JustPaste.it

Mieczysław Fogg jakiego nie znasz

http://blogbiszopa.blog.onet.pl/ - ten blog to niesamowite odkrycie

http://blogbiszopa.blog.onet.pl/ - ten blog to niesamowite odkrycie

 

Nazwisko Mieczysława Fogga przez wiele lat było synonimem muzycznego zacofania i obciachu. Do dzisiaj z ust ludzi młodego pokolenia można usłyszeć pogardliwe "Czego ty słuchasz? Miecia Fogga???".
Ciekaw jestem ilu z tych wielbicieli Dody, Mandaryny, czy innej Lady Gagi zdaje sobie sprawę z tego, że pogardzany przez nich Mieczysław Fogg był jednym z najdzielniejszych ludzi, którzy walczyli w Powstaniu Warszawskim...
Mieczysław Fogg (a właściwie: Fogiel) rozpoczął karierę na długo przed wybuchem wojny. Po raz pierwszy wystąpił przed publicznością na scenie warszawskiego teatrzyku Qui Pro Quo jako członek Chóru Dana - męskiego kwartetu założonego przez Władysława Daniłowskiego. Śpiewali głównie tanga argentyńskie. Robili to tak znakomicie, że po jednym z występów do garderoby udał się ambasador Argentyny, by złożyć artystom gratulacje. Doszło do zabawnej sytuacji, bowiem żaden z nich nie znał słowa po hiszpańsku. Mimo, że wrażenie sprawiali wręcz odwrotne. 

Teatrzyk upadł w 1931 roku, a Chór Dana z Foggiem w składzie rozpoczął wędrówkę po innych warszawskich scenach i rewiach. Często występowali za granicą - dali koncerty w kilku krajach Europy i odbyli długie tournee po USA.
Podczas podróży francuskim statkiem do Ameryki zostali wyzwani na "pojedynek" przez amerykański zespół Mill Brothers. "Pojedynkowali" się na ilość bisów, jakich zażąda publiczność. Polski chór wygrał stosunkiem 3:1.
Wystąpili także w kilku przedwojennych hitach filmowych - "Dziesięciu z Pawiaka", "Dodek na froncie", czy "Niebezpieczny romans".
Fogg był tytanem pracy. Nagrywał rocznie kilkadziesiąt piosenek dla wytwórni "Odeon". "Ta ostatnia niedziela" była numerem jeden przez okrągły rok.
Podczas kampanii wrześniowej razem z Hanką Ordonówną śpiewał dla rannych żołnierzy. 
W czasie okupacji wielu przedwojennych artystów oblało egzamin z patriotyzmu - Igo Sym został jawnym zdrajcą, Adolf Dymsza pił wódkę z gestapowcami, a Bogusław Samborski grał w antypolskich filmach.
Mieczyslaw Fogg zdał ten egzamin celująco. W okupowanej Warszawie kontynuował działalność artystyczną. Za zgodą Polski Podziemnej występował w lokalach dostępnych dla Polaków - "Cafe Bodo", "Swann", "U Aktorek" i "Lucyna". Wykonywał piosenki w sposób bardzo aluzyjny, a publiczność natychmiast wychwytywała ich patriotyczny podtekst. Zwróciło to uwagę Niemców. Piosenkarz został wezwany na rozmowę do siedziby Gestapo. Armia Krajowa ostrzegła go, że Niemcy pilnie obserwują każdy jego występ. Chwilowo zrezygnował więc ze śpiewania i zaczął pracować jako kelner. 
Nie zapomniał o swoich żydowskich przyjaciołach. Kiedy Ignacy Singer - znajomy Fogga z czasów występów na scenie teatrzyku Qui Pro Quo uciekł z żoną i córką z getta Mieczysław przechował ich w swoim mieszkaniu aż do końca wojny. Oprócz nich udzielił schronienia kilku innym Żydom, pomagał zdobyć fałszywe papiery, dostarczał ukrywającym się żywność i pieniądze.
Kiedy 1 sierpnia 1944 roku wybuchło Powstanie Fogg stanął do walki jako starszy strzelec Batalionu Szturmowego "Odwet". Po kilku dniach zgłosił się do swojego dowódcy i stwierdził samokrytycznie "Wiesz, strzelec ze mnie średni, ale śpiewak dobry...". Poprosił go o przepustkę umożliwiającą poruszanie się po walczącym mieście.
Śpiewał dla powstańców na barykadach, w schronach i szpitalach. Przedzierał się pod ostrzałem od jednego stanowiska powstańczego do drugiego. Najczęściej sam, czasem z akordeonistą. Jego koncerty wśród świstu kul i wybuchów granatów przynosiły powstańcom otuchę i były nielicznymi jasnymi chwilami w warszawskim piekle. Śpiewał też dla cywilów. Przechodził kanałami od jednego szpitala do drugiego, z jednego schronu do drugiego... 
Podczas tych przepraw został czterokrotnie ranny. W ciągu całego Powstania Warszawskiego dał ponad 100 koncertów.
Za swój heroizm otrzymał Krzyż Zasługi z Mieczami. 

Po wojnie założył kawiarnię "Cafe Fogg" i prowadził wytwornię płyt gramofonowych. Obie firmy zostały szybko znacjonalizowane. Zaczął więc występować z własnymi recitalami. Podobnie jak przed wojną koncertował na całym świecie - występował w USA, Kanadzie, Australii i Nowej Zelandii. Kiedy w 1972 roku zmarł Maurice Chevalier nasz Mieciu Fogg był najstarszym aktywnym piosenkarzem świata. Otrzymał setki nagród i wyróżnień. Został honorowym obywatelem Chicago, a wódz jednego z indiańskich szczepów zawarł z nim przymierze krwi i nadał mu imię Śpiewający Biały Orzeł.
W 1989 roku za pomoc Żydom w czasie okupacji otrzymał tytuł Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata. Zmarł rok później.
No, niech ktoś teraz spróbuje przy mnie wyśmiewać się z Miecia Fogga...

 http://blogbiszopa.blog.onet.pl/ od tego bloga nie można się oderwać.

 

Autor: Mateusz Biskup