JustPaste.it

Dla chrześcijan wracają czasy Nerona

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy Królestwo niebieskie...ale gdzie trafia prześladowcy

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy Królestwo niebieskie...ale gdzie trafia prześladowcy

 

Wróciły czasy Nerona. Z powodu swej wiary ginie coraz więcej chrześcijan. Tylko w ostatnich kilkunastu dniach w bombowych zamachach na kościoły i rzeziach w Nigerii i Kenii zginęło sto kilkadziesiąt osób. Odpowiedzialność za te zbrodnicze ataki wzięły na siebie radykalne organizacje islamskie. Do regularnych krwawych starć pomiędzy chrześcijanami a muzułmanami dochodzi także w Egipcie, Indonezji, Pakistanie. I nic nie wskazuje na to, by rzekomo tak czuła na prawa człowieka „społeczność międzynarodowa” zaczęła wreszcie wywierać jakiekolwiek naciski polityczne na tamtejsze rządy, aby powstrzymały masakry chrześcijan i podjęły większe środki ochronne.

Dwiti Nopita Rini jest członkinią chrześcijańskiej wspólnoty w mieście Bogor, leżącym na zachodniej Jawie. Kobieta mówi, że indonezyjscy chrześcijanie są pod narastającą presją i stali się celem nieustannych aktów agresji ze strony radykalnych islamistów. To między innymi naciski wpływowego Islamskiego Frontu Obrony (FPI) spowodowały, że burmistrz Bogoru zamknął w ubiegłym roku jedyny w tym mieście kościół. Od upadku Suharto w 1998 roku FPI staje się coraz bardziej wpływowym ugrupowaniem w kraju. A jeszcze za czasów jego dyktatury istniał jedynie w podziemiu, a represyjny reżim niemal całkowicie stłumił jakąkolwiek jego aktywność.

Dane opublikowane przez Instytut Setara, organizację praw człowieka w Dżakarcie, wskazują że przemoc wobec chrześcijan nasila się. W 2009 roku odnotowano 12 krwawych incydentów. Rok później takich ataków było już 75. W 2011 nie było już tygodnia bez łun płonących kościołów, śmierci, pobić, cierpień i upokorzeń zadanych tamtejszym wyznawcom Chrystusa.

Także chrześcijanom z Bogoru na nic zdały się próby interwencji u zwierzchników burmistrza. – Mamy poparcie ludzi z kierownictwa Partii Demokratycznej (najsilniejsze ugrupowanie polityczne w Indonezji). Nawet Sąd Najwyższy orzekł, że kościół musi zostać ponownie otwarty. Cóż z tego, skoro włodarz naszego miasteczka jest uparty i nie zamierza tego czynić. Nie czuję się tutaj bezpieczna. Nawet nasz prawnik, muzułmanin, jest stale zastraszany za doradzanie chrześcijanom – żali się Dwiti Nopita Rini.

Antychrześcijańskie rewolucje

Stefan pracuje dla Otwartych Drzwi – międzynarodowej organizacji chrześcijańskiej, która wspiera prześladowanych współwyznawców na całym świecie. Otwarte Drzwi rozsyłają Pismo Święte, odwiedzają uwięzionych chrześcijan, próbują nieść finansową pomoc tym, którzy z powodu swej wiary stracili pracę. Stefan mówi to, o czym urzeczeni „arabską wiosną” telewizyjni spikerzy i dziennikarze nawet się nie zająkną – że po „rewolucjach” w północnej Afryce położenie tamtejszych chrześcijan drastycznie pogorszyło się. – Za rządów Mubaraka koptyjski kościół był w pewnym stopniu chroniony. Ale ta protekcja znikła wraz z dyktatorem – zdradza swe spostrzeżenia. W październiku kilkuset egipskich koptów wyległo na ulice Kairu, domagając się od nowych władz lepszej ochrony. A niedoczekanie! Żołnierze przywitali manifestantów gradem kul. Zginęło 25 ludzi, rannych zostało 200. Telewizja i główne gazety – podobno już całkowicie niezależne od władzy państwowej – zgodnym głosem obwiniły koptów o sprowokowanie tej masakry.

