JustPaste.it

Marzenie kalifornijskie czyli rock, drugs, sex, love & romance

Trzecia część powieści o romantycznej miłości, której akcja rozgrywa się współcześnie w światku muzyków rockowych.

Trzecia część powieści o romantycznej miłości, której akcja rozgrywa się współcześnie w światku muzyków rockowych.

 

Link do pierwszej części powieści

Link do drugiej części powieści

 

Rozdział 22

- Czy ktoś wie, gdzie u licha jest Jimmy? - zapytał Oscar. Miał wrażenie, że jego grupa rozsypuje się w drobny mak. Snake postawił sobie za punkt honoru umówić się z każdą Australijką, mającą powyżej metr siedemdziesiąt pięć wzrostu i długie blond włosy, nieważne z natury czy farbowane. Cała reszta była mu obojętna. Zmęczony katarem siennym Bryan marudził przy każdej okazji o powrocie do domu, przylepiając plastry na palcach w coraz to nowe miejsca pocięte od strun gitary, po każdym iście demonicznym popisie na scenie. Do tego wszystkiego Jimmy gdzieś zniknął. Oscar wysłał personel techniczny na poszukiwania, bo za kilkanaście minut zaczynali występ.

- Jest. Znalazł się. Cały i zdrowy. Ale nie jest sam - poinformował ich jeden z operatorόw świateł.

- Złamał zasady - twardo stwierdził Snake, widząc ich razem. Czekał na reakcję Oscara, obserwując go uważnie.

- O.K. Będzie musiała dostosować się do życia na trasie - załagodził całą sytuację, jak przystało na lidera.

- Żadnych ustępstw dla baby. Żadnych grymasόw i widzi mi się. Żadnego babskiego plotkowania - rzucił ostro w jej stronę na przywitanie Snake.

Annikafiore była rozpromieniona i nawet widok sceptycyzmu na ich twarzach nie przerażał jej. W samolocie zjadła cały posiłek i choć trochę ją mdliło, to już od wielu tygodni nie czuła się tak świetnie jak tego dnia. Depresja odeszła w siną dal i dopisywał jej wyśmienity humor.

- Snake - zwrόciła się do niego, bo chciała powiedzieć, że w tym jaskrawo czerwonym czubie z włosόw na środku głowy, od czoła do szyi, na wygolonej skόrze, wyglądał jak prawdziwy kogut i dokładnie tak samo macho się zachowywał. Nie zdążyła.

- Dla ciebie żaden Snake, tylko Robert. Zrozumiano?! - zasyczał.

Było jej przykro. Nie chciała się z nim kłόcić. Opuściła głowę. Wiedziała, że z nim nie wygra. Zawsze staną po jego stronie, choćby nie miał racji. Nie miała prawa weta. Nie liczyła się, bo nie była Jailbirdsem i musiała ten fakt zaakceptować. Stuliła uszy i podkuliła ogon niczym wesoły szczeniak, ktόrego ktoś nagle z całej siły kopnął. "On mnie nie trawi", pomyślała. Nie miała co do tego żadnych wątpliwości.

- Egoistyczny macho - szepnęła mu do ucha, słodko się przy tym uśmiechając w celu zmylenia przeciwnika. Sama się zdziwiła, skąd znalazła w sobie tyle odwagi, żeby mu powiedzieć, co o nim sądziła. Snake spiorunował ją swoim wzrokiem.

Bryan odwrόcił do gόry dnem aluminiowy pojemnik z leczniczym aerozolem. Wstrząsnął nim kilkakrotnie, po czym włożył do ust. Nacisnął i jednocześnie wziął głęboki oddech, wdychając powietrze razem ze środkiem przeciwastmatycznym. Następnie powoli wydychał przez nos. Powtόrzył tę czynność dwukrotnie. Oscar czekał cierpliwie, aż jego gitarzysta zastosuje swόj lek. Ten rytuał powtarzał się przed każdym koncertem. Czasem sam mu o tym przypominał.

- Gotowy? - zapytał Oscar, a Bryan skinął głową -w takim razie idziemy - powiedział do chłopcόw. Nie był zdenerwowany. Annikafiore zauważyła, że wszelka trema była mu obca.

Wyszli na podium. Ich pojawienie się wywołało ekstatyczne wycie całej widowni. Jimmy zasiadł za perkusją, a Oscar podszedł do mikrofonu, Snake i Bryan podłączyli gitary. Zaczęli grać. Oscar zawsze osobiście układał listę utworów, które wykonywali. Decydował o tym, co zagrają i w jakiej kolejności. Z tyłu sceny obserwowała ich występ przed kilkutysięczną grupą młodych ludzi, dla ktόrch, a przynajmniej większości z nich, byli idolami. Chłopcy pragnęli za wszelką cenę upodobnić się do jednego z Jailbirdsόw, najczęściej Snake'a lub Oscara, umieszczając na swoim ciele identyczny tatuaż, robiąc sobie identyczną fryzurę lub ubierając się w identyczny sposόb. Dziewczyny najczęściej marzyły o randce z Oscarem, wzdychały, piszczały, rzucały pluszowe misie na scenę, nawet mdlały. Od biedy chciały też znaleźć się w pobliżu ktόregokolwiek z nich. Annikafiore nie krytykowała ich. Był czas, że sama zachowywała się podobnie, ale mniej nachalnie. Jasna, punkowa czupryna Oscara podskakiwała w rytm muzyki. Miał na sobie czarne spodnie, jak zwykle do połowy łydki, szeroki skόrzany pasek, białą koszulę wypuszczoną na wierzch i kolorowy krawat. Pasowało to jak pięść do nosa, ale Annikafiore podobał się jego strόj. Po trzecim utworze zauważyła pierwsze krople potu spływające po jego twarzy i ściekające spod gęstej czupryny włosόw. To śmieszne, ale zapach potu Oscara pociągał ją. Nazywała ten fenomen, atawistycznym odruchem po przodkach. Normalnie brzydziła się, gdy poczuła pot od pasażera metra. Nie umiała sobie tego inaczej wytłumaczyć niż niepotwierdzoną teorią ludzkich feromonόw. Po kolejnych dwόch utworach spontanicznie ściągnął z siebie koszulę. Pόźniej już cała jego klatka piersiowa i plecy lśniły od potu w świetle lamp. Wydawał jej się szalenie męski i atrakcyjny. Przyglądała się tatuażom na jego ramionach i plecach. Zastanawiała się dlaczego zdecydował się na pokrycie nimi skόry. Nie cierpiała tatuaży. Uważała, że były wulgarne i w złym guście. Dla niego robiła wyjątek. Te jego były, jej zdaniem, naprawdę piękne i interesujące. Jego ruchy, nieokrzesana energia, agresywność i dzikość malująca się na jego twarzy działały, nie tylko zresztą na nią, elektryzująco. Jak zahipnotyzowana patrzyła raz na Oscara, raz na Jimmy'ego. Jimmy nigdy się nie pocił. Nie znała jego zapachu. Ukradkiem zerkała też na Snake'a i Bryana, wyczarowujących genialne dźwięki na swoich elektrycznych gitarach. Bała się, że gdyby Snake ją przyuważył, przerwałby granie, podszedłby do niej i z niemałą satysfakcją roztrzaskałby na jej głowie swόj instrument. Myliła się, bo kiedy grał to zapominał o całym świecie. Dawał z siebie wszystko, idealnie wspόłpracując z pozostałymi i razem tworząc fantastyczną całość. Kochał muzykę i kochał granie, czego nie mόgł powiedzieć o żadnej kobiecie, oczywiście nie licząc Lilly-Rose, swojej cόrki. Był w psychodelicznym transie, obecny duchem, a nie ciałem. Ostatni numer, po odrzuceniu z powrotem kilku damskich podkoszulkόw młodym dziewczynom, Oscar zaśpiewał leżąc na scenie. Nie była zazdrosna o te wszystkie dziewczyny rzucające mu się na szyję po koncercie, bo wiedziała to, czego one nie wiedziały i czego nie zechciałyby przyjąć do swojej świadomości, a mianowicie, że trwały związek z Oscarem miałby szansę powodzenia tylko wtedy, gdyby to on zakochał się w wybranej przez siebie dziewczynie, ktόrą najpierw musiałby zdobyć ryzykując własne życie, niczym szlachetny rycerz ze średniowiecznych legend. Bycie zdobywanym i łatwe ofiary nie leżały w naturze ani skorpiona, ani tygrysa, ani jastrzębia, czyli dokładnie tych zodiakalnych znakόw, pod ktόrymi się urodził.

Po koncercie słabiej słyszała jednym uchem. Żałowała, że nie pożyczyła od technika nausznikόw. Zresztą Jimmy rόwnież jej to zaproponował. Nie mieściło jej się w głowie, że za każdym razem stali na scenie, mając za plecami gigantyczne wzmacniacze dźwięku. Doszła do wniosku, że o ile oczywiście bycie gwiazdą muzyki rockowej można byłoby nazwać zawodem, to wbrew pozorom z całą pewnością stwierdzenie, że nie była to najłatwiejsza i najzdrowsza praca pod słońcem nie mijało się z prawdą. W dodatku nie wszystkim artystom  i nie zawsze udawało się zadowolić rzesze fanόw, ktόre przyszły na ich występ. Jedno niewłaściwe słowo, gest czy posunięcie i już trzeba było żegnać się z karierą i byciem hołubionym przez miliony fanόw na całym świecie. W tym przypadku sprawdzało się powiedzenie, że im wyżej się zaszło, tym szybciej spadało się na ziemię. Po koncercie wrόcili do hotelowego pokoju i Jimmy poszedł wziąć prysznic. Annikafiore nie chciało się spać. Włączyła stereo z kasetą największych przebojόw Queenu. Ogłuchła nieco po ich koncercie, więc podkręciła głośność. Miała chęć zatańczyć. Porwała Jimmy'ego do tańca, nie zwracając uwagi, że miał na sobie tylko krόtkie spodenki i mokre włosy. Jej płynne ruchy pełne gracji i burza rozpuszczonych włosόw białych jak len i pachnących szamponem, podobały się Jimmy'emu.

-Teraz będzie mόj ulubiony numer - powiedziała zdyszana i podbiegła do stereo, żeby jeszcze bardziej zgłośnić.

"Don't stop me now", śpiewała razem z Freddy'm i wyginała swe zgrabne ciało w rytm muzyki. Jimmy nie miał zamiaru jej w tym przeszkadzać. Patrzył zauroczony na swoją szaloną dziewczynę. Dochodziła dwunasta w nocy.  Szyby nieomal zatrzęsły się od mocnego uderzenia fali muzyki. Oscar, Snake i Bryan siedzieli razem i jedli jajecznicę na bekonie oraz tosty, dopiero co przyniesione przez kogoś z hotelowej obsługi . Po koncercie byli głodni i była to jedyna rzecz do konsumpcji, ktόrą mogli dostać o tej porze nocy. W Snake'u zabulgotała krew, gdy po raz trzeci usłyszał na cały regulator tą samą piosenkę Queenu. Wstał z krzesła i chciał pójść do pokoju zajmowanego przez Jimmy'ego.

- Co on wyprawia?! Mało mu, że trzy dni temu rozwalił dwa zestawy do perkusji?! Kompletny wariat! - zasyczał rozwścieczony.

- Zostań tu - Oscar powstrzymał go ręką.

Sam postanowił pójść do pokoju Jimmy'ego. Chciał uniknąć konfrontacji między swoim basistą a perkusistą. Nie pukał, bo i tak nikt by nie usłyszał. Otworzył drzwi. Tańczyli. Przyglądał im się przez chwilę. Nigdy nie przypuszczał, że w tej zawsze tak poważnej Annikafiore drzemie tyle namiętności, fantazji i piękna.

- Zdradzasz nas z Queenem. Usiłował przekrzyczeć muzykę.

- Tylko chwilowo - odpowiedziała zalotnie. Dopiero, gdy skończyła się jej ulubiona piosenka podeszła do stereo i wyłączyła je. -Przepraszam. Zagalopowałam się - powiedziała i w jednej chwili jej twarz stała się poważna jak zawsze.

- Nie ma sprawy. I tak jutro napiszą w gazecie, że to ja tak się zachowywałem i zakłócałem ciszę nocną hotelowym gościom. No cόż, biorę to na siebie.

- Ach, ci rockmeni, podobają mi się. Prawdziwi z nich dżentelmeni rzuciła w jego stronę i uśmiechnęła się figlarnie, po czym tak dla zgrywy zatrzepotała do niego swoimi długimi rzęsami. Oscar wyszedł.

- Co tam się działo? - Snake nie omieszkał zapytać się, gdy tylko Oscar wrόcił do ich pokoju.

- Annikafiore cieszyła się, że nie kazałeś jej wracać do L.A. i świętowała to razem z Jimmy'm. Snake skwitował jego aluzję wzruszeniem ramion. W ciszy z przyjemnością zaciągnął się własnoręcznie skręconym papierosem, rozsiadłszy się wygodnie w fotelu, tak jak zwykł to robić zawsze po koncercie.

 

Rozdział 23

Wszyscy już spali, kiedy Oscar wsiadł na motor. Zapiął pasek od kasku i ruszył. Opuścił centrum i wyjechał na puste, szerokie autostrady. Oddalał się od cywilizowanego świata i przybliżał do australijskiej głuszy. Czuł na twarzy powiew chłodnego wiatru. Czuł się wolny. O niczym nie myślał. Chciał się odprężyć. On jeden wiedział, ile nerwόw i energii kosztuje taki występ przed tysiącami oczu utkwionymi w jednym punkcie, czyli w nim, i oczekującymi za każdym razem niepowtarzalnego, niezapomnianego, oszałamiającego przeżycia. Potrzebował od czasu do czasu tej absolutnej samotności, odrobiny czasu tylko dla siebie. Był sławny, a mimo to czegoś brakowało mu do pełni szczęścia. Dodał gazu. Czerwona strzałka prędkościomierza przesuwała się niebezpiecznie coraz bardziej w prawo. Zbliżał się do skrzyżowania. Zwolnił. Po przejechaniu przez nie ponownie zaczął dodawać gazu. To był ułamek sekundy. Jakieś zwierzę nagle przebiegało przez drogę i wpadło prosto pod koła jego motoru. Przekoziołkował i siłą rozpędu potoczył się na brzeg szosy, ostatecznie lądując na piasku. Po chwili silnik zacharczał i nastała głucha cisza. Nie stracił przytomności. Nie był w stanie, pomimo usilnych prόb, wydostać się spod motoru zaplątany między kołami. Każde poruszenie ciała wzmagało i tak już nieznośny bόl. Czekał. Czekał na zbawienie. Wiedział, że nie powinien był tak się rozpędzać, bo nie znał tej drogi, ale kochał prędkość. Była dla niego synonimem totalnego wyzwolenia się jednostki, zabarwionego dreszczykiem niebezpieczeństwa i brawury. Zlekceważył znaki drogowe ostrzegające przed możliwością wtargnięcia w każdej chwili dzikiego zwierzęcia na drogę. "Mam za swoje", pomyślał i zamknął oczy, bo wtedy bόl głowy stawał się jakby mniejszy. W nocy nie przejeżdżały tędy samochody. Ruch rozpoczynał się dopiero wraz z nastaniem świtu. I gdyby nie starsze małżeństwo Robinsonόw, wracające na swoją farmę po wizycie u cόrki, zapewne przeleżałby tak aż do rana.

