JustPaste.it

Rozmowy, z których nic nie wynika.

Czy nie zdarzyło się wam, że podczas obojętnie jak banalnej rozmowy, na nie wiadomo jak banalny temat, przekonywaliście drugą stronę do swoich argumentów? Czy nie było tak, że ta druga strona krzyżowała rękawice i próbowała wyciągnąć was z błędu? Nieważne jak idiotyczne poglądy reprezentujemy, mamy przecież do tego prawo. I mamy prawo mieć w dupie zdanie innych.

Poznałem kiedyś ludzi, którzy podążali swoją ścieżką. Ludzi, którzy decyzję o tym jak żyć, pozostawiali samym sobie. Poznałem kiedyś człowieka, który od samego początku naszej znajomości wydawał się być dziwny. Zapytałem go któregoś dnia, co robisz? "Piszę pamiętnik dla mojej przyszłej żony" - odpowiedział.

Bardzo się zdziwiłem, bo odkąd go znałem, nie widziałem, by interesowała się nim jakakolwiek laska. Za to on interesował się takimi, na które ja nigdy nie zwróciłbym uwagi. Na potencjalne pasztety. Otyłe i... też brzydkie. Stwierdziłem, że to idealny moment, żeby się z niego trochę ponabijać, a przy okazji powiedzieć mu kilka słów prawdy. Nie podziałało, on był silniejszy.

- I co byś chciał jej przekazać? - Zagadałem bardziej dla zwały, niż z ciekawości. 
- A wiesz, takie tam, że bardzo ją kocham, że jej nie opuszczę i że to właśnie dla niej zachowałem czystość przedmałżeńską.

To było zarazem tak naiwne i tak piękne, że nawet zacząłem mu zazdrościć tej infantylności.

- A zachowałeś? 
- Tak.

W tym momencie pomyślałem sobie, że żaden normalny facet nie zagrałby w tak otwarte karty. Facet starszy ode mnie... nie, z nim musiało być coś nie tak. Brnąłem więc w to dalej.

 

- Czy po prostu nie miałeś okazji zamoczyć? 
- To nie tak. Ja po prostu szukam tej jednej, jedynej. Na całe życie... 
- A jak to wszystko okaże się pomyłką? Jak po kilku latach stwierdzisz, że to jednak nie to? 
- Nie znasz mnie, ale ja znam siebie. Jak coś robię, to muszę być tego pewien. 
- Ale pewnych rzeczy nie da się przewidzieć, nigdy nie poznasz tej drugiej osoby na tyle dobrze, by wiedzieć, że ona jest pewna ciebie. 
- Być może, ale głęboko wierzę, że znajdę dla siebie odpowiednią dziewczynę. 
- I żeby była ładna, potrafiła gotować, prać, sprzą... 
- Niekoniecznie! Nie jest ważne dla mnie jak wygląda, liczy się dla mnie jej wnętrze. We wszystkim będziemy sobie pomagać. Czasami obraz staje się piękny wtedy, kiedy się głęboko w niego wpatrzymy. Być może ta osoba jest gdzieś obok mnie, a zarówno ona jak i ja, nie dostrzegamy siebie...

Może jeszcze niedawno przypiąłbym mu łatkę idioty, ale dzisiaj wiem, że w całym tym absurdzie, w który wierzył i w który na pewno wciąż wierzy, jest jakiś sens! I mimo że oboje jesteśmy kompletnie różni, dziś potrafię go zrozumieć. Bo wówczas chciałem, by spojrzał na ten świat moimi oczami, a on chciał, bym to ja zobaczył jakie piękno dostrzega żyjąc w ten sposób.

