JustPaste.it

Czy wybory były uczciwe?

Wybory za nami i już w Internecie pojawiają się głosy kwestionujące ich uczciwość w odniesieniu do ilości oddanych głosów nieważnych – zastanówmy się czy słusznie?

Wybory za nami i już w Internecie pojawiają się głosy kwestionujące ich uczciwość w odniesieniu do ilości oddanych głosów nieważnych – zastanówmy się czy słusznie?

 

Tegoroczne wybory miałem okazję obserwować „od środka” jako mąż zaufania mianowany przez PiS – co zresztą było rzeczywistym wyrazem zaufania do mnie, ponieważ zgodnie z prawdą poinformowałem wcześniej mianujących, iż nie jestem „elektoratem” tej partii  (od paru lat oddaję głos celowo nieważny odmawiając głosowania na tzw. „mniejsze (polityczne) zło”). Okazane zaufanie w dwójnasób  zobowiązało mnie do rzetelnego wykonania obowiązków męża zaufania, ale też obliguje do podzielenia się z Wami, Drodzy Czytelnicy swoimi uwagami w związku z już pojawiającymi się w Internecie zastrzeżeniami, dotyczącymi uczciwości wyborów – niestety w odniesieniu do głosów oddanych – a dokładnie nie oddanych, bo unieważnionych – na PiS .  Zastrzeżenia są związane z dużą? – bo ponad 4% ilością głosów nieważnych, a sugerują fałszowanie głosów przez dostawienie drugiego krzyżyka na  innej liście i unieważnienie oddanego w ten sposób głosu – oczywiście na PiS, która z tego – podobno – powodu przegrała tak wyraźnie z PO.

 Zarówno komisja, jak i mąż (mężowie) zaufania najwięcej pracy mają oczywiście najpierw przed uruchomieniem głosowania, a potem  po jego zakończeniu, ale najciekawiej jest jednak w jego trakcie: obserwacja wyborców pozwala z jednej strony ocenić ich zaangażowanie polityczne, ale z drugiej samą organizację wyborów  i to nie tylko w tym zakresie, w jakim odpowiada za nią lokalna (gminna) władza.

Może najpierw o samych wyborcach: proszę mi powiedzieć, co można sądzić o młodej dziewczynie (na oko dwadzieścia parę lat), która z poważną miną, wskazując na konkretne, ale 12 nazwisko na liście pyta mnie, „kim będzie ta osoba w Sejmie, jeżeli ona, wyborca, postawi przy tym nazwisku krzyżyk?” W pierwszym odruchu miałem zamiar odpowiedzieć, że być może woźnym na etacie, bo dostanie się do Sejmu z 12 miejsca jako poseł jest mało prawdopodobne, ale ograniczyłem się tylko do drugiej części tej odpowiedzi – ku wyraźnemu rozczarowaniu pytającej.

Inny wyborca (mężczyzna około 40 lat) zgłosił się do mnie z protestem, iż na karcie do głosowania nie ma nazwiska „Palikot” – a on chce tylko na niego głosować. Na szczęście dał się przekonać, że Palikot staruje z innego okręgu, a z tego tylko ludzie Palikota.

W pewnym momencie, przy zajętych wszystkich kabinach przysiadła przy moim stoliku starsza pani, przymierzając się do skreślania. Odwróciłem się, starając  nie przeszkadzać, jednak katem oka widziałem jak bezradnie przewracała kartki list do Sejmu, najwyraźniej nie mogąc się połapać w tej obfitości nazwisk, by wreszcie na chybił-trafił postawić krzyżyk na jednej z list.

 Tak zresztą można było podzielić ogół głosujących: na mniejszość, która wiedziała, po co przyszła, na kogo głosować i jak będą wyglądały karty do głosowania  - ci wyborcy głosowali szybko i zdecydowanie, często „na kolanie”. Większość jednak długo studiowała listy, często przewracając je kilka razy – i bardzo często pytając członków komisji o to jak głosować. Ale powodem tego było  nie tylko niezdecydowanie, na jaką partię i na kogo konkretnie, ale też sposób prezentacji list do Sejmu w formie broszury, w której najpierw trzeba było wyszukać właściwą stronę, a dopiero później nazwisko. Bardzo wielu wyborców z tej grupy trzeba było wyprowadzać z błędnego przekonania, że po jednym krzyżyku można postawić na każdej stronie broszury. Ale dawało się wyprowadzić, jeżeli szanowny wyborca zdecydował się zapytać – jeżeli nie pytał, to krzyżyki lądowały na więcej niż jednej stronie – oczywiście unieważniając głos. Na szczęście ludzie są już odważniejsi, nauczyli się już pytać i tylko dzięki temu głosów unieważnionych „podwójnymi” krzyżykami było – i tu muszę zmartwić podejrzliwych – w „mojej” komisji około 1,5% i z rozrzutem pomiędzy wszystkie partie.

 A przecież tych wątpliwości wyborców i długiego przewracania kartek broszury można było uniknąć drukując wszystkie listy na jednej płachcie papieru. A jak bardzo skróciłoby to późniejsze liczenie głosów! - członkowie komisji też wertowali broszury do Sejmu i to co najmniej dwukrotnie: raz segregując „partyjnie” i na głosy nieważne, drugi raz na poszczególne nazwiska. Sprawne policzenie głosów w rozsądnym czasie wręcz wymuszało podział komisji na podzespoły, a więc utrudniało wzajemną kontrolę prawidłowości liczenia i nadzór nad tym liczeniem przez  męża zaufania. Jednym słowem  prezentacja list w formie broszury utrudniała wyborcom głosowanie, a komisjom liczenie głosów i sprzyjała oddawaniu głosów nieważnych – że było ich mniej niż 5% to i tak dobrze, tym bardziej, że były to nie tylko te unieważnione więcej niż jednym krzyżykiem, ale też „puste” – bez skreśleń, lub unieważnione wręcz celowo (jak mój) – dodatkowo przekreślone, lub zawierające rozwiewający wątpliwości dopisek.

 No dobrze – powie ktoś – tak było w „pańskiej” komisji – ale w innych do fałszerstw mogło dojść. No cóż – nie mogę się nie zgodzić – teoretycznie mogło. Wobec tego i wobec ważności dla demokracji uczciwych, nie sfałszowanych wyborów może warto, by PKW zarządziła przedstawianie przez komisje wyborcze sprawozdania z analizą głosów nieważnych: ile z jakiego powodu, z dokładnym rozbiciem  tych unieważnionych podwójnymi krzyżykami na poszczególne partie? Zrobienie takiego zestawienia, wobec tego, że liczba głosów nieważnych nie przekracza na ogół parę procent nie byłoby w komisjach obwodowych szczególnie trudne i pracochłonne, a w skali całej Polski pozwalało w miarę dokładnie ocenić, czy wyborczy „przekręt” miał miejsce.  No i działałoby zapobiegawczo – gdyż analiza na taką możliwość  dość wyraźnie by  wskazywała (np. gdyby unieważnienia dotyczyły tylko, lub w większości jednej partii). A gdyby jeszcze na kartach do głosowania pojawiła się opcja „nie popieram żadnego kandydata” to głosów nieważnych mogłoby być jeszcze mniej (chociażby o mój), a frekwencja wyborcza o parę procent większa. I te wnioski i pomysły poddaję niniejszym pod dyskusję!