- Jack, tam coś leżało przy drodze. Jestem pewna - powiedziała pani Robinson.

- Gdzie? Nic nie zauważyłem - odpowiedział pan Robinson.

- Zawrόć, musimy to sprawdzić. Pani Robinson znała tę drogę na pamięć i nie myliła się.

W szpitalu stwierdzono lekkie wstrząśnienie mόzgu, dwa pęknięte żebra i złamany prawy nadgarstek oraz całą masę otarć i siniakόw. Oscar miał dużo szczęścia, bo  przy tej prędkości mόgł nie wyjść z tego żywy. Menadżer i Jimmy pojechali nocą, żeby być przy nim, jak tylko się dowiedzieli o wypadku Oscara. Pozostałych poinformowali dopiero rano, albowiem jego życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo i nie chcieli ich niepotrzebnie denerwować. O dziesiątej rano wszyscy stali obok jego szpitalnego łóżka. Oscar zwijał się z bόlu, ale starał się nie dać im tego po sobie poznać. Nie dostał żadnych silnych lekόw przeciwbόlowych. Ze względu na wcześniejsze uzależnienie od heroiny nie mόgł zażywać pochodnych morfiny. Powiedział o tym sanitariuszowi z ambulansu. Musiał zadowolić się dostępnymi bez recepty słabszymi analgetykami. Niestety nie przynosiły mu wielkiej ulgi w cierpieniu.

- Czy dasz radę dzisiaj wieczorem zagrać? - zapytał menadżer - nie zdołam już odwołać koncertu, ani przełożyć na pόźniej - dodał.

- Jakoś sobie poradzę. Nie chciał, żeby się nad nim litowali. Na własne żądanie wypisał się ze szpitala, bo lekarze absolutnie nie chcieli go wypuścić w takim stanie. Bόl znacznie się nasilał, gdy tylko się poruszył. Stawał się nie do wytrzymania. Jedynie leżąc  nieruchomo w łόżku mόgł go ścierpieć. W show-biznesie nie było miejsca na chorobę, nie można było wziąć wolnego dnia lub zgłosić, że było się chorym. Oscar popełnił błąd. Ten sam, co przed laty. Wysłał kogoś z obsługi technicznej po kilka działek heroiny, wciskając mu do ręki zwitek australijskich dolarόw. Wiedział, że "boska heroina", jak nic innego na tym świecie, wspaniale uśmierzała bόl. Wstrzyknął. Zadziałało prawie natychmiast. Zbladł. "Czyżbym dał sobie za dużą dawkę?", przyszło mu na myśl. Ogarnęła go senność. Nie czuł bόlu, ból minął bez śladu.

- Idziemy przygotować instrumenty. Taka mała próba dźwięku, ale bez ciebie. Ty odpoczywaj - poinformował go Jimmy, wchodząc do jego pokoju. Chciał poklepać go po ramieniu, ale na czas cofnął rękę. Zapomniał, że cały był potłuczony i opuchnięty. Oscar chciał mu coś odpowiedzieć, lecz tylko bezgłośnie poruszył ustami. Stracił głos. Nie wiedział, czy tak stało się od heroiny, czy z innego powodu. Ochryple udało mu się powiedzieć okej, po czym podszedł do okna i usiadł na krześle. Był przygnębiony.

Po wyjściu z jego pokoju, Jimmy powrόcił do Annikafiore i poprosił, żeby dotrzymała Oscarowi towarzystwa. Dodał, że pόźniej przyjedzie po niego, żeby zabrać go na koncert.

Zapukała do drzwi pokoju Oscara, ale nie słyszała żadnej odpowiedzi. Odczekała dłuższą chwilę, po czym weszła. Jeszcze nigdy nie widziała go tak przygnębionego.

- Oscar, co z tobą? Gorzej się czujesz? - zapytała pełna troski i odsunęła mu włosy z czoła. Pierwszy raz podeszła tak blisko niego i dotknęła go, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

- Mam problem z gardłem. Jestem zachrypnięty. Nie musiał tego ostatniego zdania dodawać. Zauważyła natychmiast.

- Znam taki jeden niezawodny sposόb na chrypkę. Stosowały go rosyjskie gwiazdy operowe. Zaraz wracam - powiedziała i wybiegła z pokoju.

Zjechała windą do kuchni. Bez problemu dostała od jednego z kucharzy wszystko co potrzebowała, czyli świeże żόłtko kurzego jaja, dwie łyżeczki cukru i pόł łyżeczki kakao do porcelanowego garnuszka o grubym dnie oraz małą posrebrzaną łyżeczkę.

- Zmiksuję to - zaproponował kucharz.

- Nie, nie. Cała sztuczka polega na tym, że trzeba ucierać ręcznie, srebrną łyżką, zgodnie z ruchem wskazόwek zegara przez kwadrans - wyjaśniła mu i zaczęła ucierać, a kiedy było prawie gotowe, obrόciła się na pięcie i pobiegła  z powrotem do windy.

W mniemaniu Oscara "zaraz" Annikafiore trwało i trwało. Był pewien, że już dawno o nim zapomniała. Zdecydował, że weźmie jeszcze jedną działkę, aby uniknąć problemόw podczas koncertu. Wbił się w żyłę przedramienia i nacisnął tłok strzykawki. Przeźroczysty roztwόr dostał się do krwiobiegu. Właśnie wtedy wpadła do pokoju jak burza i stanęła jak zamurowana. Nie wierzyła własnym oczom. Stała zdezorientowana. Oscar nie poruszył się. Było mu całkiem obojętne, że przyłapała go na gorącym uczynku. Dokończył zastrzyk, nie patrząc na nią i wrzucił jednorazową strzykawkę do kosza. Dopiero po dłuższej chwili podeszła do niego i wcisnęła mu do ręki garnuszek.

- Zjedz to powoli, aby rozmasować gardło - powiedziała stanowczym tonem, po czym zebrała z szafki przy łόżku puste kubki po kawie i wrzuciła do kosza na śmieci. Patrzył na jej płynne i zgrabne ruchy ciała. Za wszelką cenę zapragnął, żeby go dotknęła. Nawet potrząsnął specjalnie głową tak, by kosmyki włosόw opadły mu na czoło. Stała odwrόcona do niego plecami, ubrana w długie, czarne spodnie lekko rozszerzające się ku dołowi, dopasowany do figury krόtki żakiet i buty na wysokiej szpilce. Jej lśniące, jasne, długie włosy opadały na ramiona i kontrastowały z kolorem ubrania. Nie wiedział, o czym myślała. Gapił się na nią. "Jak to się stało, że nie zauważyłem jej wcześniej? Przecież przez cały ten czas była tak blisko?", zastanawiał s, wylizując łyżeczkę.  Nie było to takie łatwe lewą ręką. Uwielbiał czekoladę  i ta słodka breja, ktόrej składu nie był w stanie odgadnąć, zasmakowała mu, a co najważniejsze czuł jak z każdą chwilą jego gardło staje się elastyczne i miękkie. Domyślił się powodόw, dla ktόrych  Jimmy kiedyś tak oszalał na jej punkcie i do tej pory był zakochany po same uszy.

- Dziękuję - powiedział już normalnym głosem.

Wzięła od niego kubek i wyszła. Już nie wrόciła do jego pokoju, chociaż czekał na nią. "Muszę wziąć się w garść", pomyślał. Podczas koncertu częściowo stał i częściowo siedział. Może i zarabiał znacznie więcej od innych, ale czasami miał serdecznie dosyć estrady. Tym razem jak najszybciej chciał zejść z podium, siłą zmuszał się do kontynuowania występu.

Po powrocie do hotelu rzucił się w ubraniu na łόżko. Wiedział, że nieodwołalnie musi wprowadzić pewne zmiany do swojego życia. "Nadszedł najwyższy czas, żebym przestał zachowywać się jak skończony idiota! Tyle już zapłaciłem za popełnione błędy. Nic nie uszło mi płazem, chociaż muszę przyznać, że mam też dużo szczęścia. Nie chcę już dłużej przeciągać struny", zastanawiał się w myślach i reasumował.  Rano obudziwszy się, dostrzegł na szafce nocnej kilka kserokopii. Mόgłby poprzysiąc, że nie leżały tam, gdy  kładł się spać. Wziął je niezgrabnie lewą ręką i przeczytał nagłόwek: diacetylomorfina - działanie i objawy niepożądane. Oczywiście, że znał wszystko z własnego doświadczenia. Tym niemniej jej gest wywarł na nim silne wrażenie. "A więc jednak przyszła po raz trzeci do mojego pokoju, gdy spałem. Być może ponownie odsunęła mi włosy z czoła, tak jak wtedy", rozmarzył się.

Annikafiore dołożyła wszelkich starań, żeby zdobyć dla niego te papiery. Zawsze sądziła, że ludzie popełniali błędy, bo byli niedoinformowani albo źle poinformowani. Przeczytał komputerowy wydruk dwukrotnie, po czym złożył i schował do skόrzanej walizki. Była pierwszą osobą, ktόrą spotkał w swoim życiu, ktόrej na nim bezwarunkowo zależało. Nic przecież nidgy od niego nie dostała.Takie przynajmniej odnosił wrażenie. Nie mόgł zapomnieć jej dotyku, delikatnego i zalotnego, a zarazem pełnego troski. Jej uroda nie rzucała się krzykliwie w oczy. Jej piękno promieniowało od wewnątrz na zewnątrz. Emanowało z niej jakieś dziwne ciepło, ktόrego nigdy nie wyczuwał u swoich partnerek. Były chłodne i potrafiły w jednej chwili zamienić się w lόd, gdy nie chciał spełnić ich zachcianek. Tyle tylko, że on i tak nie ustępował. Jego dziewczyny były "cool" dosłownie i w przenośni.

W samolocie w drodze powrotnej dostrzegł, że od czasu do czasu zerkała w jego stronę. Poczekał na moment nieuwagi pozostałych chłopcόw i przechodząc obok niej, pochylił się nad nią.

- Nie bόj się. Wszystko jest w porządku - wyszeptał w konspiracji. Wiedział, że ten incydent z heroiną na zawsze pozostanie ich wspόlną tajemnicą. Wydawało mu się, że jej oczy rozbłysły, gdy na niego popatrzyła. Mόgł się mylić, bo wszystko to trwało zaledwie dwie lub trzy sekundy.

Zmęczeni, ale szczęśliwi powrόcili do Los Angeles. Menadżer anulował cztery ostatnie występy z ich trasy koncertowej, ku niezadowoleniu licznych fanόw Jailbirdsόw w Ameryce Południowej. Oscar potrzebował trochę czasu, aby pozbierać się po wypadku i powrόcić do sił. Właśnie wtedy, wypoczywając ktόregoś dnia pod parasolem obok basenu, przyśniła mu się piękna dziewczyna o szlachetnym sercu: pojawiła się nagle w życiu jego grupy i owinęła sobie ich, dzikich, szorstkich, agresywnych rockmanόw wokόł palca. Byli nią oczarowani. Nie wiedzieli, dlaczego znalazła się wśrόd nich. Wybrała jego. Ostrzegł ją, że jeszcze nie było za pόźno, żeby wrόciła tam, skąd przyszła i nie zostawała tutaj, w świecie "drugs, sex and rock& roll". Nie posłuchała go, wyciągnęła do niego swoją dłoń. Ujął ją delikatnie i lekko pociągnął za sobą. Spacerowali boso po zielonej, soczystej trawie. Została z nim. Już nigdy nie był samotny. Znalazł swoją muzę. Ten sen zainspirował go do napisania tekstu piosenki. Zatytułował go "Gorgeous Girl" i postanowił wykorzystać do nowej płyty.

 

 

"Gorgeous Girl"

 

I.                                                            

Dressed in a long                                         

Tight skirt                                                   

She entered the room                                   

Took off her hat                                        

And then we saw                                         

Her goddess body                                       

Long hair, amber eyes                                 

She smiled to us                                          

And said hello                                             

She captured our minds                                

And she captured our thoughts.                     

 

Refrain                                                     

Gorgeous, gorgeous girl                               

Entered our men's world                               

Gorgeous, gorgeous girl                               

What are you doing here?                              

Gorgeous, gorgeous girl                               

What are you looking for?                                

Gorgeous, gorgeous girl                             

Feeling insecure                                          

Gorgeous, gorgeous girl                               

Among us bad men                                         

Don't be scared                                           

Our gorgeous girl.                 

II.

We were paralyzed

Hypnotized

Drunk with her perfume

With dreaming eyes

Looking at her face

Her goddess body

Long hair, amber eyes

She sends me one

Of her perfect smiles

Chosen from the entire band

My desire is burning in the air

 

Refrain:

Gorgeous, gorgeous girl

Listen to my good advice

Gorgeous, gorgeous girl

Escape while you still can

Gorgeous, gorgeous girl

Don't break my heart in two!

Goregeous, gorgeous girl

Save me from hell

Gorgeous, gorgeous girl

Stay and I'll show you today

The San Francisco Bay

My gorgeous girl.

 

                 

 

 

"Wspaniała Dziewczyna"

 

I.

Ubrana w długą

Obcisłą spόdnicę

Weszła do pokoju

Zdjęła kapelusz

Wtedy zobaczyliśmy

Jej boskie ciało

Długie włosy, bursztynowe oczy

Uśmiechnęła się do nas

Powiedziała cześć

Wkradła się do naszych umysłόw

I zawładnęła naszymi myślami.

 

Refren: Wspaniała, wspaniała dziewczyna

Pojawiła się w naszym męskim świecie

Wspaniała, wspaniała dziewczyno

Co ty tutaj robisz?

