JustPaste.it

Strefa populizmu

Otwarta niechęć do Brukseli nie przeszkadza eurosceptykom czerpać wielorakich korzyści z integracji europejskiej.

Otwarta niechęć do Brukseli nie przeszkadza eurosceptykom czerpać wielorakich korzyści z integracji europejskiej.

 

 

W naszej wypaczonej demokracji przegrana walce o władzę w państwie formacja polityczna otrzymuje na pocieszenie status opozycji parlamentarnej na prawach za nic nie odpowiedzialnej świętej krowy. Może wprawdzie i powinna wpływać na stan państwa przedstawiając w Sejmie dobre, lecz alternatywne w stosunku do rządowych projekty rozwiązywania bieżących problemów politycznych i społeczno-gospodarczych, lecz się tego nie ima.

 

Po co się wysilać na tworzenie konkurencyjnego programu zarządzania państwem, skoro znacznie lepsze efekty propagandowe można osiągnąć przez totalne negowanie wszystkich działań rządzącej większości, przy pomocy często wyssanej z palca czarnej propagandy tworzonej tylko po to, żeby obrzydzić w oczach wyborców przeciwników politycznych aktualnie trzymających władzę. Zniechęcić obywateli do proponowanych przez nich reform, bez względu na ich merytoryczną treść i społeczną przydatność.

 

Wobec takiej mentalności klasy politycznej państwo polskie utrzymuje setki wysoko opłacanych leni i próżniaków, których głównym zajęciem jest występowanie w mediach. Posłowie, senatorowie oraz obsługujący ich urzędnicy byczą się za pieniądze podatnika. Wyznając i stosując zasadę, że im gorzej tym lepiej zajmują się dezinformacją w celu wywoływania w społeczeństwie nastrojów niezadowolenia i nakłanianiem do demonstracji przeciw rządowi.

 

Na skutek rezygnacji z kłopotliwej, publicznej debaty o charakterze merytorycznym demagogiczna opozycja wybiera taką płaszczyznę do zwarcia z rządem, gdzie tani populizm, wsparty kłamstewkiem, pomówieniem i insynuacją z powodzeniem wystarczy do grania na nosie władzy i poniewierania raz po raz kolejnych jej przedstawicieli. Nieważne, za co, ważne żeby walić w rządzących jak bęben przy każdej, nadarzającej się okazji.

 

Takim bezpiecznym dla napastników polem do politycznych harców jest wrażliwy dla większości Polaków kanon o absolutnej nadrzędności niepodległości i suwerenności państwa polskiego w stosunku do wszystkich innych priorytetów życia publicznego. Z braku zagrożeń dla narodowego bytu liderzy prawicowej, nacjonalistycznie nastawionej formacji wprost prześcigają się w wymyślaniu i rozpowszechnianiu rzekomo czyhających i dybiących na dobro Rzeczpospolitej niebezpieczeństw.

 

Hasłem wywoławczym grupujących siły nawiedzonych obrońców niepodległości jest dziś strefa euro. Wszelkie inicjatywy prowadzące do umocnienia Unii, która jest wspaniałym osiągnięciem i dobrem wszystkich Europejczyków wywołują natychmiastową alergię u zwolenników dezintegracji państw europejskich. Larum grają nie bacząc, że rozbicie a nawet osłabienie wspólnej Europy będzie prowadzić natychmiast do silnego uzależnienia naszego kraju od któregoś potężnych graczy brylujących na światowym boisku.

 

Niechęć do Brukseli nie przeszkadza eurosceptykom w czerpaniu wielorakich korzyści płynących z integracji. Przypominam sobie rolnika w podeszłym wieku, który odmawiał przyjmowania emerytury argumentując, że nie godzi się przyjmować dziadowskich pieniędzy. Na tak spektakularny gest nie stać niestety przeciwników integracji, zarówno tych, co bogacą się zasiadając w unijnych gremiach jak i tych, którzy kiedyś głosowali przeciw wejściu Polski do Unii a dziś ochoczo pobierają niemałe pieniądze z tytułu rolniczych dopłat.

 

Nie mając nic dobrego do zaoferowania Polakom, działając w imię zaspokojenia żądzy władzy i manii własnej wielkości nie zawahają się wyprowadzić ludzi na ulicę w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce w obronie rzekomo zagrożonej niepodległości. Szkoda tylko, że ten patriotyczny gest zostanie zaprezentowany trzydzieści lat za późno.

 

Ktoś, kto wyprowadziłyby w obronie wolności i niepodległości w grudniu 1981 roku, kilka tysięcy ludzi na ulice Warszawy byłby niekwestionowanym bohaterem narodowym. Ten sam wyczyn dziś musi być traktowany przez normalnych ludzi, jako polityczne nadużycie, zaś jego inspirator i przywódca, jako nieuleczalny maniak niebezpieczny dla spokoju społecznego w państwie.

 

Mala causa silenda est.