JustPaste.it

Nowy Rok na Firish Hill

Czy ja kiedykolwiek mówiłem, że jestem normalny? No to zażalenia proszę składać w stosownej komórce organizacyjnej.

Czy ja kiedykolwiek mówiłem, że jestem normalny? No to zażalenia proszę składać w stosownej komórce organizacyjnej.

 

Olśniło mnie 30. grudnia, tak gdzieś około czwartej nad ranem. To dobra pora jest na lśnienie... Kilka poprzednich dni, a może kilkanaście, tłukła mnie chandra. A to jest ścierwo okrutne. I próżne. Nosiło mnie. Byłem OKROPNY. Upierdliwy, zgryźliwy, nieprzyjemny. A do tego łupało mnie w krzyżu jak diabli bo przestałem łykać prochy. Jak ja ich nienawidzę!

Na dworze szkocki syf. Leje, wieje, nad głową przetaczają się ołowiane chmury. A na domiar złego lekki kryzys finansowy bardzo źle działał na koleżankę małżonkę. Tak. Jest kobietą! A mówiłam. A wiedziałam... A, co to będzie? I co my teraz zrobimy? I takie tam.  Gdyby z ględzenia trzos się napełniał byłbym bardzo bogaty...

Zasiadłem więc okrakiem przy kompie. Sprawdziłem to, tamto i owo. No! Nie jest tak źle... Chociaż dobrze wcale...

Później zacząłem szukać jakiegoś taniego, taniusieńkiego noclegu, gdziekolwiek w Highland’zie... I znalazłem! Szybko. Zamek w Dingwell oferował noclegi 31. grudnia i 1. stycznia (ze śniadaniem!) ze zniżką 80%! Ba! Psy mile widziane za free! O błogosławiony kryzysie!

A Dingwell jest blisko Evanton. A nad Evanton wznosi się bardzo ciekawe wzgórze, Firish Hill. Wzgórze, na którym witałem Nowy 2005 Rok! Wróciły wspomnienia...

Decyzja zapadła! “Natentychmiast” dokonałem rezerwacji “coby” nie było odwrotu...

Koleżanka-malżonka powróciła z pracy. Kochanie, rzekłem, jutro wyjeżdżamy. Przyszykuj sobie proszę jakieś przyzwoite wdzianko i... I ubranko w góry...

- Jak? Gdzie? Za co? Oszalałeś! Jesteś chyba nienormalny...

Przerwałem ów słowotok brutalnie.

- Tak jestem. I właśnie dlatego mnie jeszcze kochasz...

Z dziką satysfakcją widziałem jak mięknie. Poszedłem więc za ciosem...

- Wiem, że marzyłaś by kiedyś spędzić noc w zamczysku. Takim prawdziwnym, starym, z duchami...

Ten prawie niedostrzegalny błysk w jej oku powiedział mi wszystko. Wygrałem! Wiedziałem, że jeszcze trochę musi pomarudzić. Tak dla zasady, ale jest już ugotowana... Szelmowski uśmieszek zagościł na mej twarzy. Mam cię!

Zajechaliśmy pod zamek. O ja cię w mordę jeża!

65757f42fc00a4af7a51a43267b73ace.jpg

Prawdziwy. Z dwunastego(!) wieku! Z Basztą. No! Tu musi straszyć!

Kiedy najdroższa poprawiała, za pomocą lusterka samochodowego, make up, kiedy wdziewała szpilki we wściekle czerwonym kolorze, kiedy obwieszała szyję i nadgarstki jakimiś świecidełkami, ja dyskretnie wyszedłszy z samochodu, żeby przespacerować się z Kai’em, rzecz jasna, sprawdziłem szczegóły rezerwacji.

Kurcze! Zapasu finasowego nie mam! Czy to możliwe by za dwa noclegi (ze śniadaniem :-) ) w takim hotelu zapłacić, mniej więcej, półtorej dniówki?

Niech się dziej co chce. Wkraczamy. Jasna dupa! Kandelabry, zbroje, tkaniny naścienne, antyczne meble, zapach drewna z płonących kominków. A wszystko otulone ciepłym półmrokiem. Czyste szaleństwo! I ja. 5a8dc520b970cc39101d17d2d61db8f5.jpgW garniturze!

No cóż Grzesiu, pomyślałem. Musisz być dzielny...

Podszedłem do pani w recepcji, przełknąłem ślinę, krawat mnie zwyczajnie dusił...

Przesymatyczna kobitka powitała mnie płomiennym uśmiechem służbowym nr siedem. Albo dziewięć. Nie jestem pewny....

No, że ja tego... No, że zapłacić chciałem... Eee...

Ależ skąd! Rachunek uiści pan w dniu wyjazdu. Teraz niechże się szanowni państwo rozgoszczą. Jak możemy pomóc? Może życzą sobie państwo kawunię lub herbatkę? A czy pieseczek potrzebuje może naczyń do jadła i napitku? A czy życzą sobie państwo kojec dla piesiunia? A czy bardzo państwo zdrożeni podróżą?

Zaraz oszaleję, pomyślałem. A dajże babo klucz od pokoju i nie katuj mnie więcej!

Dała. Pokój nr 16. Ale gdyby nam nie odpowiadał natychmiast przygotują inny...

