Uprawianie sportu wiąże się z różnymi konsekwencjami. Przeważnie działa dobroczynnie, ale czasami zdarzają się i nieszczęścia. Wszystko zależy od nas samych.
Pracując kiedyś w pewnej firmie cosultingowej, dla rozrywki i poprawy kondycji tradycyjnie rozgrywaliśmy mecze piłki nożnej z jej filią, ostro rywalizując ze sobą. Grywaliśmy przeważnie w piątkowe popołudnia po pracy. Raz wygrywaliśmy, raz przegrywaliśmy, jak to w piłce. Z każdego zywcięstwa radowało się moje piłkarskie serce. Trwało to parę lat, aż do momentu mojego feralnego snu. Otóż pewnego piątkowego, upalnego dnia, zamiast udać się po pracy od razu na mecz, musiałem wpaść jeszcze na chwilę do domu i... niespodziewanie uśpiony zostałem butelką piwa, której wołanie z lodówki słyszałem już na korytarzu. A że umęczony byłem potwornie pomagając dzień wcześniej sąsiadom z wprowadzaniem się na nowe mieszkanie, to i nic dziwnego, że natychmiast usnąłem. Śnił mi się oczywiście mecz, w którym jak zwykle grałem na lewym skrzydle. Byłem szczęśliwy, bo prowadziliśmy różnicą trzech bramek. Do odgwizdania końca meczu została zaledwie jedna minuta i nic już nie mogło – jak mi się niesłusznie wydawało – zmienić jego wyniku. Jednakże przytrafiło się wielkie nieszczęście, po tym jak z nagła rzucił mi się na uszy potworny hałas wiertarki sąsiada wyrywając mnie natychmiast ze snu, po czym z osłupieniem stwierdziłem brak lewego skrzydła. I w tymże momecie sędzia przerwał mecz, który nie wyłonił zwycięzcy. Sędzia uzasadniał swą decyzję tym, że nie można zakończyć gry bez lewego skrzydła. Tak więc od momentu utraty skrzydła, zaprzestaliśmy rywalizacji w piłce nożnej, ale ze sportem, rzecz jasna, nie zerwaliśmy, tyle że każdy uprawiał go inywidualnie, i to co lubił.
Morał płynie stąd taki: do odnoszenia zwycięstw potrzebne są skrzydła, ale w sporcie nie tylko zwycięstwa są ważne.