JustPaste.it

Z pamiętnika... feministki?

Dzień 1. Ślub

Ten szowinistyczny typ zaplanował sobie i próbował wnieść mnie na rękach do USC. Ja mu powiedziałam, że w takim wypadku jego ja będę stamtąd wynosić. On popatrzył na przygotowane dla gości butelki szampana, pokiwał głową i wycofał się z pomysłu. Ja wygrałam tę pierwszą bitwę, przyjaciółki !!!!

Dzień 2. Bawimy się na weselu.

Świadek zaproponował żeby porwać pannę młodą i wziąć okup. Ja zaproponowałam jemu porwać innego gościa, Pana Marcina,on bogatszy ode mnie i okup zapłaci bardzo dobry. Mężczyźni porwali Marcina i już nie wrócili za weselny stół-przepijali okup. Ja znowu wygrałam !!!

 

Dzień 3. Odpoczynek i kac.

 

Mąż się obudził i zaczął leczyć kaca. Mnie zaproponował posprzątanie mieszkania. Ja zainteresowałam się na kogo jest i ma być zapisane to mieszkanie. On odpowiedział,że jest jego no ale jeśli ja tu będę sprzątać niech będzie już moja, tylko żebym się jego już nie czepiała. Ja zadzwoniłam do swojego adwokata, przyjechał i załatwiliśmy sprawę. Posprzątałam to mieszkanie. Wygrałam.! Ja je zdobyłam !

 

 Dzień 4. Trzeba iść do pracy.

 

Obudziłam sie rano, wzięłam prysznic, oporządziłam się i przygotowałam sobie śniadanie. Ten lewus mój mąż chciał żebym ja jemu zrobiła śniadanie. Objaśniłam mu, że takie śniadanko można jeść tylko po prysznicu, ubranym i ogolonym. On nie próbował protestowac i zrobił sobie sam dwie kanapki. Nie były zbyt apetyczne. No wszystko mi jedno-ja i tak wygrałam!

 

Dzień 5.Przyszli do nas jego rodzice.

 

Jego mama spytała czy żonka dobrze gotuje tzn. ja. Odpowiedziałam, że gotuję nieźle no w tej chwili nie będę się tym zajmować bo wzięłam do domu jakąś pracę z firmy. Powiedziałam jeszcze, że jej syn wogóle nie potrafi gotować, chyba źle go wychowała. Teściowa przełknęła ślinę i poszła do kuchni. Widocznie będzie uczyć syna gotować. No tak, na naukę nigdy nie jest za późno. Wygrałam jak zawsze.

 

 

Dzień 6.Wybieramy się i planujemy miesiąc miodowy.

 

On, mój mąż zaproponował żeby pojechać do Hiszpani. Ja od dziecka marzyłam żeby zwiedzić Hiszpanię no nie można przecież po tylu wygranych starciach dać jemu satysfakcję. Powiedziałam, że jedziemy do Irlandii. Okazało się, że o Irlandii on marzył od dziecka a Hiszpanię proponował tylko dlatego, że chciał mi tym sprawić przyjemność. A ja taka mało bystra żona. Zdaje się-dzisiaj ja sama z sobą przegrałam. Strzeliłam samobója.

 

 

Dzień 7.On zaczął planować dziecko.

 

Wybieramy się do Hiszpani. On zaproponował nigdy nie planowac dziecka. Powiedziałam mu, że to moja sprawa planować czy nie dziecko i jego zdanie wogóle mnie nie obchodzi. Powiedzial, ze oczywiście tak jest, tylko czy moglibyśmy zacząć się nad tym poważnie zastanawiać i ewentualnie planować po miodowym miesiącu? Powiedziałam, że właściwie podczas miodowego miesiaca nad tym się zastanowimy bo wszyscy normalni ludzie wtedy właśnie jamują się robieniem dziecka!

 

On uśmiechnął się szeroko, objął mnie i pocałował. Ja wygrałam-on z radością przyjmuje wszystkie moje inicjatywy! Tylko dlaczego miał taki wyraz twarzy jakby to on wygrał?