JustPaste.it

Między fałszem i absurdem

Ojcowie założyciele nowego ładu społeczno-gospodarczego lekkomyślnie i beztrosko oddali gospodarkę i finanse kraju na łaskę i niełaskę zachodniego kapitału.

Ojcowie założyciele nowego ładu społeczno-gospodarczego lekkomyślnie i beztrosko oddali gospodarkę i finanse kraju na łaskę i niełaskę zachodniego kapitału.

 

 

Według rzekomych mędrców i samozwańczych autorytetów brylujących we wszechobecnych mediach elektronicznych, burzliwy w naszych czasach rozwój cywilizacji osiąga właśnie wyżyny doskonałości. Rozpędzony świat pokonuje w ekspresowym tempie progi kolejnych epok: przemysłowej, postindrustialnej, informatycznej.

 

Całkiem inny jednak obraz rzeczywistości wyłania się tej matni fałszu i obłudy, jeśli się znajdzie jakąś szczelinę w otoczce agresywnego marketingu, złocącego chorą tkankę społeczną, lichą farbą taniego blichtru. Mało, kto, niestety chce sobie w ten sposób psuć dobry nastrój tym bardziej, że społeczeństwo ślepo oddaje się przyjemności totalnej konsumpcji.

 

Od czasów feudalizmu, pańszczyzny i poddaństwa nie było w naszym kraju tak głębokich podziałów społecznych i nierówności w dochodach. Rośnie przepaść między opływającymi w dobra tego świata kapitalistami, ludźmi władzy, beneficjentami uprzywilejowanych korporacji i celebrytami z jednej strony a spauperyzowaną siłą najemną i całą resztą dołów społecznych.

 

Szczególnie dotkliwie nowe porządki uderzyły w wielkoprzemysłową klasę robotniczą, która przetrwała szczątkowo tylko w dawnych socjalistycznych gigantach takich jak Polska Miedź, Orlen, Kopalnia Węgla i Elektrownia Bełchatów i jest o dziwo klientelą polityczną radykalnej prawicy. Cała reszta szeregów tej wielomilionowej armii pracy przepadła razem z przemysłową masą upadłościową PRL-u.

 

Na naszych oczach ten sam kapitalizm, który na fali niezadowolenia z komuny powrócił do kraju dwadzieścia dwa lata temu na robotniczych plecach, odebrał swoim dobroczyńcom i nosicielom najpierw prawo do stałego zatrudnienia, potem ośmiogodzinny dzień pracy a ostatnio przywileje branżowe i prawo do emerytur po ukończeniu 60 i 65 lat pracy. Czyż to nie prawdziwy chichot historii?

 

W zamian, zniesmaczone mizerią życia w stanie wojennym społeczeństwo, zostało wciągnięte w chocholi taniec oszalałej konsumpcji. Na sfinansowanie uroków doraźnego dobrobytu nie wystarczyło jednak pieniędzy w wyprzedaży majątku narodowego. Trzeba było zaciągać długi na zatkanie dziury budżetowej, z roku na rok rosnącej w zawrotnym tempie.

 

Ojcowie założyciele nowego ładu społeczno-gospodarczego lekkomyślnie i beztrosko oddali gospodarkę kraju na łaskę i niełaskę zachodniego kapitału. Transformacja ustrojowa, której kręgosłupem była prywatyzacja, dokonywała się w korupcyjnej otoczce, burząc ład moralny oparty na poszanowaniu państwowej własności, będącej efektem harówki licho opłacanych dwóch pokoleń ludzi pracy.

 

Wielkim grzechem kolejnych rządów była rozrzutność i marnotrawstwo publicznego grosza. Słynne cztery wielkie reformy Buzka przygotowane i wdrożone bez ekonomicznych kalkulacji nadały deficytowi budżetowemu charakter systemowy i stały się motorem wzrostu długu publicznego. Grzechem głównym tych nieprzemyślanych i nieuzasadnionych zmian był niesłychany przyrost zatrudnienia w sferze budżetowej.

 

Powołana do życia armia zbędnych urzędników w szybkim tempie osiągnęła liczebność znacznie przewyższającą połączone siły armii, policji i wszystkich innych formacji paramilitarnych. Towarzyszą im liczne brygady radnych czerpiących skolko godno z deficytowych budżetów zadłużających się beztrosko samorządów.

 

Przeglądając słynną listę postulatów stoczniowców, która w efekcie wywróciła do góry nogami socjalizm widać wyraźnie, że robotnicy nie tylko nic nie zyskali, ale stracili całkiem spory pakiet praw pracowniczych i stali się obywatelami drugiej kategorii. Jedynym znaczącym osiągnięciem tamtych dni społecznej burzy i naporu było oderwanie Polski od zbankrutowanego obozu radzieckiego i dołączenie do lepszego, zachodniego świata.

 

Szkoda tylko, że akurat w tym czasie zachodnia cywilizacja robiła zwrot w stronę rozpasanego liberalizmu i bezmyślnego konsumpcjonizmu opartego na nieograniczonym kredycie, generującego potwornie wysokie zadłużenie państwa i społeczeństwa. Instytucje finansowe dla zmylenia zwane rynkami rozrosły się w międzyczasie do monstrualnych rozmiarów i zachowują się jak tkanka rakowa w organizmie człowieka.

 

Wartość materialna oderwana od wkładu pracy stała się kategorią wirtualną. Tak zwane rynki finansowe kreują łżeepieniądze nazywane elegancko instrumentami pochodnymi a spekulacyjny handel długami wymknął się spod kontroli emitentów papierów dłużnych i przemieszcza się niczym tsunami doprowadzając do ruiny gospodarki kolejnych krajów.

 

Zachodnia cywilizacja miota się na polu minowym między fałszem a absurdem. Polska jest mimowolnym uczestnikiem tych zmagań. Jesteśmy w mniejszym stopniu graczem, a w większym pionkiem w tej niebezpiecznej grze. Nikt jednak nie zwolni nas z odpowiedzialności za bezpieczne przejście przez historyczne zawirowania i meandry.

 

Podany w zarysie przez premiera program działań dla nowego rządu zaledwie nieśmiało dotyka węzła splątanych problemów, trzymających w coraz bardziej krępującym uścisku nasze społeczeństwo. Pomija zupełnie największy z nich, samonakręcający się systemowo nieustanny wzrost nierówności społecznych.

 

Bez rozwiązania tego problemu nic nie powstrzyma rosnącego zadłużenia państwa, które wkrótce może doprowadzić nas do zguby. Nie da się, bowiem zacisnąć pasa biednym popuszczając jednocześnie bogatym. Nie da się wyprowadzić społeczeństwa z kryzysu bez nośnej idei, która będzie oświetlać naszpikowaną przeszkodami drogę do bardziej stabilnej i pewnej przyszłości.

 

W sejmowym ekspoze premiera Donalda Tuska zabrakło niestety zarówno nośnej idei, jak i  rzetelnej buchalterii. Parcere subiectis et debellare superbos.