Wspaniała, wspaniała dziewczyno

Czego ty tutaj szukasz?

Wspaniała, wspaniała dziewczyna

Czuje się niepewnie

Wspaniała, wspaniała dziewczyna

Między nami, złymi facetami

Nie bόj się!

Nasza wspaniała dziewczyno!

 

II.

Byliśmy jak sparaliżowani

Jak zahipnotyzowani

Pijani zapachem jej perfum

Rozmarzonymi oczami

Zapatrzeni w jej twarz

Jej ciało godne bogini

Długie włosy, bursztynowe oczy

Posłała mi jeden

Ze swoich czarujących uśmiechόw

Wybrany z całej grupy

Moje pożądanie płonie w powietrzu.

 

Refren: Wspaniała, wspaniała dziewczyno

Posłuchaj mojej dobrej rady

Wspaniała, wspaniała dziewczyno

Ucieknij stąd, dopόki to jeszcze możliwe!

Wspaniała, wspaniała dziewczyno

Nie łam mojego serca na pόł!

Wspaniała, wspaniała dziewczyno

Uratuj mnie z tego piekła

Wspaniała, wspaniała dziewczyno

Zostań ze mną, a jeszcze dzisiaj

Pokażę ci Zatokę San Francisco

Moja wspaniała dziewczno!

 

 

Rozdział 24

Mieli aż cały miesiąc lub zaledwie miesiąc wolnego, po czym od sierpnia wyruszali w trasę koncertową po Ameryce. Występowali razem z innymi artystami, biorąc udział w licznie o tej porze roku organizowanych festiwalach muzyki rockowej. Ich menadżer wypożyczył specjalny autobus. Pracownicy obsługi technicznej przemieszczali się osobnym autobusem, zaś własny sprzęt zespołu został załadowany do przyczepy samochodu ciężarowego, ozdobionej po bokach imponującą reklamą L.A. Jailbirds. Na razie odpoczywali. Każdy na swόj własny sposόb. Oscar jak zwykle poleciał do N.Y. poszaleć w najlepszych nocnych klubach miasta, ktόre nigdy nie kładło się do snu. Bryan zaangażował się w działalność zielonych. Oszalał na punkcie środowiska naturalnego i zdrowej żywności. A zaczęło się od tego, że przyjaciel poprosił go o zrobienie oprawy muzycznej do telewizyjnej reklamy, ostrzegającej przed zgubnymi skutkami nielegalnego wyrębu drzew w tropikalnych lasach. Skomponował prosty fragment muzyczny, brzmiący nowocześnie i łatwy do zapamiętania nawet dla muzycznego ignoranta. Snake spędzał wolny czas razem z córką Lilly-Rose na swoim ranczo, oddalonym o godzinę jazdy od apartamentu Jimmy'ego i Annikafiore.

- Więc jutro jest barbecue u Snake'a? I ja jestem zaproszona? - zapytała z niedowierzaniem Annikafiore.

- Tak, zaprosił cię - odpowiedział Jimmy.

- Naprawdę? Snake mnie też zaprosił? - jakoś nie mogło pomieścić się jej to w głowie, więc powtórnym pytaniem chciała się upewnić.

- Przecież dobrze wie, że bez ciebie nie ma co liczyć na to, że przyjdę.

- Wiem - odpowiedziała zadowolona, że Jimmy nie traktuje jej jak przysłowiowe piąte koło u wozu i stawia sprawę jasno.

- A poza tym pomyśl, jaka smutna byłaby Lilly-Rose, gdybyś nie przyszła.

Następnego dnia wyjechali po dziesiątej rano, żeby być tam w porze lunchu. Annikafiore w krόtkiej sukience z cieniuteńkiej bawełny w błękitnym kolorze i słomkowym kapeluszu. W klimatyzowanym samochodzie nie czuła trzydziestostopniowego upału. Latem w Kalifornii można było zawsze liczyć na ładną pogodę w przeciwieństwie do Europy, gdzie planując jakąkolwiek imprezę poza domem zawsze trzeba było liczyć się z możliwością deszczu. Na przystrojonym balonikami i girlandami patio oraz w ogrodzie było już dużo gości, z ktόrych Annikafiore nie znała prawie nikogo.

- Nic się nie martw. Ja też wszystkich nie znam. Nawet Snake nie zna ich wszystkich - Jimmy prόbował ją uspokoić.

- Jak to, nie zna ludzi, ktόrych zaprosił? - Annikafiore zdziwiła się, a Jimmy zaśmiał się.

- Jego asystent wysyła zaproszenia tym, ktόrych warto zaprosić, tym ktόrych trzeba zaprosić, tym ktόrych absolutnie nie można nie zaprosić i tym, ktόrzy jego zapraszają. Snake większość z nich widział może raz w życiu i zamienił z nimi kilka słόw albo i nie, i ma ich gdzieś, ale takie są prawa estrady i nawet on musi się im podporządkować - wyjaśnił.

-Cześć! - wykrzyknęła Lilly-Rose i zamachała do nich ręką, po czym podbiegła co sił. Mogło się wydawać, że od dłuższego czasu obserwowała parking, żeby nie przegapić ich przybycia.

- Cześć! - Annikafiore ucieszyła się, widząc znajomą buzię małej dziewczynki.

- Ładnie wyglądasz - Lilly-Rose zaczęła od komplementu, zresztą zgodnego z prawdą. Annikafiore jadła teraz regularnie i pozbyła się figury anorektyczki. Jej ciało było sprawne, giętkie i pełne energii. Z ręką na sercu mogłaby przysięgnąć, że była wdzięczna, że los podarował jej takiego oddanego chłopaka jak Jimmy. Oscar samoistnie zszedł na trzeci plan. Powrόt do zdrowia Ellinor niebagatelnie przyczynił się do jej dobrego samopoczucia.

- Ty też ładnie wyglądasz - zrewanżowała się - macie razem z tatą takie piękne kręcone włosy. Zazdroszczę wam - powiedziała Annikafiore, posiadaczka prostych włosόw, ktόre nie chciały się zakręcić na szczotkę nawet po nałożeniu specjalnej pianki. - Obiecałaś pokazać mi swόj zwierzyniec. Gdzie on jest? - zapytała.

- Chodź! - mała najwyraźniej się ucieszyła - weźmiemy tylko coś dla psόw, bo one są zawsze głodne.

- Gryzą?

- Nie.

- Czy przypadkiem twόj tato nie rozkaże im pogryźć mnie? - Annikafiore zrobiła aluzję do jego nieukrywanej nienawiści w stosunku do niej.

- Coś ty, one słuchają się tylko mnie! - odpowiedziała dumnie  i pomaszerowały na tyły posiadłości, gdzie znajdowały się zabudowania gospodarskie.

Lilly-Rose była właścicielką dwόch kucykόw, dwόch osiołkόw, trzech kotόw, dwόch psόw, tuzina krόlikόw i małej białej kόzki. Piętnaście lat temu Annikafiore oszalałaby na punkcie całej tej menażerii. Żałowała, że nie miała tylu lat co Lilly-Rose, bo mogłyby zostać koleżankami, chociaż cόrka Snake'a traktowała ją w taki sposόb, jakby tak właśnie było, pomimo dzielącej je niebagatelnej rόżnicy wieku.

- Dlaczego nie mόwisz do mojego ojca Snake, tak jak każdy? - zapytała w wielkiej konspiracji, gdy były same.

- Hym...wiesz… - Annikafiore nie chciała wyrażać się o nim źle w obecności jego cόrki - poprosił mnie, żebym używała jego oficjalnego imienia, a nie pseudonimu artystycznego.

- Ale dlaczego?

- Może tak wydaje mu się ładniej? Nie wiem - prόbowała się wykręcić.

- Wiesz, bardzo chciałabym, żeby wziął mnie ze sobą w trasę po Ameryce.

- A co nie chce?

- Mόwi, że z dziewczynami zawsze są tylko same kłopoty. "Tak jak z Annikafiore", czego nie omieszkał zaznaczyć w rozmowie z cόrką, ale Lilly-Rose nie dodała tego szczegόłu, żeby nie robić jej przykrości.

- Powiedz mu, że będę się tobą opiekować.

- Naprawdę?! - odpowiedziała uradowana.

- Z chęcią, chociaż nie jestem pewna, czy to go przekona.

- Jak chcesz, możesz sobie wziąć na zawsze jednego z moich kotόw. Tego, ktόry najbardziej ci się podoba - zaproponowała, dając jej tym dowόd na to, jak bardzo ją polubiła. Annikafiore uśmiechnęła się, nie miała chęci zostać właścicielką kota.

- Nie chcesz? Lilly-Rose wyczuła jej niechęć i nie mogła tego zrozumieć. -Ten w łaty bardzo cię lubi. Popatrz tylko, jak łasi się od pewnego czasu do twoich stόp.

- Często wyjeżdżam. To nie byłby najlepszy pomysł. Nie chciała jej urazić, bo Lilly-Rose bardzo rozczuliła ją tą propozycją. - One mają u ciebie znacznie lepiej niż u mnie w mieszkaniu w mieście. Mają swobodę, świeże powietrze, własne towarzystwo … - wymieniała zalety wiejskiego życia, żeby choć trochę złagodzić odmowę.

- Chodź, idziemy zjeść po hamburgerze. Już na pewno się upiekły - powiedziała nie do końca przekonana Lilly-Rose.

Annikafiore zobaczyła Oscara romansującego z aktorką, grającą aktualnie w jakimś serialu telewizyjnym o idiotycznym, trudnym do zapamiętania tytule. Nie podobała jej się. Miała nienaturalnie mały nos i burzę kasztanowych, skręconych włosόw podobnych do lwiej grzywy. Przykleiła się do niego niczym pijawka. Annikafiore rozglądnęła się dookoła. Snake bawił się w towarzystwie długonogiej modelki. Jimmy i Bryan dotrzymywali sobie nawzajem towarzystwa, rozmawiając o czymś.

- O, mόj ojciec znowu sobie znalazł jakąś laskę.

Nie wiedziała jak zareagować na takie spostrzeżenie. Lilly-Rose rozśmieszyła ją.  Popatrzyła w jego stronę. Na kolanach siedziała mu dziewczyna jak z okładki kolorowego czasopisma. Głaskał jej szczupłe kolano. "On ma najwyraźniej jakąś słabość do długich nόg", pomyślała Annikafiore. Jak okiem sięgnąć widziała grupki młodych ludzi stojących przy stolikach, na których serwowano porcje grillowanego mięsa, polanego smakowitymi sosami. Inni siedzieli pod kolorowymi parasolami i rozkoszowali się serwowanymi przez kelnerόw napojami. Seksownie ubrane, ostro umalowane piękne dziewczyny dotrzymywały towarzystwa mężczyznom, ktόrzy zrobili karierę i duże pieniądze lub odziedziczyli je w spadku. Dla tych pierwszych uroda i nieskomplikowany charakter, dla tych drugich stan konta i koneksje, stanowiły przepustkę do świata rozrywki. W towarzystwie Annikafiore Lilly-Rose czuła się bezpiecznie. Siedząc pod drzewem w pobliżu basenu, zjadły po kawałku mięsa z rusztu i ziemniaku upieczonym w mundurku.

- Chcesz ze mną popływać? - zapytała mała.

- Wiesz, ja nie umiem pływać - Annikafiore ściszyła głos odpowiadając na jej pytanie, bo była z pewnością jedyną osobą obecną na przyjęciu u Snake'a, ktόra nie umiała pływać i strasznie się tego wstydziła.

- Skoro ty nie pływasz, to ja też nie będę - odpowiedziała. Resztę czasu wypełniły spacerując. Annikafiore nie była sławna, więc nikt poza Lilly-Rose nie narzucał jej swojego towarzystwa.

- Lilly-Rose, o ktόrej ty chodzisz spać? - zapytała, gdy zaczęło się ściemniać.

- To zależy. Jak jestem u prababci - o dziewiątej, a jak jestem u Snake'`a, to kiedy chcę - wyjaśniła. Annikafiore zawsze śmieszyło, że mόwi do ojca i o ojcu Snake.

- Dziewiąta, to dla ciebie najodpowiedniejsza pora. Uwierz mi. Chodź, wracamy do domu i jak chcesz, położę cię do łόżka. Propozycja przypadła jej do gustu i obie pobiegły w kierunku zbudowanego w stylu hiszpańskim domu. Lilly-Rose chciała tak od razu z brudnymi od piachu nogami przebrać się w pidżamę i wskoczyć do łόżka.

- Coś ty?! - czuła na punkcie higieny Annikafiore zaprotestowała - przed pόjściem spać trzeba się umyć. Umiesz sama? - zapytała dziewczynkę.

- Umiem, ale nie zawsze mam chęć. U Snake'a robię co chcę i jak czegoś nie chcę, po prostu nie robię - odpowiedziała z rozbrajającą szczerością.

- Idź i nie zapomnij o zębach. Ja w tym czasie poszukam jakiejś fajnej książki, żeby poczytać ci na dobranoc.

- Tylko nie przerywaj w najciekawszym momencie jak prababcia, wymawiając się bόlem oczu i kręgosłupa.

- Nie zrobię tego - doczytam do końca rozdziału.

- Przyrzekasz?

- Słowo honoru.

Lilly-Rose weszła do łazienki, a Annikafiore przeglądała książki na pόłkach, żeby znaleźć coś ciekawego. Jej pokόj wypełniony był zabawkami, grami, misiami i mnόstwem  innych, pluszowych zwierzątek. Na biurku z jasnego drewna stał szpanerski, pomarańczowy komputer. Zamknęła okno i zasłoniła zasłony, aby odciąć się od błyskόw laserowych lamp i głośnej muzyki miksowanej przez disc-dżokeja.

- Podobało ci się ? - zapytała, kiedy skończyła jej czytać.

- No pewnie. Lubię, jak mi ktoś czyta przed snem.

- Ja też zawsze lubiłam. Teraz też zawsze czytam coś przed zaśnięciem.

- Jimmy ci nie czyta?

- No wiesz jeszcze mu się nie zdarzyło.

- A co jeszcze lubiłaś jak byłaś w moim wieku?

- Nie zasnęłabym, gdyby moja mama nie podrapała mnie po plecach - szybko zorientowała się, że popełniła gafę, wymieniając matkę, ktόrej Lilly-Rose praktycznie nie miała, ale było już za pόźno. Zapadła martwa cisza.

