JustPaste.it

O co chodzi w euro TARP-ie

Korepetycje ekonomiczne z kryzysu

Korepetycje ekonomiczne z kryzysu

 

 

 

Bailout – skok ze spadochronem na kasę podatników 
Angielskie słowo „bail out" jako rzeczownik oznacza skok ze spadochronem, ale jako czasownik może być tłumaczone jako „wsparcie". W terminologii ekonomicznej „bailout" charakteryzuje pomoc, której rząd udziela upadającym przedsiębiorstwom. Innymi słowy, pieniądze podatników są spadochronem zapewniającym zadłużonej firmie miękkie i bezpieczne lądowanie. Wielką karierę określenie „bailout” zrobiło w roku 2008, kiedy – w nawiązaniu do gigantycznej pomocy dla sektora finansowego za rządów George’a Busha i Baracka Obamy – media używały go codziennie.

Inflacja i deflacja – taniec cen na cienkiej linie 
Inflacja występuje wtedy, kiedy ceny rosną, czyli praktycznie permanentnie. Deflacja – kiedy ceny maleją, czyli prawie nigdy. Co do konsekwencji ekonomicznych, to uważa się, że niewielka inflacja jest nieszkodliwa, a nawet wspomaga funkcjonowanie rynku. Szkodliwa jest duża inflacja (galopująca – ceny rosną po kilkanaście procent; hiperinflacja – kilkadziesiąt procent w skali roku). Cały problem podobny jest do picia za zdrowie cioci na imieninach – parę toastów służy zdrowiu, zbyt dużo – szkodzi. Podobnie jak łatwo, płynnie i niepostrzeżenie można przejść do tej zbyt dużej liczby toastów, tak samo łatwo jest z pełzającej inflacji znaleźć się w strefie galopu. Z kolei deflacja zawsze uznawana jest za zjawisko negatywne – sygnalizuje, że firmy nie mogą sprzedawać wytworzonej produkcji, a więc będą ją zmniejszać, redukować zatrudnienie i wstrzymywać inwestycje. 

Dywidenda – pieczenie chleba bez mąki 
Udział w zyskach współwłaściciela spółki kapitałowej (akcyjnej lub udziałowej). O tym, czy ją wypłacić czy nie (zysk może być zainwestowany), decyduje walne zgromadzenie akcjonariuszy i decyzja ta wynika z przyjętej strategii firmy. Strategia przestaje być czynnikiem decydującym w spółkach, w których tzw. kontrolny pakiet akcji ma państwo. W tym wypadku decydującą rolę odgrywają potrzeby dochodowe budżetu – państwo chciałoby odebrać piekarzowi cała mąkę, żądając jednocześnie, aby na jutro upiekł chrupiące bułeczki.

 

Deficyt budżetowy – wydawaj więcej, niż zarabiasz 
Mówiąc w skrócie – nadwyżka wydatków nad dochodami państwa. Musi być sfinansowana poprzez pożyczki i tym samym powiększa dług publiczny. Z kolei odsetki od owego długu zwiększają wydatki budżetu i sprawiają, że w następnych latach deficyt może się pogłębiać. Dlatego uważa się, że deficyt nie powinien przekraczać bezpiecznej granicy 3 proc. PKB. Niektóre państwa za wszelką cenę chcą zachować tę bezpieczną wielkość, lecz jednocześnie nie lubią ciąć wydatków czy poszukiwać dodatkowych dochodów. Dlatego często uciekają się do sztuczek księgowych, umożliwiających zmniejszenie deficytu jedynie na papierze bez zmniejszania jego faktycznej wielkości (patrz: Zamiatanie pod dywan). Zbyt wysoki deficyt ma także negatywne konsekwencje ze względu na poważne trudności z jego finansowaniem. Technicznie dokonuje się to poprzez sprzedaż państwowych papierów wartościowych. Jeżeli bony lub obligacje skarbu państwa skupowałby bank centralny, oznaczałoby to de facto drukowanie pieniędzy, co w większości państw europejskich jest zakazane (w Polsce w Konstytucji). 

Do kulminującego szturmu połączonych sił kartelu bankowego na Europę ma dojść w tym tygodniu na kolejnym szczycie EU. Co ofensywa kartelu bankowego ma wspólnego z zapowiedzianym szczytem który poświęcony ma być zmianom w traktacie lizbońskim forsowanym przez Niemcy? A no, wszystko. Zmiany wydają się jedynie listkiem figowym zakrywającym rzecz zasadniczą – prawdopodobną kapitulację Niemiec wobec żądań kartelu bankowego masowego druku euro bo tylko rozwodnienie waluty uchroni go przed stratami, przerzucając je na masy w Europie. Kopia więc sytuacji z 2008 kiedy to przekrętem z TARPem kartel przerzucił swoje straty w kryzysie na masy w Ameryce.

