JustPaste.it

Opowieść (nieco frywolna) z Karkonoszami w tle

Za sprawą pewnych eiobowych kusicielek popełnione...

Za sprawą pewnych eiobowych kusicielek popełnione...

 


544ddd90525c910288a824f775f5d3cc.png
Gdym był jeszcze w latach, w których żaden chłop, ba chłopczyk, do myślenia nie używa mózgu tylko myśli za niego, że myśli zdecydowanie inny organ, namiętnie uczestniczyłem we wszelkich imprezach górskich przez szacowny “Petetek” organizowanych. Przy czym słowo “impreza” jest tu absolutnie adekwatne...


I gdy tylko zwietrzyłem rajdzik jakowyś przez Fredę organizowany, to “szłem” jak w dym...

Freda. Postać legandarna w tamtych latach w środowisku wrocławskich “zbutaczłapów”. W rzeczywistości chodzi o prof. Alfredę Michałowską, która już za życia stała się legendą. Odeszła kilka lat temu na ten lepszy ze światów.
Nie. Nie była prof. zwyczajnym i nadzwyczajnym też nie. Uczyła “gegry” we wrocławskiej “czwórce”. A legendarne to było liceum...17eade95465f9e7335bb1fefc6d44a46.jpg

Pani profesor! Kocham Panią.

I obiecuję solennie, że jak się znów spotkamy to doprowadzę Panią do szewskiej pasji. Jak zawsze. Bo gdy Pani usiłowała zmienić się w Zeusa Gromowładego to ja płakałem ze śmiechu. Bo nikt w całej galaktyce nie potrafił tak jak Pani ryczeć: “Grzesiek! Ja cię zabiję!” No nikt!

A gdy Pani jakowąś q...rwą rzuciła pod nosem, tak szeptem by nikt nie słyszał, ja słyszałem zawsze. Ale w Pani wydaniu owa “krzywa” nie była przekleństwem...

Freda była cudownie niezorganizowana. I tak wyglądały rajdy pod jej szacownym przewodem. Hulaj dusza, piekła nie ma! Zawsze też “doświadczeni turyści” (a nawet turystki) mieli dziwnie ciężkie plecaki...

O “cabernecie” wielki i tani! O ambrozjo mojej młodości! Tyś duszy smuteczki rozwiewał nie czyściwszy do spodu lichutkiego portfela... Tyś nie turbował wątrób naszych młodzieńczych siarką. Przyjacielu...d55d61a64030701e33a1509bd854fe5e.jpg

No i tak się jakoś porobiło, że do schroniska młodzieżowego w Jagniątkowie dotarłem nieco później niż grupa. Szło mi się bardzo fajnie choć niekoniecznie na skutek zachwytu nad okolicznościami przyrody... Bo i sam nie szedłem jeno z białogłową przecudnej, jak mi się zdawało urody, a i inelektu wielkiego, że ho, ho!

Już w pociągu coś mię przyssało. Do Krysi. Po prawdzie to koleżeństwo coś mi o Krysi usiłowało powiedzieć. Alem nie słuchał... To znaczy słuchałem ale nie słyszałem... No bo ładna była... A po kilku szklanicach wińska stała się po prostu piękna. I mądra. I dobra. I czuła...
Wiedziałem, że coś się ze mną dzieje. Ale nie wiedziałem co? Pacholęciem bowiem byłem, w którym to jakoweś hucie dzikie dopiero się budziły. A były tak dzikie, że rozum mój, przyznaję, malutki, nie ogarniał. Zreszta do dziś sądzę, że w tej materii to rozum akurat podąża daleko z tyłu i to bez względu na wiek. Goni, goni i dogonić nie może...

Jak zwykle, wieczorem, po kolacji, mieliśmy zajęcia teoretyczne. Zgłębialiśmy... A raczej w zamiarze Fredy było byśmy zgłębiali, wielce ciekawą złożoność geologiczną Karkonoszy, ich klimat specyficzny a i przebogaty świat flory i fauny. Ponadto usiłowano wcisnąć nam w mózgi informacje o kulturze regionu, jego historii i np. architekturze.

