JustPaste.it

Viverti o aborcji

Wstrząsający artykuł jakich wiele na eioba przechodzi bez echa

Wstrząsający artykuł jakich wiele na eioba przechodzi bez echa

 

Jak doszło do tego że w większości krajów na świecie zostało zalegalizowane prawo do zabijania nienarodzonych i to zaledwie w ciągu życia jednego pokolenia?  Odpowiedź na to pytanie może dać już historyczne wystąpienie Amerykanina, dr Bernarda Nathansona,  zmarłego przeciwnika aborcji, a wcześniej jednego z największych zwolenników zabijania nienarodzonych, które da odpowiedź na to pytanie. Wygłosił je w 1982 roku w Irlandii. 

Przemówienie dr Bernarda Nathansona, to niezwykle ważne świadectwo pokazujące mechanizmy jakich używało i nadal używa również  w Polsce pro-aborcyjne lobby do przeforsowania zabijania nienarodzonych. Mimo, iż cytowane przez nas wystąpienie miało miejsce ponad trzy dekady temu, nie straciło swojej aktualności. Można śmiało powiedzieć, że dokładnie takie same mechanizmy są realizowane właśnie w naszym kraju i to jeszcze jak skutecznie. Dzięki szeregu manipulacji i kłamstw stosowanych przez aborcjonistów tzw. aborcja została zalegalizowana w latach 70–tych w Stanach Zjednoczonych, a potem  w wielu innych krajach naszego globu. 

 Przemówienie dr Bernarda Nathansona 

Często mnie pytają: „Panie doktorze, co skłoniło Pana do zmiany stosunku do przerywania ciąży? Jak to się stało, że z działacza politycznego i organizatora ruchu na rzecz prawa do sztucznych poronień, z dyrektora największej na świecie kliniki aborcyjnej stał się Pan reprezentantem ruchu prolife?” 

Odpowiedź jest następująca: 
Po opuszczeniu tej kliniki zrezygnowałem ze stanowiska i zostałem dyrektorem oddziału położniczego w New York City. Był to największy oddział położniczy w mieście, część Columbia University Medical School. Jako dyrektor byłem odpowiedzialny za oddział peri- i prenatalny. W 1973 roku, kiedy przyjąłem to stanowisko, otrzymaliśmy nową, wspaniałą aparaturę badawczą, taką, jakiej dziś używamy badając zdrowie płodu. Dzięki takim technikom jak ultradźwięki, badanie wód płodowych, elektroniczne pomiary serca za pomocą światła, przekonałem się wtedy, że to, co znajduje się w macicy jest pełnowartościową istotą ludzką.

Wiele osób mogło słyszeć o mnie jako o dyrektorze i założycielu największej na świecie kliniki, w której wykonywano zabiegi przerywania ciąży. Nasza klinika znajdowała się we wschodniej części Nowego Jorku. Funkcjonowała jako „Centrum zdrowia rozrodczości i seksu”, a przeprowadzono tam 60 tysięcy zabiegów przerywania ciąży.

Pod moim kierownictwem pracowało 35 lekarzy. Klinika była czynna przez wszystkie dni tygodnia od ósmej rano do północy. Każdego dnia roku, oprócz pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia, przeprowadzaliśmy po 120 zabiegów. Własnoręcznie dokonałem jeszcze 15 tysięcy aborcji podczas mojej prywatnej praktyki, a więc jestem osobiście odpowiedzialny za śmierć 75 tysięcy dzieci. Nie jestem dumny z tej statystyki, ale sądzę, że dzięki niej moje słowa zyskują wiarygodność.

 Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa...