- Podrapiesz mnie? Tak jak twoja mama ciebie? - zapytała, patrząc na nią wyczekująco.

- Pewnie. To odwrόć się i połόż na brzuchu. Podniosła jej pidżamę i zaczęła drapać ją po plecach. Lilly-Rose sprawiło to przyjemność. Ułożyła się jeszcze wygodniej i rozkoszowała drapaniem. Annikafiore nawet teraz lubiła, gdy Jimmy drapał ją po plecach, zaś on rozluźniał się, kiedy ona opuszkami palcόw rysowała na jego plecach esy floresy. "Czyżby była to niedoceniana strefa erogenna człowieka, do tej pory nie odkryta przez naukę?", zastanawiała się.

- Teraz jeszcze raz po samym boku, bo strasznie mnie tam zaswędziało - powiedziała, sennie przewracając się się na bok. Po kilku minutach delikatnego drapania Lilly-Rose usnęła. Annikafiore zostawiła zapaloną małą, nocną lampkę w kształcie truskawki i wyszła, ostrożnie zamykając drzwi. Bardzo polubiła Lilly-Rose i traktowała jak młodszą siostrę. Na schodach siedział Snake. Przestraszyła się widząc go i gdyby nie to, że ją zauważył, to uciekłaby z powrotem do pokoju jego cόrki.

- Lilly-Rose już śpi - wypowiedziała zdanie pokonując uczucie lęku, ktόre w niej wzbudzał i nie patrząc na niego dalej schodziła po schodach, trzymając się balustrady po przeciwnej stronie.

- Dzięki - rzucił w jej stronę.

Zaskoczona tym słowem automatycznie odwrόciła głowę. Snake nie wypowiadał go zbyt często. Wyglądał na przygnębionego. Twarz ukrył w dłoniach. Dopędził ją, kiedy była już prawie na dole. Skuliła się, bała się, że ją uderzy.

- Czy uważasz, że powinienem zabrać ją ze sobą na trasę? - zapytał.

Nie samo pytanie, ale fakt, że zwrόcił się do niej z tym pytaniem sprawił, że nogi ugięły się pod nią.

- Wiesz, wy tak mało czasu spędzacie razem. Czas ucieka i nikt nie jest w stanie go cofnąć. Nie wiem tylko, jak rozwiązać sprawę nauki w szkole, ale jeżeli to da się załatwić, to - przerwała i ośmieliła się popatrzyć mu prosto w oczy.

- Z tym nie będzie większego problemu - powiedział, marszcząc czoło.

- Ja chętnie pomogę ci opiekować się Lilly-Rose.

- Ona bardzo cię lubi -mόwiąc to wykonał ruch ręką, jakby chciał dotknąć jej ramienia, ale na czas odsunęła się. Była uosobieniem tego, czego im obojgu brakowało, czyli ciepła domowego ogniska. Zazdrościł Jimmy'emu. Chciał, żeby ktoś zaopiekował się Lilly-Rose i nim, nie dla pieniędzy, lecz z miłości. Wyobrażał sobie w myślach, jak obie machają do niego na pożegnanie, gdy wyjeżdża i czekają z utęsknieniem na jego powrόt z trasy koncertowej. Już od dawna wiedział, że bycie kochanym przez drugą osobę, znaczyło znacznie więcej niż udany seks z prześliczną dziewczyną. Dokuczał Annikafiore, utrudniał jej życie, a nawet poniżał ją w obecności innych, swoją złośliwością i kąśliwymi uwagami chciał zepsuć, w jego mniemaniu, ich sielankowe życie, bo w głębi duszy podkochiwał się w niej. Bał się przyznać przed samym sobą i kamuflował się, udając twardziela nie z tej ziemi. Siłą opanował się, żeby nie wziąć jej w ramiona, wyznając jej  miłość. Zatrzymać Annikafiore dla siebie i Lilly-Rose. "Jest dla mnie nieosiągalna. Wyśmiałaby mnie i nazwała błaznem, a Jimmy rozkwasiłby mi nos. Nie mam nic, czym mόgłbym jej zaimponować", zamyślił się. Ukradkiem zawsze porόwnywali ich długość pod prysznicem. Pewnego razu dla zgrywy Oscar, bo kto  inny mόgłby wpaść na taki idiotyczny pomysł, zorganizował zawody. Jimmy zajął bezapelacyjnie pierwsze miejsce. Jemu przypadł srebrny medal, ale i tak dużo brakowało mu do rozmiaru perkusisty. Oscar miał największą gębę, ale niestety musiał zadowolić się brązem. Bryan został zdyskwalifikowany, bo w ogόle nie chciał mu stanąć. 

- Cieszy mnie to. Chyba nie masz nic przeciwko temu? - odpowiedziała po krόtkim namyśle. Na początku nie zareagował, dopiero potem potrząsnął głową i wyrwał się z zamyślenia. Popatrzył na nią tak dziwnie, że przerażona Annikafiore szybko opuściła jego dom.

Snake wyjął z szuflady pudełko papierosów i usiadł w fotelu. Zapalił, żeby się uspokoić. Zaciągnął się dymem. Zdjął koszulę i otarł nią pot z czoła. Rękami przygładził kręcone, z natury ogniste, rude włosy, ktόre kilka dni temu ufarbował na blond. "Do licha, co się ze mną dzieje?", powtόrzył w myślach. "Alkohol, upał?", zastanawiał się. Kiedy minął mu moment słabości, wydarł się na całe gardło.

- I nie wtrącaj się do wychowania mojej cόrki! Nie panosz się w moim domu!

Annikafiore była jednak za daleko, żeby go usłyszeć poprzez głośną muzykę dochodzącą z ogrodu.

 

 

Rozdział 25

Rόżnokolorowe wiązki światła przebiegały po granatowym niebie. Jimmy pomagał dj-owi miksować numery. Nudziło mu się bez Annikafiore.

- Nareszcie - powiedział, gdy poczuł jak ktoś podszedł od tyłu i figlarnie ukłuł go palcem w plecy.

- To ja - powiedziała przymrużając oczy i obejmując go w pasie.

- Czy ta mała już śpi? Wyszłaś za mnie, a nie za Snake'a. Ukradła mi cię na cały dzień - powiedział z wyrzutem, ale niezbyt poważnie.

- Czyżbyś był zazdrosny o Lilly-Rose? - zaśmiała się.

- Jestem i to strasznie! - powiedział pόł żartem pόł serio, przekrzykując decybele muzyki i podniόsł ją do gόry przyciskając do siebie. Stęsknił się.

- Napijesz się czegoś? - zaproponował, kiedy schodzili z podwyższenia, na ktόrym stał stół dyskdżokeja.

- Chętnie - powiedziała, bo po krόtkiej rozmowie ze Snake'`em zaschło jej w gardle z nerwόw.

- Z alkoholem czy bez?

- Ja zawsze bez.

Podszedł do barmana i poprosił go o zrobienie dla niej czegoś bez alkoholu. Podał jej pomarańczowo-czerwony płyn w długiej, wąskiej szklance przyozdobionej kryształkami cukru i kwiatem passiflory. Obserwował jak piła przez słomkę, delektując się. Po chwili podała mu pustą szklankę.

 -Było wspaniałe.

- Zatańczymy? - zapytał. Spojrzała na niego uśmiechając się i uwodzicielsko wyciągnęła rękę porywając go za sobą na taneczny parkiet.

Grali teraz wolniejszą i romantyczną muzykę, a kolorowe światła ustąpiły miejsca płomieniom palących się świec i zapachowi indyjskich kadzidełek. Nie byli jedynymi splecionymi w tańcu osobami. Annikafiore wtuliła się w swojego mężczyznę. Uwielbiał, gdy przytulała się do niego i mόgł zamknąć ją bezpiecznie w swoich ramionach. Oscar właśnie pokłócił się ze swoją aktorką. W ciągu tylko tego jednego dnia zdążyli się już kilka razy ze sobą pokłόcić i pogodzić. Tańczyli, a Natalia zachowywała się przez cały czas wyzywająco.

- Popatrz, Oscar ma znowu nową dziewczynę. Dlaczego on tak często zmienia dziewczyny? - zagadnęła w nadziei, że być może dowie się o nim od Jimmy'ego czegoś interesującego.

- Chce je wszystkie wyprόbować - zażartował. Nie miał chęci rozmawiać na temat miłosnych podbojόw Oscara.

Nie mogła tak całkowicie wyzbyć się uczucia zazdrości, ilekroć widziała jak obejmuje jakąś nową aktorkę, modelkę czy piosenkarkę. 

- Musisz mi coś obiecać - zwrόciła się do Jimmy'ego.

- Czy to, żebym już przenigdy nie oglądał się za długonogimi pięknościami?

- Nie, nie to. Obiecaj mi, że nigdy nie zorganizujesz takiego przyjęcia.

- Chciałaś powiedzieć, że my nigdy nie zorganizujemy takiego przyjęcia. Zawsze poprawiał ją w tej kwestii, od kiedy byli razem. -Masz dosyć? - zapytał.

- Zachowanie się niektόrych ludzi działa mi na nerwy.

- Więc teraz już wiesz, dlaczego z reguły odsyłam zaproszenia z powrotem. Chcę ci przypomnieć, że zawsze mi mόwiłaś, że chcesz iść na przyjęcie. No to, jesteś. Poza tym Snake'owi trudno byłoby odmόwić. 

Natalii imponowało, że była partnerką lidera znanego zespołu rockowego. Uszczknęła dla siebie trochę jego sławy. Przedstawił ją wielu wpływowym ludziom. Byli wśrόd nich reżyserzy, producenci, dyrektorzy kastingu. Wdzięczyła si, pokazując swoje śnieżnobiałe, prościuteńkie zęby, potrząsała kasztanowymi lokami i zniżała ramiączka swojej sukienki, ktόra i tak więcej ciała odkrywała niż zakrywała. Była pewna, że jakiś fotograf zrobił jej niejedno zdjęcie u boku Oscara swoją kamerą i jutro zobaczy je na pierwszej stronie plotkarskiego czasopisma. Upajała się faktem, że napiszą o niej w gazetach i zrobią wspaniałą reklamę dla jej opery mydlanej, podnosząc jednocześnie liczbę oglądalności i przedłużając jej kontrakt na nowy sezon lub nawet owocując nowym, bardziej intratnym. Oscar dostrzegł w tańcu Jimmy'ego. Z resztą z jego stu dziewięćdziesięcioma dwoma  centymetrami wzrostu trudno było go nie dostrzec. Gapił się w ich stronę i zastanawiał o czym oni tak ciągle mogli ze sobą rozmawiać. Im z Natalią szybko wyczerpywały się tematy do rozmόw, chociaż nigdy nie brakowało im powodów do kłótni. Doszedł do wniosku, że Jimmy wcale do niej nie pasuje. Był jak dla niej za wysoki i zbyt atletycznie zbudowany. "Ona pasuje do mnie", stwierdził bez zażenowania i był tego każdego dnia coraz bardziej pewny. Podświadomie odnosił wrażenie, że zostali dla siebie stworzeni. Coraz częściej przyłapywał się na tym, że ją obserwował, a w myślach niby mantrę powtarzał: "One day I will make you mine"*.

- Oscar, jestem tutaj, a nie tam - zwrόciła mu uwagę Natalia, bo w ogόle nie reagował na jej ponętne zachowanie.

- Odczep się - wycedził przez zęby i bezpardonowo odepchnął ją od siebie. Zszedł z parkietu i usiadł przy barze wśrόd znajomych mężczyzn, zostawiając ją kompletnie samą.

- O, Oscar chyba  pokłόcił się ze swoją dziewczyną - zauważyła Annikafiore, ale Jimmy nie podjął tego tematu rozmowy. Plotkowanie nie było w jego stylu.

Oscar śmiał się i żartował razem z innymi przy barze i jak gdyby nigdy nic. Od czasu do czasu szukał ich wśrόd tańczących i zamglonym od alkoholu wzrokiem patrzył na zgrabną sylwetkę Annikafiore i jej harmonijne taneczne ruchy. W myślach ściągał z niej sukienkę, ktόra choć idealnie podkreślała jej piękno, to dokładnie wszystko przed jego oczami ukrywała. Dostrzegł jak Annikafiore oparła głowę na ramieniu Jimmy'ego, a on pocałował ją we włosy. Wyciągnął rękę z pustą szklanką i barman ponownie ją napełnił. Był pijany.

- Jimmy, idź i powiedz Oscarowi, żeby już więcej nie pił - poprosiła Annikafiore.

- Jest dorosły, wie co robi - odpowiedział Jimmy.

- Jeżeli nie zainterweniujesz, to za chwilę będzie tak pijany, że straci przytomność. 

- Nie będę się ośmieszał. Nie jestem jego niańką.

- Pomyśl o jego wątrobie, będzie wkrόtce jak sito.

- Przestań martwić się o Oscara. Nie uda ci się naprawić tego świata. On zmierza po rόwni pochyłej do samozagłady.

- Sprόbuj mu coś powiedzieć, jest twoim przyjacielem - nie poddawała się.

- Sama mu powiedz – Jimmy nie miał najmniejszej chęci na rozmowę z Oscarem.

- Mnie nie wypada, a tobie tak, jeżeli nie chcesz tego zrobić dla niego, zrόb to dla dobra grupy.

- Powinnaś poślubić pastora, a nie perkusistę. Moglibyście razem prawić kazania i naprowadzać na właściwą drogę zbłąkane owieczki.

- Ach, Jimmy nie złość się, proszę - powiedziała, żeby go udobruchać. Odprowadził ją do stolika i nic więcej nie mόwiąc, poszedł w kierunku lidera.

Natalia niezbyt długo rozpaczała po odejściu Oscara. Nieomal w tej samej chwili wpadła w ramiona nowego partnera, chętnego do tańca.

- Wracamy? - Annikafiore zwrόciła się do Jimmy'ego.

- Jak chcesz, to możemy zostać na noc u Snake'a.

- Nie chcę - powiedziała zdecydowanie. 

- W porządku. Tylko się na mnie nie złość.

- Skoro i tak jest już tak pόźno, to mόgłbyś mnie zabrać, wiesz gdzie?

- Gdzie mόgłbym cię zabrać? - zapytał obejmując ją w pasie. 

- Jeszcze nigdy nie byłam o drugiej w nocy na Sunset Boulevard - stwierdziła pełna entuzjazmu.

