JustPaste.it

Kocham Cię…

Samochód mknął w stronę miasta. Michałek przyklejony do szyby wpatrywał się we wschodzące słońce...

Samochód mknął w stronę miasta. Michałek przyklejony do szyby wpatrywał się we wschodzące słońce...

 

kocham

- Kocham cię. –Wyszeptał wtulony w mamusię ośmioletni Michałek.

- Michaś już czas! – Usłyszeli oboje wraz z dźwiękiem odpalanego silnika – Kobieta jakby coś przeczuwała, oporniej niż zazwyczaj wypuściła dziecko z ramion. Chłopczyk wziął tornister i pobiegł do samochodu. Młoda mamusia pomachała mężowi, posłała ostatniego całusa siedzącemu już w samochodzie „serduszku” jak nazywała pieszczotliwie synka. Była szczęśliwa. Miała wszystko. Czasem nawet tego nie doceniała. Dziś coś dziwnego trzymało ją przez dłuższą chwilę wpatrzoną w znikające w oddali auto.

 

 

 

Samochód mknął w stronę miasta. Michałek przyklejony do szyby wpatrywał się we wschodzące słońce. Wszędzie było widać już wczesne oznaki wiosny. Przyroda jeszcze jakby zaspana, przeciągała się po długiej zimowej drzemce.  Pomarańczowa kula majaczyła w oddali magicznie przebijając się zza eterycznej porannej mgły. Samochód przyśpieszył.

– Tato… musimy się tak śpieszyć? – Zapytał rozczarowany chłopczyk tracąc z pola widzenia, ginące za budynkami arcydzieło natury.

- Wiesz, że mama nie lubi słuchać uwag nauczyciela po tym jak się spóźniasz. – Wiem… - wykrztusił chłopczyk - …ale pomyślałem, że jak byśmy się zatrzymali i popatrzyli na słonko… pierwszą i tak mam religie i jest nudna…

- Michaś – przerwał stanowczym głosem ojciec – jeszcze się naoglądasz w życiu wschodów słońca. Teraz powinny liczyć się dla Ciebie stopnie. Mama już myśli, do jakiej szkoły Cię wysłać żebyś miał dobrą pracę w przyszłości. Pamiętaj, że życie to nie jest gra ani żadna zabawa… - urwał redukując bieg i przy akompaniamencie rzężącego silnika, wyprzedził kolejne auto.

 

 

- Panie Aspirancie tutaj proszę! – Wołany przez swojego podwładnego, policjant odwrócił głowę od czegoś, co kiedyś było autem i ruszył w stronę drugiej kupy złomu.

– Co to za burdel? Ciężko nawet powiedzieć, co to za marka. – Pytająco spojrzał na technicznego.

– To co zawsze, nadmierna prędkość...  Zarzuciło, przeciął pas zieleni i rypnął na czołówkę.

– Kurwa… gdzie oni się tak śpieszą? – Przełożony splunął soczyście, akcentując i tak ciężką do ukrycia irytację.

– Ile ofiar? – Wtrącił po chwili z lekką rezygnacją w głosie.

– Trzy… jedna starsza kobieta w tamtym… - techniczny urwał na chwilę, nabrał trochę powietrza - w tym najprawdopodobniej ojciec z synem … - zapadła cisza - Cholerne życie… - przerwał po chwili aspirant, w zadumie zapatrzony w stronę wznoszącego się tuż nad niską zabudową, słońca.

 

 

*****

 

 

- Gabriel jak miło znów być z Tobą! – Dwie kolorowe, świetliste postacie o ludzkich kształtach, zbliżyły się do siebie.