Dla zupełnie niezorientowanych i widzących tylko parę Merkozy w różnych czułych pozach dyskutującą podobno „zmiany do traktatu” krótkie podsumowanie o co naprawdę chodzi:

1. Chodzi o bailout banków amerykańskich – pośrednio – przez europejskiego podatnika. Choć nie umoczone w PIIGS bezpośrednio banki amerykańskie sącounterparty wielkich zakładów że umoczone w ten kryzys banki w Europie, głównie francuskie, nie padną lecz zostaną wybailoutowane na koszt podatnika. Ergo,  że euro nie padnie bo jest zbyt drogie politykom.

2.Jeżeli euro nie będzie ratowane za wszelką cenę to banki francuskie są już  d-e-a-d. Za ich straty – poprzez CDSy – musiałyby beknąć banki amerykańskie,  które byłyby d-e-a-d również. Do tego kartel nie chce dopuścić za żadną cenę.

3. Chodzi więc o bailout banków francuskich, praktycznie już zbankrutowanych. Banków francuskich nie trzeba by było jednak bailoutować gdyby nie były one umoczone w obligacjach włoskich.

4. Chodzi więc o obligacje włoskie  z którymi nie byłoby najmniejszego problemu gdyby były coś warte.  Są one jednak bezwartościowym chłamem którego nikt nie chce kupić. Nikt nie chce go  kupić ponieważ widzi że zadłużony po gałki oczne socjał włoski nie ma szmalu na płacenie odsetek i  może przestać je płacić.

5. Chodzi więc o to żeby bezwartościowy scheiss włoski ktoś kupił.  Socjał włoski uzyska przez to środki na dalsze płacenie odsetek bankierom.  Inaczej przestanie płacić dzięki czemu wyzeruje aktywa banków francuskich.  Dzięki czemu  banki francuskie zbankrutują.  Dzięki czemu zbankrutują także banki amerykańskie.

6. Jedynym kandydatem do skupowania scheissu jest  ECB – europejski bank centralny. ECB jednak ma w statucie że nie może skupywać scheissu państw narodowych.  Nie może wiec skupić scheissu włoskiego przez co nie może dostarczyć gotówki socjałowi włoskiemu,  przez co ten z braku laku może przestać płacić odsetki.  przez co… itd.

7. Chodzi więc o zmianę statutu tak aby ECB mógł zgodnie z nim skupować za wydrukowane z powietrza euro,  ergo emisję  obligacji,   dowolny scheiss państw narodowych w dowolnych ilościach. Czyli aby skupił przede wszystkim scheiss włoski,  i topronto,   tak  aby  Italia czasami nie przestała spłacać odsetek  pogrążając tym  kartel bankowy w Europie i w Ameryce.

8. Chodzi więc o narzucenie prowincjom euro imperium zmian w traktacie tak aby przestraszone rzekomym Armageddonem w razie oporu się na nie zgodziły,  godząc się tym samym na masowy rabunek własnych obywateli.

9. Chodzi więc o wydymanie podatnika w Europie europejskim ekwiwalentem TARPu bo przecież to euro podatnik, finansujący ECB, poniesie pełne koszty zdebazowania waluty i bailoutu prywatnych banków.

10. Jako nagrodę pocieszenia za pomoc kartelowi w tym dymaniu mas w Europie euro federaści w Brukseli otrzymają na tacy zupełnie bezwolne prowincje imperium,  teraz już oficjalnie pozbawione resztek suwerenności.

ERM2 – poczekalnia przed wejściem do eurosalonu 

Exchange Rate Mechanism (mechanizm kursów walutowych) to tzw. przedsionek walutowy, w którym przez co najmniej dwa lata musi przebywać kraj członkowski Unii Europejskiej chcący przyjąć wspólną walutę euro. Będąc w ERM2, kraj musi spełnić tzw. kryteria konwergencji i utrzymać stabilny kurs waluty (wahania nie mogą przekraczać 15 proc. wartości ustalonej przy wejściu do ERM2). Sam pobyt w „przedsionku" nie gwarantuje jednak sukcesu. To tak jakby stanąć w długiej kolejce po bilet do teatru i po dojściu do okienka, zobaczyć karteczkę „brak biletów". Dania siedzi w poczekalni już od dziewięciu lat i przez ten czas tak się w niej zaaklimatyzowała, że już nawet nie pcha się na salony. 

