JustPaste.it

Rękopis znaleziony w meczecie

czyli drugie odczytanie Koranu

czyli drugie odczytanie Koranu

 

 

W 1972 roku podczas remontu Wielkiego Meczetu w stolicy Jemenu - Sanaa - robotnicy budowlani natknęli się na poddaszu na zamurowane pomiesz­czenie, w którym odnaleziono wielką ilość starych manuskryptów. Powiąza­ne w węzełki rękopisy zapakowano do dwudziestu parcianych worków i upchano pod wiodącymi na górę schodami minaretów. Na znalezisko zwró­cił uwagę dopiero po dłuższym czasie Qadhi Ismaii al-Akwa, szef jemeńskie­go urzędu do spraw zabytków. W 1973 roku zainteresował tym odkryciem niemieckich naukowców, którzy po pierwszych oględzinach stwierdzili, że manuskrypty są najprawdopodobniej wczesnymi kodyfikacjami Koranu, po­chodzącymi z IX, VIII, a nawet VII wieku - a więc z tych kluczowych stule­ci, w których formował się islam.

            Głównym problemem badaczy religii muzułmańskiej jest brak źródeł po­chodzących właśnie z VII-VIII stulecia. W swojej pisanej przed dwudziestu laty biografii Mahometa jeden z najwybitniejszych znawców islamu na świe­cie, prof. Michael Cook wzdychał: "Wspaniale byłoby odnaleźć jaskinię pełną dokumentów lub zapisków współczesnych Mahometowi, lecz czegoś takiego nie mamy i pewnie nigdy nie będziemy mieli". Kreśląc te słowa Cook nie przypuszczał zapewne, że jego westchnienia zostaną tak szybko wysłuchane, zaś doniosłość znaleziska w sanaańskim meczecie porównać będzie można z najważniejszymi XX-wiecznymi odkryciami rękopisów - gnostyckich papi­rusów w Nag Hammadi (w Egipcie) i esseńskich zwojów z Qumran (w Izra­elu). Być może nawet znaczenie manuskryptów odnalezionych w Jemenie będzie jeszcze większe - ponieważ to, co się w nich znajduje, podważa orto­doksyjną tradycję na temat pochodzenia Koranu obowiązującą w całym świe­cie islamu.

Naukowcy czy bluźniercy?

W 1981 roku jako pierwszy badacz do rękopisów z Sanaa dopuszczony zo­stał niemiecki profesor Gerd Riidiger Puin z Uniwersytetu Kraju Saary w Sa­arbrücken, wybitny specjalista w dziedzinie kaligrafii arabskiej i paleografii Koranu. Już po wstępnej analizie stwierdził on, że ma do czynienia z bezcen­nym zjawiskiem. Zwrócił uwagę m.in. na pojawiające się w manuskryptach niekonwencjonalne iluminacje wersetów, częste odmienności od kanonicz­nego tekstu, rzadko występujący wczesny typ pisma arabskiego - tzw. hijazi czy też niespotykane często odmiany ortografii. Wiele z rękopisów okazało się też palimpsestami, tzn. zawierały wersje ajatów koranicznych napisane na wersjach wcześniejszych, częściowo usuniętych lub wyblakłych. Po tych ba­daniach profesor Puin nie ma wątpliwości, że tekst Koranu ewoluował w cza­sie, nie powstał zaś w całości za jednym razem. Już samo to stwierdzenie jest w islamie zamachem na świętość, ponieważ muzułmanie wierzą, że Koran jest słowem w całości objawionym przez Boga Mahometowi i nigdy nie pod­legał żadnym zmianom czy ewolucjom.

            `W swoich dyskusjach ż chrześcijanami przedstawiciele islamu z jednej strony nie pozwalają na żadną krytyczną lekturę Koranu, z drugiej zaś zachę­cają do jak najbardziej krytycznych studiów nad Biblią, która - jak utrzymu­ją - została zafałszowana przez żydów i chrześcijan.

Wróćmy jednak do odkryć. Na początku lat 80-tych trwało w Sanaa sorto­wanie, czyszczenie i restaurowanie odnalezionych fragmentów pism. Wła­dzom jemeńskim nie zależało jednak - jak twierdzi prof. Puin - na dogłębnej analizie krytycznej oraz interpretacji owych wersetów, lecz raczej na zbadaniu ornamentyki zapisów i estetyki pisma. Tylko dwóch naukowców - oprócz wspomnianego już Puina także profesor Hans Caspar Graf von Bothmer, rów­nież z uniwersytetu w Saarsbrücken - otrzymało zezwolenie na bliższe zazna­jomienie się ze znaleziskami. O wynikach swoich badań informowali jedynie na łamach specjalistycznych czasopism naukowych, bojąc się, że upublicznie­nie efektów ich pracy w wysoko-nakładowych mediach spowodowałoby cof­nięcie zezwolenia ze strony władz jemeńskich.

W 1997 roku profesor von Bothmer zakończył dokumentowanie odkry­tych zbiorów i wywiózł do Niemiec 35.000 mikrofilmów. Od tej pory w In­stytucie Badań Koranicznych na Uniwersytecie w Saarsbrücken rozpoczęły się poważne prace naukowe nad znalezionymi tekstami.

            Profesor Andrew Rippin z Uniwersytetu w Calgary uważa, że manu­skrypty z Sanaa staną się przełomem w badaniach nad islamem. Jego zda­niem, odnaleziony materiał jest na tyle duży i reprezentatywny, że teza, iż Koran powstawał w dłuższym okresie czasowym i ewoluował pod wpływem różnych źródeł, stanie się nie do obalenia. Kłopot polega na tym, że dla mi­liarda muzułmanów na całym świecie takie twierdzenie jest bluźnierstwem.

            O tym zaś, jak islam traktuje bluźnierców, przekonał się chociażby Salman Rushdie, ukrywający się od 1989 roku przed wydanym na niego wy­rokiem śmierci.

