JustPaste.it

układamy cegły czy budujemy katedrę?

O tym jak zmiana spojrzenia może całkowicie zmienić życie.

O tym jak zmiana spojrzenia może całkowicie zmienić życie.

 

Przeczytałam kiedyś taką historyjkę.
Pewien człowiek zapytał murarzy budujących katedrę, co robią.
- Układam cegły, bo mi za to płacą od sztuki – odpowiedział pierwszy.
- Buduję mury według poleceń nadzorcy – odpowiedział drugi.
- Staram się jak najlepiej budować świątynię na chwałę Pana – odpowiedział trzeci.
Wszyscy trzej robili dokładnie to samo, ale mieli zupełnie inne podejście do swojej pracy. Ale nie chodzi tu tylko o sam fakt różnego wytłumaczenia sobie tego co każdy z nich robi. Stoi za tym coś o wiele ważniejszego. Otóż każda z tych postaw powoduje zupełnie inne konsekwencje nie tylko w głowie, ale też w całkiem realnym życiu.

Pierwszy z tych murarzy, gdy pracuje na zasadzie byle do piątku, więc nie przykłada się do swojej pracy, bo po co. W związku z tym jakość tej pracy jest słaba, a pracodawca, nawet jak nic nie mówi to i tak przy pierwszej okazji go po prostu zwolni. A on znowu będzie szukał nowej pracy, kalkulując jedynie gdzie mu najwięcej za to układanie cegieł zapłacą. W nowej pracy będzie podobnie, też nie zagrzeje tam dłużej miejsca i tylko będzie narzekał jak to mu źle w życiu.

Z kolei drugi murarz tworzy już jakieś dzieło. Wykonuje kolejne powierzone mu zadania mając pewną satysfakcję z dobrze wykonanej pracy. Wynagrodzenie jest dla niego ważne, ale to co konkretnie robi też się dla niego liczy. Taki pracownik jest dosyć ceniony w firmie i raczej nie musi się obawiać o to, że go zwolnią.

Trzeci z kolei murarz robi zupełnie coś innego. W jego głowie jest wizja katedry, w której będą cudownie grać organy, a ludzie będą przychodzić się modlić. Dla niego ta brudna robota ma zupełnie inne znaczenie i dlatego inaczej też do niej podchodzi. Bardziej się stara i ma przy tym olbrzymią satysfakcję, no bo przecież bierze udział w tak wspaniałym projekcie. Oczywiście efekt jego pracy też jest inny niż pozostałych dwóch murarzy. I chociaż on nie dba zbytnio o wynagrodzenie, które dostaje, to jednak właśnie jego pracodawca ceni najbardziej i lepiej go wynagradza od innych swoich pracowników. Taka ironia losu, zarabia więcej od innych, chociaż mu mniej na tym zależy, a przy pierwszej okazji i tak właśnie on jest awansowany.
Mógłby ktoś powiedzieć, że nie zawsze jest tak różowo, nie zawsze lepsza praca jest lepiej wynagradzana. Oczywiście, że tak, jest różnie.
Ale jedno jest w życiu niezmienne. Obojętne czy praca jest doceniana czy nie, to mając podejście takie jak ten trzeci murarz, po prostu pracuje się lepiej. Przy takim podejściu pojawia się satysfakcja i radość z wykonywania dobrej roboty, poprawia się nastrój i rzutuje to pozytywnie na całość życia człowieka, również poza pracą. A jeśli chodzi o niedocenianie. Raczej nie zdarza się tak, żeby człowiek całe swoje życie sumiennie, z wielkim zaangażowaniem pracował i nikt nigdy tego nie zauważył. Wcześniej czy później tak właśnie się stanie.

To, jak traktujemy własną pracę ma olbrzymie znaczenie pod kątem tego czy jesteśmy z niej zadowoleni czy nie. Nie ma dobrej lub złej pracy, to człowiek nadaje jej znaczenie. Można się nudzić i być niezadowolonym nawet z bardzo atrakcyjnej pracy, albo można być zachwyconym z pracy, którą inni uznaliby za okropną.

Zadziwiająca historia dotyczy pewnego człowieka, który zajmował się odszczurzaniem metra w Nowym Jorku. Dla przeciętnego człowieka taka praca to jedna z najgorszych rzeczy jakie się mogą przytrafić. Ale nie dla tego obywatela. On nie uważał, że zajmuje się usuwaniem szczurów, bynajmniej. On zajmował się tworzeniem czystej przestrzeni swojego ukochanego miasta Nowy Jork. On działał dla dobra całego miasta, tworzył piękno i po prostu lubił swoją pracę. I wykonywał ją z takim zaangażowaniem, że zostało to zauważone przez współpracowników i zwierzchników (trudno żeby nie). Ten przykład jaskrawo pokazuje, że wszystko jest kwestią punktu widzenia.

