JustPaste.it

Maria Valtorta "Poemat Boga-Człowieka" cdn... zdrada Judasza

JUDASZ UDAJE SIĘ DO PRZYWÓDCÓW SANHEDRYNU

JUDASZ UDAJE SIĘ DO PRZYWÓDCÓW SANHEDRYNU

 


Judasz przybywa nocą do wiejskiego domu Kajfasza. Księżyc, czyniąc się wspólnikiem zabójcy, oświetla mu drogę. Judasz musi mieć pewność, że tam, w tym domu, za tymi murami znajdzie tych, których szuka, inaczej bowiem – myślę – wszedłby do miasta i podążył do Świątyni. On, przeciwnie, wspina się pewnym krokiem między drzewami oliwnymi na małe wzniesienie i zachowuje się pewniej niż kiedyś. To dlatego, że jest noc, a ciemności i godzina chronią go przed możliwością jakiejkolwiek niespodzianki. Wiejskie drogi są opustoszałe, chociaż przez cały dzień podążali nimi tłumnie pielgrzymi idący do Jerozolimy na Paschę. Nawet biedni trędowaci są w swych szałasach i śpią snem nieszczęśliwych, zapominając na kilka godzin o swym losie.

Oto Judasz u drzwi domu, całkiem białego w świetle księżyca. Puka: trzy razy, potem raz, trzy razy i dwa razy... Doskonale zna umówiony sygnał! I musi to być rzeczywiście pewny znak. Drzwi bowiem uchylają się, a odźwierny nie rzuca nawet okiem przez otwór w drzwiach, co praktykuje się dla bezpieczeństwa. Judasz wślizguje się do środka i pyta odźwiernego, witającego go z szacunkiem:

«Zgromadzenie się zebrało?»

«Tak, Judaszu z Kariotu. Można rzec: w komplecie.»

«Prowadź mnie do nich. Muszę pomówić o ważnych sprawach. Szybko!»

Mężczyzna zamyka drzwi na wszystkie zamki i idzie przodem niemal zupełnie ciemnym korytarzem. Zatrzymuje się przed ciężkimi drzwiami, do których puka. Ucina się szmer głosów w zamkniętym pomieszczeniu. Zamiast niego słychać odgłos otwieranego zamka i skrzypienie drzwi, które uchylają się. Snop jasnego światła pada na mroczny korytarz.

«Ty? Wejdź!» – mówi ten, który otwarł drzwi. Nie znam go jednak.

I Judasz wchodzi do sali. Osoba, która mu otworzyła, ponownie zamyka drzwi na klucz. Panuje zaskoczenie lub co najmniej poruszenie na widok Judasza. Pozdrawiają go jednak chóralnie:

«Pokój tobie, Judaszu, synu Szymona.»

«Pokój wam, członkowie świętego Sanhedrynu» – odpowiada Judasz.

«Podejdź. Czego chcesz?» – pytają.

«Porozmawiać z wami... Porozmawiać o Chrystusie. Nie można tego dłużej ciągnąć. Nie mogę wam już pomagać, jeśli nie podejmiecie ostatecznej decyzji. Ten człowiek już coś podejrzewa.»

«Pozwoliłeś się odkryć, głupcze?» – przerywają mu.

«Nie. To wy jesteście głupcami, wy, którzy przez głupi pośpiech wykonaliście fałszywe ruchy. Dobrze wiecie, czy wam właściwie służyłem. Nie zaufaliście mi.»

«Krótką masz pamięć, Judaszu, synu Szymona! Czy sobie nie przypominasz, jak nas opuściłeś ostatnio? Kto mógłby przypuszczać, że pozostałeś nam wierny, skoro stwierdziłeś, i to w jaki sposób, że Jego nie mógłbyś zdradzić?» – odzywa się Elchiasz bardziej ironicznie i jadowicie niż kiedykolwiek.

«A sądzicie, że łatwo jest zmylić przyjaciela, Jedynego, który mnie naprawdę kocha, Niewinnego? Sądzicie, że łatwo jest [popełnić] zbrodnię?» – Judasz jest już wzburzony.