            Żeby przekonać się, dlaczego odkrycia z Sanaa mogą mieć dalekosiężne implikacje dla samego islamu, musimy najpierw poznać jego naukę na temat Koranu.

Koran jak Chrystus

            Koran jest uważany przez muzułmanów nie za dzieło Mahometa, lecz obja­wienie Allaha przekazane ludziom za pośrednictwem Proroka. Owo samo-­objawiające się Słowo Boga jest jedyne, doskonałe, niezmienne, ostatecznie skończone. Wyznawcy islamu wierzą, że ich święta księga nigdy nie była po­prawiana i nie ewoluowała w czasie.

            Profesor Stephen Humphreys z Uniwersytetu w Santa Barbara uważa, że historyzacja Koranu spowoduje delegalizację całego wspólnego doświadcze­nia społeczności islamskiej, którą powołał do istnienia i kształtował właśnie Koran. Według niego, jeśli okaże się, że święta księga muzułmanów nie jest nie­zmiennym Słowem Boga, lecz tylko pod­legającym ewolucji historycznym świa­dectwem epoki, wówczas czternaście wieków islamskiej historii okaże się bezsensowne.

            Wydana w 1981 roku "Encyklopedia islamu" stwierdza, że roli Koranu w mahometanizmie nie da się porównać do roli Biblii w chrześcijaństwie. Jest ona znacznie donioślejsza i jeśli na miejscu byłyby jakieś porównania, to należa­łoby powiedzieć, że Koran dla islamu jest tym samym, kim Chrystus dla chrześcijaństwa. Tak jak Chrystus był Słowem, które stało się ciałem, tak Ko­ran jest Słowem Boga, które stało się tekstem. Analfabetyzm Mahometa peł­ni tą samą rolę, co dziewictwo Maryi - podkreśla objawiony charakter Sło­wa. Forma i treść Koranu są jakby odpowiednikiem ciała Chrystusa. Dlatego też największym grzechem dla muzułmanów jest właśnie podważanie auto­rytetu Koranu, o czym przekonał się nie tylko Salman Rushdie, lecz również Nadżib Mahfouz, egipski pisarz, laureat literackiej Nagrody Nobla, który w 1994 roku został pchnięty nożem, gdyż napisał powieść, której kompozy­cja przypominała Koran, lecz treść została uznana za heretycką.

            Za bluźnierców uważani są także ci naukowcy, którzy próbują badać Ko­ran, wykorzystując osiągnięcia hermeneutyki, metody krytycznej czy histo­rycznej interpretacji tekstów. Takie podejście do świętej księgi jest w świecie islamskim równoznaczne z profanacją i świętokradztwem, ponieważ niedo­puszczalne jest zgłębianie myśli Boga przez historyczną i spekulatywną myśl człowieka.

O ile Nowy Testament, zwłaszcza od początku XX wieku, stał się obiek­tem intensywnych badań metodami historyczno-krytycznymi, wśród któ­rych wymienić można Formgeschichte (historię form), Redaktionsgeschichte (hi­storię redakcji) czy Wirkungsgeschichte (historię efektów) - i wyszedł z tego egzaminu zwycięsko, tzn. jego historyczna wiarygodność nie została podwa­żona, a przesłanie chrześcijańskie nie uległo na skutek tych badań reinter­pretacji, o tyle Koran nie został jeszcze poważnie poddany takiej próbie. Trudno powiedzieć zresztą, czy by ją wytrzymał, biorąc pod uwagę zwłaszcza obowiązujące w islamie podejście do tej księgi (notabene przypominające sto­sunek członków fundamentalistycznych sekt protestanckich do Biblii).

            Nie bezzasadnie pyta więc Vittorio Messori: "Co stanie się z Koranem. kiedy w tym zbiorze wzniosłej poezji i głębokiego uczucia religijnego, a tak­że przepisów higienicznych do użytku nomadów na pustyni, oraz różnych niepokonalnych sprzeczności zanurzy się lancet krytyki? Kiedy - podobnie jak to się dzieje od wieków i z ogromnym zaangażowaniem z Pismami chrze­ścijan - także wobec Pism muzułmańskich dokona się krytyczny egzamin? Od samego początku, od pierwszej sury. Chodzi o pierwszy rozdział, ten, o którym wierzący zapewniają, że objawił się płonącymi literami na posłaniu wobec Mahometa przerażonego głosem i spojrzeniem biblijnego archanioła Gabriela. Co się stanie, kiedy muzułmanin z ludu - a nie tylko specjalista - dowie się, ilu cytatom, nawarstwieniom, wtrąceniom z tekstów żydowskich i z ewangelii apokryficznych został poddany Koran, który - jak stwierdza wiara - był 'słowo w słowo' podyktowany przez samego Boga?"

            Zdaniem niektórych specjalistów, jeśli rolę Koranu w islamie przyrównać do roli Chrystusa w chrześcijaństwie, to odkrycia z Sanaa mogą wywołać w świe­cie muzułmańskim trzęsienie podobne do tego, jakie powstałoby w świecie chrześcijańskim, gdyby odkryto grób Jezusa z Jego ciałem w środku.

Twarda skała czy lotny piasek?

            Jak już zostało powiedziane, poważne badania nad islamem są bardzo utrudnio­ne ze względu na skąpą liczbę źródeł z pierwszego okresu tej religii. Najstarsze pisane źródła na temat życia Mahometa, który zmarł w roku 632, pochodzą z II połowy VIII i początków IX wieku. Do najbardziej znanych należą dzie­ła Al-Wakidiego (zm. 823) czy Ibn Hiszama (zm. 833), który powołuje się na zaginione pisma Ibn Ishaka (zm. 767). Podobnie zaginęła bio­grafia Proroka napisana przez Mamara Ibn Raszida (zm. 770), cyto­wana przez autorów późniejszych.