On namawiał mnie do czystości, ja proponowałem mu wizytę w klubie ze striptizem. Nie doszliśmy do porozumienia wtedy, nie doszlibyśmy i dziś. Teraz pewnie nawet nie pamięta jak mam na imię, bo on poszedł swoją drogą, a ja swoją. Tak naprawdę mieliśmy głęboko w dupie swoje opinie. I ja nazywam to całkowicie zdrową relacją. Nie ważne co robisz i jak robisz, trwaj przy swoim. Nawet jeśli jesteś w błędzie, może się on okazać mniejszy, niż błędy innych.

Z jednej strony się cieszę, bo mam wrażenie, że on się w tym wszystkim odnalazł, nawet jeśli sam po 60 - tce dojdzie do wniosku, "kurde, ale czapa, chyba się myliłem", to nie będzie mógł mieć do nikogo innego pretensji, jak do siebie samego. To ludzie sami powinni kreować swoje życie, a inni nie mogą mieć wpływu na ich decyzje. Bo może jednak mu się uda? Ważne, że trwa przy swoim. Trzymam za niego kciuki. Ale serio, bez ściemy i ironii, trzymam za niego kciuki. Bo gdybym w jakiś sposób wpłynął na niego i zaburzył jego światopogląd, być może dziś nie byłby tym samym człowiekiem.

----------------------------------------------------------------------------

Poznałem kiedyś ludzi zagubionych, którzy pytali się innych, jak żyć. Tak naprawdę mieli w sobie wystarczająco wiele siły, by samemu uporządkować swoje życie, ale czekali za kimś, kto popchnie ich dalej, kto nie tylko pomoże podjąć życiowe decyzje, ale zrobi to wręcz za nich. W ostateczności poradziliby sobie sami, ale oni woleli nie ryzykować. Tym samym byli tak kompletnie zagubieni, że dzisiaj mogą tylko żałować, że dali sobą manipulować. Ale ci ludzie są zbyt głupi, by to zrozumieć.

Wybrali szkołę, do której poszło najwięcej znajomych, lub którą proponowali rodzice, którzy ich zainteresowania oceniali na podstawie stopni ze wcześniejszych szkół i opinii nauczyciela. Poszli na studia, na których będzie się można najwięcej opierdalać, bo studia to tylko papierek. Praca? Poszli tam, gdzie ktoś ich wkręcił lub gdzie zarobili przeciętną kasę, jak wszyscy, przecież o perspektywach będą myśleć później. Nawet życiowych partnerów wybierali za nich inni. Znamy tu różne swatki - Agatki.

I kiedyś rozmawiałem z jedną dziewczyną, która stała dosłownie pomiędzy młotem a kowadłem. Wówczas myślałem, że nie byłem powodem do żadnej z jej decyzji. I dzisiaj się zastanawiam, czy aby na pewno. Bo przecież olałem ją, nie powiedziałem niczego sensownego, do czego sama by nie doszła. Jakim trzeba być chujem, twierdząc, że podając narkotyk, nie decydujesz za kogoś? Wybierasz słabe jednostki, bo wiesz, że uda ci się je zmanipulować. Nigdy nie będzie twoim kumplem ten, kto pod przykrywką dobrej zabawy podaje ci ZŁO w czystej postaci.

Bo on zniknie i będzie miał w dupie, co się z tobą stało. On nie weźmie odpowiedzialności za "twoje" decyzje. Powie "przecież sam jesteś sobie winien, zawsze mogłeś zrezygnować, ja ci tylko proponowałem, nie zmuszałem cię... " Umyje ręce, ale to zrozumiałe.

- Cześć. 
- Witam. 
- Graf, powiedz mi, dlaczego o kobietach, które pragną seksu mówią, że są łatwe, a o facetach nie? 
- No cóż... tak już po prostu jest, nie da się tego zmienić. 

Swoją drogą, Gosia była bardzo porządną dziewczyną. Tę rozmowę pamiętam jak przez mgłę, ale miało to miejsce jakoś przed końcem liceum. Zaraz po, straciłem z nią kontakt.