Nie potrafił jej niczego odmόwić, chociaż miał chęć na coś zupełnie innego. Później zaparkował kabriolet na parkingu z widokiem na ocean i objął ją ramieniem. W jego uszach ciągle jeszcze brzmiał stary przebόj "Because the night belongs to lovers"*, w ktόrego dj pchnął nowe życie, miksując go w rytmie disco. Pocałował ją i ona odpowiedziała mu pocałunkiem. Dotknęła językiem jego warg. Z przyjemnością wpuścił ją do środka. Wyczuł smak bakaliowych lodόw, ktόre zjedli po drodze. Pożądał jej. Dotykał jej wypukłości, oczarowany ich pięknem i odurzony zapachem jej włosόw. Nie chciał już dłużej czekać. Miał dość tego, że ciągle go zwodziła. Całował ją intensywnie, mocno przyciskając do siebie. Zaczął ściągać z niej ubranie. Kiedy jej zdaniem sprawy zaczęły posuwać się za daleko, to coraz częściej chwytała go za rękę, żeby go powstrzymać. Odwracała głowę i odpychała go od siebie.

- Jimmy, przestań.

- Kocham cię.

- Jimmy, nie teraz. Nie tu w samochodzie.

- Ależ ja cię kocham. Bόg jeden wie jak bardzo. Pragnę być razem z tobą.

Wziął jej odmowę za słodkie przekomarzanie się, droczenie dwojga zakochanych, ktόre jeszcze bardziej wzmogło w nim pożądanie.

- Jim, zostaw mnie! Nie chcę! - krzyknęła.

Zamarł w bezruchu. Poczuł się, jakby ktoś wylał mu kubeł lodowatej wody na głowę. Nie był to pierwszy raz, gdy mu odmόwiła. Uzmysłowił sobie, że odmawiała mu od samego początku. Domyślał się, że coś było nie tak, ale nie tracił nadziei. W tej chwili nie miał już żadnych wątpliwości. Wyszedł na zewnątrz zostawiając ją samą. Oparł się rękami o dach samochodu. Był rozczarowany, pokiwał głową z dezaprobatą i wziął głęboki oddech. Popatrzył w dal. Jak tylko trochę ochłonął, wrόcił do samochodu. Annikafiore siedziała nieruchomo, wpatrując się przed siebie.

- Annikafiore, jestem facetem i jak każdy inny mam swoje potrzeby. Kiedy my wreszcie zrobimy to razem, no kiedy, powiedz kiedy?!

- Nie wiem. Nie teraz - usiłowała się wykręcić.

- Tylko mną manipulujesz. Rozpalasz we mnie namiętność i pożądanie, a potem odmawiasz. Dlaczego?

- Daj mi spokόj.

- Pomyśl tylko, jak ja się czuję w takiej sytuacji, jak skończony dureń.

- Nie musisz. Nie robię tego celowo.

- Jesteśmy już tyle czasu po ślubie i nic. Gdyby ktoś to wiedział, po prostu wyśmiałby nas. Historycznie rzecz biorąc, nawet papież mόgłby unieważnić nasz związek, bo nie został skonsumowany.

- Ale nikt tego nie wie. To nasza tajemnica. I nie strasz mnie Watykanem.

- Nie straszę cię. Wszyscy to robią, więc dlaczego my nie możemy?! 

- Robią, robią i rozchodzą się. Jak sam widzisz, seks nie gwarantuje szczęścia. Tylko pomyśl o Oscarze. Tyle niezliczonych związkόw i wszystkie nieudane, choć każdy przesycony seksem. Nie dawała za wygraną.

- Nie obchodzi mnie to, co robi Oscar. Ja kocham ciebie i chcę zrobić to razem z tobą, tylko z tobą, z nikim innym. Pragnę, żebyśmy zrobili to razem.

Rozpłakała się. Wiedziała, że kochał ją jak szalony. Nie była w stanie przemόc się i wyrazić zgodę. Nie potrafiła oddać mu się całkowicie. Jimmy kochał się ze swoimi poprzednimi dziewczynami i nigdy nie miał z tym problemu. Ani on, ani one. Lubił seks, przynosił mu odprężenie i zadowolenie. Uważał intymne bycie we dwoje za dowόd miłości. Nigdy nie robił tego dla sportu jak Oscar, z byle kim, byle gdzie, byle kiedy, byle tylko zaspokoić zwierzęcy popęd płciowy. Zgrabna figura Annikafiore, jej pięknie ukształtowane piersi, magiczne oczy i spontaniczna żywiołowość wyzwalały w nim chęć zbliżenia. Jego ciało reagowało erekcją. Po raz pierwszy od początku trwania ich znajomości pokłόcili się. Chciał ją przekonać, że taka sytuacja jest nienormalna. Nie chciał dłużej godzić się na to. Stracił cierpliwość.

- Ja nie mogę. Ja po prostu nie mogę. My nie pasujemy do siebie. Mόj otwόr jest za mały, a twόj penis za duży.

- Są na to sposoby, żeby się wzajemnie dopasować i mogę ci w tym pomόc.

- Ja nie chcę. Boję się.

- Czy to oznacza, że mam to robić poza domem? - zapytał rozeźlony.

- Nie to miałam na myśli. Nie umiałabym przytulić się do ciebie, gdybym wiedziała, że robisz to z inną. Może musimy się rozstać? Wypowiedzenie tego przyszło jej z trudem, bo przecież, jak na ironię losu, wszystkie inne sprawy układały się między nimi bardzo dobrze. Popatrzył na nią. Doszedł do wniosku, że za bardzo ją kocha, żeby mόgł zdradzić ją z kimś innym. Nie mόgłby zostawić jej i tak po prostu odejść. Siedziała skulona i płakała. Chciał objąć ją ramieniem, ale odsunęła się. Po chwili ponowił swoją prόbę. Nigdy nie poddawał się po pierwszym, nieudanym podejściu. Tym razem nie odepchnęła go. Bliskość jego ciała, ciepło jego rąk i delikatny dotyk ukoiły jej smutek.

- Już dobrze, dobrze. Splótł ręce na jej biodrach i pochylił się, całując jej twarz mokrą od łez. Odwrόciła się w jego stronę i zarzuciła mu ręce na szyję. Zadarła głowę do gόry i popatrzyli sobie prosto w oczy. Jej były lśniące i smutne, jego nieprzenikliwe. Nie chciała go stracić. "Kocham go, przecież wie, że go kocham", pomyślała.

- Czy nie możemy być razem bez tego?

- Nie chcesz tego zrobić ze mną, czy w ogόle nie chcesz tego zrobić?

- Jimmy, ja się po prostu boję i nie jestem w stanie przezwyciężyć tego strachu. Ja w ogόle nie powinnam wychodzić za mąż. Mόwiąc to otarła łzy i pociągnęła nosem. Chłopcy zawsze jej się podobali. Pod tym względem diametralnie rόżniła się od Ellinor.

- Powinnem upić cię szampanem do nieprzytomności, zanieść na rękach do łόżka, rozebrać do naga i kochać się z tobą aż do świtu.

- Jimmy, to byłby gwałt.

- Wiem i dlatego tego nie zrobiłem.

- Chyba za dużo naczytałam się w książkach medycyny sądowej o najrόżniejszych wypaczeniach w seksie.

- Nie opowiadaj bzdur. Ja jeszcze nigdy nie zadałem ci bόlu. Czyż nie?

- Wiem Jimmy i dlatego właśnie cię kocham.

- Więc jak dalej z nami będzie?

- Nie wiem.

- Co zrobimy w tej sprawie? Czy myślałaś o rozmowie z psychologiem lub seksuologiem? Pόjdziemy we dwoje.

- Nie mogę ci obiecać, że to mi pomoże, ale mogę sprόbować. Jeszcze raz. Dla ciebie. Ja mogę żyć bez tego - oznajmiła wykrzywiając swoje usta w grymasie.

Była przekonana, że seks nie był najważniejszy w związku dwojga kochających się ludzi i nic ani nikt nie był w stanie jej przekonać, że tak nie było. "Dlaczego właśnie ja muszę być taka skomplikowana jak ulotka do lekarstwa", zastanawiała się. Po wizycie u ginekologa naprawdę zaczęła bać się, że straci Jimmy'ego. "Tyle poświęciłam, żeby być razem z nim w L.A. albo włόczyć się za nim po całym świecie, a teraz miałabym go stracić tylko dlatego, że nie potrafię tak, jak inne dziewczyny położyć się na łόżku i rozstawić szeroko nóg? Czysty absurd!", pomyślała. Była zła na samą siebie, że to właśnie jej przytrafiła się pochwica, choroba, na ktόrą nie wymyślono jak do tej pory żadnego lekarstwa. "Co za pieprzony świat, bez ładu i składu", płakała zrozpaczona. W tym momencie nienawidziła samej siebie. Nigdy nie przypuszczała, że tak podle zakończy się dla nich barbecue u Snake'a.

Niczym małe dziecko utulił ją w swoich ramionach. Głaskał delikatnie po włosach. Uspokoiła się i wpatrywała w rozgwieżdżone niebo. Oparta o niego plecami zadarła do gόry głowę, szukając jego ust. Pocałował ją. Ochłonął, przeszła mu cała złość. Nie miał jej niczego za złe. Ludziom przytrafiały się rόżne nieszczęścia i musieli z tym jakoś dalej żyć, radzić sobie z przeciwnościami losu.  Zamyślony nawet nie zauważył, gdy usnęła w jego objęciach. Wsłuchiwał się w jej rytmiczny oddech i patrzył jak w oddali zaczyna wschodzć słońce. Nie chciał się poruszyć, żeby jej nie obudzić, chociaż pozycja stawała się coraz bardziej niewygodna. Zsunął jej letnie sandałki i ogrzewał zimne stopy ciepłem swoich rąk. Opierała się na nim, a on chronił ja przed wiatrem, deszczem i palącym słońcem niby  delikatny biały mak, ktόry wyrόsł w łanie zboża. Pomyślał, że po tym wszystkim, co wspόlnie przeszli nie byłby w stanie jej opuścić i zacząć od nowa z kimś innym. Po Annikafiore byłoby mu bardzo trudno znaleźć dziewczynę dorόwnującą jej pod każdym względem. Większość to były głupie i prόżne krόwska latające do psychoanalityka i chirurga plastycznego. "A może Annikafiore ma rację mόwiąc, że seks nie jest najważniejszy w relacji dwojga osόb? Czy intymne zbliżenie zawsze musi zostać zakończone wprowadzeniem penisa do pochwy?", zastanawiał się. Nagle było mu wszystko jedno. Najważniejsze, że byli razem. Postanowił dać jej jeszcze trochę czasu i łudził się nadzieją, że być może w przyszłości uda im się jak innym zakochanym.

Po kilkunastu nieudanych wizytach u rόżnych seksuologόw razem z Jimmy’m i osobno, Annikafiore zrezygnowała, zniechęcona brakiem efektόw. Zapowiedziała, że już nigdy więcej nie pόjdzie do żadnego seksuologa ani do żadnego psychologa. Zaproponowała, że jak chce, to spakuje swoje osobiste rzeczy i wrόci tam, skąd przyjechała.

- Rozstaniemy się jak dwoje przyjaciόł - powiedziała ktόregoś dnia. 

Dodała, że nie będzie robić jakichkolwiek trudności w sprawie rozwodowej i nie zażąda rekompensaty finansowej, odjedzie do Europy tak, jak przyjechała. Jimmy uznał, że widać nie zostało im dane, aby odbyć we dwoje pełny stosunek seksualny. Pogodził się z tym. Nie zmuszał jej. Czerpał radość i zadowolenie z bycia we dwoje, z bliskości ich ciał, dotykόw, pocałunkόw i romantycznych pieszczot. Zawsze marzył o związku jedynym na całe życie, takim na dobre i na złe. Poważnie traktował ślubną przysięgę. Pod tym względem należał do gatunku mężczyzn znajdującego się na wymarciu. Annikafiore była dla niego jedyna i na całe życie. Jego wielka miłość od pierwszego wejrzenia. On wybrał ją, spośrόd wielu innych chętnych dziewcząt na całym świecie. Właśnie ona została miłością jego życia.

- Nie złość się. Już nigdy nie pόjdziemy ani do seksuologa ani do psychologa, ani do żadnego innego ~oga, ~oga. Kocham cię taką jaka jesteś. I nie uciekaj do Sztokholmu, bo i tak po ciebie przyjadę - zakomunikował Jimmy.

Rozpłakała się, trochę z radości i trochę ze smutku. Przytulił ją do siebie. Widać tak musiało już być. Wziął ją na ręce i zaniόsł do sypialni. Leżeli obok siebie. Trzymał ją mocno w ramionach. Gładził ją lekko po włosach i po całym ciele. Kiedy ochłonęła ze zdenerwowania, kochali się na swόj własny sposόb. Miał gdzieś krytykę seksuologa i to, że odstają od normy. Im było we dwoje dobrze.

Następnego dnia obudziła się pierwsza na kilkanaście minut przed alarmem budzika. Zobaczyła jego poranną erekcję. Ten widok wywołał u niej wyrzuty sumienia, bo nie była w stanie pokonać wszechogarniającego lęku i spełnić jego oczekiwań. Kochała Jimmy'ego i nie chciała sprawiać mu przykrości. Delikatnie pogłaskała jego sztywny penis i okolice podbrzusza, powoli wybudzając go z głębokiego snu. Sprawiła mu nieoczekiwanie olbrzymią przyjemność. Przeciągnął się. Ubόstwiał swoją dziewczynę. Wziął ją w ramiona i położył na sobie. Przytulał i pieścił, całując jej usta. Czuł się szczęśliwy.

O pochwicy  Annikafiore nie powiedziała ani matce, ani Ellinor. Być może poradziłaby się w tej sprawie Brigitty. Nie mijał dzień, żeby  nie wspomniała przyjaciółki, choćby przez krótką chwilę. Bardzo brakowało jej Brigitty. Do tej pory nie udało jej się spotkać godnej następczyni. Doszła do wniosku, że niektόrzy ludzie byli nie do zastąpienia.

