JustPaste.it

"Przychodzimy, odchodzimy..."

"Cichuteńko, na paluszkach, żeby śladu nie zostawić..."

"Cichuteńko, na paluszkach, żeby śladu nie zostawić..."

 

...cichuteńko, na paluszkach,
   żeby śladu nie zostawić,
   żeby śladu nie zostawić...

Są takie chwile, sytuacje, w których pozostajesz przed wyborem. Milczeć, udawać, że nic się nie dzieje i nic się nie stało. Albo... Albo wygarnąć z grubej rury. Czytaj-powiedzieć prawdę.

I jedno, i drugie niesie określone konsekwencje. I każdy wybór jest złym wyborem. O czym wiedzieli już starożytni Grecy...

No i wygarnąłem. Wszystkim. Prosto w twarz. Córkom, synusiowi i żonie. Nie, żebym to lubił. Bo nie lubię. Jakoś tak mam, że nie lubię mówić ludziom przykrych rzeczy.

Alem już nie zdzierżył...

Dostało się każdemu. Za zasługi...

Po chwilowym oczu wytrzeszczu, nastąpiło ogólne zacukanie. No bo jakże to tak, no coś podobnego! No jak tak można... A, co ja sobie myślę...

No i stałem się wrogiem wszystkich. Ba! Wrogiem nr 1. Rozkoszne było patrzeć jak tworzy się koalicja ukrzywdzonych. No, po prawdzie była to taka “antygrześkowa” koalicja zadaniowa, do przypuszczenia skomasowanego ataku. “Gwałt niech się gwałtem odciska”, jak najbardziej... Tyle, że coś to słabo wyszło. No bo jak się nie ma czym strzelać...

Szybko nastąpiła faza druga. Faza druga czyli próba emocjonalnego szantażu. Tak to jest kiedy emocje pozostawiają daleko w tyle rozum. Tak daleko, że ten, za cholerę, nie nadąża. Bo nie może... Bidula...

Ale sprawa raz zaczęta powinna być skończona. Źle jest zaczynać i nie kończyć. Zawsze. Wszak “koniec wieńczy dzieło”.

Postanowiłem więc, że tegoroczne Święta najdrożsi spędzą sobie sami. Stosunkowo rzadko coś definitywnie postanawiam. Ale jak już, to nie ma takiej siły we wszechświecie, która skłoniła by mnie do zmiany decyzji. No nie ma. Taka franca jestem...

Niech więc, przy wigilijnym stole, który tym razem będzie “stołem do mielenia spraw”, przedyskutują sobie to, co im powiedziałem. Sami. Albowiem w innym wypadku, mógłbym  wywierać na nich niedopuszczalny nacisk...

Prawdopodobnie masą swej istoty...

A ja pojadę w góry z przyjacielem najwierniejszym, psiskiem ukochanym, który ma ostatnio takie smutne oczy... “Zatulę” go, wyczochram...

Może to coś da? Kto wie?

Ale jeśli nie. To trudno. Trzeba będzie nadal żyć. Choć nie będzie już dokładnie wiadomo po co? I dla kogo? I na te pytania trzeba mi będzie znowu znaleźć odpowiedź. Choć wiem, że będę się musiał naszukać... Trudno. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo...

Lecz znajdę je... Któregoś dnia...

Bo jak już coś postanowię to... To nie ma bata...

Taka franca jestem.