Usiłują go uspokoić. Schlebiają mu. Zwodzą go lub przynajmniej próbują to robić, dowodząc mu, że jego zbrodnia nie jest zbrodnią, lecz «...czynem świętym dla Ojczyzny, która dzięki niemu uniknie represji ze strony tych, którzy nad nią panują i już dają poznać swe niezadowolenie z powodu tych stałych wzburzeń i podziałów wśród stronnictw i tłumów w rzymskiej prowincji; [czynem świętym] i dla Ludzkości, jeśli jest rzeczywiście przekonany o Boskiej naturze Mesjasza i o Jego duchowej misji.»

«Jeśli prawdą jest to, co On mówi – my dalecy jesteśmy od dania Mu wiary – czyż nie jesteś współpracownikiem Odkupienia? Twoje imię złączy się z Jego [imieniem] na całe wieki, a Ojczyzna zaliczy cię do swych bohaterów i otoczy cię najwyższymi zaszczytami. Jedno miejsce jest już gotowe dla ciebie, pośród nas. Będziesz się piął w górę, Judaszu. Nadasz prawa Izraelowi. O, my nie zapomnimy o tym, co uczyniłeś dla świętej Świątyni, dla świętego Kapłaństwa, dla obrony najświętszego Prawa, dla dobra całego Narodu! Pomóż nam tylko, a potem – przysięgamy ci to, ja ci to przysięgam w imieniu mojego potężnego ojca i Kajfasza, który nosi efod – staniesz się największym mężem w Izraelu. Będziesz większy niż tetrarchowie, większy niż mój ojciec – teraz arcykapłan nie sprawujący już urzędu. Jak królowi, jak prorokowi będą ci usługiwać i będą cię słuchać. Jeśli zaś Jezus z Nazaretu był jedynie fałszywym Mesjaszem, jeśli w rzeczywistości nie zasługiwał na karę, gdyż jego czyny nie były dziełami złoczyńcy lecz szaleńca, to przypominamy ci natchnione słowa arcykapłana Kajfasza. A wiesz, że ten, kto nosi efod i racjonał, mówi z podszeptu Bożego i prorokuje o tym, co dobre i co trzeba zrobić dla dobra. Kajfasz, pamiętasz? Kajfasz powiedział: “Dobrze będzie jeśli jeden człowiek umrze za lud, aby cały Naród nie uległ zagładzie.” Te słowa były proroctwem.»

«Zaprawdę prorokował. Najwyższy przemówił przez usta Najwyższego Kapłana. Jemu bądźmy posłuszni!» – mówią chórem te ohydne marionetki, które są członkami wielkiego Sanhedrynu, teatralni, podobni do automatów zmuszonych do wykonywania określonych gestów. Judasz został przekonany, zwiedziony... lecz jakaś reszta zdrowych zmysłów – może dobroci – trwa w nim jeszcze i powstrzymuje go przed wypowiedzeniem zgubnych słów. Otaczają go więc z szacunkiem, z udawanym uczuciem i napierają nań:

«Nie wierzysz nam? Spójrz: jesteśmy przywódcami dwudziestu czterech kapłańskich rodów, Starszyzną ludu, uczonymi w Piśmie, największymi faryzeuszami Izraela, mądrymi rabinami, wyższymi urzędnikami Świątyni. Elita Izraela jest tutaj, wokół ciebie, gotowa, by ci przyklasnąć. I mówi ci tylko jednym głosem: “Czyń to, co jest święte”.»

«A Gamaliel, gdzież on jest? A Józef i Nikodem, gdzie oni są? A Eleazar, przyjaciel Józefa, i Jan z Gazy? Nie widzę ich» [– mówi Judasz.]

«Gamaliel odbywa wielką pokutę, Jan jest przy swej małżonce, która spodziewa się dziecka i cierpi dziś wieczorem, Eleazar... nie wiemy, dlaczego nie przyszedł. Lecz niedyspozycja może niespodziewanie dotknąć każdego, prawda? Co do Józefa i Nikodema to nie uprzedziliśmy ich o tym tajnym posiedzeniu z miłości do ciebie, z troski o twój honor... żeby, w jakimś nieszczęśliwym wypadku... lub gdyby rzecz się nie powiodła, twoje imię nie zostało doniesione Nauczycielowi... My chronimy twe [dobre] imię, kochamy cię, Judaszu, nowy Machabeuszu, zbawco Ojczyzny.»