W 1968 zostałem jednym z założycieli „Narodowego Związku na rzecz Zniesienia Ustawy o Aborcji” (NARAL: „National Association for Repeal of Abortion Law”), który przekształcono później w „Ligę na rzecz Prawa do Aborcji” („Abortion Rights Action League”). Była to pierwsza politycznie aktywna proaborcyjna grupa działająca w Stanach Zjednoczonych. Jej utworzenie stanowiło niewiarygodną śmiałość, w tych latach samo tylko mówienie o reformie ustawy zakazującej aborcji wymagało dużej zuchwałości. Myślę, że gdyby przeprowadzono wówczas reprezentatywną ankietę, 99,5 proc. Amerykanów wypowiedziałoby sie przeciwko nieograniczonej, legalnej aborcji. Ale nasza niewielka, licząca czterech zaangażowanych członków grupka o niewielkim budżecie zdołała w ciągu dwóch lat doprowadzić do tego, że w Stanie Nowy Jork zniesiono istniejącą od 140 lat ustawę zabraniającą aborcji i Nowy Jork stał się stolicą sztucznych poronień w Ameryce. Trzy lata potem przekonaliśmy do naszych poglądów Sąd Najwyższy i podjęto haniebną decyzję, która zalegalizowała aborcję we wszystkich 50 stanach.

Jak tego dokonaliśmy? 

Taktyki, którymi posługiwaliśmy się w walce o „prawo” do aborcji w USA, są obecnie stosowane w całym zachodnim świecie. Dzieje się tak we Włoszech, w Kanadzie, w Wielkiej Brytanii, w surowej, katolickiej Hiszpanii i w wielu innych krajach. Żadne z zachodnich społeczeństw nie jest odporne na tę zarazę.

Fałszowanie sondaży

W 1968 roku wiedzieliśmy, że uczciwe przeprowadzenie wśród Amerykanów ankiety na temat przerywania ciąży oznaczałoby dla nas druzgocącą klęskę. Zdecydowaliśmy się więc działać inaczej: posługując się środkami masowego przekazu, rozpowszechnialiśmy wyniki przeprowadzonych przez nas rzekomo ankiet, twierdząc, że 50 lub 60 proc. Amerykanów chce legalizacji przerywania ciąży. Była to niezwykle skuteczna „taktyka samospełniających się proroctw”: gdyby dostatecznie długo wmawiać amerykańskiej opinii publicznej, że wszyscy są za legalizacją aborcji, większość nabrałaby przekonania o słuszności takiego poglądu. Niewielu ludzi bowiem lubi należeć do mniejszości.

Jedną z naszych praktyk było także stosowanie odpowiednio sporządzonych, dwuznacznych ankiet. Dlatego chciałbym poradzić wszystkim, by byli bardzo nieufni słysząc lub czytając wyniki ankiet, które badają społeczne opinie na temat przerywania ciąży, bo podobne taktyki są wciąż stosowane przez ruchy na rzecz aborcji. 

Wiedzieliśmy również, że jeśli dostatecznie udramatyzujemy sytuację, wzbudzimy dość sympatii, aby „sprzedać” nasz program legalizacji sztucznych poronień. Dlatego sfałszowaliśmy dane na temat nielegalnych zabiegów przerywania ciąży wykonywanych każdego roku w USA. Mass mediom i opinii publicznej przekazywaliśmy informację, że rocznie przeprowadza się w Stanach około miliona aborcji, chociaż wiedzieliśmy, że naprawdę jest ich około 100 tysięcy. Podczas nielegalnych zabiegów umierało rocznie 200–250 kobiet, ale stale powtarzaliśmy, że śmiertelność jest znacznie wyższa i wynosi 10 tysięcy rocznie. Liczby te zaczęły kształtować świadomość społeczną w USA i były najlepszym środkiem, aby przekonać społeczeństwo, że trzeba zmienić prawo antyaborcyjne.

Sfałszowane przez nas dane na temat przerywania ciąży wpłynęły na legalizację aborcji przez Sąd Najwyższy. W rok po legalizacji dokonano w USA stosunkowo niewiele, bo 750 tysięcy aborcji, w 1980 roku było ich 1,55 mln (od red.: obecnie liczbę aborcji w Stanach szacuje się na ok. 1,8 mln rocznie, za: J. C. Willke, Why can’t we love them both?, Cincinnati, 1997). W Stanach Zjednoczonych nastąpił więc piętnastokrotny wzrost ilości sztucznych poronień po zalegalizowaniu aborcji.