– Uriel… Kupę lat! – W świetle pojawiła się swoista melodia. Światło istoty rozbłysło i zafalowało kolorami do melodii jej krystalicznie dźwięcznego śmiechu. Eteryczna przestrzeń wypełniła się ciepłą tonacją akceptacji, zrozumienia i szczęścia. Przez niekończącą się chwilę, w bardzo subiektywnym odczuciu czasu, jaki wypełniał otocznie, świetliste postacie wymieniały się odczuciami. Wymianę tę ciężko porównać do rozmowy, ponieważ w tym przypadku uczucia, emocje, jak i całe obrazy po prostu przepływają do odbiorcy stając się jego prawie bezpośrednim doświadczeniem. Praktycznie nie możliwe jest tu również kłamstwo, co dla istot ludzkich mogłoby być bardzo dziwne. W atmosferze miłości nie jest porostu do niczego potrzebne.

 

 

- Gabriel… - po chwili milczenia odezwała się promienista postać, w której aurze można dostrzec przewagę koloru żółtego.

– Cieszę się, że mogłem to z siebie wyrzucić. Czuję, że całkowicie mnie akceptujesz… Wiem, że taki był scenariusz, że nasze postacie zginą tamtego ranka w wypadku... ale… - Gabriel zaśmiał się tak słodko, że jego aura zajaśniała jeszcze żywszym odcieniem zieleni w i tak jego przeważających proporcjach. Gdy skończył, kolor minimalnie przygasł i dało się zauważyć, że w tęczy jego poświaty dominuje równie piękny odcień błękitu.

– Uriel przyjacielu… Jako Michałek doświadczyłem od ojca dużo ciepła. Pamiętasz jak silne uczucia powołałeś do życia, gdy chorowałem? Nauczyłeś mnie jak wykorzystać emocje do działania w trudnym fizycznym świecie. Nie wiem czy w twojej roli byłbym w stanie przedrzeć się do miasta, mając czterdzieści stopni gorączki, podczas śnieżycy stulecia. Wiem, że się bałeś. Prawie nie przypłaciłeś tego własnym życiem…

– Daj spokój – odparł lekko zawstydzony Uriel. – Tak naprawdę ty, jako Michałek, byłeś moim źródłem siły. Nawet będąc w roli kilkuletniego chłopczyka potrafisz wydobyć z innych ogień miłości i determinacji. Pomimo tego, że grałem twojego ojca znów byłeś moim nauczycielem! – Przestrzeń ponownie wypełniła się barwą ciepłego śmiechu. Obie świetliste postacie zafalowały, by po chwili znów miarowo pulsować światłem. Nastała chwila „ciszy”, którą przenikały świeże kolory szczęścia. Obie świetliste istoty wciągały w swoje jestestwo czystą otaczającą je radość i wydychały eteryczne spełnienie.

 

 

 

- Gabriel, martwię się trochę o Magdalenę. Wiem, że sama sobie wybrała taką rolę żeby nauczyć się jak żyć po stracie… ale… wiemy również, że ona sobie z tym nigdy dobrze nie radziła. – Zielona poświata znów mocniej rozświetliła otoczenie.

– Dlatego właśnie wybrała tą misję. Była świadoma poziomu trudności. – Z właściwą sobie, mieszanką miłości i współczucia Gabriel uśmiechnął się i kontynuował – Pamiętasz jak kilka wcieleń wcześniej grała rolę rzemieślnika?

– Tak. Koniec średniowiecza, czarna śmierć. Właśnie wtedy zawaliła misję. Grając rzemieślnika straciła żonę w epidemii. Pamiętam dobrze, bo wyjątkowo mocno odnalazła się wtedy w skórze mężczyzny a zazwyczaj woli przecież role kobiece. Tylko, że to i tak jej nie pomogło. Pamiętam, gdy dopuścił się pierwszy raz zdrady swojej wybranki... Później sprawy działy się już bardzo szybko. Wciąż żyje we mnie uczucie smutku, gdy jako , z początku, dumny, honorowy mężczyzna nie wytrzymała i się powiesiła... Nie wiedziałem, że scenariusz ją tak przerośnie.

– Masz racje. Też się nie spodziewałem – Zielony kolor zadźwięczał głęboką nutą współczucia.

