JustPaste.it

Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu

Ile może być rocznie pomyłek sądowych w Polsce?

Ile może być rocznie pomyłek sądowych w Polsce?

 

Pod takim podtytułem ukazała się interesująca opowieść o skandalu w naszym przemyśle sądowym (tytuł – „Dekalog VIII: Niewinny. 18 miesięcy w piekle”), o którym głośno na portalu Onet.

Oto fragmenty tekstu napisanego przez poszkodowanego, żeby nie napisać – podeptanego, przez naszą Temidę.

„Nazywam się Paweł Guz i jestem niewinny. Te słowa powtarzałem przez półtora roku prokuratorom, sędziom, policjantom. Nikt nie chciał mi wierzyć. Ulicami Lubartowa, mojego rodzinnego miasta, przechodziły marsze milczenia, demonstracje oburzonych zbrodnią mieszkańców. Ludzie domagali się kary śmierci, nieśli symboliczne szubienice dla morderców. To była szubienica dla mnie, bo dla ludzi to ja byłem mordercą. Tak powiedziała policja, prokuratura, sąd, tak powtarzały gazety i telewizja. Naprawdę trudno było w to nie uwierzyć. Choć to nieprawda. Ja, Paweł Guz, niczego złego nie zrobiłem, nikogo nie zabiłem. Jestem niewinny”.

Albo kłamał, albo Temida (to górnolotne określenie, bowiem po prawdzie, to nasi fachowcy) się skompromitowała – innych możliwości nie ma. Okazuje się, że to drugi, jakże koszmarny, wariant.

Nazywam się Mirosław Naleziński i od stycznia 2009, czyli od momentu, kiedy to pewna pisarka, działająca na portalu NaszaKlasa umyśliła sobie, że ja oraz dwóch innych użytkowników (pp. AZ oraz JK), to jedna osoba, a konkretnie – moja, czyli publicznie mnie zniesławiła, że podszywam się pod fikcyjne osoby i że wszystkie wypowiedzi tych panów są moimi tekstami. Obrzydliwie sobie poczęła ta niewiasta i do tej pory nie spotkały jej żadne prawne nieprzyjemności.

Paweł jako chłopak wyjechał do Norwegii. W Oslo założył firmę budowlaną. Do ojczyzny przyjeżdżał od czasu do czasu - tu miał rodzinę, przyjaciół, dziewczynę; tu mieszkał też jego kolega, także Paweł, który prowadził warsztat samochodowy. Tam też poznał Krzysztofa i to właśnie on obciążył go zeznaniami – to on powiedział śledczym, że zabił właściciela firmy, a jemu kazał zakopać zwłoki w lesie.

Ten drugi Paweł nie powrócił w lipcową noc 2007 roku do domu – przez parę dni nie było go także w firmie; nie odbierał telefonu. Policjanci zadali Pawłowi kilka rutynowych pytań i kolejnego dnia, o szóstej rano weszli do domu, przedstawiając mu zarzut zamordowania mechanika. Zabrali na przesłuchanie – „dlaczego to zrobiłeś, z kim to zrobiłeś, jak to zrobiłeś, dostaniesz za to dożywocie, więc lepiej będzie, jak zaczniesz mówić”. Paweł Guz doznał szoku - powtarzał, że to nieprawda, że jest niewinny, że nikogo nie zabił. Lawina jednak runęła - prokurator, sąd, więzienie. Miał wówczas 28 lat.

Znajomy pisarki, gdański mecenas, w kwietniu 2009 wystosował do mnie tzw. ostateczne przedsądowe wezwanie do przeproszenia jego klientki na kilku portalach, skasowanie artykułów, w których omawiałem jej fałszerstwo, popieranie menelskiej młodzieży folgującej sobie na NK, szydzenie z przysięgi studenckiej i zniesławienie mnie (że założyłem sobie konta na dane AZ i JK) oraz zawinszowali sobie 20 000 zł zadośćuczynienia. Szok – w paru notkach opisałem działania tej pani bez podawania pełnych danych, przy czym wszystko było oparte na faktach, które zostały nagrane i internetowo przekazane (po otrzymaniu tego wezwania) mecenasowi, a jednak postanowił - wespół z pisarką - ruszyć do dwóch gdańskich sądów.