Jednym z kłamstw, które rozpowszechnialiśmy podczas naszej kampanii było twierdzenie, że gdy aborcja jest prawnie zakazana, przeprowadza się dokładnie tyle samo zabiegów, tyle że nielegalnie. To po prostu nieprawda! Z przytoczonych wyżej danych wynika jasno, że przed zliberalizowaniem ustawy antyaborcyjnej przeprowadzano w naszym kraju 100 tysięcy sztucznych poronień rocznie, dziś (1982 r. – przyp. red.) liczba ta wynosi 1,55 mln. Jestem przekonany, że gdybyśmy zakazali przerywania ciąży moglibyśmy powrócić do 100 tysięcy. 
Dane te wskazują także, że od czasu legalizacji aborcji w USA stosuje się ją jako główny środek kontroli urodzeń, a poczucie odpowiedzialności dotyczące życia seksualnego znacznie się zmniejszyło. 

„Ciemni” i „oświeceni” katolicy

Najważniejszą i najskuteczniejszą z taktyk, które stosowaliśmy podczas naszej działalności w latach 1968–1973, była tak zwana karta katolicka.

Proszę mi pozwolić opisać okoliczności, w jakich działaliśmy. Rok 1968 był rokiem kryzysu, rokiem największego społecznego sprzeciwu wobec wojny w Wietnamie. Ruch antywojenny zdominował środki masowego przekazu, objął młodzież i studentów, ogarnął intelektualistów Ameryki – każdy był przeciwny wojnie. Zaatakowaliśmy więc jedną z większych organizacji w USA, która wciąż jeszcze popierała tę wojnę: Kościół katolicki, a zwłaszcza katolicką hierarchię. Mówiąc o poparciu Kościoła katolickiego dla tak bardzo niepopularnej wśród Amerykanów wojny w Wietnamie podkreślaliśmy jednocześnie, że jest on głównym przeciwnikiem liberalizacji ustawy antyaborcyjnej. W ten sposób pozyskaliśmy dla naszych poglądów wszystkie te grupy, które były przeciwne wojnie. Zdobyliśmy studentów, intelektualistów i, co najważniejsze, środki masowego przekazu.

Unikaliśmy jednak tego, aby wszystkich katolików traktować jednakowo. Zdawaliśmy sobie sprawę, że taka postawa poważnie by nam zaszkodziła. Potrzebowaliśmy pewnego wsparcia ze strony tych, których nazywaliśmy „oświeconymi katolikami”. Zamiast tego posługiwaliśmy się zbiorowym pojęciem hierarchii kościelnej, wystarczająco niejasnym, by przekonać wszystkich liberalnych intelektualistów, przeciwników wojny i środki masowego przekazu, że to właśnie Kościół winien jest powstaniu oporu przeciw legalizacji aborcji. 

Powtarzaliśmy to bez końca.

Jako kierownictwo NARAL-u sporządzaliśmy zjadliwe wewnętrzne okólniki, które potem były wysyłane do grup działania. W jednym z nich, pochodzącym z 1972 roku pisaliśmy na przykład o prezydencie Nixonie: „Włączył się w spór prawny nowojorczyków dotyczący aborcji i sprzymierzył się – najwyraźniej rojąc sobie, że w ten sposób załapie jeszcze kilka głosów – z kardynałem Cookiem i katolicką hierarchią. Równocześnie zagroził prawom zezwalającym na aborcję w stanie Michigan, gdzie mieszkańcy mieli podjąć decyzję w referendum i użył władz stanowych, aby w tej sprawie pokonać sądy i wyborców. Nixon gorliwie współdziałał, gdy hierarchia kościelna ujawniła, że nadal zamierza zmieniać kwestię aborcji w wojnę religijną...”