            Tak więc najstarsze pisma dotyczące ży­cia Mahometa, jakimi dysponujemy, zo­stały napisane około 200 lat po jego śmierci, a powołują się one na dzieła po­wstałe 150 lat po zgonie Proroka. Obo­wiązująca w świecie islamskim historia życia Mahometa i objawienia Koranu wy­wodzi się więc ze źródeł od połowy VIII do połowy X wieku.

            W porównaniu z Nowym Testamentem jest to kolosalna różnica - opo­wieści o życiu Chrystusa czyli Ewangelie spisane zostały przez apostołów lub ich uczniów stosunkowo niedługo po śmierci Jezusa. Egzegeci przyjmują, że najstarsze pisma chrześcijańskie - listy św. Pawła i ewangelia św. Marka ­powstały już około 20 lat po ukrzyżowaniu Chrystusa.

            Wiedza o Mahomecie przez ponad stulecie przekazywana była więc ust­nie i istnieje duże prawdopodobieństwo, że mogła ulec w tym czasie poważ­nym zmianom. Tym bardziej, że jeśli porówna się relacje na ten sam temat (np. okoliczności śmierci ojca Proroka - Abd Allaha), to widoczna jest wy­raźna ewolucja - od niepewności do obfitości szczegółów - i tak biografowie w IX wieku wykazują się znacznie większą znajomością różnych detali niż ich poprzednicy pół wieku wcześniej.

            Maxime Rodinson, współczesny biograf Proroka, pisze, że "nie istnieje nic, co pozwalałoby nam chociażby na stwierdzenie: to i to pochodzi bez wątpienia z czasów Mahometa". Badacze tacy, jak Gaudefroy-Demombynes czy Noldeke, uważają, że powstałe dwa wieki po śmierci Mahometa hadisy (mowy Proroka) i sira (żywot Proroka) nie stanowią wystarczającego dowo­du historycznego, ale ich odrzucenie spowodowałoby znalezienie sięw punkcie zerowym. Podobnie sądzi wspomniany już Michael Cook, który pisze wprost, że gdyby odrzucić wszelkie źródła historyczne na temat isla­mu, których nie jesteśmy bezwarunkowo pewni, to wówczas zamiast skalnej opoki pozostanie nam tylko lotny piasek.

            Profesor Stephen Humphreys twierdzi, że ze źródeł muzułmańskich da się zrekonstruować sposób, w jaki wyznawcy Allaha na przełomie VIII i IX stulecia rozumieli narodziny swojej społeczności, nie da się jednak odtworzyć, jak te na­rodziny wyglądały rzeczywiście w VIl wieku. Co ciekawe, badania egipskiego profesora Tahy Husseina, który w latach międzywojennych analizował przed­-islamską poezję arabską, doprowadziły go do wniosku, że większość tej lite­ratury została w rzeczywistości sfabrykowana już po pojawieniu się islamu po to, by uwiarygodnić koraniczną mitologię.

Mekki nie ma na mapie

            Nie istnieje także zbyt wiele zachowanych źródeł nie-muzułmańskich z cza­sów współczesnych Mahometowi. Najstarszy zapis o jego życiu pojawia się w ormiańskiej kronice z lat 60-tych VII wieku. Poza tym naukowcy dysponu­ją niewielką liczbą materiałów w języku greckim i syryjskim, pochodzących również z VII stulecia. Ze źródeł tych wynika, że pierwsi muzułmanie mo­dlili się zwróceni twarzą nie w kierunku Mekki, lecz jakiegoś miejsca poło­żonego znacznie dalej na północy, co wskazywałoby, że ich sanktuarium pier­wotnie znajdowało się gdzie indziej. Co zastanawiające zresztą, nie ma żadnych historycznych dowodów na istnienie Mekki w VII wieku. Wybitny kartograf Vidal de la Blanche, specjalista w dziedzinie wielkich szlaków han­dlowych starożytności, opierając się na przed-islamskich mapach świata, wy­kazał, że w VII stuleciu Mekka nie istniała. A przecież w tym mieście i w tym czasie - według muzułmańskiej ortodoksji - miały się dziać najważniejsze rzeczy w życiu Proroka...

            Współczesny Mahometowi VII-wieczny kronikarz ormiański opisuje jego działalność zupełnie inaczej niż podaje to tradycja muzułmańska, co ma zresztą dla islamu poważne implikacje doktrynalne. Otóż pisze on, że pier­wotnie Prorok założył społeczność obejmującą dziedziców Abrahama - po­tomków Izmaela czyli Arabów oraz potomków Izaaka czyli Izraelitów - którzy razem ruszyli na podbój Palestyny (zerwanie Izmaelitów z Żydami nastąpić miało dopiero po arabskim podboju Jerozolimy). Podobne wiadomości podaje źródło greckie, w którym wyczytać możemy o arabskim Proroku głoszącym żydowskiego Mesjasza i o"Żydach, którzy mieszają się z Sara­cenami [czyli Arabami]". O sojuszu arabsko-żydowskim wspomina też hebrajska apokalipsa z VII stulecia.

            W świetle źródeł nie-muzułmańskich to Jerozolima, a nie Mekka, odgrywa dla wyznawców islamu pierwszoplanową rolę. Muzułmańskie biografie Ma­hometa podają, że planował on wysłanie ekspedycji na rzymskie terytorium w Palestynie, ale śmierć Proroka przerwała te plany. Zdobycie Jerozolimy przez muzuł­manów nastąpiło dopiero po zgonie Maho­meta, za panowania kalifa Omara. Podbój ten, według źródeł nie-muzułmańskich, miał charakter religijny. Zdaniem ormiańskiego kronikarza, Prorok uzasadniał prawo Ara­bów do Palestyny tym, że jako potomkowie Izmaela mają również prawo do ziemi, którą Bóg obiecał Abrahamowi i jego potomstwu.

