JustPaste.it

Lustereczko, powiedz przecie..., czyli rzecz o małych księżniczkach

Zafón napisał: Jedna z pułapek dzieciństwa polega na tym, że nie trzeba rozumieć, by czuć. Kiedy rozum zdolny jest pojąć, co się wydarzyło, rany w sercu są już zbyt głębokie.

Zafón napisał: Jedna z pułapek dzieciństwa polega na tym, że nie trzeba rozumieć, by czuć. Kiedy rozum zdolny jest pojąć, co się wydarzyło, rany w sercu są już zbyt głębokie.

 

      Jestem za sceną i przyglądam się rozgardiaszowi, jaki panuje przed konkursem. Próbuję zrobić fotorelację na specjalne zamówienie mojej klientki. Jedna z uczestniczek stoi sztywno i znosi cierpliwie poprawki krawieckie. Druga ćwiczy krok, jakim przejdzie po wybiegu, widać, że stara się utrzymać równowagę w butach na dość wysokim obcasie. Trzecia wpatruje się w lustro i poprawia klipsy, a czwarta powstrzymuje łzy, wygina usta w podkówkę, ale walczy ze sobą, by nie rozmazać makijażu. Niby nic niezwykłego, nic dziwnego - standardowy obrazek podczas konkursów piękności, standardowe przygotowania i emocje. Różnicę stanowi to, że uczestniczkami owego konkursu są małe dziewczynki. Dziewczynki zakutane w falbaniaste, wydekoltowane sukienki, z włosami sztywnymi od lakierów, pianek, brokatów, z twarzami, których nie widać spod grubej warstwy makijażu, jakiego nie powstydziłaby się dojrzała elegantka przed nocnym wyjściem do klubu. Z drugiej strony zaaferowane mamy, dokonujące ostatnich poprawek, podtrzymujące na duchu swoje małe księżniczki, z wypiekami na twarzy, rozświetlone dumą ze swojego dziecka. Zupełnie jak gdyby nie dostrzegały, że owo dziecko wygląda jak skarlała, karykaturalna wersja dorosłej kobiety - po prostu żałośnie.

          Koniec konkursu, wygrała jedna z małych dam. Pozostałe reagują na kilka sposobów. Jedna wtula się mamie pod pachę, druga jawnie okazuje niezadowolenie i rozczarowanie, płacząc donośnie, jakby sobie właśnie przypomniała, że tak robią dzieci, kiedy im źle. Inna znów stoi ze spuszczoną głową i słucha, jak bardzo zawiodła mamę, bo mama tyle zainwestowała, tyle z nią ćwiczyła, tyle wydała na fryzjera, krawcową, makijażystkę, a ona - niewdzięczna mała gówniara - potknęła się, przestała uśmiechać, zgubiła szarfę i w ogóle dała ciała.

      Konkursy piękności dla dzieci są bardzo popularne, nie tylko w USA, czy w Chinach, gdzie wokół nich wyrósł poważny biznes, a życie niejednej rodziny podporządkowane jest karierze małej księżniczki, kolejnym castingom, konkursom, wizytom u dietetyka, wizażystki i chirurga plastycznego. Zabawa w piaskownicy? Nie, bo ręce będą przesuszone, a paznokcie zniszczone. Chodzenie po drzewach? Gdzie tam! Obite kolana źle wyglądają na wybiegu. Oglądanie bajek, rysowanie, zabawa lalkami, klockami, farbami, plasteliną? Jak to, przecież w planach jest przymiarka, potem wybielanie zębów, a następnie lekcja chodzenia i nauka pozowania. 

      Jak nazwać rodziców, którzy przenoszą własne, niespełnione ambicje na dzieci, wmanewrowując je od najmłodszych lat w środowisko okrutne, puste, twarde, silnie konkurencyjne, gdzie podstawowymi i najbardziej cenionymi wartościami są: atrakcyjny wygląd, piękno zewnętrzne, umiejętność kręcenia tyłkiem, białe zęby i twarde łokcie, by móc przepchnąć się do przodu, jak najbliżej obiektywu? Niektórzy z tych rodziców utrzymują, że to przecież dla dobra dziecka, że to inwestycja w jego przyszłość, inni twierdzą, że to był wybór ich dzieci, że one same chciały. Tylko czy dziecko ma mieć świadomość konsekwencji takiego chcenia? Czy dziecko rozumie ostrzeżenia psychologów, którzy mówią o możliwości zaburzeń rozwoju psychicznego, emocjonalnego u dzieci, rozwijających się i dorastających w takim środowisku, w przekonaniu, że piękny strój i ciało to priorytet i wyznacznik wartości człowieka? Czy może dziecko ma mieć wiedzę na temat dermatologii i negatywnego wpływu kosmetyków kolorowych z fitoestrogenami, fenolami i ftalanami na rozwój płciowy dzieci?

