Gdyby tylko człowiek był kowalem losu,nie byłoby aż tyle nieszczęść
Po śmierci Stalina kołchoźnikami zostali, mieli krowę i domek z belek cedrowych , jeździli po zakupy do Irkucka, a kiedy ojciec ich za pośrednictwem PCK odnalazł,to bratanek starszy nie chciał jechać do Polski, uciekł do tajgi z dziewczyną,czego to ludzie nie robią dla miłości . Zbudował szałas i mieszkał do pierwszych mrozów z ukochaną. Była to Litwinka zesłana na Sybir za to, że bracia i ojciec kolaborowali z Niemcami.
Niedźwiedzie podchodziły coraz bliżej do szałasu, bały się tylko ogniska, płonęło ono do świtu każdej nocy. Pewnego razu zerwała się burza, drzewa wywracała z korzeniami i rozerwała szałas. Ledwie uszli z życiem. Z tlącymi się głowniami szli do osady, a za nimi podążał pomrukując brunatny miś.
Litwinka zachorowała na zapalenie płuc, czary mary i kadzidła szamana nic nie pomogły, nim doktor przyjechał umarła. Wyciosał bratanek dla niej cedrowy krzyż i wyrzeźbił na nim dwa serca przebite włócznią. Przesiadywał nad grobem do późnych godzin, grał na bałałajce ich ulubione piosenki, a stary szaman Buriat rozmawiał z jej duszą i mówił, że usycha z tęsknoty, czeka na niego po drugiej stronie Bajkału. Buriat nie robił tego za darmo, lecz z pragnienia picia. Wywołanie ducha kosztowało za każdym razem litr bimbru.
Alkoholizm wśród Buriatów i zesłańców w regionie irkuckim był olbrzymi. Ludzie zapijali się na śmierć. Bimbru z orzechów cedrowych, że pływać w nim łódką można było. Władza uważała, że pijanym, skołowanym ludem lepiej rządzić, niż zdrowym rozsądkiem. Bimber z cedrów do dziś pędzą bezkarnie Buriaci, mocny i zdrowszy od wódki przedniego gatunku.
Do Polski bratanek jechał osowiały, milczący, grał na bałałajce jej ulubione piosenki. Był już żonaty z Ukrainką z akcji "W", a przy kieliszku opowiadał o cedrowych sercach przebitych włócznią. Powiadał o jej barwie głosu, a oczy jak wody Bajkału, widział w nich swoją duszę.
Dużo palili i pił, bełkotał plącząc, że ona czeka na drugim brzegu, największego jeziora świata. I on z nią się zanurzy w nim na zawsze. I tak biadolił,aż rak płuc na drugi brzeg zabrał...
Wielu zostało na Syberii nie tylko z miłości ,potomkowie zesłańców nie znają już języka przodków. Odwiedza ich konsul z Irkucka od wielkiego dzwonu. Tu jest nasza ojczyzna, mówią mu po rosyjsku, a on daje im książeczki polskie do czytania.
Dziwią się, że ich dziadkowie walczyli za Boga, honor i sanację.. Posyłali ich na rzeż. burżuje, brat zabijał brata, bo był w okopach po drugiej linii frontu. A teraz w walce o władzę, rzucie się sobie do gardła, podcinacie gałąź, na której siedzicie-mówią mnie po rosyjsku. Biedna może być, byleby tylko katolicka wołacie na trybunach, ambonach i ulicach.
Do takiej ojczyzny nas nawołuje konsul z Irkucka. I po co nam taka?
Tu Bajkał święty, szamani, bimber z cedrów lepszy i tańszy od Polmosu. Stepy, góry niebotyczne i lasy wiecznie śpiewają, a nad Wisłą pielgrzymki, afery i gruszki na wierzbie. Jesteśmy daleko od Warszawy i Moskwy, ale dobrze wiemy co w tych miastach bredzą politykierzy. Nie chcemy umierać za ich antagonizmy, jak nasi przodkowie.
Los zna tylko baran, będzie strzyżony stale i raz zabity,a Polacy mają misję i nadzieję, że szablą i pomocą Amerykanów pomszczą Katyń Słowa te powiedziała na pożegnanie wnuczka zesłańca ,który nie chciał wrócić do ojczyzny,obok niej stał Buriat jej mąż
Wujek z ojcem prowadzili zakład rzemieślniczy i pasiekę, a kiedy władze skonfiskowały im biznes, popijali tęgo, słuchali rozgłośni zachodnich i przeklinali, że znowu judzą do walki za honor, Boga, ojczyznę, słuchając bardzo żałowałem ,że uciekałem na zachód, gdzie dolary ważniejsze od życia..