Mekki nie ma w Koranie

            Jeszcze więcej niepewności rodzi się przy studiowaniu Koranu w jego orygi­nalnym języku - arabskim. Jest to tekst bardzo trudny nawet dla ludzi wy­kształconych, pełen niekonsekwencji i sprzeczności - miejscami z wersu na wers zmienia się zarówno treść historii, jak i jej styl; w tym samym zdaniu Bóg występuje raz w pierwszej, raz w trzeciej osobie; te same zdarzenia opo­wiedziane są w różnych wersjach; Boskie rozporządzenia są sprzeczne ze so­bą; pojawiają się opuszczenia, czyniące całe partie tekstu niezrozumiałymi; pewne zwroty wyglądają na zwyczajne błędy gramatyczne.

            Teologowie islamscy zdają sobie sprawę z tych trudności i tłumaczą je nie­współmiernością między Boskim posłannictwem a ludzkim odbiorcą. Według Seyyeda Hosseina Nasra, niespójność tekstu koranicznego jest tylko pozorna i wskazuje raczej na niespójność ludzkiego wnętrza. Kiedy Denise Masson, tłumaczka księgi na język francuski, próbowała zasugerować, że "niektóre wersy Koranu są niejasne", została upomniana przez Najwyższą Radę Islamu we Francji, która to Rada zabroniła jej głoszenia podobnych opinii.

            Co charakterystyczne, Koran nie może być traktowany jako źródło wie­dzy na temat Mahometa, ponieważ ledwie wspomina o niektórych wydarze­niach z jego życia. Prorok wymieniony jest w księdze zaledwie cztery razy ­lub pięć, jeśli przyjąć, że Ahmad i Mahomet to ta sama osoba. Nie pojawia się natomiast w całym Koranie ani razu słowo Mekka. Zaledwie raz wymie­niona jest Bakka, o której tradycja (spisana ok. 200 lat po Mahomecie) mó­wi, że to wcześniejsza nazwa Mekki.

 



        W ogóle w porównaniu z Biblią, która pełna jest zawsze konkretów, Koran operuje raczej ogólnikami. O ile w Biblii Żydzi zawsze walczą z konkretnymi przeciwnikami - FilistynamiJebusytami czyAmalekitami - o tyle w Koranie naprzeciw wiernych stają zazwyczaj "niewierni", "hipokryci", "wrogowie Bo­ga" lub "przyjaciele Szatana". Islamska księga ucieka od podawania konkret­nych nazw geograficznych, grup etnicznych czy religijnych lub imion wła­snych. Jak twierdzi Michael Cook - "identyfikacja tego, o czym mówi Koran w kontekście mu współczesnym, jest zwykle niemożliwa bez interpretacji, któ­ra (...) zależy głównie od Tradycji". Bez tej Tradycji, polegając jedynie na Kora­nie, nie można nawet stwierdzić, że Mahomet pochodził z Mekki, i że w mie­ście tym znajdowało się główne sanktuarium. Rozwój zaś owej Tradycji, zwłaszcza jej pierwsze stulecie, giną dla badaczy w mroku dziejów.

Dlatego tak wielkiego znaczenia nabierają odkrycia z Sanaa. Zawierają one bowiem najstarsze zapisy Koranu, z jakimi nie zetknęli się dotąd żadni badacze na świecie - i podważają całkowicie obowiązującą w islamie tezę o pochodzeniu Koranu.

Czy Mahomet był mesjaszem?

Zanim przejdziemy do omówienia wyników badań profesora Puina, zatrzy­majmy się przez chwilę na pracach innych naukowców, którzy - nie dysponując tak obfitym materiałem badawczym ­starali się już wcześniej przedstawić inte­resujące nas kwestie w innym świetle niż ortodoksja muzułmańska.

Kiedy na początku XX wieku Jerozolim­ska Szkoła Biblijna rozpoczynała krytyczne studia nad Starym i Nowym Testamen­tem, kilku uczonych postanowiło podjąć podobne badania nad tradycją islamu. Do najbardziej znanych należał jezuita o. Henri Lamers, który w 1910 roku w swej pracy "Koran a Tradycja" pisał: "Twierdze­nia zawarte w świętych pismach muzuł­mańskiej tradycji ani nie tworzą prawa, ani też nie są źródłem dalszych informacji, jak uważano do tej pory; są nato­miast przedmiotem fantastycznej ewolucji. Na bazie koranicznego tekstu ha­disy tworzą legendy, z zadowoleniem wymyślają imiona bohaterów wydarzeń i w ten sposób wypełniają treścią koraniczne schematy."

            Jako pierwszy studiami islamistycznymi wstrząsnął jednak nie katolicki duchowny (można go było podejrzewać o stronniczość), lecz świecki nauko­wiec, brytyjski profesor John Wansbrough, który był jednym z prekursorów zastosowania wobec Koranu instrumentów krytyki biblijnej. Jego zdaniem, Koran ewoluował stopniowo od VII do VIII wieku - w okresie, kiedy żydow­skie i chrześcijańskie sekty toczyły na Półwyspie Arabskim zażarte spory teo­logiczne - i zawierał w sobie ślady owych kontrowersji. Wansbrough uważał, że muzułmańska księga składa się z nakładających się na siebie logii, nazna­czonych piętnem mozaizmu i przystosowujących obraz biblijnego proroka do realiów arabskich. Twierdził też, że opowieść o początkach Koranu oraz isla­mu powstała znacznie później, a następnie rzutowana była na przeszłość.

            W 1994 roku w czasopiśmie Jerusalem Studies in Arabie and Islam ukazał się pośmiertny tekst profesora Yehudy D. Nevo z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, który zbadał pochodzące z VII i VIII wieku arabskie napisy na kamiennych tablicach na Pustyni Negev i doszedł do wniosku, że cytaty ko­raniczne na tych inskrypcjach różnią się od tekstu kanonicznego. Podobne rozbieżności pojawiają się też na arabskich monetach z VII stulecia.

