótkim postoju i zerknięciu na mapę przeszliśmy więc pospiesznie, bo zbliżał się wieczór a polską stronę i dotarliśmy do Akademickiej Strzechy.
Najpiękniej wyglądają góry o świcie, tak jakoś świeżo, emanuje z nich spokój i cisza, a w dolinach snują się mgły.
Największe jednak wrażenie zrobił na mnie widok Samotni, wyłaniający się zza zakrętu kilkaset metrów od Strzechy.
Samotnia urzeka chyba wszystkich, więc zarezerwowaliśmy w nie nocleg i zostawiliśmy plecaki, a później ruszyliśmy, żeby zrobić tak zwaną pętelkę. Dość łagodnym podejściem doszliśmy do Pielgrzymów – samotnych skał wystających nad drzewa,
a stamtąd bardzo wykańczającym szlakiem na grań ciągnącą się nad Samotnią.
Niestety tak to już jest w górach, że tym lepszy masz widok, im wyżej wleziesz. Po morderczym podejściu mieliśmy przed sobą już prawie równy szlak i widoki, dla których tu przyjechaliśmy.
Udało mi się zrobić fotkę, na której widać jednocześnie Samotnię, Strzechę i Śnieżkę.