A przecież każdy mógł opisać zachowania pisarki (i innych osób); jedynie przypadkiem jesteśmy mieszkańcami Trójmiasta i pisaliśmy po polsku, bowiem mogłoby się teoretycznie zdarzyć, że bylibyśmy angielskojęzycznymi obywatelami, że jedno z nas mieszkałoby i pisałoby w Nowej Zelandii, zaś drugie w Kanadzie, zatem który z sądów zajmowałby się bzdurami na podstawie art. 212Kk? Dopiero rozpatrując taki przypadek, widać cały bezsens tej kuriozalnej sprawy, wszak zapewne nie doszłoby do kompromitacji nowozelandzkiego oraz kanadyjskiego sądu, bowiem żaden rozsądny mecenas nie wziąłby tak niepewnej sprawy, jedynie wspominając, że tamtejszy sąd wyśmiałby pisarkę.

Paweł do końca życia zapamięta ekran telewizora, w który wpatrywał się w areszcie - mówiono, że to właśnie on zabił. Nie była to prawda - nie mieli żadnych dowodów, tylko pomówienia, którymi faszerował organa władzy Krzysztof, który zmieniał co rusz swoje zeznania (a to, że w warsztacie był sam, innym razem, że oskarżony przyjechał z nieznajomym, jeszcze innym razem, że był z jeszcze innym kolegą - kłamał, ale mu wierzono).

Przeciwko mnie pisarka złożyła doniesienie na komisariacie Policji, o czym dowiedziałem się bodaj po roku. Wysłała ponadto do paru adminów informacje, że kłamię i że na pewno miałem konto na dane p. JK i że nie sfałszowała podpisu, jedynie napisała prawdę, zmieniając nazwisko JK na moje. Ponieważ p. JK istotnie ostro pojeździł sobie po pisarce, przeto oświadczając w sądach, na Policji i w internecie, że ja nim jestem, w istocie niegodziwie propagowała mój wizerunek w publicznym odbiorze, bowiem wszystkie jego teksty na jej temat, powszechnie uznawano za moje. I gdańska niekompetentna Temida nie zajęła się w rzeczowy sposób sprawą zniesławienia mnie przez pisarkę, lecz przeciwnie, to ją uznano w Sądzie Okręgowym w Gdańsku (sprawa cywilna) za spostponowaną! Pisarka pomówiła mnie na portalach NK oraz Salon24 (że mam dodatkowe konto; z zarzutu, że jestem p. AZ wycofała się nie wzbudzając podejrzliwości u „profesjonalnego” sędziego), pomówiła przed obliczem Policji i dwóch sądów, pomówiła rozsyłając ponadto informacje do kilku portali i żaden prawnik, w tym prezes sądu, nie zareagował zgodnie z ideami zbyt – jak się okazuje - ślepej Temidy.

Pawła przetrzymywali w areszcie, po to, aby wciąż sprawdzać te same dowody, których w istocie nie było. Prokuratorzy złamali mu życie; zachowali się identycznie, jak Krzysztof, który go obciążył w zeznaniach.

Potem miałem zawał, bajpasy i paromiesięczne leczenie. O wszystkim informowałem gdański sąd, który ponadto otrzymał moje oświadczenie, że na NK miałem i mam tylko jedno konto, zatem to powódka sfałszowała podpis oraz zniesławiła mnie w internecie. Wysłałem także zaświadczenia służby zdrowia (o zawale, bajpasach i o pobycie w ośrodku kardiologicznym, bowiem sąd wyznaczył jedną z rozpraw podczas mojego pobytu tamże).

Przez parę miesięcy był spokój – byłem pewien, że pisarka i jej mecenas zmądrzeli po wpływem mojego oświadczenia i pod wpływem sędziego, który – jak mniemałem – odradził im procesowanie na podstawie otrzymanych dowodów (kopie tekstów zamieszczanych na portalach) i również owego oświadczenia, że miałem tylko jedno konto na NK.

Jakież było moje zdumienie, kiedy otrzymałem wezwanie na drugi proces, tym razem karny – szok! Pod koniec kwietnia 2010 odbyło się inauguracyjne posiedzenie sądu, kiedy to mecenas, na korytarzu - w swej łaskawości - oznajmił mi, że parę miesięcy wcześniej (18 grudnia 2009) wydano wyrok w sprawie cywilnej – niemal 1000 zł zadośćuczynienia, skasowanie moich artykułów opisujących działania pisarki oraz przeprosiny.

