JustPaste.it

Jesteś tu sam...

Jesteś tu sam, chciałbyś być tam. Lecz właśnie tu jesteś. Myśli cięgle fruną w te i z powrotem są ulotne i chwiejne. Wznoszą cię do góry po to by zaraz rzucić cię na dno....

Jesteś tu sam, chciałbyś być tam. Lecz właśnie tu jesteś. Myśli cięgle fruną w te i z powrotem są ulotne i chwiejne. Wznoszą cię do góry po to by zaraz rzucić cię na dno....

 

Jesteś tu sam, chciałbyś być tam. Lecz właśnie tu jesteś. Myśli cięgle fruną w te i z powrotem są ulotne i chwiejne. Wznoszą cię do góry po to by zaraz rzucić cię na dno. Świat jest jedną wielką myślą. Teraźniejszość, przyszłość, przeszłość to jedno... Wszystko łączy twój umysł.

      

 

      Wszędzie wody otaczają mnie - to inny odmienny świat. Uważaj wkraczasz w nieznane, przestępujesz próg, bramę. Stawiasz niewinne trzęsące się nogi na nowej ziemi. Daj mi swoją dłoń... Oprowadzę cię. Dwie dłonie zetknęły się ze sobą w ułamku sekundy przekazując sobie wzajemnie energie. Lód z palącym życiem dwa przeciwne żywioły. ce69c46ac82c6c23b0f3e85ce9616614.jpg

Jedno posiada chęć poznania, drugie zaś odwieczne pragnienie życia... Samotne istnienie w takim świecie... Sekundy minuty wieczność. Nic jest wszystkim a z kolei wszystko niczym. Tu są odmienne reguły nie wszystko jest tym, czym się wydaje... tu nie ma blasku tu jest cień nikła smuga przedziera się przez tą kopułę. Oświetla wejście potem jest już tylko mrok niezliczoność istnień nicości. Idziemy. Teraz wszystkie odcienie szarości mgła nachodzi masz wrażenie horroru? Nie lękaj się. Musisz wiedzieć, że racjonalność mówi żebyś zawrócił, ale wiedz ze to dopiero początek. Teraz zamek chwili żywota. Dostaniemy się tam stając się ziemią –to nie możliwe! Uwierz, jeśli dwa się złączą, podaj drugą rękę wirujemy nasza materia zaczyna stapiać się w jedna bryłę już nie błona nie przeźrocze czarna ziemia, proch, odmienny stan. Jesteśmy dwie stopy pod ziemia. Ściany tęczą obleczone. To nie zorza to ta tajemnica... okna to kryształ kuliste sklepienie gwiazd przypomina ziemską planetę stąpasz po średniowiecznych kamieniach. Nie, nie zachwycaj się powróć do bramy... to iluzja zamknij oczy, ukucnij. Zaczynasz wirować słyszysz ten pęd, ruch prędkości światła. Stajesz się embrionem. Tak tu narodzisz się na nowo... spójrz oczami dziecięcia, wsłuchaj się... co mówią te mury, jaką historie maja.

Słyszysz samotna melodie wygrywaną na trąbie. Cofnij się dalej, odkryj... słyszysz teraz dudnienie ze 20 bębnów. Rytmiczne brzmienie odbijające się o próżnie. Nagle wszystko milknie... grobowa cisza. Teraz uderza berło i tysiące brną na rzeź. Piechurzy wybijają jedyną melodie swych dni. Marsz przedłuża się, słońce przypieka dochodzimy. Kompania stój! Rozbijamy obóz. Brygada 54 rozstawia szałasy a 45 pilnuje. Mijają godziny mrok zapada oczekiwanie nuży. Zostaje 5 wartowników reszta idzie spać musimy nabrać sił na jutrzejsza walkę. Całe wojsko jest pogrążone w śnie głębokim. Zbliża się północ wszyscy śpią nawet straż uśpiona osunęła się na ziemie. Najmniejszy z brygady 45 a na imię mu Timo. Zbudziwszy się wyszedł na zewnątrz i spostrzegł ze wartownicy posnęli. Postanowił wiec obejść cały obóz. Idzie mijając kolejne sekcje. Jest ciemno nawet księżyc nie raczy przyświecić swym nikłym blaskiem. Teraz sztandar tu śpi dowódca. Jeszcze 3 szałasy powrót tyłem obozu i z powrotem do siebie. Idzie już księżyc się wylania już stawianie kroku staje się prostsze. Mija mroczną puszcze aż.... zimny sztylet przeszywa malutkie ciałko. Tnie tętnice. Chciał krzyknąć by wzbudzić alarm- nie zdołał. Krew tryska on już nigdy nie rozweseli świata. Cichy płomień dogasa miał przed dobą całość swej egzystencji teraz to tylko worek kości...zimny nuż nabrał barwy walczącego ludu o swoja wolność, ogrzał się ostatnim tchnieniem Timo. Napastnik wchłonął całość tego wątłego istnionka. Syci się nią, ale jedna to za mało ...daje znać swym towarzyszom 12’u podpala z każdej strony obóz. Piękna łuna unosi się na wysokość 300 m. Czując smród budzi się Diko. Zbyt późno wszystko płonie ludzie jęczą płoną, żywcem na proch ich przemieniono... Diko skrył się pod aluminiową folią. Nic proch. Nic resztki zwłok.... nic nie przetrwało prócz jednego. Diko z obrażeniami doczołgał się do zamku- pragnął ostrzec pozostałych, lecz skonał tuz przed bramą. Jakież brutalne to istnienie... heroiczna walka szanse nikłe. Śmierć życie dwa słowa tak odmienne a tak bliskie...