«Machabeusz walczył w dobrej walce. Ja... dopuszczam się zdrady.»

«Nie wdawaj się w szczegóły tego czynu, lecz patrz na słuszność celu. Mów ty, o Sadoku, złoty skrybo. Z twoich ust wychodzą drogocenne e słowa. Gamaliel jest uczonym, ty zaś jesteś mędrcem, bo na twoich wargach są słowa mądrości Bożej. Mów ty do tego, który się jeszcze waha.»

Podchodzi pięknoskóry Sadok. Z nim idzie całkiem zgrzybiały Kananiasz – lis wychudzony i umierający u boku przebiegłego szakala, potężnego i okrutnego.

«Posłuchaj, o mężu Boży!»

Sadok zaczyna przemawiać pompatycznie, przybierając pozę natchnioną i krasomówczą. Prawą rękę wznosi w cycerońskim geście, lewa zajmuje się podtrzymywaniem całej masy fałd, z jakich uformowana jest jego szata uczonego w Piśmie. Potem podnosi też lewą rękę, pozwalając, by jego pomnikowa szata straciła plisy i ułożyła się w nieładzie. I tak grzmi, z twarzą i ramionami wzniesionymi ku sufitowi sali:

«Ja to mówię! Ja ci to mówię wobec Najwyższej Obecności Bożej!»

«Maran-Ata!» – powtarzają wszyscy jak echo, pochylając się, jakby zgięło ich tchnienie z wysoka. Potem prostują się z ramionami skrzyżowanymi na piersiach.

«Ja tobie mówię: To zapisane jest na kartach naszej historii i naszego przeznaczenia! To zapisane jest w znakach i symbolach pozostawionych przez wieki! To jest zapisane w rycie, który nie skończył się od nocy fatalnej dla Egipcjan! To zapisane jest w symbolu Izaaka! To zapisane jest w symbolu Abla! A to, co zapisane, niechaj się ziści!»

«Maran-Ata!» – mówią pozostali niskim, posępnym, sugestywnym chórem, wykonujący gesty takie jak przedtem. Ich twarze [wyglądają] dziwacznie w blasku zapalonych po bokach sali dwóch świeczników z bladofioletowej miki, dających upiorne światło. I to zgromadzenie mężczyzn – prawie wszystkich odzianych na biało, o [cerach] jasnych i oliwkowych jak ich rasa – staje się jeszcze bledsze i bardziej oliwkowe przez rozpraszające się światło, które czyni ich prawdziwym zbiorowiskiem upiorów.

«Słowo Boga zstąpiło na wargi proroków, aby wskazać ten wyrok. On musi umrzeć! Tak jest powiedziane!»

«Tak jest powiedziane! Maran-Ata!»

«On musi umrzeć i los jego został wskazany!»

«On musi umrzeć! Maran-Ata!»

«W najdrobniejszych szczegółach jest opisany jego nieunikniony los, a nie narusza się tego, co nieuchronne!»

«Maran-Ata!»

«Wskazano nawet symboliczną cenę, jaką otrzyma ten, kto stanie się narzędziem Boga dla wypełnienia obietnicy.»

«To jest wskazane! Maran-Ata!»

«Czy Odkupiciel, czy fałszywy prorok, On musi umrzeć!»

«Musi umrzeć! Maran-Ata!»

«Nadeszła godzina! Jahwe tego chce! Słyszę Jego głos! On krzyczy: “Niech to się stanie!”»

«Najwyższy przemówił! Niech to się stanie! Niech to się stanie! Maran-Ata!»

«Niebo niech ci doda odwagi, jak dało ją Jael i Judycie, które, choć były niewiastami, potrafiły być bohaterkami; jak udzieliło jej Jeftemu, który jako ojciec złożył w ofierze swą córkę dla Ojczyzny; jak dało ją Dawidowi przeciw Goliatowi i wypełnił on to, co uwieczniło Izrael w pamięci narodów!»

«Niech Niebo da ci odwagę! Maran-Ata!»

«Bądź zwycięzcą!»

«Bądź zwycięzcą! Maran-Ata!»