Proszę zwrócić uwagę na ciągłe nadużywanie tego tematu. Z naszych słów można wyciągnąć tylko jeden wniosek: Kościół katolicki jest zdecydowany narzucić krajowi swoje przekonania dotyczące aborcji. To, co stanie sie w najbliższych latach z prawami człowieka w USA, zależy od tego, jak zostanie rozwiązany problem przerywania ciąży. Jeżeli Bill of Rights ma pozostać w Konstytucji Stanów Zjednoczonych, nie wolno nam dopuścić do tego, by kardynał Cook rządził w naszej sypialni. Nie wolno dopuścić, aby dogmatyczny Kościół katolicki przejął kompetencje prawodawców i próbował każdą kobietę zmusić do urodzenia dziecka. Postępowanie hierarchii jest nieugięte, opór przeciwko ustawie zezwalającej na aborcję pochodzi właśnie od niej a nie od większości katolików. 

W ten sposób oddzielaliśmy katolickich intelektualistów, środowiska postępowe i liberalne od hierarchów i wbiliśmy klin w katolicki opór przeciw sztucznym poronieniom. Powołując się na sfałszowane ankiety twierdziliśmy, że „większość katolików opowiada się za reformą ustawy” a „wśród kobiet, które korzystają z poradnictwa i decydują się na usunięcie ciąży, udział katoliczek jest proporcjonalny do części katolickiej ludności w całym społeczeństwie Stanów Zjednoczonych”. Mówiliśmy również, że katolickie kobiety w znaczącym stopniu wpłynęły na rewizję ustaw aborcyjnych w Nowym Jorku. W naszych dokumentach pisaliśmy: „Jest nieprawdą, że wszyscy wierni katoliccy uważają, że przerywanie ciąży jest dobrem, ale wielu sądzi, że kobiety powinny mieć wolny wybór w czymś, co w zasadzie jest prywatną decyzją. Udział w ruchu na rzecz legalizacji aborcji tych katolików, którzy nie zgadzają się z oficjalnym stanowiskiem Kościoła, stanowi możliwość złagodzenia konfliktów religijnych, powstających w związku z silną opozycją hierarchii katolickiej wobec liberalizacji odpowiedniej ustawy. Organizujcie więc katolików dla liberalizacji ustaw aborcyjnych!” Posługując się tą taktyką próbowaliśmy przekonać katolików, że hierarchia kościelna jest ciemna i reakcyjna, a ci wierzący, którzy uważają się za ludzi oświeconych i postępowych muszą przejść na naszą stronę.

Kolejny dokument, który chciałbym przytoczyć to protokół ze spotkania elity NARAL-u (obecni byli politycy, kongresmeni, senatorzy i inni urzędnicy wysokiego szczebla), które odbyło się w Chicago w 1971 roku. Oto wyjątki z tego protokołu: „Główny opór przeciwko zmianie ustaw aborcyjnych pochodzi od Kościoła rzymskokatolickiego i od grup takich jak Right–to–Life Movement, które są organizowane i finansowane przez Kościół”. Wszyscy obecni zobaczyli dowody przeciwdziałania liberalizacji odpowiednich ustaw w postaci kampanii przedwyborczych skierowanych przeciwko zwolennikom aborcji, listów pasterskich itd. W związku z tego rodzaju działaniami Kościoła zaproponowano aktywne popieranie tych prawodawców rzymskokatolickich, którzy byli zwolennikami aborcji i podkreślanie podziału, istnienia mniejszości wewnątrz Kościoła, takich ludzi jak Robert Dryman – kongresmen i jeden z inicjatorów reformy legalizującej aborcję. Bezczelnie kłamiąc twierdziliśmy, że również kardynał Cushing jest zwolennikiem liberalizacji ustawy antyaborcyjnej i powołując się na jego autorytet przekonaliśmy wielu niezdecydowanych katolików, że nasze stanowisko jest słuszne i światłe. 

Na koniec jeszcze jeden z dokumentów NARAL–u zatytułowany „Profil opozycji” (opozycja jest maskującym określeniem Kościoła katolickiego). Stwierdza się tutaj, że „opozycja stanowi zagrożenie ponieważ: – dysponuje dużym kapitałem, – pracuje w potężnych, wpływowych i dobrze urządzonych ramach organizacyjnych, co może zapewnić szybką i sprawnie sterowaną akcję. W argumentacji posługuje się pełnymi emocji pojęciami, które mogą zdezorientować niedoinformowanych, a w końcu jej sposób postępowania staje się przyczyną religijnej polaryzacji i zagraża społeczeństwu demokratycznemu”.

