JustPaste.it

O kryminalistach ze Lwowa,którzy nie zmienili się jak Dobry Złodziej.

Ale też tragicznie skończyli....

Ale też tragicznie skończyli....

 

 

Wrocław wiosną 1946 roku przypominał inną planetę i trochę Dziki Zachód. Zgliszcza i ruiny, na których rodzi się na nowo życie ze wszystkimi swoimi barwami, tymi ciemnymi także. W mieście Niemcy, Polacy, Rosjanie (raczej sowieci bo są przedstawiciele wszystkich radzieckich narodów), repatrianci, szabrownicy i spekulanci. W każdej z tych grup znajdą się chętni i rządni uciech, rozrywki. Człowiek jest tylko człowiekiem, zawsze tego będzie potrzebował. Doskonale o tym wiedzą Józko Majcher i Walerko Bałak. Obaj ze starej lwowskiej szkoły kryminalnej. W podziemnym półświatku potrafili zawsze dobrze się ustawić i zarobić. Doświadczeni latami okupacji brunatnej i czerwonej trafili tu już latem 45. Szybko odkryli źródło dochodu i zorganizowali podziemne kasyno. Dosłownie podziemne bo mieściło sie w jednej z piwnic częściowo spalonej kamienicy w pobliżu Teatru Miejskiego. Wstęp tylko dla wtajemniczonych i sprawdzonych klientów jak w Chicago w latach prohibicji. Taka namiastka Zachodu. Tu chętnie bywali ci, których było na to stać. Typy z pod ciemnej gwiazdy, oficerowie polscy i sowieccy przepuszczali skarby zdobyte na pokonanych Niemcach. Ruletka, dobry alkohol, kelnerzy, wszystko tak jak powinno być. W komendzie milicji oczywiście też ktoś dobrze wiedział co dzieje się w pobliskiej piwnicy ale z wiadomych przyczyn nie interweniował a wręcz pomagał chociażby w taki sposób, że każdej nocy w pobliżu ulicę patrolował przynajmniej jeden funkcjonariusz. Wszystko funkcjonowało dobrze od kilku miesięcy. Klientów przybywało. Wieczór jak każdy. Na sali dobrze bawiące się towarzystwo. Rosyjscy oficerowie popijają zdrowo i przegrywają zdobyczne dolary. Towarzyszące im damy obwieszone kosztowną biżuterią, która jeszcze niedawno należała do szanowanych rodów niemeckich dzielnie im sekundują. Jacyś panowie w garniturach, przy jednym ze stolików w eleganckim kostiumiku, widać, że szytym na miarę z materiałów z UNRRY, młoda,ładna kobieta. Szeroki kapelusz przysłania jej twarz. Jest tu dopiero po raz trzeci, przyjaciel jeszcze z Tarnopola a obecnie handlarz zaopatrujący miasto w mięso ją tu rekomendował. Młody polski kapitan siedzący przy tym samym stoliku nieśmało ją adoruje. Szarmancko podaje jej ogień. Dopijają swoje kieliszki koniaku spokojnie, póki co nie zajmują się grą. Ulicą leniwie przechadza się milicjant, wie co ma robić, czego nie widzieć, kiedy ewentualnie interweniować. Wdzięczny jest porucznikowi za ten właśnie ,,przydział". Zawsze to parę groszy extra i jakieś luksusowe prezenty też się trafią. Na stercie gruzów przysiadł się jakiś biedny, kuśtykający inwalida wojenny. Młody chłopak, dowiedział się gdzieś chyba, ze tu pojawia się często lepsze towarzystwo więc może jakoś wspomoże kalekę, moze nawet paczkę papierosów ktoś podaruje.

 

-A niech sobie siedzi biedak, niech i on coś ma, przecież jak i gdzie on tu zarobi.-pomruczał pod nosem milicjant i pomalutku ruszył w kolejna rundkę.