Rozlega się chropowaty i starczy głos Kananiasza:

«Ten, kto się waha wobec świętego nakazu, jest skazany na pozbawienie czci i na śmierć!»

«Jest skazany! Maran-Ata!»

«Jeśli nie chcesz słuchać słowa Pana, twego Boga, i jeśli nie postąpisz według Jego nakazu, czyniąc to, co On ci poleca przez nasze usta, niech wszystkie przekleństwa spadną na ciebie!»

«Wszystkie przekleństwa! Maran-Ata!»

«Niech Pan uderzy cię wszelkimi mojżeszowymi klęskami i rozproszy cię pośród narodów.»

«Niech cię uderzy i rozproszy! Maran-Ata!»

Śmiertelna cisza zapada po tej sugestywnej scenie... Wszystko nieruchomieje w przerażającym bezruchu. Wreszcie rozlega się głos Judasza i trudno go rozpoznać tak jest zmieniony:

«Tak, uczynię to. Muszę to uczynić. I uczynię. Już ostatnia część mojżeszowych klęsk mnie dotyczy i muszę odejść, bo zbytnio się już spóźniłem. I staję się szalonym bez wytchnienia i spoczynku, z zalęknionym sercem, z błąkającymi się oczyma, z duszą pożeraną przez smutek. Drżę, że moja podwójna gra zostanie odkryta i że On porazi mnie piorunem, bo nie wiem, nie wiem, w jakim stopniu On zna moje myśli. Widzę moje życie zawieszone na nitce i rano, i wieczorem wołam, by skończyła się ta godzina, z powodu przerażenia ściskającego mi serce. Z powodu potworności, której muszę dokonać. O! Przyśpieszcie tę godzinę! Wydobądźcie mnie z tych udręk! Niech wszystko się wypełni. Natychmiast! Teraz! I będę wyzwolony! Chodźmy!»

Głos Judasza – w miarę, jak mówił – stawał się stanowczy i silny. Jego gesty najpierw automatyczne i niepewne, jak u lunatyka, stały się wolne, samodzielne. Prostuje się cały, przyjmując szatańskie piękno i woła:

«Niech opadną więzy szaleńczego przerażenia! Jestem wyzwolony z budzącego lęk skrępowania. Chrystusie! Już się Ciebie nie boję i wydaję Cię Twoim wrogom! Chodźmy!»

To krzyk zwycięskiego demona. I naprawdę pospiesznie udaje się w kierunku drzwi. Oni jednak zatrzymują go:

«Spokojnie! Odpowiedz nam: gdzie jest Jezus z Nazaretu?»

«W domu Łazarza, w Betanii.»

«Nie możemy wejść do tego domu dobrze strzeżonego przez wierne sługi. To dom podopiecznego Rzymu. Mielibyśmy z pewnością kłopoty.»

«O świcie idziemy do miasta. Ustawcie straże na drodze do Betfage, wywołajcie zamieszanie i pochwyćcie Go.»

«Skąd wiesz, że tą drogą pójdzie? Mógłby wejść inną...»

«Nie. Tak powiedział tym, którzy idą za Nim, że wejdzie nią do miasta... przez bramę Efraima. Mają na Niego czekać przy En-Rogel. Moglibyście ująć Go wcześniej...»

«Nie możemy. Nie możemy wejść z Nim do miasta pośrodku straży i wszystkich dróg prowadzących do bram, i wszystkich uliczek miasta, wypełnionych tłumem od świtu do nocy. Byłoby zamieszanie, a do tego nie można dopuścić.»

«On wejdzie do Świątyni. Wezwijcie Go na przesłuchanie do sali. Wezwijcie Go w imieniu Najwyższego Kapłana. Przybędzie, bo więcej ma szacunku dla was niż dla własnego życia. Kiedy już będzie sam z wami... znajdziecie sposób, by Go skrępować i skazać w stosownej godzinie.»