Jeżeli ktoś powodował religijną polaryzację i głosił kazania to byliśmy to właśnie my, czyniąc jednocześnie tego rodzaju zarzuty Kościołowi katolickiemu. Ta agresywna i przemyślna taktyka była bardzo skuteczna. 

Jakie było znaczenie organizowanej przez nas nagonki? Przede wszystkim przekonała ona media, że każdy, kto był przeciw dopuszczalności aborcji, musiał być katolikiem lub ulegać silnemu wpływowi hierarchii kościelnej. Rozpowszechniliśmy przekonanie, że katolicy, którzy są zwolennikami legalizacji aborcji to intelektualiści, światli, postępowi ludzie.

Zataić, czyli skłamać 

Chodziło nam o to, aby za pośrednictwem mediów przekonać społeczeństwo, że nie ma grup niekatolickich, które byłyby przeciw przerywaniu ciąży. W rzeczywistości w owym czasie (podobnie jak i teraz) przeciw dopuszczalności aborcji wypowiadało się wiele Kościołów: wschodnie kościoły prawosławne, „Churches of Christ”, „American Baptist Association”, luteranie, metodyści, mormoni, ortodoksyjni żydzi, muzułmanie, zielonoświątkowcy. Inne wspólnoty religijne przyjęły mniej zdecydowaną postawę, ale nie zgodziły się na pełną dopuszczalność aborcji. Można tu wymienić Kościół amerykańsko-luterański, Kościół prezbiteriański i Kościoły amerykańsko-baptystyczne w USA. 

Grup niekatolickich, które w sposób zdecydowany wypowiadały się przeciw przerywaniu ciąży, było więc bardzo wiele. Nigdy jednak nie dopuściliśmy do tego, by opublikowano ich listę i zapobiegaliśmy pojawieniu się przypuszczenia, że może istnieć inna opozycja niż katolicka. Mam informacje z „Religions News Service”, że w absolutnie niekatolickiej Japonii, gdzieaborcja jest dozwolona od 1949 roku, pojawił się silny ruch parlamentarny zmierzający do zniesienia prawnej dopuszczalności przerywania ciąży i powrotu do dawnych, ograniczających ustaw. Te dążenia spowodowało pojawienie się wśród polityków świadomości, że legalizacja aborcji stała się przyczyną labilności gospodarczo-społecznych stosunków i strat siły roboczej. 

W dokumentach, które przytaczałem twierdzi się, że jest sprzeczne z Konstytucją, by grupy wyznaniowe, wśród nich także Kościół katolicki, sprzeciwiały się legalizacji aborcji i mieszały do spraw należących do dziedziny politycznej. Twierdziliśmy w nich, że jest to podważanie zagwarantowanej konstytucyjnie zasady rozdziału Kościoła i państwa. Jako NARAL celowo przemilczaliśmy fakt, że w całej historii USA można znaleźć wiele przykładów zdecydowanych, politycznych deklaracji składanych przez grupy religijne. Na przykład w latach 1850 i 1860 pastorzy protestanccy działali na rzecz zniesienia niewolnictwa. „Zapominaliśmy”, że duchownym protestanckim był także Martin Luter King, który walczył o prawa obywatelskie w USA, a wielu księży katolickich było niezwykle aktywnych w ruchu przeciwko wojnie w Wietnamie. Oczywiście wszyscy oni byli znani a media chętnie i z aprobatą ukazywały ich zaangażowanie. Ponieważ ci działacze mieli poglądy liberalne, uważano, że nie następowało w tych przypadkach naruszenie zasady rozdziału Kościoła od państwa. Widzimy więc, że ocena zależała wyłącznie od społecznej (a kształtowanej przez środki masowego przekazu) aprobaty dla niektórych tylko rodzajów politycznego zaangażowania duchownych. Kiedy Narodowa Konferencja Biskupów w USA wypowiedziała się za zamrożeniem broni atomowej, nikt nie powiedział, że powinni się zajmować własnymi sprawami, ale chwalono ich w mediach za otwartość i postępowość. Gdy jednak ta sama grupa poparła parlamentarny wniosek o zmianę ustawy dopuszczającej aborcję, natychmiast stała się obiektem ataków.