– Dużo przez to musiała pracować. Nie narzekała, z determinacją wchodziła w najtrudniejsze scenariusze. Pamiętasz?.. Nawet posłano ją na Syriusza i Nabii, czego Magdalena nie lubi, ponieważ się mocno do ziemian przywiązała. – Gabriel złapał jakby eteryczny wdech i kontynuował oświetlając przestrzeń intensywniejszą błękitną barwą. – Musisz jednak przyznać drogi przyjacielu, że wszystkie następne zadania przepracowała wzorowo. Na odprawie przed obecnym wcieleniem oprócz lekkiej niepewności czułem od niej silną wolę walki. Myślę, że jest gotowa. Czuję jednak, że ty masz obawy przed swoją misją z nią związaną… prawda? – Błysk fioletu w zielonej aurze rozmówcy był dla Uriela jasny w przesłaniu. Gabriel za dobrze go znał i nic przed nim nie mógł ukryć.

 

 

- Mistrzu Joszue…

- Proszę mów mi po prostu „nauczycielu”. – Zadźwięczał w przestrzeni najsłodszy i zarazem najmocniejszy głos, jaki słyszał kiedykolwiek Uriel.

– To zaszczyt cię spotkać nauczycielu. – Postać w kierunku, której kreował swoje myśli Uriel była nieskazitelnie biała. Światło jej aury rozpalało się wszystkimi kolorami… w pięknej, czystej równowadze o sile tak wielkiej, że słabo rozwinięte dusze znajdując się w jej zasięgu bywały „odurzone” pięknem. Mieszanka miłości, słodyczy i współczucia dla ograniczonych istot ludzkich, w czystym doświadczeniu , była niemożliwa do doświadczenia. Nawet w jej ułomnej, spłaszczonej formie, która się czasem zdarzała, była odczuciem „paraliżującym” dla umysł. Przepuszczenie takiej ilości miłości przez swoje istnienie było czymś, czego ludzka, ograniczona do roli aktora świadomość, nie była w stanie kontrolować. Gabriel pracował już kilka krotnie u boku mistrza, tak wiec był wstanie kontrolować całkiem nieźle rzekę energii, która ich otaczała. Nie odurzała go już a wręcz potrafił sprawić by jego aura, dzięki niej, również mocniej świeciła.

- Zaszczyt spotkać cię osobiście… Gabriel mi opowiadał, ale nie sądziłem, że to takie… takie mocne… piękne… - Śmiech mistrza zagrzmiał jak lawina zrozumienia i miłości.

– Urialu od dziś dołączasz do moich uczniów takich jak Gabriel. Czas jest bliski.

– Nauczycielu… moja najbliższa misja… boję się, że nie dam rady. Może ktoś bardziej doświadczony powinien… Gabriel ma przeszło ponad tysiąc wcieleń więcej…

– Kochany Urielu, dasz radę. – Uciął mistrz magicznie mieszając słodycz ze stanowczością w głosie – Ona liczy na Ciebie, pomożesz jej przejść przez tą ciężką lekcję. Twoim najbliższym zadaniem będzie odegranie roli nienarodzonego jeszcze, drugiego dziecka Magdaleny. Tak jak było powiedziane. – Energia bijąca od słów Joszue wypełniła serce Uriela słodką siłą, której nie chciał i nie był w stanie się sprzeciwiać. Po chwili nie było już w jego umyśle wątpliwości. Przywołał uczucie miłości do Magdaleny i zajaśniał myślą

–  Niech tak się stanie! – … myślą tak stanowczą jak jego miłość do niej.

 

 

Odprawa Uriela zakończyła się. Gabriel został sam z mistrzem.

– Nauczycielu… Nie znam jeszcze swojej misji. Ty znasz moje wszystkie słabości. Doradź, jaka lekcja będzie dla mnie najlepsza? – Miłość rozlewała się po nieskończonej, eterycznej przestrzeni utkanej ze światła. Mistrz uśmiechnął się jaśniejąc pięknem, które nigdy się nie nudziło i odezwał się.