      Przerażające jest to, że praktyki rodzicielskie tego typu usprawiedliwiane są w bardzo głupi sposób, przedstawiane tak, że wyglądają niewinnie, normalnie. Bo przecież każda dziewczynka chce być królewną, wróżką, miss albo też chce być duża, jak mama, i mieć takie ubrania jak mama, i taki makijaż, i włosy. Bo przecież jak cię widzą, tak cię piszą, więc warto od najmłodszych lat inwestować w wygląd dziecka. Zdrowie? No cóż, trzebna iść na kompromisy. Będzie sława, sukces, będą i pieniądze, to starczy i na psychologa, i na endokrynologa, ortopedę, psychiatrę. Bo zawsze może się zdarzyć tak, że z małej księżniczki wyrośnie duża księżniczka. Duża dosłownie, z nadmiarem tłuszczu tu i tam, masywnymi udami, tłuściutkimi ramionami (hormony podczas okresu dojrzewania robią swoje), a do tego z trądzikiem młodzieńczym i konsekwentnie wypracowanym od najmłodszych lat pustostanem między uszami. Wtedy takiej dużej księżniczce świat się zawali, poczuje się nic niewarta, a za tym idą kompleksy, zaburzenia odżywiania, poczucie niższości - nieszczęście. I tu potrzebni będą lekarze. Może się zdarzyć i tak, że z księżniczki małej fizycznie, wyrośnie księżniczka mała duchem - pusta, zimna, skoncentrowana na sobie, zapatrzona we własne odbicie w lustrze. Będzie umiała pięknie się poruszać, dobrze dobierać kolory, ubrania, będzie miała dogłębną wiedzę na temat żelowych paznokci i pilingu kawitacyjnego. Jej ciało będzie soczyście brązowe, bez względu na porę roku. Taka księżniczka nie zrozumie krytyki, nie przyjmie jej, nie rozwinie się w innym kierunku, niż ten obrany przez rodziców w okresie, gdy była dzieckiem. nie zrozumie, że ludzie mogą jej nie akceptować, czy nie lubić. Dlaczego? Bo granice tego, co ważne, piękne, dobre, wartościowe, zostały poważnie przesunięte w jednym kierunku - w kierunku sławy i urody.

      Być może nie ma co aż tak demonizować, ale nie wolno milczeć, kiedy wokół nas opisane powyżej praktyki są coraz bardziej powszechne i przestają oburzać, szokować, nawet śmieszyć. Gdy dorośli zabierają dzieciom dzieciństwo, kiedy niszczą im psychikę, ustawiają na życie jednokierunkowo i dość krótkowzrocznie, trzeba reagować i zastanowić się, jaki typ człowieka wyrośnie z takiego dziecka. Może sławna aktorka, grająca w ambitnych produktach. Może modelka, która będzie walczyć o prawa ziwerząt futerkowych, a może celebrytka, która zasłynie z ekscesów łóżkowych w reality show, czy z największej ilości operacji plastycznych lub kandydatka na Miss World, która na pytanie o jej największe marzenie, łamaną angielszczyzną rzuci takim frazesem, że na twarzach obserwujących zakwitnie pełen politowania uśmiech.

      Myślę, że warto się nad tym zastanowić, bo nie każdą z dziur wyrwanych w dzieciństwie zapełni w przyszłości psychiatra, psycholog, chirurg plastyczny, czy grono fanów oraz pokaźna suma na koncie. Odebranie dziecku lat pełnych beztroski, cudownej nieświadomości tego, jak okrutna bywa rzeczywistość, zabranie lekkości wstawania i zasypiania, czasu na dziecięce zabawy z rówieśnikami, prawa do niedoskonałości, ubrudzenia się, płaczu, okazywania słabości - wszystko to jest postępowaniem złym i nieodwracalnym. Jest przekroczeniem rodzicielskich granic. Jest nadużyciem praw rodzica w stosunku do dziecka, krótkowzrocznością, bezmyślnością, a czasem i okrucieństwem, gdy wszystko to robi się wbrew dziecku, bez jego przyzwolenia, czy choćby najmniejszej oznaki entuzjazmu. Dlatego też nie wolno milczeć na ten temat, nie można umniejszać rangi tego zjawiska, problemu, bagatelizować. W tym wypadku, dla dobra dzieci, trzeba nazywać rzeczy po imieniu i zachować czujność, by nie przyjąć jako normalne rzeczy nienormalnych, głupich i nie dopuścić do sytuacji, o której wspomniał Mrożek, pisząc: Nie ma takiego głupstwa i nikczemności, które, byle stale powtarzane, nie zostały wreszcie przyjęte i przestały razić jako głupstwo i nikczemność.