            Profesor Patricia Crone, historyk wczesnego islamu z Uniwersytetu w Princeton, uważa, że wytłumaczenie owych różnic w napisach przestanie stanowić problem, jeżeli tylko odrzuci się tradycyjny pogląd muzułmański na powstanie Koranu. To właśnie Patricia Crone wspólnie z Michaelem Co­okiem opublikowała w 1977 roku książkę, która całkowicie zanegowała ka­noniczną interpretację dziejów wczesnego islamu. Jej tytuł "Hagaryzm. Po­wstanie świata islamskiego" nawiązywał do biblijnej postaci niewolnicy Hagar, od potomstwa której z Abrahamem wywodzili swój ród Izmaelici czy­li Arabowie.

            Dwójka naukowców postanowiła odrzucić jako niemiarodajne źródła mu­zułmańskie, powstałe dwa wieki po Mahomecie - i skoncentrować się na źró­dłach nie-muzułmańskich, lecz współczesnych Prorokowi. Po przeanalizowa­niu tego materiału doszli oni do wniosku, że tekst Koranu powstał później niż się powszechnie uważa, Mekka nie była od początku głównym sanktuarium islamu, wyznawcy Allaha nie nazywali siebie "muzułmanami" (termin ten nie był w ogóle używany we wczesnym okresie islamu), mit hidżry (czyli emi­gracji Mahometa z Mekki do Medyny) pojawił się dopiero po śmierci Proro­ka, zaś arabskie podboje poprzedzały instytucjonalizację islamu. Najciekawszy w "Hagaryzmie" jest jednak wątek pierwotnych zało­żeń doktryny Mahometa. Otóż zda­niem autorów misja Proroka miała swoje źródło nie w pragnieniu zapewnienia sobie ochrony przed plemieniem Kurajszytów przez sojusz z miesz­kańcami Medyny - jak utrzymuje tradycja islamska - ale w głoszeniu przez niego idei odkupienia dla Żydów. Wiele wskazuje na to, że Mahomet uważał się za oczekiwanego przez nich odkupiciela. Z VII-wiecznych źródeł niemu­zułmańskich wynika, że został zaakceptowany przez Żydów, którzy zawarli sojusz z mahometanami. Rozejście się Arabów z Izraelitami nastąpiło dopie­ro po zdobyciu Jerozolimy.

            "Hagaryzm" spotkał się na całym świecie nie tylko z atakiem teologów muzułmańskich, co jest w pełni zrozumiałe (niedopuszczalne było dla nich zwłaszcza opieranie się na świadectwach "niewiernych" czyli źródłach or­miańskich, greckich, syryjskich i hebrajskich), spotkał się jednak również z krytyką wielu zachodnich uczonych. Debata, jaka rozgorzała wokół książ­ki, pokazała stopień uzależnienia zachodnich naukowców od islamskich wpływów interpretacyjnych.

Zdaniem niektórych publicystów, wpływy te wynikają nie tyle z nieod­partej siły argumentów, co raczej z bardziej prozaicznego uzależnienia. Otóż wiele instytucji badawczych na Zachodzie, zajmujących się islamem, powsta­ło i rozwija się dzięki pomocy krajów muzułmańskich (np. Instytut Studiów Islamskich na Uniwersytecie w Berkeley został wybudowany za pieniądze Arabii Saudyjskiej). Większość specjalistów może prowadzić swoje badania dzięki stypendiom, dotacjom czy grantom z państw arabskich. Publiczne podważenie przez naukowca muzułmańskiej ortodoksji - nawet z powoła­niem się na źródła historyczne - oznacza narażenie się ze strony owych kra­jów na odmowę wizy wjazdowej, zamknięcie archiwów, wycofanie się z do­tychczasowych umów itd. Grozi to paraliżem całej działalności naukowej ta­kiego śmiałka.

"Zbrodnia przeciw samym sobie"

            W jeszcze gorszej sytuacji są naukowcy z państw muzułmańskich, których prace stanowią wyzwanie dla tradycyjnych poglądów islamskich. Na przy­kład egipski teolog Abu Zaid został w 1995 roku uznany za apostatę, gdyż ośmielił się zaprezentować inną od obowiązującej wykładnię Koranu. W 1996 roku Sąd Najwyższy Egiptu podtrzymał to orzeczenie i na tej pod­stawie wymusił rozwód Abu Zaida z jego żoną, gdyż muzułmańskim kobie­tom nie wolno przebywać w związku małżeńskim z "niewiernymi". Teolog utrzymywał, że jest pobożnym muzułmaninem, ale rozumie posłanie Maho­meta w sposób bardziej mistyczny niż islamska ortodoksja, która - jego zda­niem - zredukowała przesłanie Proroka. Nękany i zastraszany Abu Zaid, w obawie o własne życie, wyemigrował do Holandii.

            Za swojego patrona uważa on XIX-wiecznego myśliciela Muhammada Abduha, który dążył do wskrzeszenia w islamskiej teologii tradycji mutazy­lizmu. Była to znacząca w świecie muzułmańskim szkoła interpretacji Koranu, która zanikła jednak ostatecznie w X wieku i jest uważana dziś za here­tycką. Kładła ona nacisk na metaforyczne a nie literalne rozumienie tekstu. W 1936 roku egipski pisarz Ahmad Amin napisał, że "odrzucenie mutazyli­zmu było największym nieszczęściem, jakie dotknęło muzułmanów; popeł­nili oni zbrodnię przeciw samym sobie". W tym kierunku zmierzała też re­fleksja kilku wybitnych teologów XX-wiecznych (m.in. Paki stańczyka Fazlura Rahmana czy Irańczyka Ali Dashtiego), byli oni jednak wyjątkami. Profesor Mohammad Arkoun, Algierczyk wykładający na paryskim uniwersytecie, uważa, że odejście od literalnego rozumienia Koranu z jednej strony może co prawda zdemistyfikować tekst, lecz z drugiej przez podkreślenie prawdziwo­ści ogólniejszych intuicji islamu dopomoże jego duchowemu pogłębieniu.