Sama na swoim przykładzie odkryłam jak zwykła zmiana nazwy tego co się robi potrafi wpłynąć na samopoczucie i podejście wykonywanego zadania.
Postanowiłam kiedyś przeformułować niektóre zajęcia, które miałam do zrobienia, a które uważałam za nudne i nie chciało mi się tego robić. I z wielkim zdziwieniem stwierdziłam, że sama zmiana nazwy tego co robię zmieniła moje podejście do sprawy. Tak więc zdecydowałam, że zamiast sprzątać dom, będę teraz tworzyć miejsce, które kocham. Gdy tak zaczęłam podchodzić do zagadnienia, to nie tylko sama praca zupełnie inaczej wyglądała, ale i efekty też.
Zamiast gotować obiad wolę tworzyć budulec i źródło energii dla swojego ciała.
Tak mi się to spodobało, że rozwinęłam tego typu spojrzenie na inne dziedziny życia i wyszło mi tak:
Uwalnianie z jakiegoś nałogu to budowanie nowej wspanialszej wersji samego siebie.
Bezsenność to okazja do przemyśleń, modlitwy i odkrywania nowych lepszych rozwiązań.
Joga to zajęcia odmładzająco – uzdrawiające.
Kłótnia ze współmałżonkiem to poszukiwanie nowych sposobów porozumiewania się i tworzenie nowych zasad w relacji. Przydługie rozmowy telefoniczne to bezpłatny trening asertywności.
Mróz -20st.C to hartowanie mojej odporności na czynniki atmosferyczne.
Nadmierny stres i wyczerpanie fizyczne to lekcja rozróżniania tego co jest w życiu ważne.
Itd. Wyszła mi z tego niezła zabawa.

Gdy mówię o przeformułowaniu pewnych działań, to chodzi mi przede wszystkim o te, które nie kojarzą nam się dobrze. Ale tą zasadę z powodzeniem można stosować w odwrotną stronę, gdy nie chodzi o to żeby się motywować do działania, ale żeby go zaprzestać. I tak może być w przypadku, gdy ktoś chce porzucić jakiś nałóg, np. palenie papierosów. Wtedy zamiast iść na papieroska to idzie zatruwać sobie płuca. No i jakbyś się czuł palaczu gdybyś wychodził, żeby sobie trochę pozatruwać płuca? Już trochę inaczej, co?
Albo ktoś chce ograniczyć słodycze ze względu na nadwagę. Wtedy zamiast „mam zamiar zjeść tego pysznego pączusia” można sobie powiedzieć: „mam zamiar teraz powiększyć swoją nadwagę”. Trochę gasi apetyt, nieprawdaż?
Żeby przekonać się jak to działa to trzeba samemu poeksperymentować w tym względzie. Dla mnie jest to forma zabawy, która przynosi konkretne pozytywne efekty w moim życiu, można powiedzieć, że zmienia jakość tego co robię.

Jakiś czas temu miałam jechać do swojego ojca i tak się złożyło, że trzeba było jechać w samo południe upalnego dnia samochodem bez klimatyzacji. I nie za bardzo miałam na to ochotę, ale postanowiłam zmienić nastawienie i określić to jako akcja pomocy komuś, kto tego bardzo potrzebuje. I całkowicie mi się poprawiło samopoczucie, a co więcej, na drugi dzień okazało się, że upał był trochę mniejszy niż zapowiadali, a dodatkowo akurat na czas mojej jazdy niebo było zachmurzone. I tak to często właśnie bywa, że gdy sami zmienimy nastawienie do tego co się wokół nas dzieje to i Wszechświat dołoży swoją cegiełkę.

I jeszcze kilka przykładów trochę niewdzięcznych, ale koniecznych działań w dosyć zabawnej formie, która mnie osobiście najbardziej odpowiada.
Wycieranie pupy niemowlaka można określić jako uwalnianie od skutków jedzenia :)
Przyszywanie 157 z kolei zamka do spódnicy w zakładzie krawieckim można określić jako ogólnospołeczną pomoc dziewczynom, aby im spódnice nie spadały z bioder.

Kiedyś czekałam w kolejce do WC i zaczęłam się niecierpliwić. Wymyśliłam wtedy, że właśnie czekam w kolejce do pomieszczenia uwalniającego. I tak mnie to rozśmieszyło, że czekanie nie było już problemem.

To do czego postanowimy zmienić nastawienie, to mogą być banalne sprawy i działania, ale nasze życie w większości składa się z takich właśnie banalnych, codziennych czynności. A to, jak podejdziemy do nich, już w skutkach swoich wcale nie jest banalne czy mało ważne. Bo albo zwykłe codzienne obowiązki potraktujemy jako nudną rutynę, albo można z tego zrobić niezłą zabawę, wszystko zależy od nas. A to, jakie mamy podejście do tego co robimy określa w dużym stopniu jak oceniamy własne życie, a to już sprawa najwyższej wagi.