 

* One day I make you mine - sprawię, że ktόregoś dnia zostaniesz moją dziewczyną

* Because the night belongs to lovers - bo noc należy do zakochanych

 

Rozdział 26

W czasie przerw między koncertami na trasie słuchali wspόlnie muzyki. Nie tylko rocka. Byli otwarci na każdy styl. Chcieli jak najwięcej dowiedzieć się, poznać, usłyszeć. Oczywiście każdy z nich miał swόj ulubiony rodzaj, ulubione grupy i artystόw. Byli niczym kosmonauci, poruszający się we wszechświecie dźwiękόw. Usiłowali zgłębić jego tajniki i wykorzystać we własnej twόrczości. Nigdy nie stali w miejscu. Każdy nowy album był inny od poprzedniego. Zawsze rόwnie zaskakujący. Fani z niecierpliwością czekali na nowy materiał. Byli ciekawi nowych tekstόw Oscara i ich oprawy muzycznej. Zawsze z łatwością mogli rozpoznać ich utwόr po elementach charakterystycznych dla grupy. Zarόwno solowe partie gitarowe, jak i gitarowe duety Snake'a i Bryana zdążyły już przejść do historii. Jednym razem wspόłbrzmiące ze sobą, innym razem rywalizujące niby w pojedynku. Raz dzikie i dynamiczne, innym razem romantyczne i wysublimowane. Naśladowane z mniejszym lub większym sukcesem przez adeptόw gry na gitarze. Odejście od funk rocka w kierunku melodyjnego rocka okazało się strzałem w dziesiątkę. Plus ten niepowtarzalny głos Oscara, brzmiący z każdym rokiem coraz lepiej niczym wino dojrzewające w chłodnej piwnicy. Annikafiore nie zawsze podobały się utwory, ktόrych słuchali. Nie miała swojego ulubionego stylu. Mogła powiedzieć, że podobają jej się tylko wybrane piosenki rόżnych artystόw od popu po heavy metal. Ostatnimi czasy zaczęła coraz częściej doceniać kojący wpływ jaki miała na nią muzyka klasyczna, obecna w jej rodzinnym domu. Kiedy wymyślali nowe melodie do tekstów, to usuwała się w cień. Dużo czytała i obserwowała krajobrazy za oknem, zwykłe codzienne życie w Ameryce oraz pomagała Lilly-Rose w lekcjach. Wyszukiwała w książkach astrologiczne charakterystyki Jailbirdsόw. Chciała wiedzieć, co kryło się w duszy każdego z chłopcόw, co sprawiało, że już od lat byli razem, podczas gdy inne grupy pojawiały się niczym grzyby po deszczu i ulatniały się z muzycznego świata tak szybko jak kamfora. Obserwowała ich i starała się odgadnąć, w jakim stopniu sceniczna postać artysty odpowiadała jego wnętrzu. Jaki człowiek, mężczyzna i przyjaciel krył się pod maską dzikiego rockera. Już dawno odkryła, że astrologicznie świetnie do siebie pasowali z Oscarem. Wyszukała nawet pewne anatomiczne zbieżności w ich wyglądzie. Śmieszyło ją, że ich przednie zęby, jedynki, zachodziły na siebie w taki sam sposόb, oraz że obydwoje mieli jedną dziurkę od nosa węższą.

- Ciociu Annikafiore! Zrόby dziś coś dziwacznego! - zaproponowała Lilly-Rose, podczas gdy Jailbirdsi jeszcze odsypiali wczorajszy koncert.

- Ale co? Annikafiore zawsze była skora do niewinnych żartόw.

- A zgadzasz się?

- Powiedz mi najpierw co chcesz, żebyśmy zrobiły. Nie mogę zgodzić się na coś, nie wiedząc co to ma być.

- Ufarbuj mi włosy - powiedziała szeptem, podskakując prosto do ucha Annikafiore. Annikafiore uśmiechnęła się. Zaraz pomyślała o pasji z jaką Snake zmieniał co raz kolor włosόw. Na myśl przyszło jej powiedzenie, że jabłko nie pada daleko od jabłoni.

- Hym … Na jaki kolor?

Lilly-Rose jeszcze raz podskoczyła i uścisnęła ją z całej siły aż do bόlu, wieszając się jej na szyi. Wyciągnęła z kieszeni swetra dwie tubki farby do włosόw.

- Jasny blond - przeczytała na opakowaniu.

- A co powie na to twόj tato? - Annikafiore uważała, że jedenaście lat to trochę za mało, żeby niszczyć włosy chemicznym paskudztwem do rozjaśniania.

- On? Nic. On też farbuje sobie włosy. Bo wiesz my mamy rude, a rude są brzydkie.

- Rude brzydkie?! Rude są oryginalne. Macie piękne, gęste włosy, a w dodatku kręcone, najprawdopodobniej odziedziczyliście je po waszych przodkach z Irlandii.

- Annikafiore, proszę. Ja cię tak bardzo proszę. Dzieci dokuczają mi w szkole - nie ustępowała. Patrzyła błagalnym wzrokiem, nerwowo ugniatając i obracając tubki w palcach.

- A jeżeli nie będzie ci się podobało?

- Wtedy przemalujemy z powrotem na rudo! - powiedziała wesoła, bo wyczuła, że Annikafiore się zgodziła. Pociągnęła ją za rękaw  w kierunku małej łazienki w tyle autobusu. Annikafiore umyła jej włosy i nałożyła farbę. Wielokrotnie obserwowała, jak robią to fryzjerzy. Nie miała z tym problemu. Odczekały te kilkanaście minut, chichocząc się przy tym, po czym Annikafiore dokładnie wypłukała farbę i rozczesała jej włosy.

- Jeszcze nie patrz w lustro - mόwiąc to zasłoniła je plecami. Okrągła buzia Lilly-Rose z małym zadartym do gόry noskiem pokrytym piegami, otoczona blond lokami sięgającymi do ramion wyglądała prześlicznie. 

- Czy już mogę popatrzeć w lustro?

-Jeszcze nie. Za chwilę. Wysuszyła jej ufarbowane włosy i uczesała w dwie kitki, wiążąc kolorowymi gumkami.

- Już? - dopytywała się z niecierpliwością.

- Teraz popatrz - powiedziała, gdy fryzura była gotowa.

Lilly-Rose było do twarzy w jasnych włosach. Dotykała ich z niedowierzaniem i przystawiała do policzkόw końcόwki kitek.

- Ale jestem teraz piękna. Podobam się sama sobie – stwierdziła, strojąc do lustra najprzerόżniejsze miny.

W tym samym momencie autobus zatrzymał się ostro i stanął nieruchomo na samym środku drogi, na całkowitym odludziu. Pobiegły sprawdzić, co się stało.

- Złapaliśmy gumę - wyjaśnił kierowca i razem z kolegą zabrał się do wymiany koła.

Oscar już nie spał. Nie zauważył zmiany w kolorze włosόw Lilly-Rose. Rozmawiał z kierowcami. Czuł się odpowiedzialny za całość.

- Ile to może potrwać? - zapytał.

- W tym upale ze dwie godziny.

W oddali dostrzegły stado koni. Na horyzoncie nie było widać farmy. Najprawdopodobniej mieściła się za jednym ze wzgόrz. Pobiegły w ich kierunku. Stara klacz podeszła do nich i wystawiła łeb. Pogłaskały ją. Jej źrebak zachowywał się nieufnie. Z czasem i inne konie podeszły do ogrodzenia z drewnianych belek i patrzyły zaciekawione.

 -Polecę do autobusu po kostki cukru dla nich. Dobrze? - nie czekając na odpowiedź Lilly-Rose popędziła do przodu, zanim Annikafiore zdążyła zaprotestować.

Bała się całkiem sama, tak daleko od głόwnej drogi. Nerwowo rozglądała się na boki, reagując na najdrobniejszy nawet szelest.

Oscar poinformował chłopcόw wybitych ze snu o usterce. Rzucił okiem na prerię. Zobaczył, jak pobiegły w kierunku koni. Poszedł za nimi. W połowie drogi minął Lilly-Rose.

- Idę po cukier - krzyknęła w biegu.

Snake nie umył się wczoraj po koncercie w hotelu. Improwizowali do pόźna w nocy. Postanowił wziąć prysznic w autobusowej mini-łazience. Zimna woda orzeźwiła go. Namydlił się i ponownie odkręcił kran. Po chwili strumień wody urwał się. Kręcenie kurkami ani pukanie w rurę nic nie pomogło. Woda najwyraźniej się skończyła. Starł ręcznikiem mydło z ciała, klnąc przy tym przeokropnie.

- Kto do cholery zużył całą wodę?! - krzyczał, niezbyt szczelnie osłonięty ręcznikiem.

- Annikafiore i Lilly-Rose okupowały przez cały ranek łazienkę - zdradził Bryan, gdy ten przycisnął go do muru. Miał im za złe, że wygłupiały się w łazience, odgrodzonej tylko cienką ścianką od jego łόżka. Wybudziły go ze snu i już nie udało mu się zasnąć.

- Ależ oczywiście, ktόżby inny! Mogłem domyślić się sam. Annikafiore! - wydzierał się na cały autobus. Krew bulgotała mu w żyłach. Rzucił zwinięty, mokry ręcznik na jej nocną szafkę.Usiadł na kanapie, nie dbając o to, że był całkiem nagi. Jimmy pomagał przy zmianie koła. Usłyszał Snake'a wydzierającego się na całe gardło, ale nie zareagował. Basista zawsze miał coś przeciwko jego dziewczynie, od samego początku. Ignorował to, żeby nie doprowadzić do eskalacji. Wiedział, że zaraz mu przejdzie.

W międzyczasie Annikafiore dostrzegła sylwetkę zbliżającego się Oscara. Po raz pierwszy byli tylko we dwoje, gdzieś tu w USA.

- Lubisz konie? - zapytał, posyłając jej szeroki uśmiech.

- Lubię - powiedziała nie patrząc mu w oczy, speszona wzajemną bliskością.

Oscar zgrabnie przeskoczył przez ogrodzenie i wybrał jednego z koni. Wskoczył na jego grzbiet bez problemu, odjechał kawałek, trzymając ogiera za grzywę, po czym zagalopował i przeskoczył przez ogrodzenie. Patrzyła z niedowierzaniem, bo był to nie lada wyczyn. "Ma więcej szczęścia niż rozumu", pomyślała. Brawury, odwagi i pewności siebie nigdy mu nie brakowało. Podjechał i wyciągnął do niej rękę. Pomόgł jej wsiąść. Nie wzbraniała się. Oparła się plecami o Oscara. Przyciągnął ją do siebie i ruszył kłusem. Wiatr rozwiewał jej włosy. Łaskotały go po twarzy. Przycisnął ją mocniej do siebie. Nie odepchnęła go. Nie zaprotestowała. Wsparła na jego ramieniu swoją głowę. Wzdrygnęła się, gdy lekko pocałował ją w szyję. Pocałunek przypominał muśnięcie piόrkiem. "A może tak mi się tylko zdawało? Może w rzeczywistości wcale tak nie było? Może ten pocałunek miał miejsce tylko w mojej wyobraźni?", zastanawiała się. "Być może wcale nie zauważyła", pomyślał, kiedy zdał sobie sprawę z tego co zrobił. Ukradł jej ten pocałunek, bo nie mόgł nad sobą zapanować. Była tak blisko, a zarazem była taka nieosiągalna dla niego. Należała do innego mężczyzny. Gdyby tylko Oscar wiedział, co się z nią działo, gdy poczuła dotyk jego ust na szyi. Dwie wielkie łzy wypłynęły jej z oczu. Wiatr rozmazał je po policzkach, a promienie słoneczne szybko osuszyły. "Dobrze, że tego nie widział, bo mόgłby się czegoś domyślić", pomyślała. Lekko drżała w jego objęciach. Pragnęła, żeby ta chwila trwała wiecznie. Wreszcie zdrowy rozsądek przezwyciężył jej sentymentalną wyobraźnię.

- Musimy wracać - powiedziała zmienionym głosem, gdy tylko zwolnił. Bez sprzeciwu zawrόcił konia i pokłusował w kierunku stada.

- Czekam na was i czekam - powiedziała Lilly-Rose, która zdążyła rozdać koniom cały zapas cukru z autobusu. Oscar zeskoczył z konia i wyciągnął ręce po Annikafiore. Trzymał ją w ramionach i bezczelnie gapił się w jej szafirowe oczy, ktόre teraz wydawały mu się jeszcze piękniejsze niż zwykle. Postawił ją na ziemi i jeszcze przez moment trzymał dłonie na jej wysmukłej talii. "Boże, żeby tylko Lilly-Rose niczego nie zauważyła, jest taka sprytna i spostrzegawcza", pomyślała Annikafiore bliska omdlenia.

- Wujku Oscarze, teraz ja! Teraz ja chcę się z tobą przejechać na koniku - dopominała się przejażdżki.

Posadził ją na koniu i oprowadził dookoła. Lilly-Rose nie posiadała się z radości. Annikafiore została sama. Krew pulsowała jej w skroniach, a serce biło jak oszalałe. W dalszym ciągu nie wiedziała, czy to co się stało, naprawdę miało miejsce, czy też był to wytwόr jej wybujałej wyobraźni. Nie mogła otrząsnąć się z wrażenia. W trόjkę wrόcili do autobusu. Milczeli i tylko Lilly-Rose podskakiwała i podśpiewywała sobie z radości.

- Snake! Snake! Tylko popatrz, jak ładnie wyglądam. Annikafiore ufarbowała mi włosy. A wujek Oscar przewiόzł mnie na koniku. Dla niej i nie tylko dla niej, ten dzień był niezwykły i pełen wrażeń. Widząc radosną buzię cόrki, Snake zapomniał o resztkach mydła piekących go na skόrze i pozlepianych szamponem kosmykach włosόw. Spojrzał spode łba na Annikafiore. Była bladła i drżała ze strachu, co było widoczne dla każdego. Postanowił, że tym razem jej podaruje i nie będzie się z nią awanturował.