Interwencjonizm – wiara państwa we własną nieomylność 
Państwo wierzy, że może poprawić koniunkturę, zapobiec recesji lub przyspieszyć wyjście z kryzysu, manipulując dostępnymi instrumentami ekonomicznymi (np. stopami procentowymi banku centralnego) oraz korzystając z tzw. środków dyskrecjonalnych (w tym znaczeniu dowolnych, a nie dyskretnych), czyli uznaniowej pomocy – subwencji, ulg podatkowych itd. Z tak silną wiarą się nie dyskutuje. Zauważyć jednak warto, że bezspornych dowodów na to, że taka polityka jest skuteczna, do tej pory nie odnotowano. Za to pewne jest, że koszt jej prowadzenia ponoszą zawsze ci, którzy w gospodarce radzą sobie lepiej.

 

Kryzys, recesja i stagnacja – najmodniejsze słowa w sezonie 
Stagnacja i recesja mają precyzyjne definicje ekonomiczne. W obu wpadkach chodzi o to, że przez pewien czas krajowa produkcja nie rośnie (stagnacja) lub maleje (recesja). Słowa „kryzys" nie da się jednoznacznie zdefiniować. Jest to termin publicystyczny, służący określeniu gwałtownego załamania zarówno w gospodarce, jak i innych sferach życia (kryzys pogodowy, chorobowy itd.). Był to ulubiony termin Karola Marksa – stanowił u niego jedną z czterech faz cyklu koniunkturalnego występującą średnio co 10-12 lat i charakteryzującą się nawet kilkudziesięcioprocentowym spadkiem produkcji. Ewidentne błędy teorii marksowskiej sprawiły, że termin „kryzys" wypadł z użycia w teorii ekonomii. Angielska wersja Wikipedii pod hasłem „Crises" odnotowuje jedynie, że był to ósmy album Mike’a Oldfielda. I obyśmy tylko takich kryzysów zaznawali. 

 

Kredyty subprime – pożyczanie na „wieczne oddanie" 
Termin, o którym jeszcze rok temu nikt nie słyszał. Jeszcze lepiej by było, gdyby w ogóle nie istniało zjawisko, które oznacza. Kredyty subprime to pożyczki udzielone kredytobiorcom o małej wiarygodności. Ze względu na wysokie ryzyko niespłacenia kredytu pożyczki takie były znacznie wyżej oprocentowane niż te udzielane kredytobiorcom wiarygodnym. Źródeł obecnego krachu finansowego upatruje się właśnie w tym, że instytucje finansowe połakomiły się na wysokie zyski z kredytów subprime i zaczęły udzielać ich na wielką skalę (ich wartość w USA w latach 2005-2006 przekroczyła 1,2 bln USD). W efekcie „subprime" stało się – według The American Dialect Society – „słowem roku 2007". W spadku po subprime’ach w amerykańskich bankach zalega zawrotna ilość tzw. toksycznych wierzytelności, które amerykańskie władze federalne próbują „wybailautować"

Opcja walutowa – dewizowy hazard 
Jest to umowa, według której klient ma prawo kupna (opcja call) albo sprzedaży (opcja put) waluty według z góry uzgodnionego kursu. Zabezpiecza to importera (opcja call) przed wzrostem kursu, a eksportera (opcja put) przed jego spadkiem. Płaci za to uzgodnioną cenę zwaną premią. Na opcjach prostych (call lub put) nie można stracić (nie licząc, oczywiście, premii), a można jedynie nie zarobić. Ryzyko pojawia się w wypadku opcji złożonych (call i put jednocześnie), które są spekulacyjnym instrumentem finanso- wym. Jeśli trafnie przewidzimy przyszłe kształtowanie się kursu – zarobimy, jeśli nie – stracimy – i to dużo. Między połową 2006 r. a listopadem roku 2008, kiedy złoty stale się umacniał, na owych opcjach zarabiali prawie wszyscy. Gdy przyszło załamanie naszej waluty, czego większość inwestorów nie przewidziała, zyski zamieniły się w kolosalne straty. Na ratunek przedsiębiorcom rzucił się wicepremier Pawlak, proponując, aby umowy opcyjne unieważnić. Miałoby się to stać wstępem do uchwalenia ustawy o unieważnieniu wyników losowania Dużego Lotka w dniu 27 czerwca 2007 r. 