            Muzułmańscy teologowie odrzucają jednak wszelkie rewizjonistyczne teorie na temat powstania islamu oraz Koranu, uważając, że są one motywo­wane ideologicznie i nie mają nic wspólnego z prawdziwą nauką. Islamski apologeta Parvez Manzur pisze wprost o "wybu­chu psychopatycznego wandalizmu" i "dyskur­sie nagiej siły".

            Trzeba przyznać, że muzułmanie mają już do­świadczenie obcowania ze zideologizowaną pseudo-nauką wymierzoną w islam. Wystarczy wspomnieć prace sowieckich orientalistów, np. Tołstowa czy Morozowa, który potrafił utrzymy­wać, że Mahomet i pierwsi kalifowie nie istnieli realnie, lecz byli tylko figurami symbolicznymi.

            Nie sposób jednak na podobnej płaszczyźnie traktować dociekań zachodnich naukowców, którzy odkryli, że Koran ma swoją historię, tak jak wszystkie inne pisma. Patricia Crone mówi, że nie za­mierza nikomu odbierać jego wiary. Problem polega tylko na tym, że to, co ona przedstawia jako naukowo udowodnione, kłóci się z islamskim wyzna­niem wiary.

            Wszystko wskazuje na to, że jeszcze większe zamieszanie może wywołać wkrótce ogłoszenie przez profesora Puina wyników jego badań. Żeby lepiej zrozumieć ich znaczenie, warto zatrzymać się chwilę przy islamskiej tradycji dotyczącej powstania (a właściwie - jak utrzymują muzułmanie - objawie­nia) Koranu.

"Cocktail różnych tekstów"

            Zgodnie z islamską tradycją Mahomet otrzymywał od Allaha, za pośrednictwem Archanioła Gabriela, objawienia, które słowo w słowo zachowywał w pa­mięci. Przekazywał je swoim towarzyszom, a ci przechowywali je w stanie nie­naruszonym "na liściach palmowych, płaskich kamieniach i w sercach ludzkich". Wkrótce po śmierci Proroka (zmarłego, przypomnijmy, w 632 roku), za panowania trzeciego kalifa Usmana (644-656) Koran został spisany i od te­go czasu obowiązuje jedyna i niezmienna kanoniczna formuła świętej księgi.

            Trzy najstarsze egzemplarze Koranu, jakie istnieją dziś na świecie, znaj­dują się w Muzeum Topkapi w Stambule, w Bibliotece w Taszkiencie oraz w British Library w Londynie. Tymczasem w meczecie w Sanaa odnaleziono wiele manuskryptów Koranu starszych od najstarszych znanych do tej pory.

            Te najbardziej unikalne pochodzą z VII wieku. Napisane zostały rzadką od­mianą arabskiego pisma z Hijaz, a więc z okolic, z których pochodzić miał Mahomet.

            Do tej pory niemal wszyscy badacze islamu przyjmowali jako oczywistość muzułmańską wersję powstania i pochodzenia Koranu - również dlatego, że zbyt mało było źródeł historycznych, na których można się było oprzeć. Wszystko wskazuje na to, że jemeńskie odkrycia, znane na razie wąskiemu gronu fachowców, zmienią to powszechne nastawienie.

            Ocena profesora Puina, który najlepiej poznał manuskrypty z Sanaa, jest druzgocąca dla obowiązującej w islamie tradycji. Otóż z jego badań wynika, że Koran stanowi swego rodzaju cocktail różnych tekstów, z których najstar­sze powstały nawet sto lat przed Mahometem. Jemeńskie odkrycia przeczą też muzułmańskiej tezie, że od czasu kodyfikacji dokonanej za czasów kalifa Usmana treść Koranu nie podlegała zmianom. W tym kontekście Puin cytu­je zdanie Hajjaja bin Jusufa, panującego w Iraku w latach 694-714, który był dumny z tego, że dodał do Koranu ponad tysiąc alifów (alif to pierwsza lite­ra arabskiego alfabetu). Profesor Allen Jones z Uniwersytetu w Oxfordzie uważa, że Hajjaj miał znacznie większy wpływ na ostateczny kształt Koranu niż kolegium redaktorskie powołane wcześniej przez kalifa Usmana.

            Co ciekawe, w 1991 roku profesor James Bellamy z Uniwersytetu Michi­gan na łamachJournal of the American Oriental Society - nie znając odkryć z Sa­naa, lecz opierając się innych źródłach - zamieścił wykaz tych fragmentów Ko­ranu, które jego zdaniem uległy zmianie, co przez muzułmanów nie może być odbierane inaczej niż jak poprawianie Pana Boga.

            O tym, że do Koranu wkradły się tekty przed-islamskie, pisał wcześniej również profesor Cook, podając przykład zamieszczonej w Surze 12 opowieści o Józefie i żonie Putyfara. Otóż jest ona zupeł­nie niezrozumiała bez znajomości tradycji żydowskiej. W Koranie jest opis jak żona Pu­tyfara zaprasza na ucztę swoje przy­jaciółki, każdej z nich daje nóż, a kiedy zjawia się Józef, wszystkie one kaleczą sobie ręce. Ten dziwny opis nabiera sensu dopiero po zaznajomieniu się z post-biblijną legendą żydowską, która opowiada, że kobiety kroiły owoce i plotkowały, a kiedy wszedł Józef, zapa­trzone w niego, nie przestawały kroić owoców i niechcący się pokaleczyły.

            Zdaniem profesora Cooka na materiale koranicznym bardzo mocno odci­snęło się piętno tradycji judaistycznej. Koresponduje to z opiniami wielu teo­logów żydowskich, którzy na przestrzeni wieków uważali islam za juda­istyczną herezję, czy też z sądami niektórych religioznawców określających islam jako "judaizm dla gojów".