Sędzia okazał się amatorem i całkowicie nieprzyjaznym urzędnikiem – nie uznał moich zaświadczeń lekarskich (bo nie były podpisane przez sadowego speclekarza), nie zareagował na informację, że podczas rozprawy będę w sanatorium, nie poinformował mnie o terminie wydania wyroku i nie powiadomił o jego wydaniu (18 grudnia 2009).

Nie wziął również pod uwagę złożonych dowodów, zignorował moje oświadczenie (że miałem jedno konto na NK), że pisarka sfałszowała podpis (ów gdański logik uznał to za… omyłkę – indolencja, zanik umiejętności logicznego myślenia?) i że to ona przecież mnie zniesławiła, zaś ja jedynie – w ramach obrony – ripostowałem w internecie jej kłamstwa. Togowy facet uznał, że to ja ją zniesławiłem! Istny skandal i cyrk! Oczywiście, arogancka Temida uniemożliwiła mi złożenie apelacji, bowiem wszystkie terminy jej złożenia minęły wskutek braku informacji o wydanym wyroku. Wszelkie próby zainteresowania tak gdańskiego sądu, jak też wyższych instancji, włącznie z Ministerstwem Sprawiedliwości i Prokuraturą Generalną, spełzają nie tyle na niczym, co na kuriozalnych odpowiedziach – ci temidowi intelektualiści twierdzą, że skoro termin został przekroczony, to nie można apelować i – jakim trzeba być umysłowym geniuszem – po przypomnieniu im, że nie mogłem apelować, bowiem nie miałem informacji o terminie i wydaniu wyroku, oni nadal swoje – nie dochowano terminów. Czy trzeba ich wyzwać od głąbów, aby w końcu przejrzeli sprawę i procedury, bowiem to właśnie one są winne? Dobrze, pójdźmy na kompromis: to procedury są idiotyczne, nie zaś mózgi naszych czołowych prawników.

Paweł Guz przestał wierzyć w sprawiedliwość. Bo i jak w nią miał wierzyć? Co mógł myśleć chłopak, który trafia do więzienia, którego media przedstawiają jako mordercę, kiedy to prokuratorzy i sędziowie są przekonani o jego winie, kiedy powtarzają, że czeka go dożywocie? Nikt, kto tego nie przeżył, nie jest w stanie zrozumieć, co przeżywa niewinny człowiek w zamknięciu. Większość internautów uważa, że każdy skazaniec twierdzi, że jest niewinny. Żartują sobie nawet, że więzienia pełne są niewinnych biedaków. Wprawdzie wszyscy wiedzą, że bywają pomyłki sądowe (i to z fatalnym zakończeniem – znane są popomyłkowe egzekucje, zwłaszcza w USA), ale uważają, że w konkretnych przypadkach wyroki są sprawiedliwe. To jak z podniebnymi podróżami – wszyscy wiedzą, że katastrofy się zdarzają, ale wszyscy ufają, że nie im się one przydarzą.

Dla Pawła życie się skończyło w jednej chwili, a najgorsza była niepewność. Wspomina, że przyszedł znak od Boga - otworzył Pismo Święte i pierwsze słowo, jakie przeczytał, to „wolność” napisana pogrubioną czcionką.

Po kilku miesiącach pudła zmienił się prokurator prowadzący śledztwo. Pierwszy, ten który Pawła oskarżał i przed telewizyjnymi kamerami był pewny jego winy, odszedł. Pewnie dostał stosowne premie lub nagrody za tę sprawę i żadna siła nie spowoduje zwrotu tych pieniędzy oszukanemu społeczeństwu.

Kolejny prokurator zaczął wszystko od początku - całe śledztwo od nowa, dowód po dowodzie, wątek po wątku, szczegół po szczególe. I w końcu odkrył prawdę; prawdę, że w areszcie trzymany jest niewinny człowiek z zarzutem morderstwa. Okazało się, że mordercą jest Krzysztof, zaś Paweł Guz jest NIEWINNY!.