Ideologia wiecznie żywa 

Oprócz „karty katolickiej” NARAL stosował jeszcze dwie kluczowe metody w propagandzie na rzecz aborcji: ukrywanie wszystkich dowodów naukowych na to, że życie zaczyna się od poczęcia i zawładnięcie środkami masowego przekazu.

Pierwsza z tych metod polegała na konsekwentnym przeczeniu dowiedzionemu naukowo faktowi, że życie zaczyna się w chwili poczęcia. Utrzymywaliśmy, że stwierdzenie, kiedy zaczyna się życie człowieka, jest problemem teologicznym, prawnym, etycznym, filozoficznym, ale na pewno nie naukowym.

Takie działanie jest nadal jedną z ulubionych taktyk grup proaborcyjnych, twierdzących, że naukowcy nie są w stanie zdefiniować momentu, w którym rozpoczyna się istnienie człowieka. Taki pogląd jest śmieszny i absurdalny, co można wykazać, zastępując „życie” słowem „śmierć”. Jeżeli wystąpienie śmierci jest tylko problemem teologicznym, moralnym, prawnym, ale nigdy naukowym, to uznanie kogokolwiek za zmarłego byłoby niemożliwe i kazalibyśmy zmarłym brać udział w wyborach. Brak definicji śmierci jako przeciwieństwa życia spowodowałby całkowity chaos.

W 1976 roku prezydent Carter powołał komisję, która miała zająć się tym problemem i przedstawić Kongresowi Amerykańskiemu definicję śmierci, aby lekarze i adwokaci otrzymali stałe wytyczne, według których człowiek może być uznany za nieżyjącego. 

Czyż nie jest absurdem, że angażujemy czas i pieniądze, by zdefiniować śmierć, a zwolennicy aborcji, utrzymują, że nie możemy tego samego uczynić z pojęciem życia. My musimy definiować życie. Jest to konieczne zarówno dla celów naukowych, jak również dla prawa i moralności.

Fakty

Życie nie tylko można, ale trzeba jasno definiować: rozpoczyna się od poczęcia. Osoba poczęta jest istotą ludzką, nie ma takiego momentu podczas życia płodu, w którym mogłoby dojść do zmiany niczego w coś, przekształcenia czegoś, co nie jest osobą w człowieka. Życie jest nieprzerwanym procesem – od swojego początku, od zapłodnienia do końca.

Sądzę, że zezwolenie na przerywanie ciąży oznacza planowe niszczenie tego, co z całą pewnością jest życiem człowieka. Uważam, że jest to niedający się niczym usprawiedliwić akt barbarzyństwa. Przyznaję, że niechciana ciąża stanowi trudny dylemat. Ale szukanie rozwiązania w umyślnym, aktywnym niszczeniu oznaczałoby odrzucenie wspaniałych twórczych możliwości ludzkiego rozumu, rezygnację ze społecznej aktywności w obliczu trudnych problemów socjalnych. Byłoby to haniebne uznanie wyższości siły nad rozumem.

Jako naukowiec wiem, nie sądzę, lecz wiem, że życie człowieka zaczyna się od poczęcia. Mimo, że formalnie nie jestem religijny, wierzę z całego serca, że istnieje Bóg, który domaga się od nas ostatecznego zakończenia tragicznej, haniebnej zbrodni przeciwko ludzkości. 

Jeśli nie mielibyśmy dość odwagi i zdecydowania, by działać dla tej sprawy, jeśli mielibyśmy zawieść lub zwlekać, stracić choćby chwilę, historia nigdy nam nie wybaczy.

 

 

 



Wiecej: http://www.eioba.pl/a/3dgq/jak-zostala-zalegalizowana-tzw-aborcja-przemowienie-dr-bernarda-nathansona#ixzz1jbAjvAGh