Annikafiore nie myślała o ufarbowanych włosach Lilly-Rose ani nie obawiała się wybuchu złości Snake'a. Myślami była w dalszym ciągu przy Oscarze. Wieczorem dostała okres, o trzy dni za wcześnie. Leżała pod kocem. Miała nudności i wiła się z bόlu brzucha tak silnego, że paraliżował jej myśli. Jimmy siedział obok na łόżku i rozcierał jej lodowate stopy. Tym sposobem uśmierzał choć na trochę jej nieznośny bόl. Wiedział, że gdy jej stopy rozgrzeją się, pojawi się mocne krwawienie i bόl ustąpi. Ten sam scenariusz powtarzał się przecież regularnie co miesiąc. Jimmy znał te menstruacyjne problemy z domu, bo miał dwie przyrodnie siostry. Zrobił dla niej ekspresową herbatę z dzikiej rόży i podał do picia. Za wszelką cenę chciał jej ulżyć w cierpieniu. Opowiadał zasłyszane żarty i inne bzdury, żeby tylko odwrόcić jej uwagę od bólu. Snake uważał jej zachowanie za zwykłe babskie fanaberie. Jimmy'ego krytykował za nadopiekuńczość, zaś w duchu obawiał się, co to będzie, gdy Lilly-Rose dostanie pierwszą w życiu miesiączkę. Nie wiedział, jak powinien się wtedy zachować. Niektόre problemy wychowawcze przerastały jego zdolności rodzicielskie. Bryan przeżywał bόl razem z Annikafiore. Miał wrażenie, że też boli go w podbrzuszu. Nic nie mόgł poradzić na to, że wczuwał się w cierpienie innych i cierpiał razem z nimi. Pełen wspόłczucia czekał, kiedy wreszcie poczuje się lepiej, a wtedy i jemu polepszało się samopoczucie. W międzyczasie nerwowo poruszał palcami i przekładał z kupki na kupkę zapisane nutami papiery. Oscar czekał na ten moment, bo wtedy był pewny, że nie była z Jimmy'm w ciąży. Był o nią zazdrosny do kwadratu, lecz kontrolował swoje zachowanie, aby nie zdradzić się przed nikim. Dobrze wiedział, że zostałby wyśmiany przez kolegόw. Nikt nie wiedział, nikt nie podejrzewał, nikt nie znał jego tajemnicy, a on od pewnego czasu marzył o niej na jawie i we śnie, potajemnie podkochiwał się w żonie swojego perkusisty. Tylko słowa nowej piosenki mόwiły o jego uczuciu do Annikafiore. Napisał je pόźno w nocy po koncercie, gdy wszyscy inni już dawno spali. On w dalszym ciągu myślał tylko o niej. Tam w prażącym słońcu, na prerii, gdy trzymał ją tak blisko siebie, że przez tkaninę czuł bicie jej serca, przywołała w nim wspomnienie z pobytu na Kostaryce. Zwiedzając hodowlę egzotycznych motyli, uwięził jeden w zamkniętej dłoni. Czuł jak zlękniony trzepotał skrzydełkami, prόbując za wszelką cenę oswobodzić się i wydostać na wolność. Pragnął mieć motyla tylko dla siebie, ale pokonał własny egoizm, otworzył dłoń i podarował mu wolność. Motyl odleciał. Odświeżył swόj francuski i wstawił do tekstu kilka zwrotόw w tym języku, żeby nadać mu jeszcze bardziej romantyczne brzmienie. Język francuski zawsze kojarzył mu się ze zmysłową miłością. Na samej gόrze, na środku kartki papieru napisał tytuł piosenki swoim charakterystycznym pismem, używając drukowanych liter: Mademoisselle Papillon czyli Panna Motyl.

 

"Mademoisselle Papillon".

 

 My butterfly lady

Flying all around

In the blue sky

Dancing on the flowers

Drinking the liquor of love

Magnificent beauty

Unreachable for me.

 

I fell in love

With a butterfly

So colorful, so vulnerable

Rouge, bleu, jaune

Vert, noir, blanc

Crazy fantasy

Unfulfilled dream of mine.

 

The way she flies

She moves her wings

Her sweet seduction

Such a sweet seduction

I can't refuse

I can't deny

I love my butterfly.

 

Refrain: Mademoisselle Papillon

Ma papillon du paradies

A girl like you is difficult to find

Aimez moi ou

Arretez de me seduirre

It's so impossible to resist you

Sweet, sweet seduction

Such a sweet seduction.

 

 

"Panna Motyl".

 

Moja Panna Motyl

Lata dookoła

Po błękitnym niebie

Tańczy na kwiatach

Spijając nektar miłości

Niedościgniona jej piękność

Dla mnie nieosiągalna.

 

Zakochałem się

W Pannie Motyl

Tak kolorowej, tak delikatnej

Czerwony, niebieski, żόłty

Zielony, czarny, biały

Szalona fantazja

Moje niespełnione marzenie.

 

Sposόb w jaki lata

Porusza skrzydełkami

Jej zmysłowe uwodzenie

Tak słodkie uwodzenie

Nie mogę się oprzeć

Nie mogę zaprzeczyć

Kocham mojego motyla.

 

Refren: Moja Panna Motyl

Mόj rajski motyl

Dziewczynę taką jak ty trudno znaleźć

Pokochaj mnie

Lub przestań mnie uwodzić

Niemożliwością jest nie pragnąć cię

Zmysłowe, zmysłowe uwodzenie

Tak słodkie uwodzenie.

 

- Popatrz tylko, w tej gazecie nazywają Oscara "California King" – powiedziała Annikafiore do Jimmy'ego, przeglądając czasopisma, ktόre kupiła w sklepie na stacji benzynowej, gdy  tankowali paliwo do autobusu.

W tym roku zostali nominowani przez angielskojęzyczny kanał telewizji muzycznej do nagrody za najlepszy album, za najlepszą piosenkę rockową oraz jako najlepszy zespόł. Nagrody zdobywali na wszystkich kontynentach. Czasami ze względu na brak czasu nie byli w stanie być wszędzie obecni, aby osobiście odebrać statuetki. W kilkunastu krajach ich album osiągnął status platynowy, w pozostałych co najmniej złoty. Stali się niezwykle popularni. Stosunki w grupie układały się lepiej niż kiedykolwiek. Robili to, co zawsze chcieli robić. Byli sławni i w sile wieku. Oscar kupił dom z widokiem na Pacyfik. Jimmy łόdź motorową i planował razem z Annikafiore zwiedzić całe zachodnie wybrzeże. Bryan wspomagał finansowo organizację zielonych i brał udział w projektach na rzecz ocalenia środowiska naturalnego. Sam niewiele potrzebował do życia. Nie zależało mu na modnych ciuchach czy szybkich samochodach, nawet nie miał prawa jazdy. Nie imponowało mu szastanie forsą w kasynie ani otaczanie się przesadnym luksusem. Był minimalistą i wegetarianinem. Snake odkrył w sobie talent nauczycielski, gdy tylko pozwalał mu na to czas, uczył gry na gitarze basowej w szkole muzycznej, ktόrą rόwnież wspomagał finansowo. W trakcie trasy koncertowej po Stanach pracowali jednocześnie nad następnym albumem. Oscar napisał do niego już kilka tekstόw, nie licząc tego, ktόry dostali od Annikafiore. Muzykę komponowali wspόlnie. Oscar często wymyślał melodię. Pozostali podchwytywali rytm, wzbogacali go, ulepszali i doprowadzali do perfekcji. Bryan zapisywał nuty. Wspomagał też Oscara swoim miękkim głosem w refrenie. Snake dodawał pikantne co nieco na gitarze basowej. Często wprowadzał do utworu brzmienie innego instrumentu. Uwielbiał grać na saksofonie i trąbce. I w taki sposόb rodziła się nowa piosenka. Czasami w pięć minut, czasami trwało to kilka dni, zanim wreszcie ktoś odkrył brakujący element i wykrzyknął słowo Eureka. Absolutnie nie chcieli zawieść swoich fanόw. Wspόlne życie na trasie nie było łatwe. Mała przestrzeń potęgowała konflikty na tle odmiennych potrzeb i upodobań. Mieszanka znużenia pakowaniem i rozpakowywaniem torby podrόżnej za każdym razem w innym hotelu oraz euforii po udanym koncercie, ktόrego w żaden sposόb nie można było opisać słowami, wypełniała ich codzienny byt. Annikafiore przypominało to obόz harcerski z dzieciństwa, z ktόrego wrόciła bardzo niezadowolona, albowiem była przyzwyczajona do życia w komforcie. Tym razem jednak świadomie wolała tułać się razem z nimi, niż być samotnie uwięzioną w mieszkaniu w Los Angeles, niczym w twierdzy. W autobusie raczej trudno byłoby cierpieć z powodu depresji. Ciągle coś się działo i dreptali sobie wzajemnie po piętach. Nie można było narzekać na brak towarzystwa.

- Ktoś podbiera mi moje książki. Wiem to, bo nie obchodzi się z nimi tak, jak należy. O, proszę jakieś okruchy i plama z musztardy ma czterdziestej szόstej stronie. Kto jadł wczoraj hot dogi?! - Annikafiore skarżyła się przy śniadaniu, kiedy wszyscy siedzieli przy stoliku.

- Wszyscy jedliśmy hot dogi - powiedział Jimmy i wzruszył ramionami.

- Ty też jadłaś hot doga – zauważył Snake. Sama zrobiłaś plamę, a teraz jak każda baba szukasz winnego – dodał.

Annikafiore odwrόciła książkę grzbietem do gόry i ostentacyjnie wysypała okruchy na podłogę, po czym odstawiła książkę na pόłkę. Była zła.

- Czyżby ktoś z ekipy technicznej? - dopytywała się.

Snake władował do gęby pόł bułki obficie obłożonej plasterkami wędliny i podrapał się po prawym ramieniu, na ktόrym już od lat miał wytatuowanego węża. Węże fascynowały go już od dziecka. Nie poczuwał się do odpowiedzialności za zniszczenie książki. Był głodny, ale i ciekawy dalszych losόw bohatera. Ukradkiem podkradał co wieczόr książkę z jej pόłki. Nazywał to samo-dokształcaniem, bo będąc w szkole nigdy nie miał czasu na czytanie. Czytelniczy smak Annikafiore najwyraźniej mu odpowiadał.

W klimatyzowanym autobusie na trasie nie czuli ponad trzydziestostopniowego upału. Kiedy zatrzymywali się w mieście na koncert i czwόrka Jailbirdsόw odbywała repetycję, Annikafiore z Lilly-Rose wymykały się do centrum na zakupy. Uśmiechały się do siebie, widząc na ulicach fanόw w podkoszulkach z napisem L.A. Jailbirds i ich emblematem. W niezbyt często zdarzających się momentach bycia sam na sam,  Annikafiore i Jimmy kochali się razem na swόj własny sposόb, pogodzeni z losem. Każdej nocy po koncercie Jimmy kładł się spać obok niej i całował ją w policzek. Przebudzona wtulała się w swojego czarnego mężczyznę. Kładła mu głowę na ramieniu, a on obejmował ją w talii. W tej czułej pozycji zasypiali. Jeżeli obudził się w środku nocy i leżeli osobno, wtedy szukał jej w pościeli i delikatnie przyciągał do siebie. Należała do niego, kochał ją ponad wszystko i nie wyobrażał sobie swojego życia bez niej.

 

Rozdział 27

 

- Nie chce mi się. Nie mam chęci. Znajdź sobie innego frajera - powiedział naburmuszony Oscar do menadżera.

- Oscar, zaniedbujesz swoje PR.

- Nie wystarczy, że podpisuję czeki na tysiące dolarόw?

- Niby tak, ale przy okazji mόgłbyś też pokazać się publicznie.

- Nie! Nie! Tym razem nie. Dopiero co daliśmy gratisowy koncert. Od kilku godzin jestem w L.A. Chcę trochę czasu dla siebie. Tylko dla siebie. Rozumiesz?

- Odmόwiłeś już wiele razy.

- Nie proś mnie. Nie przekonasz mnie. Nie pojadę i już. Gdzie mam podpisać? Podpisuję, ale cała reszta mnie nie interesuje. Nonszalancko złożył swόj podpis. Menadżer z przykrością musiał stwierdzić, że tym razem nie udało mu się nakłonić Oscara do pokazania się na imprezie charytatywnej. Weszli do pokoju w studiu nagrań, w ktόrym pozostali omawiali szczegόły programu na nadchodzące tygodnie.

- Kto ma chęć wręczyć czek na ćwierć miliona dolarόw w domu dziecka w …  - menadżer z trudem wymόwił długą nazwę małej, miejscowości w odległym kraju. Nikt nie zareagował na jego propozycję.

- Snake? - Oscar rzucił w kierunku kompana.

- A dlaczego nie Jimmy? - odszczeknął się brutalnie.

- Umiesz postępować z dziećmi. Jesteś ojcem. Pojedziecie razem z Lilly-Rose - odpowiedział Oscar.

- Niech Annikafiore wreszcie ruszy swoją zgrabną dupę i zrobi coś dla grupy, skoro uprzykrza nam życie na trasie! - Snake nie ukrywał swojej antypatii do dziewczyny Jimmy'ego. W wulgarnych słowach dał upust wewnętrznej irytacji.

- Hej, świetny pomysł! - podchwycił Oscar -to coś dla Annikafiore, że też nie pomyślałem o tym wcześniej. Zrobi to lepiej niż ktόrykolwiek z nas.

- Oto czek i rezerwacja lotnicza - menadżer podał Jimmy'emu papiery, bo uznał, że sprawa została załatwiona.

Jimmy nie wzbraniał się, nie miał wyboru. Schował dokumenty. Bryan przestał obgryzać paznokcie u rąk i podniόsł do gόry głowę. Ucieszył się, że to nie on został przymusowym ochotnikiem. Nie musiał już dłużej robić unikόw i chować głowę w piasek, byle tylko nie zostać zauważonym i wybranym do wykonania zadania. Snake był usatysfakcjonowany, że wkopał Annikafiore. Oscar naprawdę wierzył, że zaangażowanie w działalność dobroczynną było domeną kobiet i nie podejrzewał, że propozycja Snake'a była czystą chęcią zemsty.

Jimmy obawiał się powiedzieć Annikafiore o niespodziance, ktόrą przygotowali dla niej Jailbirdsi. Wiedział, że panicznie bała się latać samolotem bez osoby towarzyszącej, a on tym razem nie mόgł jej towarzyszyć, bo nie pozwalał mu na to ich przepełniony program występów.

 -Dlaczego ja? Nie należę do zespołu - prόbowała się wymigać.

- Wszyscy uznali to za świetny pomysł. Wiesz, ja też jestem tego samego zdania, co oni - powiedział delikatnie.

- Czyj pomysł? Snake'a? On mnie w to wrobił. Dobrze wiesz, że nie dam rady tam sama polecieć, a poza tym nie znam tamtejszego języka - powiedziała ze łzami w oczach.

- Nie będziesz lecieć ty, tylko pilot - zażartował - będą też stewardessy i inni pasażerowie. Dasz sobie radę. Wierzę w ciebie. Starał się podbudować ją psychicznie. Zignorował natomiast wzmiankę o basiście.

- Nie lubię dzieci - powiedziała wydmając usta.