Shabaz jest chrześcijaninem z Lahore w Pakistanie. Z powodu znaku krzyża musiał uciekać z kraju. Nie wierzył w proroka Mahometa, więc obłożono go fatwą. Teraz można go było zabić jak psa, bo każdego będącego pod fatwą można zgładzić bez żadnego procesu sądowego. – To nie tylko jacyś radykałowie dybią na nasze życie. Pakistański rząd robi niewiele, aby zaprzestano prześladowań chrześcijan. To rząd, który wciąż utrzymuje w mocy prawo o bluźnierstwie. Nawet gdy znajdą przy tobie różaniec bądź medalik, możesz zostać skazany na śmierć za obrazę islamu i Proroka – wyznaje.

Największego rozgłosu nabrała sprawa prześladowanej chrześcijanki Asii Bibi. W 2010 roku skazano ją na śmierć. Kobieta ośmieliła się bowiem wystąpić w obronie swej wiary, kiedy muzułmańscy współpracownicy szydzili z niej i usiłowali zmusić ją do przejścia na islam. Miała zostać powieszona za rzekome bluźnierstwo. Poprzedni gubernator stanu Pendżab i minister do spraw mniejszości zostali zgładzeni przez zamachowców, gdy usiłowali wstawić się za tą nieszczęsną kobietą. Asię Bibi atakowano nawet w więziennej celi, gdzie czekała na egzekucję. Dopiero zmasowana międzynarodowa presja wywarta na Pakistan sprawiła, że prezydent po długim ociąganiu się skorzystał z prawa łaski i uwolnił kobietę. Ocaliła głowę, ale stale sypały się groźby z każdej strony, tak że jej rodzina musi się ukrywać. – Wszyscy chrześcijanie, którym nadarzy się okazja wyjechać z kraju, robią to niemal natychmiast. Radykałowie muzułmańscy są przekonani, że chrześcijaństwo to wytwór zgniłego zachodniego świata. To wiara białego człowieka i w Pakistanie nie ma dla niej miejsca – wyjaśnia Shabaz.

Męczennicy z Afryki

Męczeńską śmierć ponoszą także chrześcijanie w Afryce. Kolejna fala przemocy przetoczyła się w ubiegłym tygodniu przez Nigerię. Co najmniej 12 osób zginęło w walkach na tle religijnym, do jakich doszło w miniony czwartek w Barkin Ladi w stanie Plateau, niedaleko stolicy kraju. I krew nie polała się tam z powodu jakichś swarów o kradzione bydło czy system nawadniania żyznej ziemi. Mordów dokonali członkowie sekty Boko Haram. Członkowie tej terrorystycznej zgrai są popularnie przezywani „talibami Afryki”. Mają mocne powiązania z Al-Qaidą i islamskimi terrorystami w Somalii. Dążą do przekształcenia kraju w państwo islamskie i wprowadzenia w całej Nigerii muzułmańskiego prawa szariatu. Obecnie prawo koraniczne obowiązuje w 12 spośród 36 nigeryjskich stanów. Była to już kolejna akcja wymierzona w nigeryjskich chrześcijan w tym miesiącu.

Na początku listopada w wyniku zamachów na kościoły i domy mieszkalne zginęło co najmniej 150 osób. Był to jeden z największych pogromów w historii nigeryjskich chrześcijan. Do miasta Damaturu muzułmańscy bojownicy wpadli niczym rój oszalałych szerszeni. Wpierw zablokowali wszystkie drogi wyjazdowe z mieściny. Potem w stylu zuchwałych komandosów opanowali kwaterę policji i wymordowali wszystkich funkcjonariuszy będących na służbie. Wzięli szturmem także dwa banki i skradli łup wart dobrych parę milionów naira.