Odzyskał wolność po osiemnastu miesiącach - miał już 30 lat. Jednak rodzina zamordowanego nadal jest przekonana, że to on zabił - uwierzyli w to, co mawiała prokuratura na początku. Przykro jest usłyszeć na ulicy "ty morderco", kiedy naprawdę jesteś niewinny.

Niestety, polska Temida nie ma zamiaru kiwnąć palcem i nawet jeśli sędzia miał zaćmienie umysłu, nie przejrzał starannie dowodów, w tym dostarczonego tzw. dedukcyjnego (jak go nazwała pisarka) dowodu, że logowałem się jako JK (jak można być aż takim tłukiem, aby uwierzyć w jakiś intelektualnie niepewny bubel). Dlaczego sędzia nie przekazał dowodu biegłemu? Przecież sam nie zna się na możliwościach internetowych przekrętów, więc na jakiej podstawie uwierzył powódce w jej zwidy? Ale jest niezawisły, zatem nawet w przypadku popełnienia podstawowych błędów, nikt w Polsce nie może podważyć jego wyroku. Każdy rzemieślnik – po wykonaniu knota – powinien bezpłatnie go poprawić. Planuje się, że każdy urzędnik, jeśli spaprze petentowi robotę lub narazi jego wizerunek, to będzie odpowiadać finansowo za naprawienie szkody, ale nie dotyczy to naszych dzielnych, uprzywilejowanych (zimmuniteciałych) a inteligentnych (często jednak inaczej) togowych mędrców! Może w końcu ktoś zabierze się za niektórych nieudaczników? W końcu nie każdy musi się męczyć na tym odpowiedzialnym stanowisku, jeśli mu obowiązki nazbyt ciążą. Jeśli wydaje mu się, że może wydawać wyroki bez pomocy fachowców, na wszystkim się zna i że poprawnie ocenia dowody (nawet niezbyt rozsądne), to niech zmieni robotę!

Paweł Guz kupił gazetę - dziennikarze napisali, że na wolności jest mężczyzna podejrzany o morderstwo; pisali o nim „Paweł G.”, jak o zbrodniarzu.

W internecie wielu popleczników pisarki anonimowo wpisuje, że kłamię, że miałem drugie konto. Zbieram te wypowiedzi i omówię, kiedy tylko polska Temida w końcu zmądrzeje, jak w przypadku p. Pawła i kiedy zmusi tę doktorantkę do zwrotu wyciągniętych (na podstawie idiotycznego wyroku wydanego w imieniu III RP) pieniędzy. Ale ta wiedźma (Temida, nie pisarka) będzie teraz wykręcać się, kombinować, łapać się kruczków prawnych, aby nie przyznać się do pomyłki sądowej! Ileż to pary idzie w sądach w gwizdek? Zamiast szybko i rzeczowo zbadać sprawę, to latami trwa cyzelowanie zeznań, dowodów i opinii.

Owszem, jeśli dowody są pewne, to sądy mają swoją wielką rolę we właściwym ustaleniu wyroku i to jest zadanie rzetelnego sędziego, ale jeśli ktoś nie zabił albo nie miał drugiego konta, to po cholerę te całe sądy, skoro nie potrafią opowiedzieć się po właściwej stronie? Aby łamać kręgosłupy uczciwych obywateli i do szczętu ich zniechęcać do polskiego sądownictwa, do którego przecież za młody wszyscy odnoszą się z szacunkiem, bowiem są przekonani o wrodzonej uczciwości sądowych prawników? Przecież ludzie niesłusznie skazani przez naszą Temidę nigdy nie uwierzą w jej rzetelność. To ludzie niemal straceni dla polskiej idei sprawiedliwości. Oni są jak Sowieci, którzy podczas wojny zaszli zbyt daleko na Zachód, zbyt wiele zobaczyli i byli dla komunistycznych idei na tyle straceni, że Stalin również myślał o ich straceniu i na myśleniu zwykle się nie kończyło.

