I pamiętam kiedy do nas wróciła. Na przekór wszystkim i wszystkiemu. Wbrew wiedzy, wbrew naturze i wbrew, tak zwanemu, zdrowemu rozsądkowi.
Pamiętam za dużo. Tyle, że można by napisać bardzo opasłe tomiszcze. I z tego “za dużo” wystrzeliwują czasem takie ogniki, śmieszne światełka, które, choć są malutkie, nietrwałe i takie delikatne, oświetlają los. Są światłem rozświetlającym życie.
Niełatwe życie.
Pamiętam jak siedzieliśmy sobie nad Odrą. Był czerwiec. I wtedy mi powiedziałaś, że... Że nie jesteśmy sami. Że jest nas już troje...
Pamiętam co wówczas poczułem. Ale... Ale nie, nie potrafię tego opisać.
Kiedy poeta prosi Boga “ Daj mi tu raju spróbować, muszę wiedzieć czy mi smakuje”, ja wiem, że go spróbowałem. I wiem co to znaczy szczęście. Niewyobrażalne szczęście, które wymyka się słowom.
Pamiętam co wówczas poczułem. Ale... Ale nie, nie potrafię tego opisać.
Kiedy poeta prosi Boga “ Daj mi tu raju spróbować, muszę wiedzieć czy mi smakuje”, ja wiem, że go spróbowałem. I wiem co to znaczy szczęście. Niewyobrażalne szczęście, które wymyka się słowom.
Pamiętam kiedy, po paru latach, zobaczyłem ją podłączoną do respiratora, otoczoną siecią kabli i rurek z igłami powbijanymi w czaszkę. Pamiętam rozłożone ręce lekarzy, piekielny szum aparatury i Ciebie zastygłą jak głaz. Wtedy dotknąłem piekła. I nie chcę, nie chcę już nigdy, nie chcę tam wracać. Za żadną cenę. Za żadną...
I pamiętam kiedy do nas wróciła. Na przekór wszystkim i wszystkiemu. Wbrew wiedzy, wbrew naturze i wbrew, tak zwanemu, zdrowemu rozsądkowi.
I pamiętam kiedy do nas wróciła. Na przekór wszystkim i wszystkiemu. Wbrew wiedzy, wbrew naturze i wbrew, tak zwanemu, zdrowemu rozsądkowi.
Pamiętam jak nie mieliśmy nic na śniadanie dla dzieci. Tylko dlatego, że nie skurwiliśmy się w pracy i nie przedłużono z nami umowy. I pamiętam trumfujacą minę tej pani, która powiedziała nam wprost, że “ na tym terenie pracy na pewno nie znajdziemy”. Trzeba przyznać, że słowa dotrzymała...
Pamiętam jak nas dobrzy ludzie okradli w Anconie. Jak spaliśmy w przydrożnym rowie kiedy skończyło się paliwo i trzy dni jedliśmy nektaryny kradzione na plantacji...
Pamiętam kąpiel w alpejskim strumieniu kiedy moje majty popłynęły do morza a ja zostałem jak mnie Pan Bóg stworzył i w tym odzieniu biegłem do samochodu... I Twój śmiech. Ba! Twoje pokładanie się ze śmiechu na ten ucieszny widok...
Pamiętam kąpiel w alpejskim strumieniu kiedy moje majty popłynęły do morza a ja zostałem jak mnie Pan Bóg stworzył i w tym odzieniu biegłem do samochodu... I Twój śmiech. Ba! Twoje pokładanie się ze śmiechu na ten ucieszny widok...
Pamiętam kiedy pichciłaś śliwkowe powidła i zasnęłaś na krześle w kuchni, którą właśnie pomalowałem przecudnie. I huk, dym, katastrofę... I śliwki na ścianach, meblach i suficie...
Pamiętam...
Pamietam...
Bo wiesz, to już nasza, kolejna rocznica.
A ja wciąż tak bardzo, tak bardzo Cię kocham.
PS
Uprzejmie donoszę, że lodówką właśnie szlag trafił i całą zawartość zamrażarki też. Jak wrócisz z pracy radość Twa będzie ogromna...
PS
Uprzejmie donoszę, że lodówką właśnie szlag trafił i całą zawartość zamrażarki też. Jak wrócisz z pracy radość Twa będzie ogromna...
Tak, wiem, mówiłaś. Ble, ble, ble...
:-)