- Bo jestem z nim już trochę, on wciąż nalega, ja mam ochotę mu dać TO, ale boję się. 
- No nie wiem jak ci doradzić, musisz to czuć. Ile dokładnie z nim jesteś? 
- Dwa miesiące prawie. Jak czytałam opinie różnych lasek w Internecie, to niektóre zrobiły to już po tygodniu i nie żałują, ale dla mnie to aż żenujące. 
- Czytasz opinie innych lasek? Niby dlaczego żenujące? 
- No sory, puszczać się już po tygodniu? 
- A kiedy można? To jest na to jakiś wyznacznik? To może tydzień i jeden dzień? 
- No minimum dwa miesiące! 
- W życiu nie słyszałem bardziej pojebanej teorii. 
- Bo wy faceci macie łatwiej... 
- Jeśli ta laska zrobiła to ze swoim facetem po tygodniu, a jest z nim wciąż szczęśliwa, to chyba było warto, nie? Jak się wahasz, to przemyśl sprawę lub daj sobie spokój. 
- Myślę, że warto... 
- To go puknij. Albo on ciebie... zwał jak zwał. 
- Wam tylko seks w głowie! 
- To ty zaczęłaś. 
- A jak według ciebie zdefiniować łatwą kobietę? 
- Słuchaj, jeśli facet jest ogarnięty, w jego oczach nigdy nie będziesz łatwa, tylko pewna swoich potrzeb. 
- Tak mówicie, jak zależy wam na seksie? 
- Przyznanie się, że było się z łatwą kobietą, to wręcz porażka dla faceta. Przecież to tak, jakby powiedzieć, że się było na kurwach. 
- Może masz rację... to doczekam do tych pełnych dwóch miechów i zobaczę. 
- A nie może być to 60 dzień? Musi być akurat 61? Nie ma czegoś takiego jak wyznacznik kiedy można, czaisz? To wy o tym decydujecie.

Bo przecież gdybym miał taką siłę, by decydować za innych, prawdopodobnie ukształtowałbym ich życie na ładnych parę lat. Kogo by przeklinali, gdyby im nie wyszło? A wiecie, że nawet nie mnie? Bo żyliby w złudzeniu, że to oni podjęli te wszystkie decyzje. Mówią przecież, że ludzie mają swój rozum. Może i tak jest, ale dzięki opiniom różnych ludzi i w nas kształtuje się pewna opinia. Czym więc jest indywidualizm? Pustym pojęciem?

Przecież TY podejmujesz decyzję. Jesteś jak piloci Tupolewa. Niby masz w rękach stery, ale z każdej strony ktoś pociąga za sznurek.

Gosię spotkałem ponownie dzisiaj, na zakupach w Tesco.

- Witaj Małgosiu! 
- Oo, cześć, co tam? Ile to już czasu? 
- Noo, sporo. U mnie wszystko okej, a u ciebie? 
- A no też dobrze. 
- O, a co to za szkrab? 
- Mój syn, Michałek. 
- Ooo... nie wiedziałem, że masz syna! Ale on duży, ile ma lat? 
- No, tak jakoś wyszło. Ale jestem szczęśliwa. Duży, hehe, nie? Rośnie jak na drożdżach! 
- Ah tak... pracujesz, uczysz się? 
- Co ty, nie mam czasu na studia, chciałam iść, ale wiesz...ciąża, potem dzidziuś i obowiązki. Obecnie nie pracuję, zwolniłam się tydzień temu z jednej firmy. Daj spokój, jakaś masakra w tym telemarketingu. Na szczęście mąż mnie wspiera i kocha Michałka. 
- To... mąż nie jest ojcem? 
- Oj, długo by gadać, wiesz co, muszę lecieć, zgadamy się jeszcze. 
- No jasne! Trzymaj się! 

P.S.

Hm... Gosiu, jeśli miałbym ci coś teraz doradzić... to... trzeba było się jednak wtedy nie ruchać!