Blask księżyca oświetla srebrne od łez ściany murów. To tutaj płaczą żony, matki. Pragną jeszcze raz utulić swoje dzieciny, lecz to już proch. Wszystkie wysiłki na nic... umarła nadzieja. Pozostała wiara i ból w sercu po stracie osób tak ważnych w życiu. Kobiety w obłęd popadają. Biorą dzieci i chronią się w zamku, niektóre wbijają sobie miecz w ciało... nie chcą czuć straty. Inne z kolei zostają przed murami nędzne kobiety pragną walczyć resztkami

Sił o wolność swych dzieci i tych, co w drodze. Ród musi przetrwać!

            Idziemy pora dalej. Oszołomiony? Brniemy przez cmentarz. Dreszcz na twym ciele, nie da się oszukać istnień przeniesionych w wieczność. Nie martw się, są na pograniczu strzegą pochówków to ci bez imienia-odmówiono im ostatniej posługi. Nie! To zguba mają zamknięte bramy do okawy( krainy bytu w nie bytności). Nic ich uratować nie może, modlitwy ziemskie na niewiele się zdadzą...Bez obaw, nie okazuj lęku by się nie zatracić te martwe drzewa milczą suchością swa... pochylone nad skrajem cmentarnym, pod nieba kopułą...mgła, swąd siarki, smocze zapachy to nie droga do okawy-to pogranicze pragnienie życia i godnej śmierci...droga zwęża się , krąg płomienny pali się... to jedyne pocieszenie strapionych obraz bramy...wieczności chwały. Chłodno, choć ogień płonie! On nie parzy jest martwy jak cała ta kraina to nie kpina! Pamiętaj nie roń łez nad ich losem, bo twój los... to

Szklany pusty wzrok. Nie ma w nim miłości. Ich ocalisz zatracając ciebie.

-powiedzcie mi, co mam wam uczynić byście godni byli tej ziemi, na której stoicie? Serca wasze pełne trwogi usta wasze pełne drgań palce krucze język węża...

 

Nie!!!! To sen czy jawa?!!! Wzrok duszy tylko odpowie.. kaplicy nie ma-zdziwiony? Sami straceńcy nie godzili się jej stawiać.. zawsze żyli chwilą a te kiedyś miną tak jak wskazówki zegara tak oni nocna mara.

            Płyniemy przepaścią tak tylko przejdziemy dalej. Czarno czubka nosa nie widzisz pewnie się wstydzisz siebie swego postępowania nie martw się to właśnie ma... uścisk kochającej matki i tona wylanych łez po utarcie swej pociechy...      tępy dźwięk narzędzia słychać na północy to reszta ciał odtwarza na nowo pieśń głodu i śmierci powolnej nie krwawej lecz męczeńskiej za natręctwo. To wrogowie, którzy spalili obóz oni pomarli, bo jeść nie mogli darów tej ziemi zaszkodził im proch dla nich tylko loch to ich sumienia tępo chrapliwie drżą i proszą o wybaczenie.. nikt go dać nie może prócz duszy skrajnie do...nie wolno tu wymawiać tego słowa. Łuczywo pali się wątłym płomieniem ono jest cudzym mieniem. Kolego szukaj tego... głębiej przeniknij mrok szukaj.. pamiętaj brama z początku końca...dostrzeż to czego gołym okiem nie zobaczysz to na pewno nie jest to o czym marzysz...prawdy to nie ma...są tylko zgliszcza ducha życzliwego brak droga do okawy wiedzie nie tak. Tam jest wszystko, czego tu brak... Brniemy dość daleko już odwrotu nie ma... wznieś się do góry uleć swobodnie, poczuj to powietrze a raczej jego smak... dobranoc mówię ci bo ty martwy już jesteś, dusze swoją poświęciłeś...jedyna twoja nadzieja to... nie, nie powiem tego...to za wiele, a tyś moim znajomym...nie rób tego...nie umieraj za tę krainę za tę kpiny dolinę. Zejdź z tego drzewa, co pochłania moce odwieczne jeszcze nie czas na śmierć w odmęcie...choć, biegnijmy do mego schronienia jest na wschodzie tej nicości. Rozejrzyj się tylko tu jesteś bezpieczny. Tak to jest mój dom, mówisz duży? Zaskakujące, bo on mieści się w przydrożnym kamieniu. To miejsce jest wyjątkowe, cały świat jest inny...tu przeciwności się splatają tworzą jedno tu woda wzmaga płomień ugasić go morze tylko prawdziwa benzyna...pozwól mi zapłonąć twoim istnieniem i nie zahamowaną ciekawością. Jesteś jak mój uczeń a ja twój mistrz...zamieńmy się to ty mnie naucz żyć. Jeśli opuszczę to miejsce to zginę. To właściwie, właściwie... znam prawdę ty tu um... lubię cię a to tu niedozwolone...przez to i ja się zatracam, ale Dość już zdrzemnij się na Moment jutro pójdziemy do jaskini wiecznego snu.