«To też doprowadziłoby do wrzawy. Powinieneś był zauważyć, że tłum podchodzio Niego fanatycznie. I to nie tylko lud, lecz także wielcy i nadzieja Izraela. Gamaliel traci swych uczniów i nawet Jonatan, syn Uzzjela... i inni spośród nas, wszyscy nas opuszczają zwiedzeni przez Niego. Nawet poganie Go czczą lub się Go boją... a to już uwielbienie... i mogą zbuntować się przeciw nam, jeśli Go źle potraktujemy. Poza tym pewni złoczyńcy, których opłaciliśmy, aby się stali fałszywymi uczniami i wywołali bójki, zostali zatrzymani i wygadali się, mając nadzieję na łagodny [wyrok] z powodu ich donosów... i Pretor wie... Wszyscy idą za Nim, a my nic nie robimy. Trzeba jednak działać subtelnie, aby tłumy tego nie zauważyły.»

«Tak, tak trzeba zrobić! Annasz także to poleca. Mówi: “Niech się to nie stanie podczas święta i żeby nie powstała wrzawa pomiędzy fanatycznym ludem.” To zadecydował. Dał też polecenie, że należy Go traktować z szacunkiem w Świątyni i gdzie indziej. Nie trzeba Go nękać, aby można Go było zmylić.»

«Cóż więc chcecie uczynić? Ja byłem gotów tej nocy, lecz wy się wahacie...» – odzywa się Judasz.

«Oto [co zrobimy]: musisz nas zaprowadzić do Niego w godzinie, kiedy będzie sam. Ty znasz Jego zwyczaje. Napisałeś do nas, że On trzyma cię przy Sobie bardziej niż innych. Gdy osądzisz, że stosowny jest czas i miejsce, przyjdź, a my pójdziemy.»

«Jak rzekliście. A jaką otrzymam nagrodę?» – Judasz mówi już teraz głosem chłodnym, jakby chodziło o jakiś handel.

«To, co mówią prorocy, aby być wiernym natchnionemu słowu: trzydzieści denarów...»

«Trzydzieści denarów za zabicie człowieka i to tego Człowieka? Cena zwykłego baranka w tych świątecznych dniach?! Oszaleliście! Nie potrzebuję pieniędzy. Mam wielki zapas. To jednak zbyt mało, żeby zapłacić mi za ból zdrady Tego, który zawsze mnie kochał.»

«Ależ powiedzieliśmy, co uczynimy dla ciebie: chwała, honor!... To, czego oczekiwałeś od Niego, a czego nie miałeś. Uleczymy twój zawód. Cenę jednak wyznaczyli prorocy! O, to formalność! Symbol i nic więcej. Reszta przyjdzie później...»

«A pieniądze, kiedy?» [– pyta Judasz.]

«W chwili, gdy powiesz: “Chodźcie”. Nie wcześniej. Nikt nie płaci, zanim nie ma w rękach towaru. Czy to nie wydaje ci się sprawiedliwe?»

«To słuszne. Lecz potrójcie przynajmniej sumę...»

«Nie. Tak powiedzieli prorocy. Tak musimy zrobić. O, my potrafimy być posłuszni prorokom! My nie opuszczamy ani joty z tego, co o Nim napisali. Cha! Cha! Cha! My jesteśmy wierni natchnionym słowom! Cha! Cha! Cha!» – mówi, śmiejąc się, ten obrzydliwy szkielet, Kananiasz.

I wielu wtóruje mu posępnymi wybuchami śmiechu, nikczemnymi, obłudnymi – istny chichot demonów, które potrafią tylko śmiać się szyderczo. Bo śmiech jest właściwy człowiekowi pogodnemu i kochającemu, a szyderstwo – temu, kto ma serce zmącone i napełnione nienawiścią.

«Wszystko zostało powiedziane. Możesz iść. My czekamy świtu, żeby wejść do miasta różnymi drogami. Żegnaj. Niech pokój będzie z tobą, zagubiona owieczko, powracająca do stada Abrahama. Pokój z tobą! Pokój z tobą! I wdzięczność całego Izraela! Licz na nas! Twoje pragnienie jest dla nas prawem. Niech Bóg będzie z tobą, jak był ze wszystkimi Swymi najwierniejszymi sługami! Wszystkie błogosławieństwa niech będą nad tobą!»

Aż do wyjścia towarzyszą mu pocałunki i zapewnienia o miłości... Patrzą na niego, jak odchodzi pogrążonym w półmroku korytarzem... Słuchają szczęku zamków bramy, która się otwiera i zamyka...