- Opowiadasz głupstwa. Nie bόj się, wszystko będzie w porządku. Tam wszyscy czekają na twόj przyjazd i te pieniądze. Powiedział i mocno przytulił ją do siebie.

- Znam prostsze sposoby przekazania pieniędzy, wystarczy przelać je na konto bankowe wybranej instytucji - powiedziała oschle.

- Annikafiore, ci ludzie przygotowali całą uroczystość, nie można ich zawieść.

- Dlaczego właśnie ja muszę tam jechać? Nie zrobiłam nikomu nic złego - wyrzuciła z siebie rozeźlona. Buntowała się, bo okropnie bała się podrόży.

- Być może nadszedł czas, żeby zrobić coś dobrego dla innych? Może samo nieczynienie zła, to za mało?

- Jimmy nie pouczaj mnie. Dobrze wiesz, że w samolocie dostanę z nerwόw biegunki, a stojąc przed tymi dziećmi serce utknie mi w gardle. Nie nadaję się na wysłannika. Jestem za bardzo nieśmiała.

- Nie masz wyjścia. Obiecuję, że będzie to pierwszy i ostatni raz, a przynajmniej postaram się, żeby tak było. Musisz sobie poradzić beze mnie.

Annikafiore była zdesperowana. Nie miała zbyt wiele czasu do odlotu. Jeszcze tego samego wieczoru przygotowała ubrania i spakowała do podrόżnej torby, po czym poszukała na mapie w internecie tego małego miasteczka. W tajemnicy przed Jimmym zatelefonowała do Lilly-Rose.

- Miałabyś chęć ze mną tam pojechać? - zapytała wreszcie, po długim wstępie.

- To fantastyczne, ależ oczywiście, że z tobą pojadę! - wykrzyknęła pełna entuzjazmu - jeszcze nigdy nie byłam w tym kraju. Ja niczego się nie boję - dodała dumna z siebie.

- Wiesz, Lilly-Rose, kamień spadł mi z serca. Zaraz zarezerwuję bilet dla ciebie. Jesteś pewna, że twόj ojciec się zgodzi? - zapytała zaniepokojona.

- Hym? - dziewczynka zamyśliła się. – Robię to, co uważam za stosowne. On może mi dużo zabraniać. Prychnęła. - Snake nie pyta mnie o pozwolenie, jak chce coś zrobić. Zresztą, może wcale nie zauważy, że nie będzie mnie w domu. Zastanawiała się na głos. -Powiem tylko pani w szkole, że będę nieobecna na zajęciach.

Annikafiore nie przypominała jej zbyt natrętnie, żeby poprosiła Snake'a o zgodę na podrόż, bo przewidywała, że stanowczo sprzeciwiłby się. Absolutnie nie wyobrażała sobie tego przedsięwzięcia bez Lilly-Rose u swojego boku.

W samolocie praktycznie nie zmrużyły oka. Cały czas gadały i chichotały się z byle czego, co okazało się najlepszym lekarstwem na przezwyciężenie strachu przed lataniem samolotem. W holu przylotόw zaopiekowała się nimi przyjemna tłumaczka i razem z nią pojechały do hotelu.

Budynek, w ktόrym mieścił się dom dziecka, okazał się być dawnym dworkiem, aktualnie znajdującym się w stanie bliskim ruiny. Niegdyś piękny i monumentalny, usytuowany na skraju lasu. W prawym skrzydle mieścił się dom opieki małego dziecka, zaś w lewym skrzydle sierociniec dla dzieci powyżej szόstego roku życia. Na ich przyjazd udekorowano największą salę i zorganizowano uroczysty apel. Annikafiore i Lilly-Rose zwiedziły obie części: obłupane, szare ściany, skromnie urządzone sale, zaopatrzone jedynie w sprzęty najpotrzebniejsze do codziennego życia i ściany udekorowane rysunkami wychowankόw. Smutne buzie o dużych smutnych oczach wpatrywały się w przybyszόw. Annikafiore czuła na sobie wzrok dzieci, przeszywający ją do szpiku kości. Najchętniej ukryłaby się przed nimi. Te dzieci nie miały rodzicόw, rodzinnego domu, miłości, kompletnie niczego. Żyły w ubogich warunkach, na łasce państwa, pod opieką zdziesiątkowanego odgόrnymi reorganizacjami personelu nauczycielskiego, otrzymującego niskie pensje. Teoretycznie Annikafiore wiedziała, jakie warunki panowały w zubożałych sierocińcach, jednak bezpośrednia konfrontacja z rzeczywistością przeszła jej wszelkie wyobrażenia. Ściskało ją w sercu, nogi uginały się w kolanach pod ciężarem jej ciała, a w gardle stanęła jej kula. Dręczyły ją wyrzuty, że nie chciała tu przyjechać. Uświadomiła sobie, że do tej pory w ogόle nie doceniała własnego dzieciństwa, spędzonego w bezpieczeństwie, cieple i miłości rodzinnego domu. Takie dzieciństwo wydawało jej się całkiem normalne, podczas gdy w życiu bywało często inaczej, gorzej, nienormalnie, źle. Zaciskała usta, żeby nie uronić łez na widok sfilcowanych sweterkόw o przykrόtkich rękawach, oberwanych guzikόw, zniszczonych butόw i lodowato zimnej wody w umywalce. Pragnęła je wszystkie do siebie przytulić, ale nie była w stanie się poruszyć. Nie docierały do niej, tłumaczone przez tłumaczkę, słowa rozentuzjazmowanej dyrektorki instytucji. W pewnej chwili, nie namyślając się, wyjęła z uszu swoje kolczyki, prezent od Jimmy'ego, i przypięła małej dziewczynce z niedowładem jednej ręki, ktόra od samego początku przyglądała jej się z dużym zainteresowaniem. Annikafiore nie mogła wydusić z siebie ani słowa, pogłaskała ją tylko po głowie.

Po powrocie do hotelu, Annikafiore i Lilly-Rose były w dalszym ciągu pod wrażeniem wizyty w domu dziecka. Nie kwapiły się do wspόlnej rozmowy. Następnego dnia rano w milczeniu umyły się, ubrały i pojechały taksόwką na lotnisko. W samolocie siedziały obok siebie i trzymały się za ręce. Lilly-Rose pierwsza przerwała tę obezwładniającą ciszę.

- Ta flota naprawdę im się przyda. Na ciuchy, na jedzenie, na komputery i nowe łazienki.

- Oj, tak. Na pewno - Annikafiore odezwała się po raz pierwszy od kilkunastu godzin ochrypłym głosem.

- Dobrze, że tam pojechałyśmy - dodała Lilly-Rose, a Annikafiore tylko skinęła głową.

- Czy jeżeli w przyszłości jechałabym na taką akcję, to mogę liczyć na twoją pomoc? - zapytała.

- No, pewnie ciociu Annikafiore - oznajmiła radośnie dziewczynka, ściskając ją za szyję. Zobaczyła, jak w milczeniu po twarzy Annikafiore spływały łzy.

- Dzięki - powiedziała nie patrząc na Lilly-Rose. Przed oczami miała w dalszym ciągu wspomnienie wczorajszego dnia.

- Nie płacz. Pomyśl, że z tą kasą będzie im trochę łatwiej żyć, przynajmniej przez pewien czas. Oscar mόgłby częściej organizować koncerty i inne zrzutki - stwierdziła Lilly-Rose. Annikafiore wyjęła chusteczkę i wytarła oczy, skoro Lilly-Rose już odkryła, że płacze, nie musiała się dłużej ukrywać i odwracać głowę w drugą stronę.

- Masz rację, powinnyśmy się cieszyć. Powiedz mi, w jaki sposόb poradziłaś sobie z tymi przeżyciami? - zapytała.

- Snake mnie ostrzegł na dzień przed podrόżą - wyznała Lilly-Rose. "Może on nie jest taki prymityw, za jakiego go uważam?", pomyślała Annikafiore.

- To bardzo mądre z jego strony - powiedziała, po czym obie przytuliły się do siebie jak dwie siostry i zmęczone usnęły.

Annikafiore potrzebowała kilku dni, żeby odzyskać psychiczną rόwnowagę po wizycie w sierocińcu. To przeżycie na zawsze zmieniło jej spojrzenie na życie i otaczający świat.

- I jak tam miewa się nasza ambasadorka dobrego serca? - tymi słowami przywitał ją Oscar, gdy spotkali się po raz pierwszy po jej powrocie.

- O.K. - powiedziała i uśmiechnęła się kącikami ust. Nie chciała wdawać się w szczegόły.

- Czy masz chęć odbyć jeszcze kilka takich misji? - zapytał, zawadiacko się do niej uśmiechając.

- O, tak - powiedziała z przekonaniem, po czym szybko pobiegła do łazienki i rozpłakała się na całego, bo tutaj nikt jej nie widział ani nie słyszał. Doszła do wniosku, że na zewnątrz sprawiała na obcych wrażenie twardej i opanowanej osoby, zaś w środku była miękka jak wosk.

- Cieszę się, że wzięłaś na siebie ten obowiązek - powiedział Jimmy, naprawdę zadowolony z Annikafiore.

- Aha - odpowiedziała - ale wiesz, ja jestem przeciwna jałmużnie dla ubogich - dodała po chwili.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - nie zrozumiał jej.

- Na świecie jest pod dostatkiem pieniędzy, wystarczyłoby na dobre życie dla każdego, nie w luksusie, ale w dobrobycie. Problem polega na tym, że te pieniądze są niesprawiedliwie rozdzielone i wydawane na niewłaściwe cele. Poza tym nikt nie musi żyć w zbytku, żeby czuć się szczęśliwym, do szczęścia wystarczy dostatek. Zbytek prowadzi do wykolejenia jednostki. Trzeba umieć sobie powiedzieć dość i basta! Dlaczego ktoś, kto ma dużo, chce jeszcze więcej, coraz więcej i więcej, i nigdy nie jest mu dosyć? -zapytała rozgorączkowana.

- Apetyt rośnie w miarę jedzenia, jak mόwi przysłowie.

- Nieprawda! - ostro zaprotestowała. Trzeba jeść tyle, ile potrzeba i nie więcej. Za duża konsumpcja żywności prowadzi do otyłości i chorόb z nią związanych: cukrzycy, nadciśnienia, zawału serca. Można odnieść to rόwnież w stosunku do konsumpcji dόbr materialnych.

- Masz rację, ale nie uda ci się naprawić całego świata - powiedziałem ci to już nie raz.

- Szkoda - skwitowała zła i smutna.

- Chciałabyś? - zapytał żartobliwie.

- Mogłabym - odpowiedziała całkiem serio.

- Ach, ty moja rewolucjonistko! Kocham cię, jedyna - powiedział, obejmując swoimi ramionami i czule przyciskając do siebie. -Co ja bym bez ciebie począł?

- Pomożesz mi? - zapytała zadzierając głowę do gόry i patrząc mu prosto w oczy.

- Oczywiście, o ile będzie to leżało w moich możliwościach.

- Bo, wiesz, jest tyle dzieci bez rodzicόw, ktόre czekają, żeby ktoś je pokochał i zabrał do siebie - zaczęła niepewnie. Jej głos drżał i z nerwόw trochę się jąkała. - Wiesz, my moglibyśmy zaadoptować jakieś dziecko i dać mu lepszą przyszłość. Nie patrząc na niego, czekała na jego reakcję.

-Teoretycznie jest to możliwe, ale w praktyce trudne do wykonania - odpowiedział po namyśle.

- Dlaczego? - zapytała rozczarowana jego sceptycyzmem.

- Mnie ciągle nie ma w domu, a ty sama sobie nie poradzisz, pomimo wszystkich dobrych chęci - wytłumaczył.

- Nie chcesz zaopiekować się biednym, bezbronnym dzieckiem?

- Nie zrozum mnie źle. Chcę, ale na razie nie mamy na taką odpowiedzialność, wbrew pozorom, warunkόw.

- Nie wiem, czy bylibyśmy dobrymi rodzicami, wiem, że na pewno obydwoje bardzo staralibyśmy się.

- Skoro sama zaczęłaś ten temat, to może moglibyśmy porozmawiać o naszym własnym dziecku - zagadnął.

- Ja nie mogę. Wolę już gotowe - powiedziała pόł żartem, pόł serio, choć w głębi duszy uznała jego propozycję za atak na swoją osobę.

- Nie chcesz mieć własnego dzidziusia? - zapytał.

- Nie! - krzyknęła. Czy musimy wałkować ten temat? - zapytała poirytowana.

- Osobiście wolałbym mieć własne dziecko z ukochaną kobietą czyli tobą - podkreślił dwa ostatnie słowa patrząc w jej szafirowe oczy.

- Jimmy, nie bądź egoistą! Na świecie inni już zrobili dużo dzieci i pozostawili je bez opieki. Dziecko jest tylko dzieckiem. Nie ma sprawy własne czy cudze. Jednakowo potrzebuje miłości. Nie rozumiem kobiet, ktόre szpikują się hormonami, żeby za wszelką cenę zajść w ciążę, podczas gdy tyle dzieci czeka na rodzicόw i marzy o tym szczęśliwym dniu, w ktόrym ktoś zabierze je do prawdziwego domu i zaopiekuje się nimi.

- Ludzie uważają, że własne dziecko będzie lepsze, bo będzie miało ich geny, ich charakter, etc. - wyjaśnił.

- Bzdura! - skwitowała.

- Szansa pόł na pόł - odpowiedział.

- Gdybyś sam zobaczył ich smutne buzie i oczy pełne tęsknoty, na pewno zmieniłbyś zdanie - rozpłakała się.

- Już dobrze, dobrze. Nie możesz się tak mocno wszystkim i wszystkimi przejmować, moja droga. Poza tym, przecież nie powiedziałem nie. Przytulił ją i pogładził po włosach. - Aktualnie nie mamy możliwości na zaadoptowanie dziecka, ale w przyszłości, gdy Jailbirds trochę zmniejszą tempo, nic nie stoi temu na przeszkodzie - dodał.

- Zgadzasz się? Naprawdę? - zapytała uszczęśliwiona.

- Dobrze wiesz, że istnieje niewiele rzeczy, ktόrych mόgłbym ci odmόwić.

- Hym, myślę, że naprawdę cię kocham - powiedziała i wspierając się o jego ramiona, wspięła się na palce i pocałowała go w usta.

- Mam nadzieję, że tak jest - odpowiedział, chwycił ją w pasie, podniόsł do gόry gorąco całując. Nie przyznał się, że myśl o ewentualnej adopcji już kiedyś pojawiła się w jego umyśle.