Parytet siły nabywczej – na ile hamburgerów cię stać 
Miara ekonomiczna, którą każdy podróżujący za granicę wylicza, porównując cenę jakiegoś towaru „tam" i „u nas". PSN to średnia takich wyliczeń informująca, ile euro musielibyśmy wydać np. Niemczech za towary, za które w Polsce zapłacimy – powiedzmy – 1000 zł. Warto zauważyć, że wskaźnik ten niemal zawsze odbiega od aktualnych kursów wymiany walut. Na przykład w 2007 r. amerykańska CIA wyliczyła parytet siły nabywczej złotego względem dolara na 1,77 zł, podczas gdy średni kurs walutowy w tym roku wynosił 2,77 zł. Pozornie zabawną, ale zaskakująco dobrą metodę liczenia PSN wymyślił „The Economist", wprowadzając indeks Big Maca, czyli porównując ceny słynnej bułki z kotletem w różnych krajach. 

PKB – powiedz, ile zarabiasz, a powiem ci, skąd jesteś.
Rada Polityki Pieniężnej (RPP) i Rezerwa Federalna (Fed) – nieomylni w popełnianiu błędów Odpowiednio, polska i amerykańska władza monetarna. Obie podejmują decyzje o najważniejszych parametrach systemu pieniężnego, takich jak stopy banku centralnego i minimalne rezerwy bankowe, a także odpowiadają za siłę nabywczą swoich walut, realizując tzw. bezpośredni cel inflacyjny. Ponieważ składają się z najtęższych głów finansowych, to w swoich decyzjach nigdy się nie mylą. A przynajmniej zawsze potrafią wytłumaczyć, dlaczego ich decyzje przyniosły zupełnie inny skutek od zapowiadanego. 

WIBOR – bank bankowi wilkiem Warsaw Interbank Offered Rate to nic innego, jak stopa procentowa, po której banki pożyczają sobie nawzajem pieniądze. Aktualna wysokość tej stopy zawiera się w przedziale 3,4-4,8 proc. Choć klienci indywidualni stopą WIBOR prawie się nie interesują, to powinni. Wiele umów kredytowych zawieranych jest według formuły: WIBOR plus marża banku. 

Venture capital – kto ryzykuje, ten może nie jeść 
Fundusze inwestycyjne zajmujące się finansowaniem inwestycji o dużym stopniu ryzyka, czyli takich, których nie chcą finansować tradycyjne banki. Chodzi zazwyczaj o przedsięwzięcia o trudnej do skalkulowania szansie powodzenia, mogące jednak przynieść kokosowe zyski. Fundusze VC pobierają za swoje usługi wysoki odsetek z wypracowanego zysku lub nawet stają się współwłaścicielami firmy. W Polsce działa 35 takich funduszy, co nie oznacza, że łatwo jest pozyskać w nich partnera do inwestycji.

 

 Produkt krajowy brutto to wartość dóbr i usług finalnych wytworzonych w kraju w określonej jednostce czasu (najczęściej w ciągu roku). Jest to najlepsza (co nie znaczy, że dobra – błąd pomiaru sięga 5 proc. i o tyle różnią się wyliczenia różnych instytucji) miara rozwoju gospodarczego i bogactwa jego mieszkańców. Dla porównań międzynarodowych używa się ilorazu PKB i liczby mieszkańców, czyli tzw. PKB per capita (na głowę). Najwyższy poziom PKB na mieszkańca mają Luksemburg, Liechtenstein i Katar – wedle przeliczenia kursowego, po mniej więcej 100 tys. USD na mieszkańca. Polska z PKB per capita w wysokości 11- -15 tys. USD (zależnie od badań), zajmuje 50. miejsce Zamiatanie pod dywan – pseudoporządki w kasie państwa 
Nasz polski wkład w terminologię ekonomiczną, określający zastosowanie tzw. kreatywnej księgowości w sprawozdawczości budżetowej. Celem jest oczywiście wykazanie na papierze jak najlepszego salda budżetu. Najpopularniejszą miotłą do zamiatania jest wprowadzenie tzw. kategorii rozchodów, zwanych także „wydatkami pod kreską". Nie zalicza się ich do wydatków i tym samym nie powiększają deficytu (są to przede wszystkim środki przekazywane z budżetu do OFE). W roli innego sprawnego narzędzia sprzątającego występuje miotła wstrzymująca część pieniędzy przekazywanych do instytucji sektora finansów publicznych (samorządów, ZUS, KRUS, NFZ), co zmusza je do zaciągania kredytów na rynku komercyjnym (ich deficyt przez to oczywiście rośnie, ale za to nie zwiększa się defi cyt budżetu państwa). Oczywiście, takie oszukańcze „sprzątanie" prędzej czy później kończy się powstaniem permanentnego bajzlu. Komisja Europejska podniosła róg polskiego dywanu i po tym, co tam odkryła, liczy nam deficyt całego sektora finansów publicznych. Dziwnym trafem zawsze jest wyższy niż „doskonałe wskaźniki", którymi mydli nam oczy Ministerstwo Finansów. 

 

 

 

Źródło: cynik9