Stul-żesz dziób kochaniutka... Nie wyrobię... Eksploduję...

Wreszcie u siebie! Z furią zdarłem z szyi krawat. Kto to ścierwo wymyslił? Jak się dowiem pójdzie pod topór...

Pokój... A co ja Wam będę... Łazienka, po której można by rowerem jeździć z wanną wielkości basenu i miedzianym, wielkim prysznicem... Komódki, krzesełka "drzewnianne", tapicerowane, gięte. Sekretarzyk. I- rzecz najważniejsza-buduar!

Najdroższa oszalała...
….................................................................................................................................................................................................................................

Wreszcie normalnie ubrani w górskie ciuchy, po dziewiątej, wyjechaliśmy na parking pod Firish Hill. Pogoda makabryczna. Ulewa, wichura, czarno jak w (...) u murzyna. Ale, co tam... Na parkingu wyraźnie słyszeliśmy zawodzenie większości highlandzkich upiorów. Byliśmy, to dziwne, zupełnie sami... Było trochę przeraźliwie. To lubię...

Droga na szczyt nie jest ani długa, ani trudna. Tym razem była... Kiedy od wichru i deszczu ochraniał nas jednak, co nieco, las było znośnie. Niestety dysponowaliśmy tylko jedną czołówką. Drugą wywiało, jak pamiętacie, pod Nevisem. Ale moja demencja o tym zapomniała... A było dosłownie i bez przenośni czarno....

Po piętnastu minutach byliśmy kompletnie przemoczeni. Do, że tak powiem, majtek. Włącznie z ich zawartoscią... Nie chlupało nam w butach... Cali żeśmy chlupali...

Chciałem zrobić kilka zdjęć komórką. Ale nie mogłem jej wyjąć z przeciwdeszczowego kowera bo by ją szlag trafił.

Tylko raz, w momencie względnej ciszy, użyłem jej. By wysłać maila. Nie wierzyłem, że dojdzie. Doszedł...

Kiedy las przestał nas chronić, wiatr nie pozwalał na utrzymanie się w pionie. Krótko. Pod monumentami znaleźliśmy się idąc, pełzając na czworakach. Co, w moim przypadku, jest doświadczeniam ekstremalnym...

Ale czasowo trafiliśmy w punkt. Doczłapaliśmy na szczyt osiem minut przed północą. No, w końcu ma się experience...

Kompletnie przemoczeni i przemrożeni przywitaliśmy Nowy 2012 Rok stojąc u stóp Firish Monument w całkowitych ciemnościach, w wichurze przekraczającej 100 km/h ! Byliśmy sami. I piliśmy prawdziwego szmpana. To znaczy tam zaczęliśmy go pić. A kończyliśmy schodząc na dół. A co? Miałem wylać? Korki prawdziwych szampanów są tak skonstruowane, że jak się go otworzy, to już się go wcisnąć z powrotem nie da...258fe540b0b7287589e2d25389583a3a.jpg

W 2005 roku, spotkaliśmy w tym miejscu kilku wariatów. Też lało ale wiatr był znośny i następny rok był dobry. Trudny ale dobry.
…................................................................................................................................................................................................................................

Wiek osiemnasty w Szkocji był wiekiem głodu i epidemii. W Highlandzie działy się rzeczy straszne. Dochodziło do kanibalizmu. Nędza była powszechna i przerażająca.

Sir Hector Munro, miejscowy możnowładca i właściciel ziemski, po powrocie z Indii wpadł na pewien dziwny pomysł...

Będąc w Indiach zachwycił się Bramą Negapatam, która otwierała drogę do portu w Madras. Tam brama ta była drewniana.

Mając przy sobie własnoręcznie wykonane szkice i rysunki zachciał pomóc, przymierającej głodem ludności, która była jego własnością. Postanowił odwzorować Bramę Negapatam na wzgórzu Firish. Ale, tym razem z kamienia.

Miejscowi biedacy codziennie wnosili na szczyt wzgórza kamienie, z których biegli w sztuce murarstwa budowali kopię indyjskiej bramy.

Pomysł sir Munro polegał na tym aby każdemu płacić za przyniesienie kamienia jednego pensa. Jeden pens za jeden kamień... Ale wnieść go trzeba było z Evanton...

Tyle, że wówczas, za pensa, biedak z rodziną mógł przeżyć kilka dni.
b90e02721e0f01a41adc93d11e3174d8.jpg

Natomiast widok ze wzgórza Firish jest nieprawdopodobny... Wiem bo widziałem... Ale to temat na osobną opowieść...c037e75dacb694d950e760a165a7ef76.jpg
….................................................................................................................................................................................................................................

W hotelu byliśmy o drugiej trzydzieści i... I natychmiast wskoczyliśmy do wanny wielkości basenu...

No dobrze. Nie natychmiast. Najpierw wykąpaliśmy Kaia, który ze złotego labradora zmienił się w brązowego.

Cicho tam. Nikt nie widział...

A kiedy wreszcie my wyszliśmy z wanny zobaczylismy taki widok...95671e9204235010b7f60623d6903920.jpg
No Co?

Dobrego Roku Kochani!

PS

Rachunek się zgadzał. Nie było żadnej niespodzianki. Za dwie noce. Ze śniadaniem...
:-)