Podróż z Raju do Piekła

            Równie spektakularne i w wielu punktach zbieżne z dociekaniami Patricii Crone i Michaela Cooka są wyniki badań francuskiego mnicha br. Bruno Bonnet-Eymarda, teologa specjalizującego się w studiach porównawczych chrześcijaństwa, judaizmu i islamu, a zarazem językoznawcy biegle władają­cego hebrajskim, aramejskim, greką, łaciną i arabskim. Rozpoczął on monu­mentalne dzieło przekładu Koranu na język francuski wraz z dokładnym opracowaniem krytycznym. Do tej pory przetłumaczył i opatrzył komenta­rzami pierwszych pięć sur Koranu, co zajęło około 1000 stron w trzech to­mach. Przeprowadzona przez niego egzegeza dowodzi, że "alfabet zastoso­wany w Koranie jest czystym i prostym przekształceniem alfabetu hebrajskiego w arabski". Modlitwę otwierającą świętą księgę muzułmanów br. Bonnet-Eymard identyfikuje jako starą modlitwę żydowską o subtelnym zabarwieniu anty-trynitarnym.

            W świetle badań francuskiego egzegety, początki islamu jawią się zupeł­nie inaczej niż w muzułmańskiej teologii. W VII stuleciu Półwysep Arabski był miejscem teologicznych konfliktów pomiędzy chrześcijanami a wyznaw­cami judaizmu, zarówno w ich ortodoksyjnych nurtach, jak też heretyckich. W odróżnieniu od współczesnego judaizmu ówcześni Żydzi aktywnie poszu­kiwali konwertytów wśród innych narodów. Z Arabami umieli znaleźć wspólny język, gdyż łączyło ich wspólne pochodzenie od Abrahama i zawar­te przez tego patriarchę przymierze z Bogiem. Znakiem owego przymierza było obrzezanie, któremu jako pierwszy z potomków "ojca wiary" poddał się nie Izaak, lecz Izmael - syn Abrahama i niewolnicy Hagar. Abraham i jego syn Izmael nie byli ani Żydami, ani chrześcijanami, lecz pierwszymi "dosko­nałymi" (po hebrajsku: slm, po arabsku: aslim - według br. Bonnet-Eymarda od tego właśnie słowa, a nie od "poddania się" wywodzi się nazwa islam).

Autor Koranu, zgorszony starciami między chrześcijanami a Żydami, zaczął wzywać do "doskonałości", jaka była udziałem Abrahama i Izmaela. Według niego interpretacja Tory przez Żydów oraz Ewangelii przez chrześcijan były błędne i wprowadzały tylko podziały między Narody Księgi. Br. Bonnet-Eymard pisze: "Zamiarem autora Koranu nie było stworzenie trzeciej religii, lecz obale­nie dwóch poprzednich - żydowskiej i chrześcijańskiej - poprzez przywrócenie tego, co w jego mniemaniu było jedyną 'tradycją' (giblat), czyli prawdziwym dziedzictwem Abrahama".

            Odbudować prawdziwą religię Abrahama można przez powrót do Jerozo­limy czyli miejsca, w którym stoi dom owego patriarchy. Właśnie w kontekście powrotu do domu Abrahama (który, jak mówi tradycja, znajdował się w ru­inach Świątyni Jerozolimskiej) pojawia się słowo Bakka. Tą właśnie nazwę, jak pamiętamy, muzułmanie uważają za stare określenie Mekki, która w Koranie nie występuje. Zdaniem br. Bonnet-Eymarda, słowo to odnosi się raczej do "doliny Baka", znajdującej się na zachód od Jerozolimy. W ogóle lektura Kora­nu nie daje nam żadnego pojęcia o położeniu i układzie Mekki, natomiast do­starcza wiele szczegółowych informacji o Jerozolimie jako kolebce przymierza zawartego przez Boga z Abrahamem i Izmaelem. Na przykład w Surze 2 wy­stępuje słowo as-safa (po hebrajsku: ha-sophim, po grecku: skopos) oznaczające "wartownię" - tak nazywało się wzgórze połączone z Górą Oliwną.

            Sura 4, gdy mówi o "wejściu do ogrodów", gdzie "płyną podziemne rzeki", nie używa figur literackich, lecz wiernie opisuje system nawadniania ówczesnej Jerozolimy. Otóż obszar położony na północny za­chód od murów miasta był nazywany Ogrodami. Po aramejsku mówiono na nie: Pordesaya, po grecku: Phordesa, po hebrajsku: Pardesaya. Wszystkie te słowa oznaczały "raj". W tym właśnie miejscu zbudowano podziemny ciąg zbiorników, które pełniły rolę syste­mu irygacyjnego. W tej samej Surze 4 aż siedem razy pojawia się słowo jahannam, na określenie "doliny gniewu", w której płonie ogień wiecznego potępie­nia. Otóż słowo to po hebrajsku brzmi gehenna i jest nazwą doliny położonej na południe od Jerozolimy i graniczącej na zachodzie z doliną Baka. Gehenna pełniła rolę jerozolimskiego wysypiska śmieci - było to opustoszałe miejsce, w którym nieustannie płonął ogień spalający nieczystości wywożone z miasta. Br. Bonnet-Eymard zauważa, że podróżując przez miej­sca opisane w Surze 4 - z Ogrodów Pordesaya do Do­liny Gehenna - nie odbywamy wcale zaświatowej podróży z "raju" do "piekła", lecz poruszamy się w okolicach Jerozolimy.

            Francuski egzegeta pisze też o kamiennej świątyni zwanej Kaba. Według muzułmanów chodzi o ich główne sanktuarium znajdujące się w Mekce. Sa­mo słowo Kaba jest tłumaczone na dwa sposoby: albo jako sześcienna świą­tynia (w formie kostki - po grecku: kubos), albo jako dziewica. Brat Bruno zi­dentyfikował dwa istniejące w VII wieku sanktuaria w kształcie sześcianu ­pierwsze znajdowało się w Petrze, drugie zaś u wrót Jerozolimy i poświęco­ne było Najświętszej Maryi Pannie.

