JustPaste.it

Agent nr 1

http://blogbiszopa.blog.onet.pl/ - z tego bloga

http://blogbiszopa.blog.onet.pl/ - z tego bloga

 

Jerzy Iwanow-Szajnowicz urodził się w Warszawie w grudniu 1911 roku w rodzinie rosyjskiego pułkownika Władimira Iwanowa i Polki Leonardy Szajnowicz. Kiedy miał kilka lat jego matka rozwiodła się z ojcem i wyszła ponownie za mąż za greckiego biznesmena Jannisa Lambrianidisa, z którym wkrótce wyjechała do Salonik. Jerzy został w Polsce pod opieką rodziny i rozpoczął naukę w szkole ojców marianów. Kiedy miał 14 lat dołączył do matki i ojczyma w Grecji. Kontynuował naukę we francuskim liceum w Salonikach i mniej więcej w tym czasie zainteresował się pływaniem. Szło mu tak dobrze, że wkrótce był jednym z najbardziej znanych młodych sportowców w Grecji. Po ukończeniu liceum wyjechał do Louvain w Belgii, gdzie zaczął studiować agronomię. Podczas studiów zdobył tytuł Akademickiego Mistrza Belgii w pływaniu.  
Każde wakacje spędzał u rodziny w Polsce. Zapisał się do warszawskiego AZS-u i stał się podporą drużyny piłki wodnej. W 1937 roku jego zespół zdobył Mistrzostwo Polski, a on został członkiem kadry narodowej w piłce wodnej i kilkakrotnie reprezentował Polskę na międzynarodowych zawodach.
Wybuch wojny zastał go w Salonikach. Nawiązał kontakt z polską misją wojskową i przy współpracy z nią pomagał uchodźcom, którym udało się przedostać do Grecji. Załatwiał im dokumenty, żywność, zapewniał schronienie.

