JustPaste.it

Wstrząs

Z cyklu "Bocznym śladem" sięgającego do pewnych mniej znanych wydarzeń ze sławnego 1980 roku.

Z cyklu "Bocznym śladem" sięgającego do pewnych mniej znanych wydarzeń ze sławnego 1980 roku.

 

 

 

Kalendarz przypominał, że zima tuż, tuż za progiem, więc siłą rzeczy rozmowa raz po raz schodziła na przygotowania do Świąt, które na wsi z reguły zaczynały się świniobiciem skoro możliwość zakupu wędlin w uspołecznionym handlu równała się zeru z powodu przydziałów skutecznie wykluczających ludność rolniczą, oraz mitręgi uczestnictwa w ustawiających się już w nocy sklepowych kolejkach po świąteczne zaopatrzenie.

 

 W tej sytuacji każdy, kto miał utuczonego świniaka w chlewie musiał odpowiednio wcześniej zaprosić jakiegoś domorosłego rzeźnika, żeby ubić zwierzę i zapeklować w saletrowanej solance szynki, boczki i balerony, jeśli chciał mieć na Boże Narodzenie tradycyjną wędzonkę.

 

 Te i podobne zwyczajne, życiowe sprawy rozważaliśmy siedząc we dwoje w całkiem przytulnym pokoju w przekonaniu, że mijający tydzień zakończy się spokojnie, bez żadnych nieprzyjemnych niespodzianek.

 

 Przynajmniej nic nie wskazywało na to, że może być inaczej, a jednak zdarzyło się coś tak bardzo zaskakującego, że nawet przysłowiowy piorun z jasnego nieba nie byłby dla nas większą niespodzianką.

 

 W pewnym momencie spod drewnianej podłogi zaczął się wydobywać jakiś cichy pomruk i w czasie liczonym ułamkami sekundy nabierał coraz bardziej złowieszczej barwy wprawiając w drgania stojący na środku pokoju stół aż zadzwoniły stojące na nim szklane i naczynia i porcelanowe talerze.

 

 Zanim zdążyliśmy wymienić pełne niepokoju spojrzenia zagrała jakąś złowrogą melodię oszklona witryna wydając dźwięki złożone z delikatnego skrzypienia drewna i szmeru przesuwających się książek na tle wysokiego zaśpiewu rozedrganych szyb.

 

 W okamgnieniu cały dom zaczął grać jakąś złowrogą melodię podobną do niektórych fraz muzycznych z awangardowych symfonii. Całość tego przedziwnego zjawiska zaczynała przypominać widowisko typu światło i dźwięk, bowiem po ścianach przebiegały jakieś cienie, jak się niebawem przekonaliśmy pochodzące z bujającego nad naszymi głowami żyrandola.

 

W jednej chwili dotarło do mojej świadomości doznanie, że ani chybi mamy do czynienia z trzęsieniem ziemi. W tym samym momencie zerwałem się z krzesła i pochwyciłem za rękę nie mniej ode mnie wzburzoną żonę. Natychmiast pobiegliśmy, co sił w nogach, bez butów na mokre od listopadowego deszczu podwórko.