Pani profesor. Laboga! A jakież to wszystko miało znaczenie? Wszak o me ramię lichutkie jeszcze ale już, jak najbardziej męskie, wspierała swą głowę Krysia... O przenajsłodszy ciężarze! A niech mi ręka zdrętwieje cała! Niech i uschnie! Bylebyś wspierała się nadal, ciągle, bez końca...

Pokoje były oczywiście podzielone na “dla dziewczynek” i “dla chłopczyków” z tym, że teoretycznie... Im później w noc i we flaszeczki, tym bardziej teoretycznie.

Nic nie widziałem, nic nie słyszałem. Była tylko Krysia. No i... 3672bc5cf24297cc13f51d7ea7a40709.jpg
No i co tu dużo mówić płonąłem żywym ogniem, w który zmieniła się krew. A Krysia była jak najbardziej do użytku... Fakt, była już dość ostro przynapita. Wątki jej się rwały a nawet, od czasu do czasu se bekła...

Nic nie widziałem, nic nie słyszałem i nic mi nie przeszkadzało. Przecież była taka piękna... A ja taki spragniony...

Był tylko jeden problem. No, eee, no byłem jeszcze dziewicem...  Normalnym prawiczkiem...

“Stachu! Stachu! Ale jak to się robi...?”

Żadnego Stacha nie było...

A tu, chciał, nie chciał( oj chciał jak jasny piorun) trza było przechodzić od “pitu-pitu” do “barararira”...  Rączki same gdzieś wędrowały. No same, no!  No tak.

I jej i moje...

Siedzieliśmy obok siebie na łóżku. Robiło mi się coraz fajniej... Krysi, jak sądzę też...

Zmiana pozycji na, że tak powiem horyzontalną też stała się sama. Serducho tak mi łomotało, że dziś niechybnie doznałbym zawału. Ale wówczas! O ho, ho, ho ! Tyle, że tak samo chciałem jak i się bałem. Owszem “cabernet” dodawał mi odwagi ale nie na tyle....

Nagle Krysia zwiotczała. No tak cała zwiotczała. Pomyślałem, że wszystko jest ok. Bom wyczytywał wcześniej w różnych książkach jak to białogłowy omdlewały w ramionach kochanków. Ha! Znaczy jestem macho!

Gdym jednak niewprawnymi dłońmi dobierał się do fatałaszków, sam będąc wulkanem...  Krysia nadal nie reagowała. No i jak już udało mi się to i tamto porozpinać, pozsuwać a i zobaczyć. Aj, waj!

I  zamknąwszy oczy do boju byłem przysposobiony nie bacząc na nic. I gdy odwaga we mnie wezbrała tak, że już nie było odwrotu. Choć ręce mi się trzęsły jak bym doznał nagłej i niespodziewanej pląsawicy...

Krysia, Kleopatra, Helena Trojańska wprzódy se bekła by po chwili...

Płomień zgasł. W okamgnieniu. I wszystko mi opadło...

To był jeden z największych pawi jakie do dziś widziałem...

No normalnie monstrualny...
…....................................................................................................

Parę tygodni trwało by przyjacile znów zaczęli mi podawać rękę. Okazało się bowiem, że Krysia była bardzo znana w środowisku jako osóbka świadcząca bardzo chętnie specyficznego rodzaju usługi. Ponoć była “nauczycielką” dla niezliczonych zastępów chłopiąt niewinnych. Ale wiek różnych panów nie miał dla niej wielkiego znaczenia....fc76098df231e18f2df15414166c29f7.jpgI, ponoć, mówili mi to jeszcze w pociągu, gdy zauważyli, że Krysia najnormalniej zagięła na mnie parol. A choć tego nie pamiętam, nie mam powodów by im nie wierzyć...

Ale, jak by nie było, cnota ma oczywista żadnego uszczerbku nie doznała za co wszak winienem Krysi wdzięczność.

A może jednak “cabernetowi”, który przechodząc przez gardziołko Krysi powiedział: “Zaraz wracam...”

Kto wie?
…....................................................................................................

Kilka dni temu mój szesnastoletni synuś oświadczył, że chce w przyszłym roku pojechać z przyjaciółmi na tydzień, pod namiot w dzikie ostępy Highland,u.

Muszę przeprowadzić dyskretny wywiad, czy wśród nich nie ma jakowejś Krysi...

A on, póki co, nie może wiedzić dlaczego...

:-)