JustPaste.it

Kto się boi oceanu

Dzięki powieści Zbysława Śmigielskiego mam na koncie trzy noce z deficytem snu. Ale bilans z całą pewnością jest dodatni.

Dzięki powieści Zbysława Śmigielskiego mam na koncie trzy noce z deficytem snu. Ale bilans z całą pewnością jest dodatni.

 

„Nieco rozrywkowa powieść „Kto się boi oceanu” wyprowadza Czytelnika  na ogromne przestrzenie Atlantyku, w sztormy i huragany, w niezwyczajny świat przygód…”

Taką, między innymi, informację przeczytałam na okładce. I tak się nastroiłam.  Ale absolutnie nie nazwałabym tej powieści rozrywkową. To słowo zbyt błahe, zbyt płytkie, aby miało tu zastosowanie.

Jak już wspominałam, nigdy nie czytam książek, które mi się, z różnych względów, nie podobają. Po prostu je zamykam i odkładam. Utwór Zbysława przykuł moją uwagę od pierwszych stron. Podobnie, jak w „Kapitanach”, autor nie szczędzi fachowego nazewnictwa jachtowego, co nie tylko nie deprymuje, ale wręcz pomaga się wczuć w specyficzną atmosferę.

W książce mamy do czynienia z równorzędną narracją dwóch osób, mężczyzny-kapitana i kobiety, która bynajmniej nie jest szczurem lądowym. Przyznam, że najbardziej wciągnęły mnie właśnie te, relacjonowane przez kobietę, rozdziały. Może, dlatego, że sama jestem kobietą…A taki zabieg, równorzędnej narracji, należy do moich ulubionych. I rodzi się pytanie, czy bohaterka, tak autentyczna, ma swój, dobrze znany autorowi, pierwowzór? 

W przeciwieństwie do powieści „Kapitanowie” jest tu zdecydowanie mniej postaci. To pozwala bardziej się na nich skoncentrować i ich oczyma i sercem przeżywać oceaniczny rejs.

Ale są i inni bohaterowie.

Jednym z nich jest, oczywiście, jacht. Kapitan, nieco introwertyczny, z pozoru szorstki dla siebie i innych mężczyzna, opowiada o nim tak, jakby opowiadał o pięknej, fascynującej kobiecie.

I Ocean. Potężny, nieskończony, nieodgadniony, zaskakujący. Pełen niespodzianek, nagłych zwrotów, zwycięstw i klęsk. Jak ludzkie losy?

Dla kapitana żeglowanie po nim wydaje się być sensem życia. Dla drugiej narratorki, chyba ucieczką od zagmatwanej przeszłości i spraw, z którymi nie potrafi się uporać. 

To nie jest łatwa lektura. Wciąga niesamowicie, ale zmusza do myślenia i wzbudza pewien nieokreślony niepokój. Tak ja ją odebrałam. Może, dlatego, że Ocean jawi mi się w niej, jako metafora życia, tak samo nieprzewidywalnego.

Czy takie odczucia ze strony czytelnika są zgodne z intencją autora? Nie mam zielonego pojęcia. Ale jestem pewna, że odbiór takiej powieści musi być różnorodny. I mam nadzieję, że autor to akceptuje. Może nawet tego oczekuje? Kto wie?

Jeżeli ktoś lubi zasiąść w wygodnym fotelu, w cieplutkim pokoju i bezpiecznie udać się (czy raczej wraz z bohaterami pożeglować) w jakąś ekscytującą podróż, to jest to dla niego idealna propozycja. Zwłaszcza, że nie można rozstać się z tą książką po przewróceniu ostatniej strony. Wiem, że na pewno do niej powrócę i znajdę coś nowego. To nie jest powieść, o której się zapomina, odłożywszy ją na półkę. 

 

Tak jak obiecałam, zdałam swój oceaniczny raport. I niecierpliwie czekam na inne, rzecz jasna, z tego samego rejsu.

 

Alicja Minicka

http://mysli-o-ludziach.blog.onet.pl