– Twoje misje w roli aktora są już skończone.

– Skończone? Czuję, że muszę jeszcze się wiele nauczyć. Wytłumacz mistrzu…

– Nie powiedziałem, że twoja nauka dobiegła końca. – Aura mistrza zafalował gromkim śmiechem a wraz z nią kołysała się cała możliwa do spostrzeżenia przestrzeń.

– Nie potrzebujesz już wcieleń by się uczyć. Jesteś już gotów by zbierać doświadczenie i pomagać innym z tego poziomu. – Gabriel nie dowierzał w zaszczyt, jaki go spotkał. Kiedyś marzył o takiej roili. Miał w sobie jednak za dużo pychy. Ostatnimi czasy nauczył się całkowitego zaufania do nauczyciela i nie potrzebował już wyróżnień… wówczas podjęto decyzję, że jest gotów.

–  Twoim pierwszym zadaniem będzie opieka nad Magdaleną i Urielem w ich ziemskich rolach. Wiem, że jesteś do tego najodpowiedniejszy. – Gabriela przepełniała moc oraz pokora, siła, której wiele dusz nie docenia.

– Niech tak się stanie… - zadźwięczała myśl pełna spokoju i wiary.

 

 

*****

 

Jasność… ciepła, świeża, krystaliczna, dźwięczna biel. Miłość, piękno dobro… nie istnieje w tym świetle. To światło jest miłością… źródłem piękna, dobra i szczęścia. Światło jest inteligentne, ma osobowość wszystkich i jest jednocześnie bezosobowe wykraczając po za zrozumienie. Jego naturą jest jedność, punkt, całość a jednocześnie nieskończoność w wymiarach i formach. Nieopisane źródło podstawa wszystkiego. Istnienie… zawieszone trwanie w świadomości tak nieskończonej jak samo światło. Następuje przejaw woli i z nieskończoności wyłania się podział. Na przeciwko jasności, ciemność… Dobro i zło… Istnienie i jego brak… pojawiają się wszechświaty… Ciężko jest mówić o czasie. Światło istniało na początku i będzie na końcu. Jednocześnie nigdy go nie było, bo jest po za czasem. To w nim pojawia się czas…

 

 

Superśwaidomy obłok światła zawieszony w źródle i źródłem będący, błyskiem woli przywołuje bibliotekę nieskończonych punktów, ziaren rzeczywistości. Wybiera jeden z nich a w nim znajduje się nieskończona liczba wszechświatów. Kolejny bezczasowy wybór wyłania pewien wszechświat, w który zagłębia się światło. Dla superświadomosći jest to tylko ludzkie mrugnięcie okiem. Przeżywa wówczas nie opisywalną różnorodność form i zdarzeń. Jak wielo wymiarowy film uczestniczy we wszystkim, co się w nim działo. Jest tym filmem wiec ogląda siebie. W przeciągu błysku z determinacją i miłością wchodzi w iluzję osobowego istnienia. Iluzje oddzielenia oraz upływu czasu. Przez niewyobrażalnie małą jednostkę czasu wciela się w osobowość Gabriela, Uriale, Magdaleny i milionów innych. Przeżywa każdą z trwających eony lat przygód wracając ponownie do źródła swojej ostatecznej i pierwotnej natury. Światłość wie, że każda przygodo jest nieskazitelnie doskonała… wie wszystko. Dlatego otwiera, co chwilę nową bibliotekę światła i ożywia kolejną nieskończoną przygodę by znów odkrywać samą siebie.

 

 

Nieskończoność doświadczając życia zatrzymuje się na pewnej chwili. Mała scenka utopiona w oceanie rzeczywistości, która jest tak mała jakby w ogóle nie istniała… a całe światło nieskończoności się w niej mieści. Ta chwila staje się wszystkim.

- Kocham cię. –Wyszeptał wtulony w mamusię ośmioletni Michałek.

 

 

http://yourkatharsis.pl/