JustPaste.it

Na wozie z ojcem

Wspominać ojca będąc w jego wieku,to drugi raz młodym być...

Wspominać ojca będąc w jego wieku,to drugi raz młodym być...

 

Do Głębokiego żydowskiego  miasteczka jechał przez las, a tam napadali zbójcy. Czekaliśmy z niepokojem na jego powrót., właziłem na drzewo i wypatrywałem furmanki. Mgła pełzła po łąkach i zasłaniała widok na drogę.

Konie rżały nad rzeką, a przy ognisku pastuszek grał na bałałajce., zobaczył mnie i wołał” ojca porwali zbóje”. Smutny biegłem do domu,, w oknach migały światełka z łuczywek. Modliliśmy się o szczęśliwy powrót.

Przyjeżdżał nad ranem, kładł do łóżka i zasypiał, towar do sklepu wnosiliśmy na paluszkach, by go nie obudzić. Czemu nie bierzesz szabli na zbójców - pytałem. Wisiała na ścianie obok ikony z nacięciami na rękojeści.

Dosyć się napracowała na wojnie -w kuźni wykujemy ostrą laskę, i pojedziemy do Żydków-powiedział. . Była to pierwsza moja podroż do miasta,pod siedzeniem leżała żelazna laska. Dzień pełen wrażeń upłynął szybko

Żydzi towar; dawali na  kredyt częstowali landrynkami ich stragany uginały się od różnorakich wyrobów, Cyganki, okręcone długimi chustami, nawoływały "daj powróżyć". Wracaliśmy z pełnym wozem towarów, koła skrzypiąc wpadały w koleiny, beczka ze śledziami turlała się potrącając butelki z naftą. Ojciec podał lejce i ratował naftę,na wsi była drogocenna, dawała światło, odstraszała upiory., niepiśmienni i zabobonni bali się ich ogromnie. W każdym domu, obok świeczki gromnicznej, stała butelka ze świętą wodą! Kropiono ściany i okna by odstraszyć upiorów. Ale i tak, skakały po szybach i skowytały w kominie.

W lesie woź chybotał. Ciemno, choć oko wykuł, ogona konia nie dostrzegałem. - Nie bój się synku, tu nie ma duchów, ani wilków. Ludzie są gorsi od nich, uspakajał. Mówiąc te słowa przeżegnał się. Uczyniłem to samo. Wtedy, jak na ironię, wyskoczyły bandziory.

Chwycili konia za uzdę i prowadzili na zbocze. Wskakiwali na wóz. Ojciec laską zadawał  ciosy! Jęcząc jeden osunął się na mnie i prosił, nie zabijaj,a ojciec targając lejce, krzyknął: − Wio, wio,a echo pomknęło tak głośno, że przestałem płakać! − Koń jakby wyczuł trwogę − galopem na brzeg lasu dowiózł. Tam bandziora ojciec wyrzucił z wozu, a mnie mocno przytulił .
Jechaliśmy w milczeniu, księżyc oświetlał wyboistą drogę, w niebie szukałem gwiazdy, o której mama śpiewała piosenki., że daje szczęście i zręczność sokoła.

Gdzie ta gwiazda? - pytałem ojca. Będziesz szukać wiele długich lat aż zrozumiesz, że tam jej nie ma, ze szczęściem, i pogodą, nigdy nie wiadomo. Kiedy będzie deszcz, a kiedy słońce?

.jedni lubią burze i pioruny, a drudzy ciszę i ciepłą kołdrę. Szczęście zmienne synku, zmienne jak pogoda,raz na wozie,raz pod wozem!

A znalazłeś swoje?

Ty jesteś nim , moją gwiazdą nadziei - odpowiedział.

Jechaliśmy dalej w milczeniu,myślałem o słowach ojca i czułem bicie jego serca , przed nami mrugały światełka naszej wioski , sen zamykał oczy. zasypiającego wniósł na ganek do domu. − O Boże! − mama krzyknęła, widząc umazanych krwią! − Nie lamentuj , bandziorów twój syn rozgromił... powiedział ojciec