            Br. Bonnet-Eymard ma przed sobą jeszcze wiele pracy - zostało mu do przetłumaczenia i skomentowania jeszcze ponad sto sur, ale wyniki jego dotychczasowych badań już teraz stanowią przełom w naukach islami­stycznych.

Kanon czy stenogram?

            Na podstawie analizy sanaańskich manuskryptów profesor Puin tłumaczy, dla­czego Koran pełen jest niekonsekwencji i sprzeczności. Otóż w swej pierwotnej wersji zapis koraniczny w języku arabskim, w którym brakuje samogłosek i znaków diakrytycznych, mógł być rozumiany w pełni jedynie przez tych, którzy dobrze rozumieli tradycję ustną. Powstał więc nie tyle jako tekst ka­noniczny, lecz raczej jako pomoc czy przewodnik dla tych, którzy znali tekst na pamięć. Był więc czymś w rodzaju stenogramu. To tłumaczyłoby, dlacze­go tak wiele sur zaczyna się od tajemniczych kombinacji arabskich liter, nie­zrozumiałych zupełnie dla współczesnych komentatorów. Z czasem jednak odczytanie Koranu stało się niejasne, gdyż - w miarę upływu czasu i rozprze­strzeniania się islamu - malała liczba osób znających tradycję oralną. Nastę­powała więc standaryzacja tekstu, która - zdaniem Puina - zakończyła się ostatecznie w IX a nie w VII stuleciu.

            Inna teza niemieckiego profesora, nie do przyję­cia dla muzułmanów, kwestionuje panujące po­wszechnie przekonanie, że Koran napisany został w najczystszym języku arabskim. Jego badania wykazały, że w księdze znalazło się wiele wyrażeń obcego pochodzenia. Samo słowo Koran Puin wy­wodzi nie tak, jak w obowiązującej wersji muzuł­mańskiej od arabskiego określenia oznaczającego "recytację", lecz od aramejskiego odpowiednika słowa "lekcjonarz". Uściślając, że lekcjonarz był zbiorem fragmentów Pisma Świętego, przezna­czonych do czytania podczas liturgii i przedsta­wiających w skróconej wersji historię biblijną, Puin zwraca uwagę, że Koran w dużej mierze sta­nowi również skrót biblijnych dziejów Adama i Ewy, Noego, Abrahama, Mojżesza, Dawida, Salomona i Jezusa.

            Co ciekawe, podobna teza pojawiła się już w badaniach nad islamem. W swej pracy "Ocena islamu" z 1957 roku dominikanin o. Thery, publikują­cy pod pseudonimem Hanna Zakarias, po porównaniu świętej księgi muzuł­manów z hebrajską Biblią i rabinackimi midraszami, doszedł do wniosku, że Koran to "Biblia dostosowana do mentalności Arabów" oraz uzupełniona o pisma nazwane przez niego "Aktami islamu". Konkluzja profesora Puina po zbadaniu sanaańskich manuskryptów jest jednoznaczna: "Prawie jedna piąta Koranu musi zostać odczytana na nowo!"

Enerdowski zecer jako islamski teolog

            Niemiecki naukowiec obawia się, że jego bluźniercza teza o tym, że Koran był zmieniany i rewidowany, ściągnie na niego akty przemocy ze strony mu­zułmańskich aktywistów. Obecnie pracuje on nad książką, w której opubli­kuje wyniki swoich badań. Boi się jednak, że publikacja może rozpętać pie­kło. Ze wstępnych sondaży wynika, że kilka prestiżowych wydawnictw uniwersyteckich odmówiło druku podobnych treści, bojąc się zamachów is­lamskich fundamentalistów.

            Jako ostrzeżenie można traktować list niejakiego Abula Kasima do Yemen Times z listopada 2000 roku, zatytułowany "Konspiracja przeciw islamowi". Autor nie ma wątpliwości, że działalność profesora Puina nie ma charakteru naukowego, lecz chodzi mu o zniszczenie islamu. Abul Kasim apeluje do je­meńskich władz, aby nie udostępniały znalezisk żadnym naukowcom, a jeśli rękopisy z Wielkiego Meczetu okażą się niekanoniczne, to należy je nie­zwłocznie spalić. Władze Jemenu zakazały już naukowcom dostępu do ma­nuskryptów. Badań jednak nie da się zahamować, gdyż istnieją mikrofilmy.

            Jeśli odkrycia profesora Puina zostaną przez muzułmanów potraktowane jako wypowiedzenie wojny religijnej, będzie to zasługą również niektórych polityków zachodnich, takich jak np. przewodniczący niemieckiego Bun­destagu Wolfgang Thierse z SPD, który w grudniu 2001 roku powie­dział, że Europejczycy powinni zająć się ucywilizowaniem islamu zgodnie z tradycją oświeceniową i stworzyć na swoich uniwersytetach nową is­lamską teologię, inną od obowiązują­cej w Arabii Saudyjskiej, Iranie czy Sudanie, opartą za to na tolerancji i pluralizmie. Jak zauważył jeden z komentatorów: "Trudno sobie wy­obrazić, żeby wyznawcy islamu (...) przyjęli z entuzjazmem ideę, aby były zecer, a potem historyk literatury NRD Wolfgang Thierse interpretował dla nich na nowo Koran."

            Być może do uszu działacza SPD doszły wieści o badaniach profesora Pu­ina i od razu w jego głowie powstał śmiały plan przeorientowania całej my­śli muzułmańskiej. Jednak zaangażowanie się polityki po stronie teologii i to w z góry określonym celu może spowodować tylko to, że wyniki badań nad Koranem nie zostaną w świecie islamskim odebrane jako rezultat rzeczywi­stych dociekań naukowych, lecz jako instrument ideologicznego nacisku.

 

Autor: Stephan Olschovsky