 

Nagle łomot, kurz i pył. Na sali jakby wyszli ze ścian i sufitu, pojawia się trzech zamaskowanych mężczyzn. Uzbrojeni po zęby, pepesze, granaty. Jak na gangsterskich filmach terroryzują gości. Biją i ogłuszają personel kolbami. Wszystko bardzo sprawnie, pieniądze wędrują do worka, jeden z nich każe ściągać i sam zrywa z kobiet biżuterię. Siedzącemu przy stoliku z elegancką dziewczyna w kapeluszu kapitanowi dyskretnie udaje się wyciągnąć z kabury pistolet ale gdy bierze na cel jednego z napastników jego sąsiadka strzela mu prosto w głowę. Teraz wszyscy szybko do wyjścia. Na ulicy zaalarmowany chyba i wystrzałem milicjant podbiega do budynku,z ramenia ściąga karabin ale siedzący inwalida strzela mu w plecy.

 

Gospodarze lokalu przygotowani są i na taką sytuację. Wiedzą co im grozi i co należy robić:

 

-Józku, tak jak my planowali, zabieramy klamoty i spieprzać trzeba. Staszku na nas czeka w Szczycini a potem si zobaczy.-w stolicy Dolnego Śląska już się nigdy nie pojawili.

 

Z za rogu wyjeżdza willys, napastnicy wskakują i znikają w gąszczu ruin. Trasa przygotowana doskonale. Jadą na zachód, szybko przez wyludnione miasto. Za lotniskiem na Gądowie porzucają pojazd i rozpierzchają się. Za pół godziny są umówieni w okolicach ul. Szczecińskiej. Mają przygotowane inne środki transportu, furmanki. Wynajęli niewtajemniczonych woźniców, niby,że wracają z Wrocławia z suto zaprawionego przyjęcia. Jadą w stronę Złotnik, popijają po drodze żeby wypaść wiarygodnie. Wiedzą, że sąsiedzi wszystko widzą i chętnie o wszystkim opowiedzą jak ktoś będzie pytać. Natura taka. Znają się właściwie ,,od zawsze". Pochodzą z sąsiadujących podlwowskich wiosek przesiedlonych na Ziemie Odzyskane. Ich ,,wędrówka ludów" zakończyła się w okolicach wrocławskiej Leśnicy. Nigdy nie uśmiechała im się ciężka praca na roli. Wabił ich wielki świat, to co było dostępne już we Lwowie. W ,,karierze" pomogła wojna. Chaos, demoralizacja stwarzała wielkie możliwości. Zajmowali się szmuglem, czarnym rynkiem, handlem informacjami, donoszeniem, wymuszeniami, zwykłym rabunkiem, szantażem... Dwóch braci Roman i Włodek Karpiuk i Jan Oleszko(kierowca willisa w dzisiejszej akcji) służyli też w UPA. Tam mieli wiele mozliwości chociażby uregulowania rachunków z kimś kto był niewygodny i zaszedł jakoś za skórę. Paweł Kryszko(właściwie przywódca bandy) działał w AK-to bywało równiez przydatne. Markowi Marko(inwalidzie) nie udało się uniknać poboru do 2 Armii LWP i szlak bojowy zakończył ciężko ranny w nogę pod Świdnicą. Zofia Pik od zawsze chciała żyć jak wielka dama, taka jakie widywała jak mama zabierała ją czasami do Lwowa, pijące kawę u ,,Georga" czy spacerujące na Wałach Hetmańskich lub Rynku. Jaką damą moze zostać w kraju demokracji ludowej zrozumiała szybko.

 

Lista ich grzechów była na tyle długa, że wiedzieli co grozi im jeśli w końcu do nich dojdą. A,ze dojdą byli pewni. Znali juz na ile skuteczne jest NKWD. Powojenny rozgardiasz pomagał im jeszcze jakoś funkcjonować ale w każdej chwili mogło zrobić się gorąco. Planowali ucieczkę na Zachód a na to potrzeba było pieniędzy. Kryszko miał kontakty z dawnych czasów-przewodników i kanał przerzutowy. Oszczędności-dolarów i złota też by wystarczyło ale trzeba tam też jakoś się urządzić.