Paweł odzyskał wolność, został oczyszczony z zarzutów, ale już do końca życia będzie uznawany przez wielu za  mordercę. Pyta sam siebie, za jakie grzechy go to spotkało, ale nie znajduje odpowiedzi. Jego godność została zdeptana; areszt, groźba dożywocia było powolnym niszczeniem człowieka i za to domaga się odszkodowania za niesłuszne aresztowanie. Może zbyt wiele? Może 5 mln zł to przesada, ale w jaki sposób wycenić utratę bezpieczeństwa i godności w państwie prawa i z powodu błędów urzędników tego państwa? Prawnicy przygotowują pozew, zaś sprawie będzie patronowała Helsińska Fundacja Praw Człowieka.

Wyrok na mnie jest skandaliczny, kuriozalny i błędny – jest wynikiem pomyłki sadowej. Jeśli Państwo Polskie nie potrafi poprawić błędnego wyroku wydanego przez niezupełnie dysponowanego sędziego, to zostanie sporządzony pozew przeciwko Polsce, bowiem sąd popełnił błąd stronniczego osądu, zaniedbał solidnego zbadania sprawy (admin NK ostatnio poinformował mnie, że nikt nie zwrócił się do niego o emajlowy adres pana JK oraz o historię jego wejść na ten portal!) i nie miał zamiaru osądzić pisarki za sfałszowanie podpisu oraz jej zwolenników za bezustanne zniesławienia na rozmaitych portalach. Więcej – na podstawie kuriozalnego wyroku, pewne osoby wysyłają do adminów skan wyroku i żądają skasowania moich kolejnych tekstów, powołując się na ten (o)błędny bubel. Kiedy w tym dzikim kraju zwycięży rozsadek?

W mojej sprawie (i w opisanej, bardziej przecież dramatycznej) nie zastosowano wariografu, co mogłoby zaraz, na początku, wyjaśnić wszelkie niejasności. Już dawno pisarka zrozumiałaby swój błąd i dawno by mnie przeprosiła, i dzięki temu miałaby znacznie skromniejsza literaturę na swój temat, zaś nasze sądownictwo uniknęłoby kompromitacji i to za tak niewielką cenę!

Do pisarki, jej mecenasa i gdańskiego sędziego – jeśli Naleziński coś pisze, to pisze prawdę i szkoda, że tego nie przyjmujecie do wiadomości. Teraz będziecie męczyć temat, odwracać na każdą stronę i bawić się w prawnicze sztuczki oraz powoływać się na zapadły a bublowaty wyrok, a prawda jest jedna – miałem i mam jedno konto, zatem powódka dopuściła się fałszerstwa i zniesławienia oraz – co jest dalszą konsekwencją – ośmieszyła się, niczym rasowa pieniaczka sądowa, zawracając głowę Policji i Temidzie; wszak jest oczywiste, że gdyby nie jej pomyłka w ocenie sytuacji, to nie byłoby tego skandalu. Ale to już tak bywa, jeśli ktoś jest zbyt nerwowy, zbyt pewny siebie, ma zwidy a do tego „swojego” prawnika, to w swej pysze osobliwie się zachowuje. Można wręcz powiedzieć, że tej pani coś się pozajączkowało*.

Pisarka - podobnie jak Krzysztof - jako pierwsza udała się do Temidy ze swoimi zeznaniami i po prostu według zasady „kto pierwszy, temu dajemy posłuch” zaszczepiła sędziemu swoją teorię.

Jeśli pisarka nie przeprosi za fałszerstwo i zniesławienie oraz za krzywdy doznane podczas dwóch lat procesowania i nie zwróci wszystkich kosztów, i jeśli polska Temida nie zmieni wyroku, to Polska będzie mieć sprawę - wzorem pana Pawła - o odszkodowanie.

 

* - określenie zastosowane przez p. JK w swoich komentarzach na portalu NaszaKlasa; to słowo nie było mi znane do tego momentu (ani razu takiego słowa nie napisałem, ani nie wypowiedziałem i nikt nie potwierdzi, że to słowo należy do mojego słownictwa; innym słowem jest „mastaha”, stosowane przez tego pana, a mnie nieznane i do dzisiaj nie wiem, co oznacza); jest to jeden z paru dowodów na to, że nie jestem panem JK, zatem pisarka błędnie oceniła, że ja i p. JK to jedna osoba, czyli pani jednak sfałszowała podpis i zniesławiła mnie w internecie, a ponadto jej zeznania nie odpowiadają prawdzie, zatem wyrok na nich oparty jest nieważny