Kiedy Niemcy zajęli Grecję w kwietniu 1941 roku Jerzy Iwanow-Szajnowicz przedostał się do Palestyny i zgłosił się do dowództwa Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, która tam przechodziła szkolenie pod okiem Brytyjczyków. Rodacy potraktowali go bardzo nieufnie. Podejrzenia wzbudzało jego rosyjsko brzmiące nazwisko (żeby się trochę „spolszczyć” dodał do niego drugi człon – nazwisko panieńskie matki) oraz późno otrzymane obywatelstwo (polski paszport otrzymał po wielu staraniach w 1935 roku). Pod byle pretekstem wepchnęli go Brytyjczykom. Ci w wysportowanym, władającym sześcioma językami Polaku (oprócz polskiego Iwanow-Szajnowicz znał doskonale grecki, angielski, niemiecki, rosyjski i francuski) natychmiast zobaczyli materiał na znakomitego agenta wywiadu. I nie pomylili się.
Z Palestyny trafił do Aleksandrii, gdzie w ośrodku brytyjskiego wywiadu przeszedł wszechstronne szkolenie dywersyjne. W październiku 1941 roku na pokładzie okrętu podwodnego HMS „Thunderbolt” został przetransportowany do Grecji. Miał papiery na nazwisko Kiriakos Paryssis, dla Brytyjczyków był Agentem 033B.
W tym czasie w Afryce Północnej walczył niemiecki Afrika Korps. Lwia część zaopatrzenia – żywności, amunicji i paliwa docierała z Grecji. Brytyjczycy za wszelką cenę musieli zniszczyć źródła dostaw i odciąć Niemców od pomocy z Europy.
Natychmiast po przybyciu do Grecji Agent 033B przystąpił do działania. Grecki ruch oporu był jeszcze w powijakach, więc Iwanow-Szajnowicz musiał korzystać głównie z własnych znajomości. Nawiązał kontakt z greckimi marynarzami, robotnikami, studentami, policjantami i urzędnikami. Stworzona przez niego siatka dokonywała aktów sabotażu, które znacznie uszczupliły niemiecki potencjał wojenny w Grecji.
Jego ludzie pracujący w zakładach lotniczych Malziniotti w Nowym Faleronie umieszczali w samolotowych zbiornikach paliwa niewielkie pastylki będące mieszanką różnych tłuszczów i olejów, które powodowały dekompozycję paliwa. Samolot startował i po przeleceniu kilku kilometrów gwałtownie pikował, rozbijając się na ziemi, bądź wpadając do morza. Niemcy stracili wskutek tego sabotażu około 400 maszyn.
Kolejarze zwerbowani przez Polaka niszczyli lokomotywy ciągnące składy z bronią i amunicją. Wrzucali do ich kotłów niewielkie pakunki dostarczone przez agenta zwane „mydełkami”. Powodowały one gwałtowne wydzielanie pary i eksplozję kotła.
Za pomocą przywiezionej z Aleksandrii radiostacji polski agent informował Brytyjczyków o rozmieszczeniu jednostek niemieckich i włoskich, składów paliwowych i magazynów z amunicją. Po otrzymaniu tych informacji brytyjskie bombowce równały wskazane cele z ziemią. 
Iwanow-Szajnowicz sam często brał udział w tych aktach sabotażu. Najbardziej spektakularne z nich przeprowadzał osobiście. 
W marcu 1942 roku za pomocą miny magnetycznej w zatoce Eleusis zatopił U-Boota U-133 będącego bazą włoskich nurków bojowych szkolonych do zatapiania brytyjskich okrętów. U-Boot poszedł na dno z niemal całą załogą. W identyczny sposób zatopił w Koryncie kolejną niemiecką łódź podwodną U-372. Potem posłał na dno przejęty przez Niemców grecki niszczyciel „Król Jerzy”, hiszpański transportowiec i włoski ścigacz. Na wyspie Faros spalił całą flotyllę kutrów wyładowanych amunicją dla niemieckich wojsk w Afryce.
Był jednym z najlepszych pływaków w Europie. Do zacumowanych w porcie okrętów docierał po zmroku po pokonaniu wielu kilometrów w wodzie, przyczepiał minę magnetyczną do kadłuba i odpływał pod osłoną ciemności. Był nie do wykrycia.
Przygotował także zamach na Mussoliniego, który wizytował swoje wojska w Grecji i miał się zatrzymać w ateńskim hotelu „Grande Bretagne”. Wszystko było gotowe, kiedy Mussolini nagle zmienił plany i zamiast do hotelu pojechał do włoskiej ambasady.
Był jak demon zniszczenia.  Zmieniał tożsamość kilka razy w miesiącu – był robotnikiem, kolejarzem, marynarzem, urzędnikiem, a nawet niemieckim oficerem. Wnikał do baz wojskowych, portów i stoczni. I gdziekolwiek się pojawił - tam siał śmierć, pożogę i katastrofy. Brytyjczycy nie mogli uwierzyć, że jeden agent może zdziałać tak wiele. W zgodnej opinii swoich przełożonych polski agent wyrządził Niemcom więcej szkód, niż niejedna aliancka armia dysponująca wsparciem lotnictwa i artylerii. Walnie przyczynił się do klęski niemieckiego korpusu ekspedycyjnego w Afryce Północnej.
Niemcy szaleli. Za głowę agenta wyznaczono olbrzymią cenę pół miliona drachm, a w całym kraju pojawiły się plakaty z jego podobizną. Pierwszy raz wpadł już w grudniu 1941 roku. W ręce Gestapo wydał go jego szkolny kolega Tinos Pandos. Wieziony na przesłuchanie niespodziewanie uderzył strażnika, otworzył drzwi samochodu i wyskoczył na ulicę. Przeturlał się po bruku, poderwał na nogi, wskoczył w najbliższą bramę i tyle go widziano.
Drugi raz został aresztowany na wyspie Faros zaraz po spaleniu flotylli kutrów z amunicją. Zatrzymali go włoscy karabinierzy. Widać nasz agent był wielbicielem sienkiewiczowskiej Trylogii, ponieważ postąpił z nimi identycznie, jak pan Zagłoba z Rochem Kowalskim. Po drodze na posterunek Polak zaproponował im, by wstąpili do knajpy na kielicha. Tam upił ich w trupa, i kiedy stracili już kontakt z rzeczywistością zdjął z jednego z nich mundur, przebrał się w niego i spokojnie opuścił wyspę.
Po raz trzeci wpadł w Atenach we wrześniu 1942 roku. Do dziś nie wiadomo kto go wydał. Osadzony w więzieniu Averof, po śledztwie i torturach stanął przed niemieckim sądem, któremu powiedział wprost:
"Wysłali mnie Anglicy, ale jestem Polakiem. Wysłannikiem tej Polski, która nigdy nie ustanie w walce z waszym najazdem”.
Został skazany na potrójną karę śmierci. 
4 stycznia 1943 roku na terenie strzelnicy wojskowej w Atenach wraz z sześcioma współpracownikami stanął przed plutonem egzekucyjnym. Jeszcze raz spróbował ucieczki. Podczas szkolenia w Aleksandrii nauczono go sposobu na zdjęcie kajdanek, więc teraz rozpiął je niepostrzeżenie i zanim ktokolwiek się zorientował dał nura w krzaki. Uciekał zakosami, a kule świstały mu koło głowy. Niemcy strzelali bardzo chaotycznie, przerażeni, że uciekł im najważniejszy więzień. Wszyscy z wyjątkiem jednego. Jeden żołnierz z plutonu egzekucyjnego przyklęknął, starannie wycelował i nacisnął spust. Na białej koszuli uciekiniera pojawiła się czerwona plama.
Ciężko rannego Jerzego Iwanowa-Szajnowicza przywleczono z powrotem na miejsce egzekucji i przywiązano do dwóch palików. Chwilę potem pluton egzekucyjny stanął kilka metrów przed nim, przeładował broń i na komendę dowódcy oddał salwę.

81d19fbbc4d6954daa382253d1eced99.jpg\

pomnik w Salonikach

 

Autor: Mateusz Biskup