 

Kiedyś przypadkowo w centrum Wrocławia spotyka dawnego znajomego majora AK. Ten teraz działa w WIN, zaprzysięga Kryszkę i opowiada mu o działającym nielegalnym kasynie, którym interesuje się podziemny wywiad. Mozna tam prowadzić świetną robotę wywiadowczą. Kryszko podejmuje się rozpracowania lokalu ale w zupełnie innym celu. Razem z kompanami opracowują plan. Z trotylem i bronią nie ma żadnego problemu. Wiedzą jak rozbić ścianę żeby znaleźć się w miejscu akcji. Zofia przez jednego ze swoich byłych kochanków, hochsztaplera z Tarnopola załatwia dla siebie niewzbudzjący podejrzeń wstęp do ,,klubu". Organizują jeszcze tylko samochód i skok udaje się. Doświadczenie wojenne, partyzanckie, bandyckie przydaje się. Jeszcze tej samej nocy na szosie do Środy Śląskiej ma na nich czekać samochód. To pierwszy etap przerzutu na Zachód. Dotrą do granicy i przez Czechosłowacją do wymarzonej Amerykańskiej Strefy.

 

Niby rozochocone towarzystwo prosto z imprezy idą do domu Karpiuków. Ci jako bracia zajęli cały niewielki domek, nie ma więcej rodziny, świadków nie będzie.

 

-Dobra, przebierać się, ubrania spalić w piecu, sprawdzić czy nikt niczego nie zapomniał. Jak wieś zaśnie ruszamy dalej.-komenderuje Paweł Kryszko.

 

-Głupio tak trochę, swoich nie zobaczymy prędko-martwi się Marek Marko..

 

-Zobaczymy, zobaczymy. Jak się za łby wezmę Amerykanie z Ruskimi to zobaczymy. Niedługo będziemy już w Bawarii to odkrytki swoim powysyłasz.

 

-A mówiłeś, ze do Niemiec jedziemy??? W jakiej Bawarii?

 

Zaczekali aż okolica ucichnie, pogasną światła i cichaczem wymknęli się ku wolności. Samochód czekał tak jak było umówione.

 


 

 

 

W gabinecie zajętym przez pułkownika NKWD Pietrowskiego siedział polski major z MBP Świątoniowski. Pułkownik czuł się tu jak udzielny książę, wiedział, że praktycznie cała władza należy do niego i starał się gorliwie wypełniać swoje obowiązki.

 

-Majorze,to nie był Werwolf, WIN czy inni faszyści. Oni zabiliby wszystkich, zreszta to dla nas bez różnicy. Zachciało się kapitalistycznych rozrywek. Zobaczyli trochę świata, rozbisurmanili. Okradają swoją ojczyznę. Towarzysz Stalin liczył się z tym i przygotował dla takich odpowiednie instrukcje. Tam gdzie pojadą będą mieli inne zajęcia. Waszymi obywatelemi, których wczoraj zatrzymano też my się zajmiemy. Po tym co się wydarzyło ma nie być żadnego śladu!!! Zrozumiano Majorze? Oficjalnie jakby co, tam działali imperialistyczni szpiedzy. Waszym zadaniem Towarzyszu jest znaleźć tych co to zrobili. Oni w tym społeczeństwie wyrosną na bohaterów a tego nie chcemy! Co dalej Wiecie dobrze sami!!! Powodzenia!

 

Świątoniowski wyszedł i zabrał się do pracy. Już po mieście biegali jego informatorzy. Wiedział doskonale, że jakaś dedukcja, szczęście to bzdety z kapitalistycznych filmów. Tu potrzeba metod takich jak stosuja towarzysze radziedzcy. Psychologia, donosy, w mordę dać kiedy trzeba a i współpracować ze społeczeństwem. No tylko naród nieuświadomiony politycznie i nieufny.

 

Znaleziono szybko samochód a raczej to co z niego pozostało. Szabrownicy byli pierwsi. Później używająć wszystkich wyżej wymienionych metod śledczy dowiedzieli się o furmankach i właściwie kiedy już dotarli do Złotnik przyszedł telefonogram, że nasi bohaterowie zostali zatrzymani przy nielegalnym przekraczaniu granicy. Przesłuchiwali ich fachowcy więc szybko skojarzono fakty. Jak rozkazał pułkownik Pietrowskij postarano się o to aby to zdarzenie wymazać całkowicie z historii Wrocławia. Nasi przestępcy spoczęli na pewno w jakiejś wspólnej mogile z prawdziwymi polskimi patriotami."