Wchodzą do sali i weselą się. Jedynie dwa lub trzy głosy podnoszą się, tych najmniej demonicznych:

«A co zrobimy z Judaszem, synem Szymona? Dobrze wiemy, że nie możemy dać mu tego, co mu obiecaliśmy, oprócz tych biednych trzydziestu denarów!... Cóż powie widząc, że go zdradziliśmy? Czy nie spowodujemy tym większej szkody? Czy on nie powie ludowi o tym, co czynimy? Choć jest mężczyzną, dobrze wiemy, że nie jest stanowczy w swoich postanowieniach.»

«Jesteście bardzo naiwni i bardzo głupi myśląc nad tym i troszcząc się o to! Już zadecydowaliśmy, co uczynimy z Judaszem. Zadecydowaliśmy już poprzednim razem. Czy nie pamiętacie? I nie zmieniamy tego pomysłu. Gdy wszystko się skończy dla Chrystusa, Judasz umrze. Postanowione.»

«A jeśli powie o wszystkim wcześniej?»

«Komu? Uczniom i ludowi, żeby go ukamienowali? Nie będzie mówił. Obrzydzenie dla własnego działania stanie się dla niego kneblem...»

«Może jednak po tym odczuć skruchę, mieć wyrzuty, zwariować... Gdyby obudziły się w nim wyrzuty sumienia, mogłyby go doprowadzić do obłędu...»

«Nie będzie miał czasu. Zajmiemy się tym wcześniej. Każda rzecz w swoim czasie. Najpierw Nazarejczyk, potem ten, kto go zdradził» – mówi Elchiasz powoli, w straszny sposób.

«Tak. I uważajcie! Ani słowa nieobecnym. Zbyt wiele wiedzą już o naszych zamiarach. Nie ufam Józefowi ani Nikodemowi, ani innym.»

«Nie ufasz Gamalielowi?»

«On odsunął się przed wieloma miesiącami. Bez bezpośredniego polecenia Najwyższego Kapłana nie weźmie udziału w naszych zgromadzeniach. Mówi, że pisze dzieło z pomocą swego syna. Mówię jednak o Eleazarze i o Janie...»

«O! Oni nigdy nam nie zaprzeczyli» – odpowiada natychmiast jeden z członków Sanhedrynu, którego imienia nie pamiętam.

«Właśnie! Oni zbyt mało nam zaprzeczali! Cha! Cha! Cha! Trzeba ich mieć na oku! Sądzę, że wiele węży ma kryjówki w Sanhedrynie... Cha! Cha! Cha! Lecz wypłoszymy je z ukrycia... Cha! Cha! Cha!» – śmieje się Kananiasz, idąc skulony i drżący, wsparty na lasce.

Szuka wygodnego miejsca na jednym z siedzeń, szerokich i niskich, okrytych ciężkimi suknami, stojących wzdłuż murów sali. Rozciąga się na nim, zadowolony, i szybko zasypia, z otwartymi ustami, odrażający w swej złej starości.

Patrzą na niego. Doras, syn Dorasa, mówi:

«Jest zadowolony, bo ujrzał ten dzień. Mój ojciec marzył o tym, lecz nie miał tej [radości]. Jednak ja będę nosił jego ducha w moim sercu, ażeby był on obecny w dniu, w którym zemścimy się na Nazarejczyku, aby [mój ojciec] miał swoją radość...»

«Pamiętajcie, że powinniśmy – na zmianę i po kilku naraz – być stale w Świątyni.»

«Będziemy.»

«Musimy polecić, ażeby o każdej porze Judasz, syn Szymona, mógł stawić się przed Najwyższym Kapłanem.»

«Zrobimy to.»

«A teraz przygotujmy nasze serca na ostatnie zadanie.»

«Już to zrobiliśmy! Już to zrobiliśmy!»

«Przebiegle.»

«Przebiegle.»

«Subtelnie.»

«Subtelnie.»

«Aby usunąć wszelkie podejrzenia.»

«Aby zmylić wszystkie serca.»

«Cokolwiek powie lub uczyni – żadnego działania. Zemścimy się za wszystko za jednym razem.»

«Tak zrobimy. I będzie to zemsta okrutna.»

«Doskonała!»

«Straszliwa!»

I siadają, odpoczywając i czekając na świt.