JustPaste.it

Polski Al Capone

Czy możliwe jest powstanie dobrego polskiego serialu? Dlaczego nie.

Czy możliwe jest powstanie dobrego polskiego serialu? Dlaczego nie.

 

Chciałabym na chwilę wrócić do tematu polskich seriali. Jest ich ostatnio całe zatrzęsienie, pojawiają się nowe. Ale ilość przechodzi w jakość tylko u Marksa.

Oczywiście, to zawsze rzecz gustu. Odnoszę jednak nieodparte wrażenie, że kiedyś twórcy bardziej się przykładali. Dowodem jest popularność starych polskich seriali, nawet tych czarno-białych.

Osobiście bardzo sobie cenię polskie seriale kryminalne. I nie tylko ja. TVN-owskie fabularno-dokumentalne – „W-11”, „Sędzia Anna Maria Wesołowska” – mają sporą widownię.

Pamiętam, jak z mężem oglądaliśmy na IPLI serial „Fala zbrodni”. Nie mogliśmy się od niego oderwać. Świetny scenariusz, znakomita reżyseria i fantastyczni aktorzy. Pełny profesjonalizm.

Nie mam nic przeciwko aktorom-amatorom, pod warunkiem, że umieją grać. Ci, którzy występują w serialach obyczajowych, chyba nie są dobierani z jakąś szczególną starannością.

Na pewno bez dobrego scenariusza nie powstanie dobry film. I nie trzeba wcale fantazjować. W przypadku kryminału, wystarczy sięgnąć do bogatej skarbnicy, jaką są pitavale. Prawdziwe historie (nie tylko kryminalne), z życia wzięte, są niejednokrotnie bardziej fascynujące niż te wymyślone.

Chciałabym przedstawić jedną z nich.

 

Polski Al. Capone

Kalisz w latach trzydziestych ubiegłego stulecia po wojennej pożodze zaczął się szybko dźwigać z ruin. Odbudowano, między innymi, fabrykę fortepianów A. Fibigera, Kaliską Manufakturę Pluszu i Aksamitu oraz wiele zakładów rzemieślniczych. Ale miasto miało i inne oblicze. Ukryte za fasadami eleganckich kamienic, ze slumsami i suterenami.

W takim miejscu w roku 1890 urodził się Józef Pachołek. Od młodości popadał w konflikty z prawem. Drobne kradzieże, rozboje. Poszukiwany przez policję, uciekł do Belgii, gdzie zaciągnął się na statek handlowy, jako pomocnik palacza. Pływał kilka lat po wielu morzach, opanowując w tym czasie sześć języków. Biegle władał angielskim, francuskim, rosyjskim, czeskim, niemieckim i serbskim.

Za zarobione pieniądze, pod przybranym nazwiskiem John Guru, otworzył w Chicago zakład fryzjerski. Ale interes szedł kiepsko, więc Józef vel John szybko nawiązał kontakt ze światem przestępczym. Pracował dla handlarzy żywym towarem i przemytników alkoholu. Wtedy zetknął się ze słynnym mafijnym bossem Alem Capone.

Były to czasy prohibicji i przemyt alkoholu stanowił istną żyłę złota. Jednocześnie było to bardzo niebezpieczne zajęcie, związane z podwójnym zagrożeniem. Z jednej strony depcząca po piętach policja, z drugiej bezwzględna konkurencja.

Pachołkowi, dzięki inteligencji i sprytowi, kilkakrotnie udało się uniknąć wpadki. Ale wiosną 1930 roku znalazł się za kratkami. Wyszedł na wolność dzięki łapówkom.

Opuścił Stany i powrócił do rodzinnego Kalisza. Próbował żyć uczciwie, otworzył sklep. Jednak po plajcie, powrócił na drogę przestępstwa. Korzystając z amerykańskich doświadczeń, wraz z bratem i przyjacielem utworzył gang. Wyspecjalizował się w rozbojach. Napadał na kaliskie sklepy i miejscowych kupców. Członkowie gangu nie wahali się używać broni palnej. Ranili kilka osób, w tym posterunkowego, zabili duchownego i funkcjonariusza Straży Granicznej.

Kaliska Policja od jakiegoś czasu wiedziała, że ma do czynienia ze zorganizowana grupą przestępczą. Z pomocą przyszli funkcjonariusze z II Okręgu Policji Państwowej w Łodzi.

Podczas jednej z obław otoczono gang Józefa Pachołka. Bandyci poddali się.

W czerwcu 1932 roku sąd wydał wyrok. Józef Pachołek otrzymał karę śmierci. Dwaj pozostali karę dożywotniego więzienia.

Wyrok wykonano 14 czerwca 1932 roku w kaliskim zakładzie karnym.

 

Uważam, że, na kanwie losów Józefa Pachołka mógłby powstać świetny serial kryminalny.

Dlaczego nasza TVP serwuje nam tak wielką liczbę seriali, tak naprawdę, niewiele się od siebie różniących? Nie lepiej zrobić jeden, ale naprawdę dobry?

Zdolnych scenarzystów, reżyserów i znakomitych aktorów na pewno nam nie brakuje.

W polskich twórcach tkwi ogromny potencjał. Już nie raz to udowodnili. Wystarczy panoszące się nepotyzm i kumoterstwo zastąpić zdrową konkurencją. I przyjąć wskaźnik oglądalności, jako podstawowy wyznacznik oceny filmowego dzieła.

Bo polski widz nie jest ani głupi ani pozbawiony gustu. Na pewno ma go więcej niż ci, którzy za niego decydują.  Z opłakanymi skutkami, niestety. 

 

Alicja Minicka

http://mysli-o-ludziach.blog.onet.pl