Ale nie był to koniec akcji. Po obezwładnieniu posterunków policji i sił bezpieczeństwa, po odizolowaniu bazy wojskowej bandy islamistów, przy akompaniamencie eksplozji materiałów wybuchowych i karabinowych serii wkroczyli do zamieszkanej przez chrześcijan dzielnicy Nowa Jerozolima. Każdy z napotkanych ludzi, który nie umiał wypowiedzieć islamskiego wyznania wiary, dostawał kulę w łeb lub miał poderżnięte gardło niczym ofiarna owieczka. Świadkowie widzieli mordowanych na ulicach ludzi, ofiary wywlekane z plądrowanych domów, podpalane obejścia i samochody. Wysadzono w powietrze 10 miejscowych kościołów i budynków należących do chrześcijańskich misji lub organizacji charytatywnych.

Ludność Nigerii dzieli się niemal po połowie na wyznawców Chrystusa (51,3 proc.) i na tych, co oddają pokłon prorokowi Mahometowi (45 proc.). Do tego dochodzi podział na przeszło 200 plemion i grup etnicznych. W tym religijnym i kulturowym galimatiasie tak odmienni sąsiedzi żyją obok siebie na ogół spokojnie. Ale od czasu do czasu w Plateau wybuchają przemoc i gwałty. Całe serie ataków wet za wet. Z motyką, siekierą, karabinem w ręku. Prześladowania chrześcijan nasiliły się po tym, gdy miejscowy imam zadeklarował, że jedyną drogą do rozstrzygnięcia wzmagających się sporów religijnych w tym kraju jest rozpoczęcie świętej wojny z niewiernymi. – Tego, kogo zabijamy, zabijamy dlatego, że Allah mówi, iż powinniśmy zabijać. I to zabijać nawet bez powodu – mówi Shekau w nagraniu nabytym przez dziennikarzy agencji AP.

Abubakar Shekau ma spory posłuch. Uzbrojone bandy zaczęły grasować po całym stanie. Tylko w rejonie miasta Jos, leżącym niemal na granicy między zamieszkaną przez muzułmanów północą kraju a zdominowanym przez chrześcijan południem, wymordowano w ubiegłym roku pół tysiąca ludzi. Tegoroczny czarny bilans to ponad 300 śmiertelnych ofiar, w tym 150 tylko listopadowej rzezi. Nazwa Boko Haram oznacza „zachodnia edukacja to świętokradztwo”. Zdaniem tych ekstremistów, oparty na wzorcach zachodnich system szkolnictwa powinien zostać odrzucony jako „niszczący wiarę w jednego Boga”.

– My wierzymy, że deszcz jest tworem bożym, a nie skutkiem parowania wymuszonego przez słońce – twierdzą bojówkarze. Ich grupa została założona w 2002 roku przez Ustaza Mohammeda Yusufa w Maiduguri – stolicy stanu Borno w północno-wschodniej części Nigerii. W roku 2004 przeniosła się do Kanamma w sąsiednim stanie Yobe. W roku 2009 jej działania nasiliły się w stanie Bauchi, sąsiadującym z Yobe. Obecnie bojówki islamistów niepodzielnie panują niemal na całej północy kraju.

Prawda jest brutalna, a światowe media wolą ją przemilczeć lub relatywizować. Co roku wyznawcy Chrystusa giną tysiącami. Padają z rąk wyznawców tych religii, które uznawane są za najbardziej dyskryminowane – muzułmanów, buddystów, wyznawców hinduizmu. Chrześcijanie są zarzynani, bici, topieni, kamienowani i paleni. Zarówno duchowni, jak i wierni. Palone są ich świątynie, nie pozwala się im praktykować wiary, wtrąca do więzień i obozów koncentracyjnych. Krzyż stał się zakazanym symbolem. Nawet w Europie. Choćby w niektórych miejscach Warszawy czy też w Paryżu, gdzie w przedświątecznej iluminacji całkowicie pominięto symbolikę nawiązującą do Bożego Narodzenia…

 

 

Autor: Olgierd Domino